WYDARZENIA
 Bezpłatne webinaryKonferencje, szkolenia, warsztaty

W jednym z ostatnich w 2023 roku numerów tygodnika „Polityka” (nr 50 (3443), 6.12–12.12.2023) prof. D. Jemielniak opublikował artykuł zatytułowany „Naprawa nauki w dwunastu krokach”. Dwanaście kroków niespójnych, które nigdzie nawet nie dotykają istoty problemów systemowych, i nijak się mają do potrzeb gospodarki tego kraju a już w ogóle do potrzeb obywatela-podatnika.

Można je streścić krótko tylko w trzech takich punktach:
-  trzeba zmienić to, co dla nas niewygodne,
-  nie zmieniać nic, co nam wygodne, i
-  dosypać dużo państwowych (czy europejskich) pieniążków, a szczególnie dla PAN…

Taka postawa żywo przypomina postawę kilku już pokoleń hierarchów akademickich, od lat niemal histerycznie reagujących na propozycje jakichkolwiek zmian systemowych w tej dziedzinie. Jakby zapominali, że to oni są najemnikami podatnika a nie odwrotnie…

W zasadzie powinno się przejść obojętnie wobec takiego tekstu i raczej szybko zapomnieć, gdyby nie fakt, że jego autor reprezentuje instytucję (PAN) finansowaną przez budżet państwa, czyli przez podatnika-obywatela-wyborcę…

Poniżej komentarze obywatela-podatnika dodane będą pod cytatami z tych 12 kroków oryginalnego tekstu prof. D. Jemielniaka, przedstawionymi kursywą ramkach.

1. Niezwłoczna rewizja Krajowego Planu Odbudowy.

„W Hiszpanii ponad 30 proc. pieniędzy z KPO przeznaczone jest na naukę i badania. W Słowacji to 10 proc. Polska zaś nie doszła nawet do 1 proc.”

W EU liczą się, są rozpatrywane i finansowane konkretne projekty długoterminowe, ale nie stosuje się doraźnego łatania budżetu. Plan znaczy plan. W Polsce nie ma krajowych priorytetów badawczych, nie ma długoterminowych planów badań naukowych zgodnych z tymi priorytetami, map drogowych rozwoju nauki dla kraju. Z taką bezplanową nauką jaka tu jest, nie ma się co do KPO przymierzać, bo europejski podatnik w taką naukę nie będzie inwestował.

Chyba, że tylko tak się mówi/pisze, a głównie chodzi o dofinansowanie instytucji PAN i to raczej rodzaj apelu do nowego rządu o wsparcie. No ale PAN to nie cała nauka polska… N.B.  czy jest jakiś aktualny i wymierny (w konkretnej walucie) pożytek z istnienia PAN - dla gospodarki i konsumenta? Czy zwrot z inwestycji w PAN też jest 13-to krotny, jak to w tym artykule wskazano:

„…bo z jednej złotówki wydanej na badania do gospodarki wraca średnio aż 13, co jest nieprawdopodobnie korzystną stopą zwrotu…”      

Nie wiadomo dokładnie z tego tekstu na jakie badania te złotówki wydane, przez kogo, u kogo ile wraca i do czyjej gospodarki. Z jakiego kontynentu ta liczba 13?...  W Polsce nie ma żadnego zwrotu z wydatków na naukę, na co od dawna wskazują m.in. raporty zespołu prof. J. Hausnera (UEK). Jeśli cokolwiek jest prawdziwe, to od lat udokumentowane dane, że złotówka wydana tu na naukę faktycznie kosztuje inwestora więcej niż 1 zł. W przypadku nierozsądnych wydatków budżetowych, trzeba czytać  - kosztuje obywatela-podatnika…

Natomiast wiadomo od dawna, że w krajach rozwiniętych dolar zainwestowany przez rządy w badania w dziedzinach priorytetowych pobudza strumień dolarów zainwestowany w te badania przez sektor prywatny, ale to tylko przy dobrze funkcjonujących finansowych instrumentach wsparcia. Są dane wskazujące, że miliard dolarów tak zainwestowany przez rząd pobudza np.6 czy 8 miliardów dolarów inwestycji sektora prywatnego. Takie przełożenie działa tylko na bazie przejrzystego systemu prawnego i w warunkach stabilnego zaufania społecznego. W Polsce póki co, nie ma ani jednego, ani drugiego…

2. Zmiany w punktacji.

„Konieczne jest wypracowanie metody oceniania naukowych czasopism przy udziale gremiów eksperckich...”

A po co i na czyj koszt – czy też mój jako podatnika?...

Nauka od dawna jest międzynarodowa a jakość prac jest zapewniona przez anonimowe recenzje w czasopismach indeksowanych. Jakość indeksowanych czasopism naukowych jest z kolei od lat jednoznacznie zdefiniowana w Journal Citation Reports® , przez aktualizowany corocznie parametr Impact Factor (IF). Obok indywidualnego wskaźnika Hirsch’a, wkład uczonego w daną dyscyplinę wyznacza kumulacyjny IF jego publikacji. To w zupełności wystarcza w świecie rozwiniętym, więc zamiast mnożenia kolejnych gremiów, komisji i list na koszt podatnika, no i żeby mu zaoszczędzić kłopotu, trzeba raczej myśleć o likwidacji zbędnych komisji i zamykaniu namnożonych do absurdu różnych lokalnych „pisemek” o posmaku pseudo-naukowym o niskich nakładach, bez zasięgu i wartości.

Dzisiaj nie trzeba żadnych gremiów eksperckich do oceny jakości pracy naukowej. W krajach rozwiniętych każda sekretarka wydziałowa to umie zrobić dobrze w kilka minut, i tutaj coraz więcej osób też, więc nie wiadomo o co chodzi, jeżeli tylko nie o pieniądze naiwnego podatnika.

Ostatnio na stronie fundacji „Science Watch Polska” ukazało się przejrzyste zestawienie ocen parametrycznych kandydatów do tzw. Rady Doskonałości Naukowej w naukach humanistycznych i społecznych, według aktualnych danych z platform Publish or Perish, Scopus i Web of Science.

Kto zechce, sprawdzi sam: SCIENCE WATCH POLSKA - Wartość dorobku naukowego kandydatów do RDN - nauki humanistyczne i społeczne

Taka rada, jak i wiele podobnych centralnych rad, komitetów i komisji, są do natychmiastowej likwidacji, jako objawy czy raczej przeżytki socrealizmu …

3. Podwyżki, podwyżki, podwyżki.

Oczywiście aktualnie potrzebne, ale dobrze też mieć na uwadze, że taki jednorazowy akt niewiele zmieni w samym systemie poza chwilowym polepszeniem nastroju sfrustrowanej kadry. Samo to nie naprawi ogromnych braków prawnych w organizacji nauki i szkolnictwa wyższego i nijak nie polepszy warunków pracy badawczej.

4. Jasny plan zwiększenia wydatków na naukę.

 „To kuriozalne, że od polskich naukowców i naukowczyń oczekuje się rezultatów na światowym poziomie, wydając na naukę połowę średniej europejskiej (wynoszącej ok. 2 proc. PKB)”.

Pytanie – wydatków na jaką naukę i po co? Tu kolejne nieporozumienie dotyczące danych: w krajach rozwiniętych wydatki publiczne w tym sektorze od dawna nie przekraczają 1% PKB, bo resztą (dopełnienie do tych cytowanych 2% i więcej…) zajmuje się sektor prywatny. Taka jest od lat prawidłowość w nowoczesnych społeczeństwach – rządy mniej, sektory prywatne więcej, ale musi im się opłacać, bo jeszcze mają przed sobą ogromne koszty ewentualnej komercjalizacji innowacji… 

Jakiekolwiek zwiększanie finansowania w istniejącym słabym (liniowym) modelu organizacyjno-prawnym funkcjonowania nauki w Polsce, z całą tą feudalną hierarchizacją i pozorowaną sprawozdawczością to byłoby tylko czyste marnotrawstwo - wrzucanie w czarną dziurę bez dna… Polskiego podatnika na to nie stać (tu przypomnienie M. Thatcher, jeszcze z 1984 r.)...

5. Przywrócenie rangi badaniom podstawowym.

Znowu zasadnicze pytanie – a  po co ???...
Czy to dla dobra kraju i jego obywateli, czy tylko i wyłącznie w interesie i dla dobra tej instytucji, jaką jest PAN?

„za wzór mając choćby amerykańską National Science Foundation, należy uruchomić program dla prac badawczo-rozwojowych bazujących na wizjonerskich badaniach podstawowych i charakteryzujących się wysokim stopniem ryzyka typu FET (Future Emerging Technologies)".

Jako kraj na dorobku, za wzór na dzisiaj, a raczej już od dawna, powinniśmy wziąć Australię, Kanadę czy Koreę Południową. W Korei Południowej na badania podstawowe przeznacza się minimum zgodne z regułą Condorset’a, czyli ok. 10% funduszy, ale za to na rozwojowe i wdrożeniowe – 70%!

Obudźmy się… Czy skutki już nie są widoczne gołym okiem także w Polsce, która importuje koreańskie samoloty, czołgi, armaty, koparki, samochody, telewizory, komputery, telefony i co tam jeszcze?… Aaa, no i jeszcze statki budują i promy nowoczesne do przewozu tych dóbr. Czy trzeba wymieniać więcej? Czy nie wystarczy się rozejrzeć po sklepach, drogach i okolicy?

Wizjonerskich prac tu w ogóle nie trzeba, bo  polskiego podatnika nie stać na wizyjne fantasmagorie (znowu przypomnienie M. Thatcher, 1984). Jeśli jakieś prace badawcze mają być finansowane z budżetu państwa, to konkretne BADANIA STOSOWANE, ROZWOJOWE I WDROŻENIOWE, i to tylko w dziedzinach uznanych za priorytetowe dla rozwoju gospodarki. Podatnik za nie zapłaci, bo spodziewa się lepszych produktów i usług, gdy te badania przechodzą w etap rozwojowy i wdrożeniowy, i także dzięki sprawnej legislacji podlegają komercjalizacji w sensownym czasie.

Ekonomiści wskażą jeszcze na istotną dla PKB i budżetu wartość dodaną produktów eksportowanych, bo szybko porównają wartość kilograma zegarków, samolotu lub komputerów, do wartości kilograma lasu, cegły czy buraka…

Dla decydentów wymiernym wzorcem i równoległym celem powinny też być konkretne wskaźniki makroekonomiczne, takie jak ilość patentów na milion mieszkańców/rok (jesteśmy przedostatni w EU), ilość patentów „wysokich technologii” (polskich własnych - prawie zero…), udział wysokich technologii w eksporcie (polski udział własny też bliski zera), itp…

Dla opamiętania warto przypomnieć, że w roku 2022 sama Korea Południowa zarejestrowała około 10 000 patentów w Europejskim Urzędzie Patentowym, Polska 4 (słownie 4). No to gdzie jesteśmy i gdzie chcemy być?... Pokrzyczeć trochę i pomachać szabelką, jak niektórzy politycy, czy rzeczywiście coś konkretnego zrobić dla gospodarki i rozwoju tego kraju?

6. Przegląd nowych instytucji.

Nie przegląd, tylko konkretny i szczegółowy audyt, a po negatywnej weryfikacji – szybka likwidacja.
Takich pseudo-instytutów namnożyła się obfitość w ostatnich latach. Polskiego podatnika nie stać na etaty państwowe dla kolesi partyjnych p. Glińskiego, Czarnka i podobnych.

7. Zapał reformatorski.

Nie jest potrzebna żadna rewolucja, tylko porządek i przejrzystość na długo, jeśli nie na zawsze. Już od dawna i na najbliższą przyszłość – konieczna jest solidna mapa drogowa starannie zaplanowanej transformacji do modelu „gospodarki opartej na wiedzy”. Zmiany muszą postępować systematycznie, w wielu dziedzinach jednocześnie i na bazie uporządkowanych praw. Państwo, szczególnie tak mocno scentralizowane, to system naczyń połączonych i reforma jednej dziedziny nic nie dała w przeszłości i nigdy nic nie da poza marnotrawstwem, w czasie gdy inne (dalej kulejące) obciążają budżet, spowalniają postęp, pochłaniają energię społeczną i co najwyżej wywołują frustrację i apatię.

„To oczywiste, że łatwiej zmieniać procedury i regulacje, niż np. zwiększać budżet”.

To oczywista nieprawda, bo żeby zmienić regulacje sensownie, tak by dawały właściwe efekty długoterminowe, trzeba się nieźle wysilić, najpierw pochłonąć sporo wiedzy, naczytać czołowych ekspertów światowych i sporo bibliografii, przygotować wielobranżowy biznes-plan reorganizacji na więcej niż jedną kadencję polityczną, dostosować i zharmonizować podstawy prawne w wielu dziedzinach. W Kanadzie czy w Australii to przygotowanie do transformacji do etapu „gospodarki opartej na wiedzy” zajęło wiele lat i kosztowało tez sporo $$$, więc trzeba to zrobić solidnie, raz a dobrze i nie tracić czasu na próżne gadulstwo. Smutnym potwierdzeniem są tutejsze kolejne, płytkie i nieudane tak zwane reformy nauki i szkolnictwa wyższego.

A może sugeruje się, by postępować odwrotnie, a więc jak dawniej – bo to nawet łatwiej - dorzucić z nie swoich pieniędzy (budżetu), czyli zmarnować dowolną ich ilość, i nie kłopotać się myśleniem – jak to naprawić, udrożnić dla realnych a nie pozornych innowacji, a nie daj Boże uczyć się od kogoś, kto dawno to zrobił lepiej?...

„...likwidacja stopnia doktora habilitowanego czy tytułu profesorskiego byłyby wylewaniem dziecka z kąpielą i równie dobrze mogłyby doprowadzić do jeszcze większej zaściankowości polskiej nauki i utrwalenia patologii”.

Chyba nie należy popierać utrwalania działalności takich groteskowych postaci jak (alfabetycznie):

Czarnek, A. Glapiński, K. Pawłowicz, R. Terlecki, A. Zybertowicz, J. Żaryn… i cała chmara innych pseudo-profesorów z tej makiawelicznej opcji politycznej, bez żadnej publikacji indeksowanej [H=0 (słownie – ZERO !!!...)] ? Skutki widać przecież od dawna, i w długim terminie to się nazywa degrengolada. To czegoż tacy nauczą swoich doktorantów i następców – dobrego rzemiosła, którego sami nie znają czy łgarstwa, które nagminnie uprawiają ?...To jest dopiero patologia!…

„Koniec końców, obecnie i habilitacja, i profesura podlegają recenzjom zewnętrznym...”

Jakim zewnętrznym? Takim jak z tej RDN, recenzjom kolesi z innej lokalnej pouczalni? Znowu żarty...

Habilitacja to XIX-to wieczny przeżytek, dodatkowo w Polsce zdegenerowany, bo te tak zwane monografie nie są publikowane w uznanych międzynarodowych wydawnictwach naukowych, tylko w lokalnych drukarenkach uczelnianych, czasem o nakładzie 50 sztuk, bez zasięgu i wartości. Cytuję ponownie publikację, która wyraźnie wskazuje, że te habilitacje i profesury są po prostu słabe i nic nie wnoszą do stanu wiedzy:

SCIENCE WATCH POLSKA - Wartość dorobku naukowego kandydatów do RDN - nauki humanistyczne i społeczne

Jaki by kto nie był młody, kiedy ma ze cztery publikacje indeksowane (czyli w czasopismach z anonimowymi recenzjami i określonym IF), może z tego złożyć doktorat bez obaw bo widać, że wystarczająco zna rzemiosło a promotor dobrze wykonał pracę mentorską. Kto złoży habilitację (jeśli w ogóle potrzebna) z 10-12 publikacji indeksowanych, obejmujących określony obszar wiedzy ten dowodzi, że wystarczająco zna rzemiosło i dyscyplinę, by być uznany za pracownika samodzielnego.

 „Już teraz natomiast osoby bez habilitacji mogą bez problemu tworzyć zespoły badawcze i pozyskiwać na nie finansowanie z NCN...”

Nie mogą, bo jak to nazwano „lokalne kliki” hierarchicznych miernot okupujących stanowiska w folwarkach państwowych, uchwalają lokalne uchwały senackie, zabraniające składania wniosków grantowych „z pominięciem drogi służbowej”, czyli bez dopisywania do projektu kierownika katedry/instytutu, dziekana, i innych hierarchów.  W konsekwencji, dopisywania nie tylko do wniosków ale również do publikacji. No to „Hirsch” im rośnie bez wysiłku - w miarę wzrostu ignorancji hierarchów i ich  oderwania od realiów - rosną im też oceny parametryczne w tym folwarcznym feudalizmie, gdy oni posiadują na posiedzeniach. Dlatego się garną do łatwego chleba, bo takie skutki ma selekcja negatywna w państwie… Tak naprawdę to jest mobbing i to powinno być karalne, a nie dofinansowane przez podatnika.

8. Gremia decyzyjne.

Jak w medycynie – w tak trudnej dziedzinie jak nauka, ważna jest druga opinia. Dlatego w  wielu krajach na różnych poziomach działają dwa niezależne ciała doradcze dla decydentów, obydwa merytoryczne, bez polityki.

9. Głębsze zmiany w systemie ewaluacji.

„Być może zarówno do ocen jakościowych, jak i do ustalania punktacji publikacji potrzebna jest osobna  instytucja...”

Co, co - kolejna instytucja???...Chyba kolejny żart, czy to ciągle ta sama stara choroba z gatunku „homo sovieticus”?…

10. Specjalizacja uczelni.

To raczej powinno wyglądać tak, że największe uczelnie (i jednostki badawcze) oprócz starania się o priorytetowe międzynarodowe i krajowe granty badawcze i będą też pracować na kontraktowe zlecenia największych firm krajowych i korporacji międzynarodowych. Uczelnie regionalne oprócz zabiegania o granty regionalne, w ramach kontraktów wspierają badaniami duże i średnie firmy regionalne. Nawet najmniejsze uczelnie w miastach powiatowych, dysponujące wystarczającym potencjałem laboratoryjnym i osobowym, wykonują badania na zlecenie mniejszych firm lokalnych (np. w Kanadzie program „municipality – community college).

11. Zwiększanie autonomii uczelni.

Stawiam żołędzie przeciw dolarom, że to nie nastąpi w obecnym systemie partyjno-centralistycznym, bez dogłębnych zmian politycznych i w konsekwencji prawnych i administracyjnych w tym kraju. By realnie zwiększyć autonomię, państwowe uczelnie zarządzane przez konkursowych menadżerów powinny przejść pod jurysdykcję i finansowanie regionów i dużych miast, jak to już od dawna dobrze działa tam gdzie działa.

12. Likwidacja nieuczciwej konkurencji.

Jak w sporcie, zamiast ograniczania czegokolwiek, raczej potrzebne jest wyjście z lokalnych opłotków i otwarte wejście w realną konkurencję międzynarodową, w każdej dziedzinie uznanej za priorytetową w perspektywie długoterminowej.                                                   

- . -

 To tyle bezpośredniego komentarza na temat omawianego artykułu zamieszczonego w tygodniku „Polityka”.

Na zakończenie – teleturniej i trochę wstyd…

Żeby wejść radośnie w nastrój świąteczno-karnawałowy, 15. grudnia 2023 r. na stronie grupowej FB „Nauka i szkolnictwo wyższe bez cenzury” (założonej przez Fundację Science Watch Polska), Polska Akademia Nauk (czy może sam jej wiceprezes, prof. D. Jemielniak) informuje, że we współpracy z Forum Akademickim rozpoczyna akcję „Naukadonaprawy”.

Wszystkich, którzy chcieliby przekazać swoje sugestie, zachęca się tam „do zgłaszania pomysłów niezbędnych zmian w systemie nauki i szkolnictwa wyższego”. Tu pojawia się link do formularza „https://tiny.pl/csdjg”, gdzie w sposób osobliwie podobny do teleturnieju „kółko i krzyżyk” czy może coś jakby „zgaduj zgadula” (kto pamięta…) respondent ma zaznaczyć krzyżykami różne pola i wpisać jednym zdaniem jakiś zbawienny pomysł.

Wypada przypomnieć, że pomysły to można mieć na zawiązanie kokardki na sznurówce buta, czy coś w tym rodzaju, ale…

Ale w tak poważnym temacie jak transformacja systemu organizacyjnego państwa (w tym nauki) do etapu intensywnego rozwoju zwanego „gospodarką opartą na wiedzy”, dostępnych jest wiele dzieł wybitnych światowych ekspertów oraz ogromna ilość publikacji naukowych, popularnonaukowych jak i prac publicystycznych. Może zamiast urządzać takie społecznościowe facecje typu „kółko i krzyżyk”, lepiej byłoby zacząć od poważnego studiowania bibliografii?

Socjologom można szczerze polecić (jak i wszystkim poważnie zainteresowanym) prace innego socjologa, wybitnego kanadyjskiego uczonego B. Godin’a (H=14), na dobry początek choćby świetną książkę: B. Godin, “The making of science, technology and innovation policy”, 2009). Kto nie zamierza czytać grubszych dzieł „w tych obcych językach” a chciałby poznać bliżej istotę lokalnych problemów, może też przejrzeć zwartą książkę dostępną jako darmowy e-book (Gospodarka nie-wiedzy Krzysztof Jan Konsztowicz. Ebook - Ebookpoint.pl - tu się teraz czyta!).

Dr hab. inż. Krzysztof J. Konsztowicz, prof. ATH (em.)

Dodaj komentarz

3.png9.png7.png2.png2.png6.png5.png