Opinie naukowców na temat habilitacji - analiza wyników badań
Wstęp
Od października 2019 r. wchodzi w życie nowa ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Dokument nazwany Ustawą 2.0 lub Konstytucją dla Nauki opracowany został przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod kierunkiem ministra Jarosława Gowina. Ustawa, w której zorganizowanie 9 konferencji tematycznych, Narodowego Kongresu Nauki i kampanii promującej zmiany w nauce, kosztowało 5 milionów złotych. Są to dane z grudnia 2017 r. Biorąc pod uwagę rozmach, z jakim toczy się wdrażanie Ustawy 2.0, koszty te należy zwielokrotnić.
Naukowcy zainteresowani zmianami w nauce z pewnością niejednokrotnie słyszeli o licznych konsultacjach MNiSW z przedstawicielami nauki. Niestety, nikt z nas (członków Fundacji), ani żadna z osób współpracujących z Fundacją, ani nawet nikt z naszych znajomych nie miał przyjemności uczestniczyć z konsultacjach organizowanych przez MNISW.
Dlatego osoby zgromadzone wokół Fundacji Nauka Polska postanowiły przeprowadzić pierwsze w Polsce badania ankietowe dotyczące najczęściej poruszanych w naszym gronie problemów związanych ze środowiskiem akademickim.
Opracowaliśmy 5 tematycznych ankiet skierowanych do szerokiego grona pracowników naukowych. W każdej ankiecie znajduje się 10 pytań oraz metryczka. Ankiety są anonimowe i dobrowolne.
Każda ankieta zawiera trzy odpowiedzi (do wyboru):
- TAK,
- NIE,
- nie mam zdania.
Każdą zaznaczoną odpowiedź można uzasadnić.
Charakterystyka badanej grupy
Ankieta „Habilitacja” dostępna była w internecie od 1 lutego do 15 marca 2019 r. Celem badań było poznanie opinii naukowców na temat:
- wartości i innowacyjności badań prowadzonych podczas postępowań habilitacyjnych oraz pohabilitacyjnych,
- rzetelności i obiektywności postępowań habilitacyjnych,
- praw habilitanta,
- nieuczciwych recenzentów.
Ankietę rozpowszechniliśmy drogą mailową wysyłając ją do ponad 30 tysięcy naukowców z całej Polski, oraz zamieszczając linki do ankiety na profilach FB. Ankietę uzupełniło 1311 osób. Wśród ankietowanych było 605 kobiet (46,15%) i 706 (53,85%) mężczyzn.
Największą grupę respondentów stanowiły osoby w wieku od 41 do 50 lat, było ich 515 (38,28%). Jest to jedyna grupa wiekowa, w której głos zabrało więcej kobiet niż mężczyzn.
Tabela 1. Charakterystyka respondentów ze względu na wiek i płeć
Wiek/płeć |
Kobiety |
Mężczyźni |
Ogólna liczba głosujących |
|||
Liczba osób |
% |
Liczba osób |
% |
Liczba osób |
% |
|
do 30 lat |
13 |
0,99 |
7 |
0,53 |
20 |
1,53 |
31-40 lat |
191 |
14,57 |
192 |
14,65 |
383 |
29,21 |
41-50 lat |
262 |
19,98 |
253 |
19,30 |
515 |
39,28 |
51-60 lat |
96 |
7,32 |
125 |
9,53 |
221 |
16,86 |
61-70 lat |
42 |
3,20 |
98 |
7,48 |
140 |
10,68 |
więcej niż 70 |
1 |
0,08 |
31 |
2,36 |
32 |
2,44 |
Razem |
605 |
46,15 |
706 |
53,85 |
1311 |
100,00 |
Najliczniejszą grupą biorącą udział w sondażu byli adiunkci, których było aż 705 (53,77%). Drugą grupą pod względem wielkości byli profesorowie nadzwyczajni – 263 (20,06).
Stanowisko/ |
Uniwersytet |
Politechnika |
Akademia |
Inna |
Ogólna liczba głosujących |
|||||
Liczba osób |
% |
Liczba osób |
% |
Liczba osób |
% |
Liczba osób |
% |
Liczba osób |
% |
|
doktorant |
16 |
1,22 |
1 |
0,08 |
4 |
0,31 |
0 |
0,00 |
21 |
1,60 |
asystent |
33 |
2,52 |
7 |
0,53 |
0 |
0,00 |
1 |
0,08 |
41 |
3,13 |
adiunkt |
578 |
44,09 |
83 |
6,33 |
33 |
2,52 |
11 |
0,84 |
705 |
53,78 |
wykładowca/starszy wykładowca |
70 |
5,34 |
8 |
0,61 |
4 |
0,31 |
2 |
0,15 |
84 |
6,41 |
profesor nadzwyczajny |
223 |
17,01 |
25 |
1,91 |
13 |
0,99 |
2 |
0,15 |
263 |
20,06 |
profesor zwyczajny |
130 |
9,92 |
13 |
0,99 |
2 |
0,15 |
1 |
0,08 |
146 |
11,14 |
inne |
44 |
3,36 |
3 |
0,23 |
2 |
0,15 |
2 |
0,15 |
51 |
3,89 |
Razem |
1094 |
83,45 |
140 |
10,68 |
58 |
4,42 |
19 |
1,45 |
1311 |
100 |
Wśród osób głosujących było 1287 (98,17%) osób zatrudnionych na uczelniach publicznych i 24 (1,83%) osób zatrudnionych na uczelniach niepublicznych.
Analiza odpowiedzi na zawarte w ankiecie pytania oraz Państwa komentarze do pytań, znajdują się poniżej.
Aktywne kryteria filtrowania wyników
brak
1. Czy uważasz, że badania naukowe, prowadzone przez adiunktów, przygotowujących się do postępowania habilitacyjnego spełniają warunek innowacyjności i oryginalności oraz przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki?
542 GŁOSY 41,34% |
415 GŁOSÓW 31,66% |
354 GŁOSY 27% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- Śledzę habilitacje w swojej działce.
- Jeśli każda praca badawcza (naukowa) posiada jakieś novum, to TAK. Mam wątpliwości co do przyczynku do wdrażania koncepcji do rozwoju gospodarki... jakkolwiek niech będzie TAK.
- Oczywiście konkretna odpowiedź zależy od konkretnego przypadku. Jednak nie wydaje mi się, by innowacyjność i oryginalność badań mogła być powiązana ze stopniem naukowym - nie ma znaczenia, czy badania prowadzi adiunkt, czy dr hab czy profesor. W każdym przypadku badania mogą, choć nie zawsze są, być innowacyjne i przyczyniać się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki.
- Jeśli ktoś naprawdę pracuje naukowo, to jego badania coś wnoszą do ogólnego stanu wiedzy. Nie zawsze to muszą być innowacje czy rozwój gospodarki. Są dziedziny nauki, których zadaniem jest pilnować, byśmy nie zapominali, co znaczy być człowiekiem. Jeśli adiunkt ma wartościowy poznawczo projekt, to warto, żeby podsumować go dobrą monografią lub serią artykułów. Kwestia, czy będzie z tego stopień naukowy czy nie, to sprawa drugorzędna.
- Choć różnie to bywa
- Jeśli człowiek się rozwija, to właśnie w tym kierunku zmierza
- W naukach technicznych często jest to siłą napędową innowacji, zwłaszcza, gdy wyniki są publikowane w czasopismach i konferencjach międzynarodowych z udziałem także przedstawicieli businessu bądź są wykorzystywane przy ekspertyzach
- Najbardziej twórczy okres życia i żądny sukcesu.
- Zajmuję się fizyką matematyczną, rada wydziału, w której zasiadam, nadaje habilitacje z matematyki oraz informatyki, więc trudno mówić o wdrażaniu koncepcji do gospodarki. Natomiast habilitacje są oryginalne.
- Jak w ankiecie dowieść innowacyjność? :) Realnym dowodem są np aplikacje komercyjne, dydaktyczne, itd.
- Tak, w większości są to prace oryginalne i innowacyjne o potencjalnym znaczeniu dla rozwoju gospodarki. Natomiast praktyczne wdrożenie badań powinno być realizowane przez firmy transferu technologii.
- Tak samo jak badania prowadzone przez profesorów i magistrów. Zależy od umiejętności i predyspozycji danej osoby oraz zacięcia naukowego.
- Znam wielu adiunktów, które prowadzą bardzo ciekawe badania i realizują projekty o charakterze aplikacyjnym.
- Ale należy pamiętać o badaniach podstawowych, które w krótkiej perspektywie czasu nie muszą się przekładać na rozwój gospodarki.
- W Polsce jest wiele bardzo wartościowych badań i osób z habilitacją, ale część prac habilitacyjnych nie spełnia żadnych kryteriów naukowych.
- Tak uważam.
- Zdecydowanie tak. W moim przypadku znaczna czesc badan zostala skomercjalizowana. W wiekszosci niestety w Niemczech. W Polsce nadal brakuje wspolpracy nauki z przemyslem.
- Tak, bo im zależy na awansie.
- W większość wypadków tak ake jest też wiele badań tylko dla punktów i na półkę
- Adiunkci to ta grupa, która rzeczywiście jest zaangażowana w prowadzenie badań. W przypadku współpracy z firmami komercyjnymi czasami wręcz pada prośba, żeby nie angażować profesorów i habilitowanych, bo nie ma z nimi o czym rozmawiać.
- To zależy od dziedziny nauki. Czy są to nauki humanistyczne czy też techniczne, medyczne, rolnicze itp.
- Ale tylko ich część i nie we wszystkich przypadkach. Spełniony jest zazwyczaj tylko warunek oryginalności. Najczęściej warunek innowacyjności spełniają jedynie publikacje pochodzące z projektów realizowanych we współpracy z gospodarką.
- Wypowiadam się na podstawie znanych mi przypadków: w zdecydowanej większości badania te spełniają kryterium innowacyjności i oryginalności. Pewnym problemem bywa współpraca z biznesem, Często "biznes" ma problemy ze zrozumieniem problematyki badań naukowych.
- Badania do habilitacji zazwyczaj realizowane są we współpracy z wiodącymi ośrodkami naukowymi na świecie; sporo osób uczestniczy w stażach podoktorskich.
- Warunek pod nazwą "przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki" nie powinien być rozumiany wprost i nazbyt trywialnie. Dzisiejsze odkrycie, jawiące się jako niezbyt atrakcyjne z punktu widzenia gospodarki, może, za 10-12 lat stać się podstawą czegoś niezwykle cennego, vide odkrycie przez Chauvina reakcji metatezy
- znam takich adiunktów
- Zazwyczaj
- O ile nie są prowadzone pod presją zwolnienia z tytułu nie uzyskania stopnia.
- Co do oryginalności i innowacyjności - tak bez dwóch zdań. Z wrażeniem to sprawa nie jednoznaczna. Jeżeli jest - to OK, a jak nie ma - to może będzie w przyszłości.
- Z definicji, badania naukowe muszą charakteryzować się oryginalnością, chociaż nie ma prac całkowicie oryginalnych. innowacyjnosć to osobna sprawa i niw mozna jej wymagać w każdej dyscyplinie
- w wiekszosci przypadków
- Już to pytanie sprawia, że chce się skończy ankietę. Pytanie jet na tak ogólnym poziomie, że albo muszę uznać pracę każdego adiunkta za mierną albo w drugą stronę
- warunkiem pozytywnej oceny habilitacji jest właśnie innowacyjność
- Wszystko zależy od reprezentowanej dyscypliny naukowej.
- Przynajmniej tych adiunktów, których znam. Nie zauważyłem, żeby ktoś "dublował" istniejące badania. Przynajmniej w mojej dziedzinie (inżynieria mechaniczna) są bardzo ważne dla rozwoju gospodarki. Ważne są te badania, które prowadzone są dla przemysłu. W "dużych" ośrodkach akademickich widzę, że niektóre badania są prowadzone "na półkę". Wynika to ze sposobu finansowania i - niestety - znajomości przy "rozdawaniu" pieniążków na badania.
- jestem przedstawicielem nauk humanistycznych i społecznych, a te nie zawsze mają proste i szybkie przełożenie na rozwój gospodarki, mimo to jednak prace adiunktów których znam są potrzebne i oryginalne
- Obowiązek publikowania w czasopismach wysokopunktowanych wymusza na adiunkatch orginalność i innowacyjność badań. Nie wiem jak to wygląda w naukach nieeksperymentalnych.
- Adiunkci niejednokrotnie prowadzą badania nowatorskie i doceniane przez międzynarodowe środowisko naukowe, ale na ogół ich wyniki nie są wdrażane, ponieważ w większości są to badania podstawowe.
- potwierdzeniem tego w przypadku habilitacji z publikacji jest określony IF oraz pozycja w rankingu danego czasopisma. Habilitacje w postaci monografii w większości nie są nowatorskie.
- Ludzie na stanowisku adiunkta zazwyczaj prowadzą ciekawe badania, niejednokrotnie na wiele wyzszym poziomie niż polski przemysł.
- Niektórzy naukowcy mają świetne pomysły na innowacyjne badania . Niektórzy mają pomysły ale są blokowani przez środowisko, albo nie mają siły przebicia
- Adiunkci zazwyczaj biorą udział w badaniach realizowanych przez zespoły naukowe. Habilitacja powinna być podsumowaniem znaczącego etapu badań samodzielnych lub wydzielonych zadań w ramach większych problemów badawczych.
- W mojej opinii grupa adiunktów jest najmocniejsza na uczelni, starają się o projekty, dużo publikują
- Uważam, iż większość adiunktów, przygotowujących się do postępowania habilitacyjnego przygotowują oryginalne badania naukowe. Inaczej postępują wbrew wymogom i etyce naukowej, a to już na ich sumieniu. Życie i środowisko naukowe zweryfikuję, kto jest czego wart.
- Moim zdaniem wśród adiunktów jest największy procent ludzi twórczych, a ponadto mających zapał (i zdrowie) do intensywnej pracy naukowej.
- Odnosząc się do mojej dziedziny, badania prowadzone w postępowaniu habilitacyjnym są poprzedzone przeglądem literatury światowej i na tej podstawie są przyczynkiem mającym charakter innowacyjności i oryginalności. Jednak w niewielkim stopniu przyczyniają się do rozwoju gospodarki.
- Habilitacja jest elementem kariery naukowca, który jest czynnikiem bardzo motywującym do pracy naukowej i innowacyjności. Inną sprawą jest to, że nowatorski charakter projektów habilitacyjnych, zwłaszcza tych odwołujących się do problematyki aktualnej poza polskim kręgiem naukowców, nie jest doceniany przez naszych (polskich) recenzentów.
- Sądzę, że tak, ponieważ tej grupie jeszcze najbardziej zależy na badaniach naukowych.
- Adiunkci to jedna z ciężej pracujących grup pracowników na uczelni. Pracują bardzo dużo i ciężko, choć zmienność wymagań habilitacyjnych sprawia, że w zasadzie nie za bardzo wiedzą, z czego będą oceniani. Współpracują dużo z przemysłem, ale to nie jest specjalnie promowane.
- W wielu dziedzinach/dyscyplinach habilitacja jest oparta (takie są wymagania) na publikacjach w bardzo dobrych międzynarodowych czasopismach naukowych.
- Tak pod warunkiem ze nie musze tej wiedzy za duze pieniadze oddawac do innych Panstw, aby sprostac idotycznym przepisom MNiSZW
- Wydział Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy stosuje niejasne kryteria oceny dorobku naukowego pracowników. Mimo stosowanej ogólnouczelnianej formuły ewaluacji bardzo często dochodzi do nadużyć. Nieautoryzowanych zmian w formularzach dokonują różne osoby (kierownik jednostki/pracownice dziekanatu). Bardzo często są to zmiany na niekorzyść ocenianego. Prof. Edward Kujawski (wiek powyżej 80 lat) został zweryfikowany pozytywnie podczas ostatniej tury ewaluacji posiadając mizerny dorobek naukowy (2014: 4 punkty za 1 publikację wieloautorską-prof. "dopisany", 2015: 4 punkty za 1 publikację wieloautorską-prof. "dopisany", 2016: 5 punktów..., 2017: 5 punktów...). Natomiast znamion mobbingu doświadczają osoby posiadające znaczny dorobek naukowy, głównie adiunkci i doktorzy habilitowani, np. dr inż. Rafał Pasela (złożył wypowiedzenie), dr hab. inż. Robert Barełkowski (został zwolniony w nieprzyjemnych okolicznościach).
- Pytanie jest zbyt ogólne, na pewno badania są na różnym poziomie, ale wiele z nich spełnia powyższy warunek.
- Jest to mile widziany aspekt dorobku naukowego więc planując nowe badania bierze się to pod uwagę.
- Jeżeli nie, nie powinni pracować na uczelni. Samo postępowanie ich spowolni.
- Ale nie zawsze, zależy od dziedziny nauki.
- generalnie tak, chociaż trudno jest dobrze zaplanować i przeprowadzić badania jeśli w jednostce brakuje pieniędzy na szkło i odczynniki
- Tak, choć nie zawsze.
- Postawione cele/cel w pracy habilitanta może być koncepcją innych badań naukowych. Tym bardziej ze z każdym dniem człowiek szuka nowych, perspektywicznych i tanich rozwiązań.
- W dziedzinie, którą uprawiam (fizyka teoretyczna) są to zdecydowanie badania innowacyjne i oryginalne, lecz podstawowe - tzn. nie mają bezpośredniego przełożenia na wdrożenia.
- większość prac związanych z habilitacją wykonywane przez osoby, które znam spełniają takie warunki
- Z reguły wyniki badań publikowane są w renomowanych periodykach, a tam ważnym punktem jest element nowości. Uważam zatem że warunek innowacyjności oraz oryginalności musi być spełniony.
- Generalnie tak, ale są liczne wyjątki.
- Pomimo zaznaczenia odpowiedzi twierdzącej, uważam że zdarzają się również takie prace, które wymienionych warunków nie spełniają.
- Trudno wyobrazić sobie sytuację, że badania prowadzone przez adiunktów mogłyby nie być oryginalne i innowacyjne. Publikując w dobrych czasopismach oraz wykonując raporty/ekspertyzy, itp. na bieżąco każdy adiunkt sprawdza innowacyjność i przydatność swoich badań.
- Zasadniczo tak, choć nie w każdym przypadku.
- Zależy, jaki temat adiunkt opracowuje.
- To pytanie jest tak bzdurne, że szkoda je komentować. Myślę, że przyczyniają się w takim samym stopniu jak badania prowadzone przez blondynów i osoby o wskaźniku BMI pomiędzy 25 a 30. Przecież wszyscy wiemy, że wszystko zależy od konkretnej osoby i jakości prowadzonych badań.
- większości przypadków TAK, jednak brak weryfikacji w udział i publikacje wykorzystywane są do kilku habilitacji i/lub doktoratów
- Choć nie wszystkie badania muszą być przydatne dla gospodarki. Jest też humanistyka
- Wśród tych przypadków które znam, większość spełnia ten warunek, ale nie wszyscy
- Moim zdaniem, jest to faza rozwoju naukowego, w której zdobywa się najwięcej wiedzy.
- Muszą przedstawić aktualne i znaczące osiągnięcia naukowe.
- Jest wiele przykładów takich właśnie efektów.
- Badania są innowacyjne, a wielu adiunktów ma znaczący dorobek wdrożeniowy
- W zakresie nauk ścisłych / technicznych - często TAK. W zakresie nauk humanistycznych - generalnie NIE.
- Zajmuję się badaniami podstawowymi, zatem "oryginalność" jest konieczna, reszta nie.
- Podstawą nadania jest cykl monotemtycznych oryginalnych publikacji oraz patenty, które mają bezpośrednie przełożenie na rozwój danej dziedziny i następnie mogą być wykorzystane w określonych obszarach gospodarki, w spółkach spin off etc.
- Jest to w praktyce najintensywniej weryfikowany wycinek dorobku pracownika naukowego. Przeddoktoratowy może mieć wartość makulatury, pohabilitacyjny często zamiera.
- Niektórzy adiunkci prowadzą badania o charakterze innowacyjnym w ramach swojej dyscypliny, nie jest to jednak standard. Akcenty rozkładają się różnie w zależności od dyscypliny naukowej. Jako reprezentantka nauk humanistycznych uważam, że współczesne tendencje związane z akcentowaniem działań na rzecz organizacji nauki - w istocie niekorzystnie wpływają na zakres i charakter badań naukowych i ich oryginalność.
- W jednym punkcie zawarto dwa pytania. Tak - spełniają warunek innowacyjności i oryginalności; NIE - przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki.
- To złe pytanie. Dałam/dałem losową odpowiedź. Dla jednych adiunktów tak, a dla innych nie.
- Jest to swoista siła napędowa dla rozwoju naukowego kandydata.
- Ale Wszystko zależy od dziedziny nauki
- Habilitant stara się, by jego badania były nowatorskie, w przeciwnym razie nie uzyska stopnia
- Jako jako wieloletni pracownik jednego z wiodących uniwersytetów w Polsce mogę stwierdzić na podstawie moich doświadczeń, że badania naukowe prowadzone przez adiunktów są coraz bardziej ambitne i oryginalne, natomiast jako przedstawiciel nauk humanistycznych nie rozumiem na czym miałaby polegać innowacyjność i wdrażanie humanistycznych koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki; wiem jednak, że bez humanistyki nie będzie rozwoju ani gospodarki, ani społeczeństwa, ani indywidualnego człowieka, a zatem przyszłości...
- Zdecydowana większość tak, choć oczywiście zdarzają się wyjątki.
- W części, gdyż różny jest poziom naukowy doktoratów
- Projekty są robione pod stary styl naukowy tzn. zbadać dużo ludzi, coś podobnego do tego co było zagranicą, napisać wielką książkę którą przeczyta autor, recenzent i może 2-3 osoby (które trzeba zacytować).
- Są tacy, którzy angażują się w pracę naukową i bywają innowacyjni czy oryginalni. Jest też grupa takich, którzy powielają istniejące schematy, wzorce tylko po to, by wykonać kolejny krok w tzw. karierze naukowej.
- Znam co najmniej kilka takich przykładów ale okupionych koniecznością włączenia do nich "starszego kolegi" - osoby z habilitacją.
- I tak (50%) i nie (50%) zależy od poziomu naukowego habilitanta
- Tak, ale jest to prawda tylko w odniesieniu do części badaczy.
- koniecznie
- Przygotowanie do procesu habilitacji wymaga sporej uważności i innowacyjności w badaniach.
- Jestem matematykiem "czystym", a więc o "wdrażaniu koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki" w moim kręgu raczej nie ma mowy. Warunek innowacyjności i oryginalności w "pure mathematics" jest w Polsce na ogół spełniany.
- Każde działanie naukowe może mieć taki charakter, niezależnie od szczebla. Nawet licencjat. Podobnie jak monografia profesorska może być wtórna i bezużyteczna naukowo. Moja dziedzina akurat z gospodarką nie ma nic wspólnego, mówię tylko o wartości naukowej.
- W postępowaniu o granty (np. NCN) czy w publikacjach międzynarodowych wymagane są rozwiązania innowacyjne, nowatorskie oraz oryginalność badań, propozycji itp. stąd przygotowanie do habilitacji też ma te wymiary
- Zasadniczo tak. Jednak trudno wymagać od nauk podstawowych, żeby zawsze spełniały ten warunek. Z osiągnięć nauk podstawowych czerpią potem tzw. "stosowańcy" - powinniśmy mieć to na uwadze.
- Ale zdarzają się też, bardzo liczne, przypadki że nie spełniają
- Trudno mi powiedzieć o całej populacji adiunktów, ale mogę stwierdzić, że adiunkci są w stanie prowadzić badania spełniające ww kryteria.
- Nie ma możliwości jednoznacznej odpowiedzi na tak postawione pytanie, bo wiele zależy od dziedziny i dyscypliny badań: jak na przykład badauczestniczeniania historyczne miałyby zostać wdrożone w gospodarce? W naukach ścisłych i przyrodniczych badania prowadzone przez adiunktów przygotowujących habilitację zwykle cechują się względnie wysokim poziomem inwencji i oryginalności, z potencjalnymi możliwościami wykorzystania gospodarczego.
- Nie wszystkie. Prace dobrze sprofilowane i na oryginalnym materiale (próbki) bądź w oryginalnym pomyśle badawczym spełniają te warunki.
- Doświadczenia środowiska naukowego, z ktorym jestem związana potwierdza rzetelność i innowacyjność badań
- Wysokie wymogi habilitacyjne motywują do prowadzenia wartościowych badań
- Z tych, które znam, w większości tak.
- To oczywiste. (Pytanie wręcz niestosowne. Czy może być inaczej w odniesieniu do innowacyjności i oryginalności?)
- Tak, ale to zależy od uczciwości i rzetelności osoby, prowadzącej badania. W przypadku nauk humanistycznych przy obecnym systemie bardzo trudno jest ocenić innowacyjność i oryginalność badań.
- Wynika to z moich doświadczeń, wynikających z pisania recenzji. Zapoznawałem się z pracami oryginalnymi, często z bardzo wnikliwym i niestandardowym wnioskowaniem; niewątpliwie były tan prace na poziomie światowym.
- Wdrożenie nie powinno zależeć od samego habilitanta, tylko od specjalistycznych jednostek zajmujących się tymi sprawami.
- .
- Z zastrzeżeniem, że część habilitacji jest przyczynkarska i mierna, niektóre bardzo dobre.
- Zwykle są to najbardziej wartościowe prace naukowe prowadzone w obrębie jednostek akademickich.
- Habilitant stara się pokazać wartość swoich badań i ich wyników, niezależnie od tego, że wdrażanie koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki nie jest zadaniem habilitanta.
- wszystkie badania naukowe, rzetelnie prowadzone, przyczyniają się do tego, także te prowadzące do habilitacji
- na to pytanie nie daje się odpowiedzieć w sposób ogólny - badania są i innowacyjne i nie. W pytaniu tym zawarta jest podwójna koniunkcja - więc odpowiedź musi być tylko "tak". Poza tym badania nie koniecznie muszą przyczyniać się do rozwoju gospodarki (czy ktokolwiek z wielkich w nauce robiąc badania myślał, czy przyczynia się do rozwoju gospodarczego???)
- Jeśli są realizowane zgodnie z założeniami metodologii badań naukowych (oraz wymogów etycznych) to tak.
- W połowie przypadków ma to miejsce.
- To pytanie jest zbyt ogólne, są różne prace - czasem spełniające warunek, a czasem niespełniające. Ogólnie wiele z nich spełnia ten warunek.
- Tak, ale nie wszystkie
- Odpowiadam TAK na podstawie znanej mi sytuacji na Wydziale Fizyki UW.
- Mogą. Oczywiście zależy to od dziedziny i indywidualnej oceny każdego z naukowców.
- Patrz uwaga do następnego pytania. Tutaj napisałbym to samo.
- Adiunkt sięga do najnowszych zdobyczy w swojej dyscyplinie
- wypowiadam się o dziedzinie nauk ścisłych i przyrodniczych
- Wypowiadam się na "tak", ale z zaznaczeniem, że w zasadzie ta pozytywna opinia dotyczy tych badaczy (adiunktów), którzy mają wsparcie swych środowisk naukowych; te zaś działają głównie w dużych uznanych uniwersytetach. W małych uczelniach trudno o stabilną i odpowiednio liczną kadrę naukowo-badawczą.
- Sądzę, że badania, które są następnie ujmowane w postępowaniu habiliatacyjnym spełniają warunek innowacyjności i oryginalności. Są one podstawą publikacji ocenianych bardzo skrupulatnie i drobiazgowo, a zatem adiunkci staraja się szczególnie na tym etapie spełnić wymogi wysokich kryteriów poprawności naukowej oraz innowacyjności. Oryginalność i samodzielność badań jest wymogiem podstawowym. Czy przyczyniają się do wdrażania konceopcji naukowych do rozwoju gosporaki, to tego ocenić nie mogę.
- Znaczna część habilitacji i poprzedzających ją badań w dziedzinie humanistyki to prace oryginalne. Rzadko dają siw wykorzystać bezpośrednio w gospodarce, ale też nikt nie próbuje ich wykorzystać. Problem tkwi w korzystaniu, a nie braku przydatności. Część prac służy głównie rozpoznaniu problemów.
- Nie ma wdrazania aplikacji Nauki do gospodarki bez badan podstawowych. Rozwniez niezbedna sa badania aplikacyjne
- Ale nie u wszystkich. Tylko badania coś wnoszące
- Zdecydowanie tak. Adiunkci częściej szukają inspiracji poza krajem, więcej czytają, co przekłada się na ciekawsze badania.
- Jestem osobą posiadającą stałą współpracę z zagranicą. Dla koleżanek i kolegów z USA i UK kompletnie niezrozumiałe jest, dlaczego osoby bez habilitacji traktowane są jako "niesamodzielni" pracownicy naukowi. Skoro dążymy do wyrównania poziomu z uczelniami zachodnimi to wreszcie zacznijmy oceniać się tak jak oni.
- Nie każde cenne badania muszą jednak bezpośrednio przyczyniać się do rozwoju gospodarki, niektóre przyczyniają się natomiast do rozwoju nauki wnosząc powiew świeżości Niestety w staraniu np. o granty patrzy się na tytuł, a nie na faktyczny wkład w rozwój nauki, ponieważ w komisjach też siedzą wyłącznie samodzielni pracownicy
- W naukach technicznych i ścisłych wymaga się wiele publikacji z listy JCR, a byle jake "śmetnikowe" wyniki tam nie przejdą. I plusn uczestnictwo w realizacji projektów krajowych/międzynarodowych. Czyli inowacyjność i oryginalność gwarantowane
- Jednak to znaczne uogólnienie. Wiele prowadzonych przez adiunktów badań w ramach projektów jest innowacyjnych i oryginalnych, ale też znaczny procent nie wnosi nic ani do nauki ani gospodarki. To niemal ars pro arte, zwłaszcza na kierunkach teoretycznych.
- Nie zawsze ma to związek z rozwojem gospodarki
- Często są bardziej innowacyjne niż dr. habilitowanych.
- taka odpowiedź nie jest reprezentatywna dla całej kategorii adiunktów. Ponieważ jednak nie ma opcji "częściowo" (należałoby to ocenić na jakiejś skali, albo %)
- Nie dotyczy to wszystkich przypadków
- Innowacyjna jest mniej więcej połowa badań w zakresie humanistyki
- Zazwyczaj przygotowanie habilitacji wiąże się z koniecznością realizacji badań empirycznych, a te zawsze stanowią innowacyjny wymiar pracy badawczej
- tak, ale nie wszystkich
- z zastrzeżeniem, że bezpośrednie wdrożenia odnoszą się bardziej do przypadku badań stosowanych
- Gdyby była odpowiedź "czasami", wybrałabym ją. Czy ankietę układał specjalista?
- Przygotowują oni obszar nieznany do eksploracji na niższym poziomie świadomości danego rozwiązania. Stanowią oni grupę "Pionierów nauki".
- W naukach humanistycznych są to zazwyczaj książki poszerzające stan wiedzy.
- To poważne przedsięwzięcie i nikt (przynajmniej u nas na Wydziale) nie ośmiela się pozorować uczciwych badań i wniosków.
- Trudno na tak postawione pytanie odpowiedzieć sugerowaną alternatywą Tak-Nie. Niemniej jednak stosunkowo rzadko dorobek habilitantów jest rzeczywiście jakimś istotniejszym wkładem w rozwój prezentowanej dziedziny, czy dziedzin. Chociaż jest to grupa w porównaniu do następnych grup, o największej motywacji do podejmowania działań innowatorskich. Krótki i rygorystyczny termin habilitacji nie skłania do podejmowani badań ryzykowanych.
- wydaje się, że aktualnie adiunkci pozostają główną siłą napędową uczelni i nauki
- Dobra praca habilitacyjna jest dużym osiągnięciem naukowym, w znacznym stopniu poszerza wiedzę na określony temat. Dotyczy to zwłaszcza pracy habilitacyjnej. Napisanie książki jest zawsze dużym wezwaniem, ponieważ wymaga dużej erudycji i dużej inwencji twórczej, aby wypełnić książkę. Mniej jestem przekonany do przewodu habilitacyjnego opartego o cykl artykułów. Nie wymaga on bowiem równie dużej inwencji twórczej jak napisanie książki. Jestem humanistą, nie wiem więc, jak praca naukowa z tej dziedziny może się przyczynić do rozwoju gospodarki.
- generalnie tak, choć trudno uogólniać
- To zależy od badań i konkretnych ludzi a nie od ich pozycji zawodowej.
- Pracuję w obszarze nauk o zarządzaniu i właściwie we wszystkich badaniach istotne są rekomendacje o charakterze wdrożeniowym. W habilitacjach bardzo istotny jest wkład do nauki, ale ważne też otwieranie nowych pól badawczych, nowej interpretacji, nowych podejść, właśnie tam jest duży potencjał innowacyjny. Adiunkci będący na ścieżce habilitacyjnej (zwłaszcza 35-45-latkowie) - mówię o osobach ze środowiska mojego Instytutu - bardzo duży nacisk kładą na oryginalność badań, swobodnie poruszają się w przestrzeni nauki światowej, wpisują się w luki badawcze. Dosłowna współpraca z gospodarką nie jest ich priorytetem.
- Pytanie źle sformułowane, bowiem badania mogą być innowacyjne i oryginalne, ale nie muszą mieć wymiaru aplikacyjnego w gospodarce
- Adiunkci wykonują swoje projekty naukowe a habilitacja jest konsekwencja ich pracy naukowej a nie celem samym w sobie - jeśli jest gdzieś inaczej to tacy adiunkci nie powinni być w nauce. Głównym problemem na uczelniach jest pensum dydaktyczne na poziomie uniemożliwiającym intensywne badania naukowe, oraz beznadziejny poziom finansowania. Głupawi politycy i decydenci nie przeprowadzając przez lata istotnych reform w nauce (i nie zwiększając finansowania nauki w Polsce) doprowadzili do sytuacji, że Polska bardziej finansuje naukę zachodnią niż krajową. Także obecna pseudoreforma nie adresuje istotnych problemów nauki a także nie zmniejsza wszechobecnej biurokracji. Mamy właśnie gościa - profesora z Cambridge - który ma tam 30h dydaktyki na rok (a górnym jej ograniczeniem jest 60h /rok). Zapytałem go ile dokumentów podpisuje gdy ma grant - odpowiedział, że w sumie ok. 30 stron. My mamy tysiące stron i pensum 210h/rok (w praktyce najczęściej większe). Te sprawy reforma powinna adresować
- rozprawa habilitacyjna podobnie jak doktorska powinna (jeśli jest rzetelnie oceniana) spełniać wymienione warunki, a w przypadku habilitacji wskazywać na predyspozycje habiltanta do samodzielnej pracy badawczej w organizowanym przez siebie zespole
- Warunkiem uzyskania habilitacji jest oryginalny wkład kandydata. W znanych mi zakończonych pozytywnie postępowaniach warunek ten jest spełniony. Pytanie jest jednak zadane błędnie i tendencyjnie. Nie chodzi jedynie "o wdrażanie koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki", ponieważ eliminuje ono (pytanie) rolę humanistyki. Chodzi nie tylko o modną i fetyszyzowaną "innowacyjność", lecz oryginalność i rozwój WIEDZY.
- Adiunkci są tą grupą na uczelniach, która najbardziej dba o innowacyjność badań i potrafi je prowadzić w sposób nowoczesny.
- Jako socjolog napiszę, że tutaj powinna być wprowadzona skala. Bywa z tym różnie i jest to kwestia mocno związana z dyscypliną, środowiskiem. W większości są to próby innowacyjności, często jednak praca taka jest wymogiem formalnym a innowacyjność to nie jest stan permanentnym w jakim funkcjonujemy, to jest raczej kwestia pomysłu i jego realizacji. Zatem rzecz dość złożona, której nie da się wpleść w schemat. Reasumując, gdyby podobną ankietę podesłał mi student studiów socjologicznych 2 stopnia, to bym mu kazał poprawić narzędzie i zastanawiał się, czy jest zdatny do pracy naukowej...
- Badania naukowe w obszarze badań humanistycznych mają charakter szczególny co wynika z charakteru dyscyplin; niemneij jednak przyczynają się do budowania np. tożsamości narodowej oraz siły narodowej humanistyki pozwalając na obserwowanie i reagowanie "intelektualne" wobec zjawisk humanistyki światowej np. gender, LGBT, itd. Budowany jest kapitał ludzki, którego wartość jest niedoprzecenienia.
- Artykuły naukowe, które są podstawą postępowania habilitacyjnego muszą być wydane w dobrych międzynarodowych czasopismach o wysokim IF, co już świadczy o ich innowacyjności i oryginalności. Jednak proces wdrażania myśli naukowej to zupełnie inna sprawa.
- Osobiście znam adiunktów, którzy wyniki swoich badań próbują opatentować i wdrożyć.
- Na podstawie znajomości badań, prowadzonych przez moich znajomych: myślę, że tak, że prowadzone przez nich badania są oryginalne. Zajmuję się badaniami w zakresie filozofii i logiki, dlatego trudno mi ustosunkować się do kwestii wpływu na gospodarkę.
- Badania naukowe, żeby mogły być opublikowane, muszą być oryginalne, a publikacje są najważniejsze w dorobku habilitacyjnym.
- w naukach humanistycznych - nie tyle do rozwoju gospodarki, co zrównoważonego rozwoju społeczeństwa świadomego różnic kulturowych i in.
- Tak, jednak w bardzo niewielu przypadkach. Może jeden na dziesięciu naukowców myśli poważnie o celu praktycznym i etycznym swojej pracy badawczej, tj. o tym, czemu w jego zamyśle ona może posłużyć.
- czesto te badania sa szersze, glebsze i maja lepsza metodologie niz badania prowadzone przez samodzielnych pracownikow
- Podstawowym wymogiem otrzymania stopnia doktora habilitowanego jest przedstawienie osiągnięcia naukowego, które musi być oryginalne, nowatorskie i wnosić istotny wkład w rozwój dyscypliny.
- Trudno uogólnić: niektóre tak, a inne nie. Zależy od konkretnej osoby, a nie od stopnia naukowego.
- Nie każde badania w danej chwili mogą przyczynić sie do rozwoju gospodarki. To jest misja uczelni technicznych.
- Taka jest w wiekszosci przypadkow, ale znane sa przypadki, gdy nie bylo prawie zadnych badan - przynajmniej ich efektow, a habilitacje przyznawano.
- Z mojego doświadczenia wynika, iż wszystkie prace, które oceniałem, bądź przy powstawaniu których miałem jakiś udział miały charakter innowacyjny (oczywiście - w zależności od dyscypliny).i były oryginalne.
- W większości adiunkci starają się prezentować badania oryginalne (gorzej z innowacyjnością).
- Tylko w naukach ścisłych
- Należy jednak zauważyć, że nie wszystkie i nie w takim samym stopniu.
- Jedne mają, inne nie mają
- podejmowane są nowe tematy, praca odbywa się pod opieką promotora. powinien byc wprowadzony uniwersytecki system sprawdzania antyplagiatowego, co na uczelniach zagranicznych dzieje sie automatycznie po zlozeniu pracy w dziekanacie.
- W znanych mi wypadkach tak wlasnie było. Oczywiscie moga byc wyjątki.
- Generalnie moja odpowiedź brzmi "tak", choć co do wdrażania koncepcji naukowych do gospodarki trudno mi powiedzieć, gdyż z tego co wiem, duża część badań to podstawowe badania nieaplikacyjne.
- Sądzę, że w przypadku badań naukowych w obszarze nauk ścisłych jest tak niemal zawsze -- natomiast w przypadku nauk humanistycznych warunek "innowacyjności" oraz "przyczyniania się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki" jest absolutnie niecelowy: humanistyka służy ćwiczeniu umysłu tak, aby w tym, co pozornie oczywiste zobaczyć nieoczywistości i w ten sposób wyobrazić sobie możliwość alternatywnych rzeczywistości, w których niezbędne są alternatywne technologie. Nie można ich "wymyślić", jeżeli nie wyobrazi się sobie świata innego, niż ten, w którym obowiązujące zasady wydają się jedyne, ultymatywne, niezmienne. Humanistyka uczy zadawania pytań, a nie "wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki". Tak zadane pytanie w ankiecie dowodzi, że jej Twórca bądź Twórczyni nie bierze pod uwagę humanistów -- literaturoznawców, kulturoznawców, antropologów, historyków, socjologów, pedagogów, psychologów, etnologów, czy artystów. Wśród nich także są adiunkci.
- motywują do badań
- W chwili obecnej podstawą habilitacji, zwłaszcza w naukach przyrodniczych, jest często przewodnik po publikacjach naukowych o zasięgu międzynarodowym (czyli z tzw. Listy Filadelfijskiej). Takie artykuły muszą być oryginalne, żeby zostały opublikowane. A zatem i "zbudowana" w oparciu o nie habilitacja również ma walor oryginalności.
- Nie wszystkie habilitacje się do tego przyczyniają, ale zasadniczo są to najwartościowsze prace w indywidualnym przebiegu kariery naukowej
- To jeden z najbardziej produktywnych okresów w życiu zawodowym naukowca, który zmuszony jest dużo publikować
- uwaga: adiunktami są również doktorzy z habilitacją
- Ogólnie tak. Mam tylko wątpliwości co do kreatywności badań habilitantów, którzy piszą habilitację tuż przed końcem okresu możliwego zatrudnienia na stanowisko adiunkta bez habilitacji.
- Badania są w jakimś stopniu oryginalne jednak rzadko koncepcje naukowe są wdrażane i w niewielkim stopniu przyczyniają się do rozwoju gospodarki.
- W chwili obecnej istnieje wiele możliwości zdobycia finansowania na własne badania po doktoracie, a przed habilitacją. Np. NCN, FNP, NCBiR mają specjalnie dedykowane granty dla tej grupy pracowników naukowych. Stąd jak najbardziej, adiunkci mogą prowadzić wartościowe samodzielne oryginalne badania i wielu z nich je prowadzi. Z drugiej strony na pewno istnieje duża grupa adiunktów nie prowadząca pracy naukowej na wysokim poziomie.
- Na tak postawione pytanie trudno jest udzielic odpowiedź, bo w przypadku nauk prawnych nie ma prostego przełożenia na wdrożenia. Poziom publikacji habilitantów jest zróżniowany, co nie powinno zresztą dziwić.
- Zwykle tak jest, chociaż nie zawsze.
- Z reguły są to badania innowacyjne. Aczkolwiek zdarzają się niechlubne wyjątki.
- Rozpatrując dostępny budżet na badania, uważam ze prowadzenie badań które przyczyniają się choćby w niewielkim stopniu do wdrażania nowych koncepcji dobrodzieju gospodarczego jest ogromnym osiągnięciem.
- Nie muszą być innowacyjne ale wartościowe z punktu widzenia nauki, względnie gospodarki
- Uważam że wielu adiunktów pracuje dużo ciężej niż dr hab.
- Nie wszyscy, ale - jak mi się wydaje - większość adiunktów przygotowujących się do habilitacji skupia się na badaniach problemów jeszcze niedostatecznie opracowanych, bardzo często innowacyjnych (i coraz częściej także interdyscyplinarnych). Jeśli zaś chodzi o wdrażanie koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki, sprawa jest bardziej skomplikowana. Oczywiście, badania prowadzone przez przyszłych habilitantów z dziedzin ścisłych (i częściowo z nauk społecznych czy humanistycznych) mogą realnie wpływać na gospodarkę i wdrażać koncepcje naukowe wspomagające jej rozwój. Nie powinien być to jednak jedyny czynnik ważny przy ocenie nie tylko habilitacji jako takiej, ale też samych "mniej efektywnych" gospodarczo dziedzin.
- ale tylko czesciowo i tylko w kilku wybranych dyscyplinach
- Tak, dlatego, że taki jest wymóg habilitacji.
- Często są bardziej kreatywni, twórczy, otwarci na wspolprace
- Bardzo zależy od osoby, tematu i jednostki.
- szkoda, że nie można zaznaczyć dwóch odpowiedzi. Część badan jest innowacyjna ale część nie, są kompilacjami, nie zawsze udanymi, istniejących badań i danych. Poza tym, nie wszystkie badania ujmowane w postępowaniach habilitacyjnych mają w założeniu wpływać na rozwój gospodarki, bo reprezentują badania podstawowe.
- Badania na każdą tematykę są potrzebne. Niektóre badania mają wpływ bezpośredni (widoczny) w gospodarce, a inne nie stając się bezużytecznymi. Ale informacja o danej wiedzy, że jest bezużyteczna staje się też użyteczna.
- Wymogi habilitacyjne wymuszają oryginalne i innowacyjne ujęcie tematu
- Zasadniczo tak.
- Mając na uwadze że habilitacja musi być nadana za znaczące osiągniecie w danej dyscyplinie ja uważam ze tak jest. Sama jestem tegi przykładem. Badania realizowałam dobre 6 lat poprzedzone wieloma konferencjami studium literatury i śledzeniem tendencji rozwojowych. Tylko Taja droga pozwala osiągnąć niezagrożony wynik postępowania!
- Należy pamiętać o tym, ze te rozwiązania często maja charakter lokalny - niestety w ocenie dorobku często wskazuje się to jako minus a skala badań zbyt mała. Jednakże przecież w gospodarce mamy różnorodne podmioty i proponowane rozwiązania musza być dostosowane do tej różnorodności
- W zasadzie możnaby odpowiedzieć tak i nie, aczkolwiek w dziedzinie nauki techniczne znaczna część prac spełnia warunki innowacyjności i oryginalności. W pozostałych dziedzinach niestety nie wiem...
- Innowacyjność i oryginalność w/w prac jest wprost proporcjonalna do zarobków oraz funduszy przeznaczonych na badania!
- Myślę, że jak najbardziej. Adiunkci przygotowujący się do postępowania habilitacyjnego często mają świeże spojrzenie, jak również pomysłowość i zapał. Sięgają po nowe rozwiązania.
- Adiunkci to najbardziej innowacyjna grupa spośród wszystkich nauczycieli akademickich
- `Bardzo często są oryginalne.
- Oczywiście w połowie przypadków aktualnie przeprowadzane postępowania habilitacyjne nie mają znacznej wartości naukowej.
- Celem tych kilku lat badań jest (najczęściej) "zrobienie" habilitacji; ani nauka, ani innowacyjność nie są na pierwszym miejscu.
- Jeżeli ktoś spełnia te warunki, to na pewno nie otrzymają habilitacji. W polskiej nauce co innego się deklaruje, a co innego egzekwuje. W polskiej nauce innowacyjne i oryginalne prace są tępione.
- W większości nie, chociaż to nie znaczy, że jest część rzetelnych pracowników nauki spełniających ten wymóg. Reszta jednak, co widać w prezentowanych autoreferatach na stronie CK, traci swój czas i produkuje makulaturę.
- B. Często są to prace powstałe z obowiązku oraz promowane dzięki wzajemnym interesom grona profesorskiego.
- Większość moich kolegów ubiegających się o habilitację szuka wsparcia u profesorów. Profesorowie tym wybranym habilitację przez swoje kontakty załatwiają.
- Znane mi ostatnie prace habilitacyjne są swego rodzaju protezą - niby oryginalne, ale NIC nie wnoszące do rozwoju społeczno-ekonomicznego
- Taki wymóg jest rozumiany przez nikły procent dyscyplin i nie jest wysuwany pod adresem habilitacji. Habilitacja ma być wartościowa naukowo. Ponadto, gospodarka rzadko precyzuje oczekiwania co do oryginalnych efektów badawczych. Nawet jesli ktoś ma pomysł na usprawnienie tego czy owego np. w organizacji jakichś procesów w instytucjach, to nie prawie zadnych szans by innowacje zaoferować. Instytucje tez wola "utarte schematy" nawet jeśli są nieefektywne lub niesprawiedliwe.
- Nie ma na to czasu. Liczy się pisanie monografii. Ścieżka z cyklem publikacji zarezerwowana jest zwykle (moja obserwacja) dla ludzi, którzy funkcjonują w odpowiednim układzie.
- -- często idea jednolitej tematyki prac prezentowanych w ramach "dzieła" ogranicza podejmowane działania do wąsko zakrojonej działki. zakładam też, że często adiunkci są wykonawcami pomysłów swoich starszych "kolegów" -- zależy od dyscypliny. ciężko oczekiwać wdrażania koncepcji zawartych w badaniach podstawowych.
- Adiunkci często podejmują tematy wtórne, brak oryginalnych rozwiązań, ponadto tematyka badan nie odpowiada zapotrzebowaniom technologicznym na rynku
- Nie chcę nikogo skrzywdzić nieupranionymi uogólnieniami, ale dość często mam wrażenie, że zbyt często badania prowadzone przez osoby przygotowujące się do habilitacji są prowadzone przede wszystkim po prostu celu uzyskania stopnia. Nie można się zatem narazić decydentom, wyskakiwać "przed orkiestrę", nie dopisać kogo trzeba itp. O innowacyjności, oryginalności itp. trudno pamiętać gdy nad kariera naukową wisi recenzencka i środowiskowa gilotyna. Po kilku latach pracy w nauce trudno jest mieć złudzenia co do rzeczywistej roli habilitacji: to jest potwierdzenie lojalność względem grupy profesorów i doktorów habilitowanych, a nie wyznacznik jakości prowadzonych badań. Lojalny nie musi się martwić o awans nawet jeśli w habilitacji plecie bzdury, które zdyskredytowałyby studenta i na potęgę "pomaga sobie" podpierając się niezacytowanymi osiągnięciami innych osób.
- Co do zasady nie. Badania są prowadzone w celu publikacji w dobrych czasopismach. Jest to ewidentnie wpływ sposobu oceny dorobku habilitacyjnego, zupełnie w oderwaniu od faktycznej oceny dokonań i ich aspektów praktycznych.
- Promowane są badania naukowe. System promuje naukę a nie badania wdrożeniowe. Nie zawsze badania wdrożeniowe da się opublikować z uwagi na zachowanie opracowanej technologii w tajemnicy. Natomiast przy ocenianiu brane są przede wszystkim publikacje a nie osiągnięcia technologiczne.
- zgodnie z kryteriami mają być publikowalne, o wdrażaniu w gospodarkę nie ma tam mowy. Z rozmów z prof. wynika, że nadal podchodzą tradycyjnie do tematu - liczba publikacji i ich waga
- W większości przypadków rozważania zawarte w obecnie procedowanych pozytywnie pracach habilitacyjnych nie są nikomu do niczego potrzebne. Omijają tematy ważne i potrzebne na rzecz tych ,,bezpiecznych''.
- W większości przypadków w trakcie postępowań awansowych adiunkci skupiają się na wymiarze awansowym, a nie naukowym i innowacyjnym
- Badania prowadzone przez adiunktów same z siebie nie są gwarancją innowacyjności i oryginalności. O tym fakcie powinien decydować mentor naukowy oraz recenzenci.
- O ile badania te z pewnością spełniają warunek innowacyjności i oryginalności to spore zastrzeżenia mam do wdrażania ich do rozwoju gospodarki. Uważam to za największy problem badań naukowych, szczególnie prowadzonych przez adiunktów - nie mających z reguły dużego doświadczenia w tym zakresie.
- w niektórych przypadkach tak, w większości niestety nie - niestety, dotychczasowy system wypaczał sens pracy badawczej, obciążając nadmierną dydaktyką a nagradzając za publikowanie "byle czego", na "sztukę", brak też zdrowej konkurencji i współpracy naukowej - system opiera się w dużej mierze na "dobrych relacjach z kim trzeba"(począwszy od konkursów przyjęć do pracy)
- Celem jest nie wynik badania a stopień naukowy
- Są w przeważającej liczbie skierowana na kolejny stopień a nie na wdrożenie opracowanej innowacji.
- Monografie habilitacyjne to zazwyczaj wybiórcza analiza literatury oraz proste badania niewiele wyjaśniające.
- Większość prac nie ma przełożenia praktycznego - praca dla pracy.
- Większośc to jest powielanie pomysłów innych osób, ale, niestety tylko nieliczni, wykonują solidną pracę naukową
- Badania naukowe maja spełniać warunek "punktozy" liczy się liczba punktów, nie widziałem jeszcze aby którakolwiek monografia (nawet wysoko oceniona) była wykorzystana przez praktykę. (15 lat pracy na uczelni), w zdecydowanej większości są to "oryginalne" rozwiązania teoretyczne - bez zastosowania
- Przeważnie celem badań naukowych jest uzyskanie stopni naukowych, nie mają one zwykle związku z gospodarką. Co więcej, badania nakierowane na wdrożenia często budzą wątpliwości w zakresie wkładu do danej dyscypliny, zatem habilitanci ich unikają.
- Nie ma pieniędy, nie ma dobrej aparatury - nie ma innowacyjnych badań !!!!!!!!!!!!!!!!!
- Habilitacje a ściślej ich poziom merytoryczny pozostawiają wiele do życzenia. O tyle, o ile oryginalność można w nich dostrzec, o tyle innowacyjność zaledwie w wybranych pracach i zwykle wyłącznie z określonych dyscyplin.
- niektórzy, ale sporadycznie, cześc jets zamknięta na świat zewnętrzny, bez mentora i pomocy
- Uczelnia nie jest zainteresowana rozwojem gospodarki, a adiunkt nie dostaje za to "punktów". Uczelnia zainteresowana jest wyłącznie robieniem "punktów" a nie gospodarką.
- Na uczelniach jedna rzecz w ogóle się nie zmienia. Dydaktyka czy nauka? Któremu obszarowi się poświęcić? Poświęcisz się dydaktyce a zostaniesz oceniony względem rozwoju naukowego. Tak, więc należy całkowicie poświęcić się nauce, ażeby uczelnia miała świetną kategorię. A co z dydaktyką, jest, bo jest taki przymus robiony na odwal, bo trzeba. Uważając naukę za pracę twórczą, a taką właśnie jest, jakiekolwiek próby przyśpieszenia jej rozwoju spełzną na niczym. Innowacyjność, oryginalność tego nie da się uzyskać w dwa dni, bo tak chce rektor, minister czy jakaś inna melepeta. Moim zdaniem zdecydowana większość przygotowań w obszarze nauki nie jest ani innowacyjna, ani oryginalna.
- brak środków finansowych
- Jest to zależne od dyscypliny, którą reprezentuje doktorant. Część badań zdecydowanie ma charakter innowacyjny.
- Samodzielne myślenie przed uzyskaniem stopnia dra hab. nie jest dobrze widziane, a umieszczanie treści innych niż uznawanych przez kadrę profesorów tytularnych jest zwykle zawodowym samobójstwem. Nie mam tu na myśli tworzenia pseudonaukowego bełkotu, ale wyłamywanie się owczego pędu do powielania "jedynie słusznych" poglądów. Kolejnym problemem jest "podział na ogródki", czyli tępienie osób, które ośmielają się zajmować tematami "obsadzonymi" przez tytularnych profesorów z innych ośrodków.
- Część z tych badań ma zapewne wartość innowacyjną i oryginalną, jednakże większość ma tylko rolę służebną w pokonaniu następnego etapu w karierze naukowej a nie zawsze te dwa cele ida w parze.
- Nie i nie muszą. Nauka nie musi mieć charakteru aplikacyjnego.
- Badania te robione są w celu realizacji własnego planu, nie koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki, często nie mają żadnego związku z gospodarką, są jedynie zbiorem jednotematycznych publikacji.
- Oni "łapią" punkty żeby przetrwać na uczelni.
- prace są robione w oparciu o teorię "sztuka dla sztuki"
- prace te są najczęściej zespołowe i pomysł, koncepcja nie jest dziełem habilitanta - tak bywa często, a nawet bardzo często
- Ponieważ wymagają pomysłu i dużego nakładu pracy i nie było to konieczne do ewaluacji.
- Adiunkci prowadzą badania bo muszą mieć materiał na habilitację, często publikują w słabych czasopismach albo wcale i wtedy powstaje monografia. Nieliczne wyjątki prowadzą badania na wysokim poziomie. Niestety za taki wysiłek habilitacje jest taka sama jak za mierne prace gdyż recenzenci nie przywiązują większej wagi do jakości.
- Bardzo często badania są tylko symulacyjne. Nie ma w nich nic praktycznego.
- Przecież wiadomo, że chodzi o zrobienie habilitacji, a nie o naukę, a zwłaszcza innowacyjną.
- Moja odpowiedź "Nie" oznacza, że nie zawsze tak jest, że badania są innowacyjne i oryginalne, najczęściej wpisują się w główny nurt badań choć dotyczą jakiegoś wybranego/nowego elementu
- Myślę, że nie są spełnione. Powód jest brak pieniędzy na odpowiednie badania. Ograniczenie pozyskiwanie grantów na takie badania. Brak współpracy z przemysłem. Ograniczenie wieku, starsi nie mogą postarać sie o granat, a uczelnia nie ma pieniędzy. Wymagania rosną nacisk na publikowanie w lepszych czasopismach, a trudność jest taka że brak pieniędzy na badania i nasze prace są często odrzucane z braku odpowiedniego sprzętu. A także z zagranicy kradną pomysł nasze i nic z tym się nie da zrobić .
- Niestety, adiunkci często nie mają warunków do tworzenia innowacyjnych i oryginalnych projektów (ograniczenia kosztowe). Stawia się im poprzeczkę jak naukowcom z krajów wysoko rozwiniętych, nie zabezpieczając ich od strony warunków prowadzenia badań. Nie wspomnę o niskim uposażeniu, wysokich kosztach pracy (książki, płacenie z własnej kieszeni za konferencje i publikacje), żeby się wykazać... i często duża liczba godzin dydaktycznych i prac tzw.organizacyjnych).
- Z mojego doświadczenia wynika, że habilitacja jest traktowana przez adiunktów jako przymus i dodatkową pracę. W żaden sposób nie wpływa ona na dodatkową motywację do działań oryginalnych i innowacyjnych - wręcz przeciwnie. Adiunkci skupiają się tak mocno na wzmocnieniu tematu habilitacyjnego, że preferują analizę i publikację starszych rezultatów, zgodnych z ich dotychczasowym dorobkiem, zaniedbując nowsze, niezbadane kierunki badawcze.
- Prace habilitacyjne powstaja pod ogromną presją i w wielkim stresie, pisane są przez pracowników w zaawansowanym wieku, którzy nie podjęliby tego wysiłku, gdyby nie obawa o utrate pracy przed emeryturą lub przez bardzo młodych doktorów, którzy w wielkim pośpiechu obronili niedopracowany doktorat i nie są odpowiednio przygotowani do pracy na wysokim poziomie naukowym.
- Habilitacja nie musi posiadać
- Uważam, że prace naukowe o charakterze wdrożeniowym są wręcz niecenione w nauce. Rozliczanie z wysokopunktowanych publikacji, a nie wdrożeń utrudnia uzyskanie habilitacji.
- Z większości prac habilitacyjnych, które znam nie potrafię takiej wskazać poza pracą Leszka Balcerowicza "teoria systemów gospodarczych".
- W wielu przypadkach nie. Jest to tylko przykry obowiązek i odhaczenie sprawy.
- Nie muszą być innowacyjne - co to w ogóle znaczy? Nie muszą przyczyniać się do rozwoju gospodarki, nie taka jest rola badań naukowych.
- Innowacyjność nie jest najważniejsza w naukach podstawowych, do samo dotyczy wdrożeń w gospodarce.
- Większość obecnie prowadzonych postępowań habilitacyjnych opiera się na badaniach naukowych, które są promowane przez kierowników instytucji, w których pracują adiunkci. Kierownicy katedr, instytutów mają ponad 65 lat, a ich prace związane z tematyką, którą realizowali w latach, kiedy byli młodzi, a więc kilkadziesiąt lat temu. Prace te nie mają już charakteru innowacyjnego i brakuje zatem możliwości wdrażania rozwijanych koncepcji naukowych do praktyki przemysłowej. Adiunkci niestety muszą podporządkować się zaleceniom osób, które kierują jednostkami, w których pracują.
- Z reguły nie ma możliwości wdrażania badań podstawowych, które są podstawą do uzyskania habilitacji. Badania aplikacyjne, które mają możliwość wdrażania, nie są uznawane za naukę.
- Habilitacja to przeżytek feudalny. Stopień uzyskuje się jak w dowcipie o zającu i niedźwiedziu
- W ostatnich latach obserwuję trywializację nauki, a badania naukowe straciły na jakości (budowa i eksploatacja maszyn) ponieważ większość adiunktów nie ma ŻADNEGO doświadczenia przemysłowego. Tematyka badań naukowych ma słabe odniesienie do rzeczywistości.
- To są badania dla zdobycia tytułu, punktów, a nie nauki.
- System uzyskiwania stopni/tytułów w Polsce nie wymaga od pracownika innowacyjności, ale punktów (dobrych wskażników bibliometrycznych). I większość pracowników nauki, co naturalne, podąża tą ścieżką. Nie dziwi to zupełnie jeśli przyjrzymy się 'wysokiemu' poziomowi finansowania badań, w tym honorariom przeznaczonym dla adiunktów.
- finansowanie dostają projekty bardzo "naukowe", a nie takie co mogą ulepszyć gospodarkę
- W większości sytuacji nie są. Obowiązek habilitacji spowodował że robi się byle co, byle jak, byle szybko a recenzenci nie mają sumienia tego odrzucać i decydować o wyrzuceniu kogoś z pracy.
- Przede wszystkim chodzi o to aby habilitant uczestniczył w "załatwianych" projektach badawczych , publikował za granicą ( miał duży indeks H i IF) , co ma niewiele wspólnego z rozwojem gospodarki.
- Badania większości przypadków sprowadzają się do uzyskania jak najwięcej cytowań i pkt IF.
- Ważna jest akceptacja recenzentów, związek prac z rozwojem gospodarki jest znikomy
- Najważniejsze są punkty, indeks Hirscha i cytowania. Zamiast skupiać się na rzeczywistych problemach adiunkci kombinują jak zdobyć cytowania i produkują kolejne bezwartościowe publikacje.
- Nie są znane mnie takie przykłady.
- Ponieważ recenzenci oceniają dorobek naukowy i organizacyjny kandydata, czasem dorobek dydaktyczny a nie wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki
- Część prac publikowanych, jeżeli nie większość jest powielaniem innych prac, odkrywaniem odkrytego, dzieleniem włosa na czworo. Często są to badania nie wnoszące nic nowego do nauki. Co więcej, nie mające praktycznego zastosowania.
- Bywają habilitacje o poziomie wiedzy laboranta (zmierzyć, zważyć, wykorzystać program Statistica), na własnej uczelni uzyskać stopień a potem nawet sięgnąć po nagrodę Ministra i... ją otrzymać! U Ministra funkcjonują jedynie recenzje z przewodu - tam rozprawy nie analizują niezależni eksperci, a powinni być nawet zagraniczni a nie ze zżytego ze sobą na konferencjach tematycznych środowiska krajowego.
- Nie muszą przyczyniać się do rozwoju gospodarki
- Nawet w tym pytaniu jest błąd metodologiczny polegający na wymuszeniu spełnienie koniunkcji dwóch warunków. A specyfika danej dyscypliny może pozwalać na spełnienie np. tylko jednego z nich, czyli w żadnym wypadku nie można się "zgodzić" z tym stwierdzeniem
- Polska nauka, szczególnie w wydaniu uniwersyteckim, wykazuje duży problem z wywieraniem jakiegokolwiek wpływu na rozwój gospodarki. Adiunkci są często przeciążeni obowiązkami dydaktycznymi i/lub administracyjnymi, a oceniani są za ilość publikacji/impact factor, więc liczy się sztuka publikacji, a nie misja, wdrażanie czy realne znaczenie prowadzonych badań, szczególnie, kiedy mija czas przeznaczony na zdobycie kolejnego stopnia.
- Zwykle jest to kontynuacja badań z doktoratu, ponieważ nie ma wymogu zmiany tematyki, nie było wymogu stażu zagranicznego. Prowadzone są badania podstawowe, przyczynkarskie, co jest wymuszone przez masowość habilitacji - brak alternatywnych ścieżek kariery.
- Wiele badań ma wymóg bycia badaniami podstawowymi, aby otrzymać finansowanie np. z NCN
- Nie ma dostępu do fachowców, którzy udzielaliby wiarygodnego feedbacku co do innowacyjności badań
- Nierzadko podstawą jest marna monografia.
- Jestem zdania, że awanse naukowe (stopnie doktorskie oraz tytuł profesor) winne być nadawane za badania o charakterze podstawowym. Innowacyjności oraz wdrażanie koncepcji naukowych do gospodarki winne być mierzone zyskami finansowymi. Innymi słowy, badania podstawowe mają nieprzewidywalny wpływ mierzony w krótkiej perspektywie czasowej, zaś innowacyjność i wdrażanie bez natychmiastowych skutków ekonomicznych, to jedynie metoda wyłudzania dotacji budżetowych. Dla przykładu, liczne patenty (tzw. wysiłek ewaluacyjny) dofinansowywane z dotacji na badania statutowe na wyższych uczelniach.
- Większość znanych mi badań naukowych w mojej dyscyplinie przestawianych w postępowaniu habilitacyjnym nie spełnia tego kryterium ale są rzecz jasna wyjątki.
- Bardzo często polskie badania naukowe - wypowiadam się w imieniu badań humanistycznych - są odtwórcze.
- Badania naukowe, jeżeli w ogóle można tak to nazwać, prowadzą do zapewnienia sobie (adiunktowi), stałej posady, z której nikt go nie ruszy. Nie musi po habilitacji już za wiele robić. To jest zdanie bezpośrednio zasłyszane od osób, które dążą do habilitacji. Często też osoby takie są dopisywane do artykułów jako autorzy, choć wkładu żadnego nie mieli, a przesłanką do tego jest jedynie potrzeba wyższych zarobków.
- Zależy w jakich dziedzinach. W humanistyce zdecydowanie nie
- Są wyjątki od tej reguły, ale obecnie większość adiunktów stara się zdążyć przed nową procedurą (30.4), co niekorzystnie wpływa na wyniki badań przez nich prowadzonych. Często badania mają powierzchowny charakter.
- Myślę, że większość badań robiona jest pod 'rynek' i 'modę' jaka na nim panuje. Sztuka dla sztuki, nie myśli się o znaczeniu gospodarczym czy ekonomicznym
- W dużej mierze to fikcja...
- W mojej dyscyplinie i subdyscyplinach nie widzę takiego przełożenia
- innowacyjność jest bzdurą w nauce, podobnie wdrażanie czegokolwiek w praktyce. Zadaniem nauki jest zgłębianie istoty rzeczy badanej. Resztę załatwi ludzka przedsiębiorczość.
- Cała polska nie jest nastawiona na innowacyjność. Praca głównie polegają na przepisywaniu tego co jest, ew. wykorzystywane są prace studentów do późniejszych prac do postępowania hab. Jak ktoś chce coś innowacyjnego robić to nie w Polsce. Nawet jak jest sprzęt do czegoś innowacyjnego to często jest jeszcze w folii bąbelkowej. Natomiast badania humanistyczne, które szczególnie są finansowane dotyczą narodowej martyrologii, nie mówię, że nie jest to ważne, ale przez to nie ma finansowania na inne innowacyjne rozwiązania. Szczególnie to dotyczy projektów interdyscyplinarnych, gdyż zarówno doktorat jak i habilitacja muszą być z określonej dyscypliny, również chcąc pozyskać grant np. w NCN, to na rozwiązania interdyscyplinarne nie patrzy się przychylnie. A innowację właśnie w dużej mierze zapewnia interdyscyplinarność.
- Nadal wiele habilitacji powstaje jako wynik działalności awansowej, prace i badania nakierowane są na "poprawność awansową". Nadal zbyt rzadko (zwlaszcza w naukach społecznych), jako efekt działalności badawczej służącej rozwiązywaniu problemów badawczych
- Obecnie treść wyników naukowych - co odnoszę do dyscypliny prawo - nie ma dla nikogo znaczenia. Liczą się punkty i tylko o tym się mówi.
- W wielu przypadkach kierunek badań oraz ich zakres są zupełnie oderwane od rzeczywistości gospodarczej. Prace są często przeteoretyzowane i nie mają żadnego przełożenia na rozwiązanie realnych problemów gospodarki i przemysłu.
- W większości mają charakter pozorowany i służą wyłącznie zgromadzeniu publikacji. Dominuje tu jednak odtwórczość, co wynika z masowości doktoratów, a następnie obniżenia progu oczekiwań w zatrudnianiu na stanowisko adiunkta
- Rzadko podejmowane są nowatorskie badania eksperymentalne w edukacji i w naukach o niej.
- Niestety uczelnie mają problem z usuwaniem pracowników którzy jedynie spełniają minimum aby nie zostać wyrzuconym. To minimum niestety bardzo często jest naciągane i bywa uznawane za wystarczające do osiągnięcia habilitacji. Mało kogo interesuje czy publikacje wchodzące w skład habilitacji są w ogóle cytowane.
- W różnych dziedzinach nauki bywa różnie, jednak w mojej opinii za duży odsetek badań prowadzonych przez adiunktów realizowanych jest "na stopień" a nie "dla ludzi".
- Istnieje zbyt mały przepływ informacji pomiędzy sektorem gospodarki a uczelniami - badania czasem, ale rzadko wiążą się z innowacyjnością.
- Ponieważ obserwuję sztukę muzyczną, mam często doświadczenia wręcz przeciwne. Nie podkreśla się rangi osób kreatywnych, nawet magistrów/adiunktów, którzy są aktywni i twórczy, mają innowacyjne pomysły. Ceni się postępowania zgodnie z kluczem, odtwórcze, odwzorowujące (i dlatego łatwiej ocenić, ponieważ można porównać). W sztuce muzycznej bardzo często właśnie doktorzy, doktorzy habilitowani są pracownikami uczelni, a nie artystami...
- Habilitacja jako postępowanie awansowe, poddawane ocenie środowiska nie sprzyja eksperymentowaniu czy innowacyjności. Lepiej wybrać sprawdzone obszary badań - jako bezpieczniejsze. W mojej ocenie habilitacja tłumi innowacyjność.
- W dużej części nie! Coraz bardziej habilitacja przybiera formę postępowania administracyjnego na podstawie przypadkowo zebranych publikacji (tekstów).
- Z moich obserwacji na Wydziale Neofilologii UAM, gdzie pracuję, wynika, że 50% lub więcej pracowników naukowo-badawczych, w tym adiunktów, ma problem ze zidentyfikowanie rzeczywistego problemu badawczego. Wiele bardzo badań, to kompletna fikcja, nie mają waloru innowacyjności ani nie są dyktowane potrzebami społecznymi.
- W dużej części są to badania podstawowe (przynajmniej w mojej dziedzinie).
- Badania naukowe w Polsce, co do statystycznej większości nie są prowadzone nad rozwiązaniem ważkiego problemu badawczego, rozumianego - w aktualnym stanie wiedzy naukowej - jako brak odpowiedzi na istotne pytanie. Prowadz się badania o innowacyjności pozornej (np. jako "nowatorskie" testowanie cudzej teorii w innym kontekście; np. cudza teza była przestowana na przykładzie Londynu, Paryża, Moskwy itd., ale nikt jej jeszcze nie przetestował na przykładzie Pikutkowa. Na tym polega - w opinii przychylnego recenzenta - genialne nowatorstwo prezentowanej pracy kwalifikujące na stopień doktora czy doktora habilitowanego. Prace pisze sie tylko po to, by nie zostać "wyrotowanym" z wygodnej posady naukowej, mieć dostęp do stanowisk kierowniczych i środków finansowych (np. tzw. grantów). Gdyby było inaczej, to stan i historia polskiej nauki nie byłaby taka, by ostatnia nagroda Nobla w dziedzinie naukowej była przyznana polskiemu uczonemu ponad 100 lat temu (M. Skłodowska - Curie, 1911) !
- Na ogół są próbą wypelnienia warunków formalnych i uzyskania pozytywnych recenzji. Kwestia merytoryczns jest wtorna.
- Zakreśliłam "nie" ponieważ 90% osiągnięć naukowych tego warunku tak naprawdę nie spełnia
- Ocena dorobku naukowego adiunktów koncentruje się na kwantyfikacji. W recenzjach podkreślany jest ilościowy aspekt dorobku, a nie jakościowy. W naukach humanistycznych prowadzi to do absurdu i tworzenia dużej ilości sprawnych, ale nie wnoszących niczego do nauki prac. Średnio wymaga się 30- 40 artykułów załączonych do wniosku habilitacyjnego. Przy 20 artykułach recenzenci podnoszą zarzut, że dorobek jest niewielki. Tym samym recenzenci potwierdzają fakt, że najistotniejsza jest ilość, a nie jakości tych prac. Jest rzeczą oczywistą, że przez 8 lat nikt nie napisze 40 przemyślanych, oryginalnych i nowatorskich prac w humanistyce. Wyjściem z tej sytuacji nie jest także publikowanie w "renomowanych czasopismach", bo nie gwarantuje to żadnej oryginalności. Powinno się w sposób jasny i wyraźny podkreślić wymóg oryginalności i nie sprowadzać go do wymogu nieustannego przepisywania najświeższych publikacji zagranicznych
- Badania te często z racji ograniczonego czasu i konieczności zebrania w "utwór habilitacyjny" są często powtórzeniem lub niewielkim rozwinięciem już istniejących danych. Adiunkci nie podejmują bardziej innowacyjnych a tym samym ryzykownych badań w obawie, iż w razie niepowadzenia nie będą w stanie zrobić habilitacji.
- Celem jest tylko uzyskanie habilitacji i uniknięcie zwolnienia z uczelni
- Duża część adiunktów, zatrudnionych na uczelniach, korzystając ze stałości zatrudnienia i braku jakiejkolwiek kontroli, porzuca tak naprawdę badania naukowe (do których jeszcze zobowiązywało ich postępowanie przy doktoracie) na rzecz dydaktyki, wyrabiania nadgodzin i publikowania w miernych czasopismach lokalnych (żeby mieć co przedstawić w ankiecie na koniec roku), wiedząc, że habilitacja jest i tak kwestią doboru właściwej komisji.
- Nie ponieważ badania uniwersyteckie maja w większości charakter badań podstawowych. Nawet jeżeli w większości projektów pojawiają się hasła o innowacyjności to sa one sztuczne. Nie ma w tym nic złego, taki jest charakter badań na całym świecie. Jest to jednak baza do wszystkiego co dzieje się później. Bez wiedzy o problemie nie ma innowacji.
- Naukowcy zbyt rzadko współpracują z przemysłem.
- Najczęściej prowadzi się badania pod "papiery" a nie pod kierunkiem innowacyjności czy oryginalności. Lepiej mieć kilak prac z "bezpiecznego" tematu niż starać się zrobić coś nowego ale z ryzykiem odrzucenia publikacji.
- To zależy od konkretnego przypadku, ale w większości raczej nie. Wpływa na to w dużej mierze niedofinansowanie - badacze nie mają środków na wyjazdy, udział w zagranicznych konferencjach, zakupi literatury, szkolenia, realizację swoich pomysłów.
- W geologii (którą reprezentuję) zasadnicze problemy badawcze zostały już rozwiązane. Habilitanci piszą swoje "osiągnięcia" w celu uzyskania stopnia, a nie w celu rozwoju nauki.
- Habilitacja przypada na najbardziej twórczy i kreatywny okres naukowca i "zabija" jego produktywność naukową. Mianowicie skupia się on na tzw. cyklu publikacji jednotematycznych zamiast rozwijać innowacyjne i twórcze badania w zespołach interdyscyplinarnych.
- Adiunkci mają bardzo ograniczony dostęp do jednostek gospodarczych i możliwości prowadzenia systematycznych badań, w związku z czym - przynajmniej w mojej dyscyplinie - zawężają badania do ankiet, które są mało wiarygodne. Dostrzegam bardzo słabe przygotowanie metodyczne do prowadzenia badań. Gonitwa za punktami sprawia, że publikuje się "byle co", aby tylko uzyskać punkty.
- Na pewno nie wszystkie. Część to po prostu kompilacyjne monografie. Część badań jest mało oryginalna i nie wnosi niczego do dziedziny.
- Oczywiście nie wszystkie. Duża część prac jest teoretyczna lub nigdzie później nie wdrażana. Część prac jest innowacyjna i oryginalna a wyniki tych prac są wdrażane w gospodarce lub społeczeństwie.
- najpierw należy zdefiniować innowacyjność, oryginalność jak najbardziej ale nie oznacza to innowacyjności i roli w gospodarce...
- Wszelkiego rodzaju prace prowadzone są w kierunku umożliwiającym pisanie artykułów naukowych z dobrą punktacją ministerstwa a prace laboratoryjne sa tez prowadzone pod tym kątem. Zgłoszenia patentowe z góry są zakładane jako zgłoszenia "do szuflady" liczą się jedynie punkty
- często jest to inne ujęcie tematyki rozprawy doktorskiej, zdarzają się prace bardzo banalne, pisane "na sztukę"
- Po pierwsze, powinno być więcej opcji bo trudno odpowiedzieć tak lub nie. Czasami tak, ale mam wrażenie, że bardzo często nie bo adiunkci często skupiają się na produkowaniu publikacji w celach habilitacyjnych a nie na jakości i celowości prowadzonych badań. Publikacje stają się celem samym w sobie, a powinny być końcowym etapem istotnych i innowacyjnych badań.
- 50 na 50
- nie jest to możliwe w niektórych dyscyplinach naukowych, poza tym tematy prac wyszukiwane są często w pośpiechu i na siłę gdyż dziś liczy się tylko "punktoza" na uczelniach
- Oczywiście trudno uogólniać, ale w większości przypadków -- NIE -- a to m.in. ze względu na rozbieżność kryteriów habilitacyjnych de facto w mojej dyscyplinie ("dowolna książeczka") z tymi powszechnie uznawanymi za kryteria dobrze prowadzonej nauki. UWAGA ogólna do ankiety: ankieta zyskałaby, gdyby zebrano informację o reprezentowanej dyscyplinie, bowiem badane zjawiska są prawdopodobnie funkcją dyscypliny.
- To ocena generalna, indywidualnie może to wyglądać inaczej
- Nie, ponieważ doktor (w Polsce tzw. adjunkt - liczy się etat, to etetyzm) jest w Polsce nikim. Nie może od razu lub po dwóch latach postdoca założyć grupy badawczej i wybrać sobie optymalnej tematyki badań. Musi się habilitować w 8 czy ileś tam lat po przedłużeniach męki pańskiej z ubieganiem się o podpisy pod każdą pierdołą. Takie pływanie w kisielu - zasuwasz i nic. A ile pracy ma administracja... ho ho...
- W znacznej części niestety nie. Szczególnie jest to widoczne na Uniwersytetach, w dziedzinach podstawowych.
- badania naukowe z zasady nie są, a przynajmniej nie muszą byc badaniami wdrożeniowymi
- większość habilitacji, które ostatnio wydział przyznał, nie powinno być przyznanych. Najczęściej to się odbywa po tzw. znajomości
- Często spotykam się z sytuacją, gdy dwa krótkie artykuły wydane w renomowanych czasopismach zagranicznych mają większą wartość naukową, niż monografia habilitacyjna tej samej osoby. Dorobek pracowników naukowych powinien być co kilka lat oceniany przez niezależną, ogólnopolską komisję, z udziałem recenzentów zagranicznych, na zasadzie konkursu, jak w przypadku udzielania grantów. Wynagrodzenia zasadnicze powinny być zależne od miejsca uzyskanego na ogólnopolskiej liście rankingowej. Premiowałoby to najlepszych tak, jak granty, ale granty przyznawane są przede wszystkim w oparciu o projekt - a więc w oparciu o zamiary - natomiast taka ewaluacja doceniałaby głównie już zrealizowane badania. Taka procedura nie nakładałaby na ocenianego żadnych sztywnych wymogów ilościowych ani formalnych, ale zmuszałaby badaczy do rywalizacji, która jest najlepszym sposobem na poprawę jakości. Obecny system powoduje produkcję masy bezwartościowych publikacji, gdyż premiowana jest głównie ilość.
- Samo pytanie jest w czesci koncowej jest niejasne, chyba brakuje spojnika (i, oraz). Innowacyjnosc to tylko modne slowo jak ekologia itp. Badania naukowe moga przyczynic sie do .... ale nie wiadomo czy i kiedy. Wdrozenie to tez slowo klucz w dzisiejszej nowomowie na poziomi medialnym. A w ogole to naukowiec powinien wg dzisiejszych standartow byc wszystkim czyli myslec, uczyc, badac, wdrazac i produkowac (menedzer i dyrektor start upow, oraz dyrektor instytutu, produkowac doktoraty i mgr oraz wiele dobrych (wysoko punktowanych) publikacji. Inaczej byc wszystkim czyli nikim w swiecie rzeczywistym ale spelniajacym standarty MNiSW, ktore musi wykazac sie samo przed soba z narzuconych niby sobie standartow. Nigdy w takim wieziennym systemie nie bedziemy innowacyjni w przemysle, z noblami i odkryciami na skale swiatowa.
- Swoje uwagi odnoszę do habilitacji z zakresu nauk technicznych. Otóż w obecnych czasach adiunkci są odizolowani od szeroko rozumianego przemysłu, w którym stosowane są wysoko rozwinięte technologie. System zatrudniania adiunktów, ich obłożenie różnymi obowiązkami, nie pozwala na bliskie kontakty z przemysłem. Z drugiej strony znikomy procent adiunktów ma kontakty z przemysłem, często boją się tego przemysłu z uwagi na brak doświadczenia zawodowego. Uzyskanie habilitacji jest nominacją w obszarze nauki ale często nie idzie to w parze z przemysłowym doświadczeniem zawodowym.
- w wiekszosci wypadkow sa oderwane od praktyki co wynika zarowno z niskiego przygotowania praktycznego, ale glownie z hermetycznosci tradycyjnej nauki .
- Na badania nie ma pieniążków, a właśnie finansowanie determinuje innowacyjność. (Dotyczy to n. technicznych).
- Jedna osoba, poza zespołem na ogół nie ma szans na prowadzenie sensownych badań
- Wartości oceniane w habilitacji (publikacje w reglamentowanych czasopismach) nie mają wartości w gospodarce.
- Wiele habilitacji jest pisanych jedynie po to, aby zdobyć awans i zachować miejsce pracy na uczelni, pod presją czasu, na poziomie minimalnie spełniającym warunki ustawowe (a i to nie zawsze) a tak pragmatyczne,osobiste czynniki nie sprzyjają innowacyjności.
- Powinna być jeszcze 4 możliwość - Nie zawsze. Czasami tak jest, ale są też habilitacje, które przechodzą niezasłużenie, ponieważ nie spełniają podstawowych wymogów metodologicznych. Często, nawet bardzo często, przynajmniej w mojej dziedzinie (jedna z dyscyplin nauk społecznych) jest tak, że recenzenci formułują mnóstwo uwag krytycznych, wręcz miażdżą kandydata, i następnie dołączają pozytywną konkluzję. To budzi dysonans poznawczy u członków rady wydziału, przecież nikt z nich na ogół pracy nie zgłębia. Byłam świadkiem także 3x kasowania głosowania pod dziwnymi pretekstami, by przegłosować pracę, która w ojej opinii nie nadawała się do obrony ze względu an poważne braki metodologiczne i wewnętrzną niespójność.
- Ponieważ są na ogół słabo przygotowani do pracy naukowej od strony merytorycznej a zwłaszcza metodologicznej. Nie rozumieją że nauka polega na ODKRYWANIU rzeczy nowych a przepisywaniu rzeczy znanych z pewną modyfikacją stwarzającą wrażenie nowości.
- Nie ma takiego kryterium w ocenie postępowania habilitacyjnego
- Może na kierunkach humanistycznych trudno o nadanie badaniom charakteru wdrożeniowego, ale dostrzegam przede wszystkim habilitacje niewiele wnoszące do nauki.
- Części zdarza się niż w przypadku doktorów habilitowanych i profesorów i w dużej mierze zależą od dyscypliny. Częściej spotyka się frustracje ze względu na bardzo wysokie wymagania przy ubieganiu się o środki finansowe na badania.
- Niestety coraz częściej rozprawy habilitacyjne przybierają charakter odtwórczy bądź opisowy. Wzrost liczebności prac habilitacyjnych nie idzie w parze ze wzrostem ich jakości.
- Obecnie z powodu "punktozy" jest coraz mniej oryginalnych badań a głównym celem pracowników jest sztuczne namnażanie i sprytne powielanie prac
- Jedne spełniają warunki, inne nie.
- Często to prostackie badania powtarzające istniejące już schematy
- osoby takie działają wyłącznie w myśl zasady "licznik bije" - liczy się sztuka (czyli kolejna publikacja)
- W większości przypadków nie. W mniejszości przypadków tak.
- Wypełniają tylko wymagania typowo naukowe. Nie ma to wiele wspólnego z praktyką a tym bardziej z innowacyjnością.
- W chwili obecnej są to czysto teoretyczne badania oparte na potrzebie "wyprodukowania" artykułów w czasopismach gdzie najważniejsze jest spełnienie naukowości a nie aplikacyjności. Poza tym wiodące czasopisma naukowe oderwane są od problematyki polskiej gospodarki i polskich realiów stąd problemy nurtujące ogół światowej nauki oderwany jest od potrzeb polskiej gospodarki.
- Marnowanie czasu na habilitację. Lepiej żeby się skupili na grantach i badaniach naukowych.
- Dobór osoby która może habilitację zrobić zależy głównie od szefa jednostki/katedry. Bardzo często temat pracu, współpracownicy itd są narzucani przez szefa jednostki. W konsekwencji dobór przedmiotu rozprawy habilitacyjnej jest wypadkową publikacji zdobytych po znajomości i układów wewnątrz jednostki badawczej.
- Udzielam odpowiedzi na podstawie doświadczenia z matematyki. Pytanie chyba jest niewłaściwie sformułowane, składa się z 3-ch części połączonych spójnikiem "i".
- Niekoniecznie, generalnie mają być ?dziełem? i na tym skupiają się ludzie wokół mnie, a nie na innowacyjności.
- Wydaje mi się, że nie wszystkie badania naukowe spełniają ten warunek, jak również nie są wdrażane do rozwoju gospodarki.
- Nie ma jednoznacznej odpowiedzi; niektóre tak, niektóre nie. Te drugie są rezultatem kalkulacji osoby jak najkorzystniej zdobyć habilitację.
- Nie ma bezpośredniej korelacji między tytułem/stopnień naukowym a innowacyjnością czy oryginalnością prowadzonych badań (doktoranci robią bardzo oryginalne rzeczy). A jeśli istnieje taka relacja, to należałoby ją udowodnić przynajmniej statystycznie. To z kolei nie wydaje się możliwe, bo nie ma jasnych kryteriów oceny "oryginalności" czy "innowacyjności". Ponadto badania prowadzone w obrębie nauk społecznych, humanistycznych czy sztuki nie są sprofilowane na "służebność" wobec gospodarki, nawet jeśli są "stosowane".
- nie wszystkie, niektóre na pewno spełniają te wymogi ale w mojej dziedzinie wiele badań niczego nowego nie wnosi
- Nie wszystkie badania spełniają warunek innowacyjności, dużo jest habilitacji 'dopychanych kolanem'.
- Samo pytanie jest niezbyt sensowne, bo jak humanistyka (np. filologia polska, filozofia etc.) może "przyczyniać się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki"? To jest redukowanie wartości badań naukowych tylko do wymiaru gospodarczego i ekonomicznego, co może przynieść opłakane skutki w kształceniu kolejnych pokoleń Polaków.
- Warunek innowacyjności nie jest stawiany jako główne kryterium oceny dorobku. Ocena wg recenzentów dotyczy w głównej mierze oryginalności. I chyba słusznie. A co z pracami o charakterze podstawowym? Często trudno na etapie badań habilitanta dociec przydatności wyników w gospodarce. A już nie wyobrażam sobie oceny w tych kategoriach prac habilitacyjnych w naukach humanistycznych...
- Brak finansowania z NCN a również szczególnie NCBIRu utrudniają realizację badań na poważnym MOŻLIWYM do zaakceptowania w naukach technicznych poziomie.
- Celem postępowania habilitacyjnego, podobnie jak i doktorskiego, jest uzyskanie stopnia naukowego a nie oryginalność czy innowacyjność (sprzeczność celów). Podejmując działania w celu uzyskania stopnia naukowego, pracownik naukowy wybiera zwykle temat "bezpieczny", gwarantujący uzyskanie stopnia (ograniczony czas na uzyskanie stopnia, a tym samym na zachowanie etatu, nie pozwala na podejmowanie oryginalnych lub innowacyjnych ergo "ryzykownych" tematów).
- Nie zawsze, tak być powinno: że wnoszą coś nowego w dotychczasowe osiągnięcia naukowe (nawet jeżeli jest to tylko pewien aspekt) i w wielu przypadkach tak jest, natomiast zdarzają się prace - i te powinny być odrzucane - które nie wnoszą nic, tylko powielają już istniejące efekty badań naukowych innych albo są streszczeniami, "po koleżeńsku" publikowanymi. Niektórzy wręcz nie potrafią pisać rzetelnie i naukowo i tego powinni się wstydzić. Praca na uczelni/uniwersytecie czy w innej jednostce naukowej zobowiązuje. Dużo jeszcze zależy od dyscypliny, w której się pracuje naukowo.
- To zależy. Spotkałam się z adiunktami, którzy prowadzą badania tylko pozornie, markując pracę naukową, jak i z takimi, których podejście do problemu jest szczególnie innowacyjne i inspirujące. Moim zdaniem, nie ma reguły.
- Badania naukowe mają na celu głównie publikację wyników w renomowanych czasopismach i są wykonywane pod kątem zdobycia jak najwyższego wskaźnika IF oraz punktacji.
- Pytanie zawiera tezę jakoby badania naukowe miały mieć charakter wyłącznie aplikacyjny.
- Badania realizowane w ramach habilitacji powinny dotyczyć podstawowych badań, a nie aplikacyjnych.
- Wiele zgłoszeń habilitacyjnych obejmuje badania przyczynowe, nastawione przede wszystkim na liczbę publikacji, a nie na ich jakość. Zapatrzeni w magię liczb gubimy doskonałość naukową.
- ilość i jakość zmian przepisów prawa w skali roku od lat świadczy o braku solidnych opracowań naukowych, które mogłyby stanowić źródło inspiracji w przedmiotowym zakresie
- Zwykle celem badań jest uzyskanie wyższego stopnia naukowego - awans, a nie poszukiwanie "PRAWDY NAUKOWEJ" - rozwiązanie nowego, ważnego problemu naukowego - lub praktycznego. Często dominują studia przypadków publikowane w wysokoimpaktowych czasopismach, a nie wypływa z tego nowatorskie uogólnienie. Jednakże jest także grupa osób prowadzących znakomite innowacyjne prace, którzy habilitują się "przy okazji" uzyskiwania wybitnych rezultatów.
- W ostatnich latach "dziełem" habilitacyjnym jest najczęściej cykl artykułów , w których trudno znaleźć propozycje przyczyniające się do rozwoju gospodarki
- Niektórzy mają możliwość prowadzić innowacyjne badania, ale większość ma tyle dydaktyki i obowiązków administracyjnych, że musieliby prowadzić badania we śnie, żeby zdążyć z tym wszystkim.
- w ostatnim czasie liczba habilitacji bardzo wzrosła bowiem obniżone zostały wymagania i duża cześć z tych "osiągnięć habilitacyjnych" jest mało innowacyjna.
- W obszarze nauk społecznych są przysłowiowym ?biciem piany?.
- Jeśli słówko "oraz" ma spełniać warunek koniunkcyjności, to jest oczywiste, że dokonania w tzw. humanistyce z założenia nie spełniają takiego warunku, po drugie, samo pojęcie "innowacyjności" jest na tyle nacechowane ideologicznie, iż trudno jest je traktować poważnie. Kryterium "oryginalności" jest z kolei zbyt nieostre.
- System wymusza na adiunktach prowadzenie prac (celowo unikam tu słowa badań), które zmierzają do wypełnienia zapisów ustawy (nie ważne jakiej), określających warunki wymagane do habilitacji.
- Za mało mają punktów za patenty w porównaniu do całości punktów za prace n-b
- Dobre innowacyjne habilitacje tonął w gąszczu miernoty. Wiele autoreferetów zawiera minimum przeciętnych 5 prac habilitantów pragnących awansu naukowego po najmniejszej linii oporu. Zjawisko łatwo prześledzić na podstawie habilitacji z nauk medyczny i medycyny (koledzy piszą sobie nawzajem o wystarczającym spełnieniu kryteriów)... I tyle
- Właściwie odpowiedź powinna brzmieć - nie zawsze. Być może na uczelniach technicznych jest inaczej. Na uniwersytetach liczy się (a przynajmniej liczyły się) przede wszystkim parametry bibliometryczne pracy (punkty ministerialne i IF, cytowalność), a nie innowacyjność prac.
- Tryb postępowania habilitacyjnego zmienia się tak szybko, że nie sprzyja to czasochłonnym innowacyjnym i oryginalnym rozwiązaniom, szczególnie w sytuacji, gdy grozi zwolnienie z pracy.
- Moim zdaniem rzadko, najczęściej prowadzone są prace, które można zrealizować w ramach możliwości jednostki naukowej przy bardzo ograniczonych środkach finansowych, co często wyklucza oryginalność i innowacyjność.
- Niestety wiele prowadzonych badań ma charakter odtwórczy
- Nie, szczególnie na uczelniach katolickich te badania do niczego nie prowadzą.
- Nie, ponieważ habilitacja nie ma żadnego związku z jakością prowadzonych badań. Prowadzę badania najlepiej jak potrafię i nad zagadnieniami, które uważa się w mojej dyscyplinie za ważne i aktualne. Habilitacja nie ma tutaj żadnego znaczenia. Habilitacja jest formą uznania środowiskowego. Nie ma nic wspólnego z rzetelną recenzją pracy naukowej. Z recenzją taką można się jedynie spotkać publikując w dobrych czasopismach naukowych. Recenzje wydawnicze monografii w Polsce można określić jako grzecznościowe. Znacznie łatwiej opublikować książkę niż artykuł w uznanym czasopiśmie.
- W obecnej formule habilitacji, dość rzadko przedstawione w pracach badania mają charakter innowacyjny, czy też są oryginalną propozycją interpretacyjną.
- Wydaje mi się, że zwłaszcza w naukach humanistycznych trudno o kwestie dotyczące rozwoju gospodarki.
- Na ogół narzuca się adiunktom pisanie wielu artykułów do czasopism z wysokim wskaźnikiem IF.. w czasopismach tych promuje się przede wszystkim artykuły teoretyczne. Czasopisma takie również nie są czytane przez ludzi pracujących w gospodarce. Należy zwiększyć liczbę punktów dla czasopism krajowych o profilu praktyczny. W tych czasopisma w procesie recenzji zwraca się o wiele więcej uwagi na aspekt aplikacyjny. Aspekt aplikacyjny prac jest również często przyczyną odrzucenia wniosków składanych do NCN - naukowców zachęca się do pisania prac teoretycznych, nie związanych z gospodarką.
- Badania są innowacyjne, jednak nie mają związku z gospodarką.
- Większość badań tak naprawdę bie spełnia podstawowych definicji badań podstawowych
- Doświadczenie wyniesione z wydziału pokazuje inne podejście. Nie ma żadnego praktycznego wykorzystania prac habilitacyjnych w sensie ich wdrażania do obszaru gospodarki, jak rónież nauki....
- Badania nie mogą być zbyt innowacyjne, aby nie narazić habilitanta na niepowodzenie w ubieganiu się o stopień naukowy. Muszą odpowiadać kompetencjom recenzentów.
- Raczej w bółach próbuje się złożyć jakieś badania w całość aby spełnić minium minium do złożenia wniosku habilitacyjnego.
- Najważniejsze jest wypełninie minimum do awansu. Wiadomo co jest oceniane, wiec wszyscy starają się po najmniejszej lini oporu spełnić minium.
- To zależy od adiunkta
- Nie promują współpracy i interdyscyplinarności. Bardziej liczy się liczba autorów publikacji niż osiągnięcia we współpracy z przemysłem.
- Czasami jest to tylko kontynuacja tematu dla spójności tematycznej prac do przewodu habilitacyjnego
- Obecny system habilitacyjny składania do wieli nadużyć, celem prowadzonych badań powinna być chęć rozwoju dziedziny a nie zdobycia stopnia.
- często celem jest odkrywanie i opisywanie rzeczywistości
- robią to tylko dla tytułu a niekiedy są to bzdury na poziomie podstawówki
- Najbezpieczniejsza i najszybsza droga do uzyskania habilitacji prowadzi poprzez uzyskanie tzw. "spójnego" dorobku naukowego rozumianego jako osiągnięcie wysokiego stopnia specjalizacji. Z natury rzeczy takie podejście nie sprzyja ani innowacyjności, ani interdyscyplinarności badań naukowych, które wiążą się z pewnym stopniem ryzyka, np. niezrozumieniem ze strony recenzentów wniosków grantowych i publikacji.
- Z przykrością należny zaznaczyć, że w 90 % polska nauka jest nikomu niepotrzebna i wyjątkowo rzadko przyczynia się do rozwoju danej dziedziny, nie wspominajać nawet o gospodarce
- O ile badania mogą być innowacyjne i oryginalne, to np. w przypadku badań humanistycznych ciężko spełnić warunek przydatności i możliwości wdrożenia w gospodarce. Z drugiej strony wymóg zrobienia habilitacji w określonym czasie (w przeciwnym wypadku zostanie się zwolnionym z pracy) powoduje robienie habilitacji "po łebkach", na szybko - byle "zaliczyć". Brakuje czasu na przemyślane badania podłużne.
- Badania adiunktów służą przede wszystkim publikowaniu artykułów celem zbieraniu punktów i cytowaniu wybranych osób - za wszelką cenę. W/w warunki absolutnie schodzą na plan dalszy, gdyż często wręcz przeszkadzają w awansie.
- nie, są nastawione na efekt poznawczy a nie praktyczny; robione są z musu, żeby rektor nie wywalił z roboty a przymus pisania bezsensownej habilitacji tylko odciąga od robienia fajnych badań
- Główny cel badań naukowych to uzyskanie odpowiednio punktowanych publikacji a nie rozwój gospodarki
- badania robione są w wiekszości dla publikacji
- Nie zawsze
- Reprezentuję nauki humanistyczne, w mojej dziedzinie nie ma możliwości wdrożenia wyników badań. Nie dostrzegam też innowacyjności i oryginalności, dominuje raczej konserwatywne podejście.
- To zależy od adiunkta, czy ma nowatorski pomysł, czy wtórny. Niemniej jednak przesłanki ustawowe wymuszają nowatorstwo, ale wszystko zależy od oceny recenzentów.
- Których konkretnie adiunktów? Nie da się odpowiedzieć na tak postawione pytanie.
- To naprawdę zależy. Bardzo często problemem jest brak pieniędzy, brak dostępu do danych oraz fakt, że w Polsce jak się zrobi badania na jakiś temat wrażliwy dla jakiejś grupy interesu, to habilitacja nie przejdzie. Dlatego nikt nie ryzykuje takich tematów. No i pytanie, co to jest innowacyjny i oryginalny temat. Że zostanie opublikowany w JCR? Ale tu jest sprzeczność, albo publikuję na tematy, których uczę, albo szukam po czasopismach z listy JCR aktualnych tematów i na nie piszę. W mojej branży to są zupełnie różne tematyki. Czyli albo praca badawcza i JCR albo publikacje na tematykę, której uczę. To się nie pokrywa. Tematy badawcze są często nudne dla studentów.
- Nie rozumiem, jak mogę wrzucić do jednego worka wszystkich? Wiadomo że istnieją prace które z innowacyjnością i oryginalnością mają niewiele wspólnego a tytuł nadaje się ze względu na układy, są też prace wybitne.
- w większości przypadków tak
- Odpowiedź "nie mam zdania" nie oddaje mojego stanowiska. Według mnie jest znaczna część habilitacji, które nie spełniają warunku innowacyjności i nie przyczyniają się do wdrożenia koncepcji naukowych do gospodarki, ale nie oznacza to, że nie są do wykorzystania - ich treść i nowości są tak podstawowe, że wymagają dalszych wielu badań, aby mogły być wykorzystane w taki sposób. Jest też znaczna część, która spełnia przedstawione warunki i przynosi deklarowane efekty.
- Bywa, ale rzadko.
- Badania z zakresu nauk przyrodniczych i medycznych zazwyczaj są innowacyjne. Problematyczne są prace z zakresu humanistyki.
- Przestrzegałbym przed uogólnianiem. Wśród oryginalnych i innowacyjnych prac są habilitacje "stricte na stopień", spełniąjące jedynie wymogi formalne. .
- Robią habilitację bo muszą coś zrobić, a niestety pieniędzy na naukę nie ma.
- Tak powinno być. Nie można stwierdzić jednoznacznie, czy rzeczywiście tak jest - w przypadku części osób na pewno tak, ale na pewno nie dotyczy to wszystkich.
- wydaje mi się, że jest to sprawa bardzo indywidualna - zależy od obszaru badań, osoby badacza, uczelni
- W zależności od dyscypliny i tematyki badań - tak lub nie. Niefortunne pytanie.
- W większości przypadków tak, zdarzają się jednakże mało innowacyjne badania.
- Jedne tak, inne nie. Nie uważam, żeby nauka miała mieć zawsze służebną wobec gospodarki rolę. Nauka ma opierać się na ciekawości badawczej i poza pytaniem 'jak' odpowiadać na pytanie 'dlaczego'
- nie widzę możliwości uzasadnienia żadnego wariantu odpowiedzi, jakość prowadzonych badań jest bardzo różna
- Zaznaczyłem odpowiedź "nie mam zdania" ponieważ część badań wpisuje się w nurt innowacyjności i są one oryginalne natomiast zdarzają się przypadki zwłaszcza wśród "starszych" adiunktów (umowy przed 2010), których badania są robione na podstawie innych badań z niewielką modyfikacją.
- Nie mam zdania, ponieważ bywa różnie.
- Autor tego pytania nie rozumie nazw, które używa. Innowacyjność wymusza oryginalność, odwrotnie niekoniecznie. Chyba, że ktoś myśli, że "wykorzystanie istniejących możliwości do stworzenia nowej idei i wdrożenia jej w praktyce" nie jest oryginalne.
- są różne jedne tak inne nie
- Nie miałem okazji gruntownie oceniać badań naukowych adiunktów
- Nie da sie odpowiedziec na to pytanie "TAK" lub "NIE", gdyz badania niektorych adiunktow spelniaja te warunki, innych nie.
- `nie można jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo są takie habilitacje, które spełniają wymów innowacyjności, ale są też i takie, które zdecydowanie nie służą postępowi nauki i gospodarki. Tych drugich jest więcej.
- To zależy od ośrodka i finansowania
- To zależy od dyscypliny naukowej i indywidualnie od naukowca.
- różny jest poziom prac i zależny od dostępności laboratorium i kosztów badań
- CZeśćiowo tak, częściowo nie. To w dużej mierze zależy od dyscypliny naukowej, w jakiej prowadzone są badania. Poza tym czym innym są badania wdrożeniowe a czm innym badania podstawowe w rozumieniu ustawy.
- Pytanie jest błędnie sformułowane. W każdej grupie zawodowej są osoby, które wypełniają swoje obowiązki dobrze i takie, które wypełniają źle, i tak samo jest w grupie adiunktów. Nie da się tego uogólnić. Ponadto nie uważam, by "wdrażanie koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki" było zadaniem nauki, więc nie mam przemyśleń w tym zakresie.
- Jak mam odpowiedzieć "TAK" lub "NIE" skoro sformułowano tu co najmniej 3 pytania?!
- To zależy od człowieka podejmującego to działanie.
- Nie mam informacji o całości badań adiunktow
- Jest to zależne od dyscypliny. W dyscyplinie architektura i urbanistyka prace nie mają przełożenia na rzeczywistość gospodarczą.
- Tutaj brak odpowiedzi pośredniej. Nie tyle nie mam zdania, ile po prostu częściowo spełniają, a w niektórych przypadkach nie spełniają.
- Znam zarówno przypadki uzasadniające odpowiedź "tak" jak i takie, które uzasadniają odpowiedź "nie".
- To zależy, część tak część nie
- Ani tak ani nie. Nie wszystkie badania maja charakter badan stosowanych.
- Odpowiedź nie jest prosta, gdyż sytuacja jest różna. W mojej dziedzinie (prawo) niezbyt często powstają nowe koncepcje. Raczej mamy do czynienia z pogłębianiem wiedzy na dany temat.
- Pytanie prowadzi do tezy, że stopień lub tytuł, albo droga do ich (tytułów stopni) uzyskania jest skorelowana z jakością badań naukowych i znaczeniem dla gospodarki. Badania prowadzi się po to aby ich wyniki służyły społeczeństwu, a nie dla uzyskania stopnia lub tytułu.
- Trudno ocenić np. w dziale nauk humanistycznych innowacyjność i wpływ na gospodarkę. Podobnie pomoc przy monitoringu środowiska jest innowacyjna i oryginalna czy nie? A mimo to jest niezbędna dla ochrony środowiska.
- To zależy od dziedziny wiedzy.
- Na tak postawione pytanie nie da się odpowiedzieć - zależy od konkretnego przypadku.
- Pytanie niewłaściwe sformułowane: jest tak i tak!
- Pytanie jest źle sformułowane. Ich badania oczywiście powinny być innowacyjne i oryginalne, ale o to nie można się pytać, bo osoby postronne nie mają na ten tema wiedzy. Ponadto badania nie muszą bezpośrednio przyczyniać się do rozwoju gospodarki (np. w naukach podstawowych).
- a dlaczego ma to dotyczyć tylko rozwoju gospodarki?
- Wygląda to bardzo różnie.
- Zależy od talentu adiunkta i dyscyplin w jakich pracuje. Są dyscypliny nie budujące gospodarki lecz kapitał ludzki, kapitał społeczny
- W naukach ścisłych - tak; zwłaszcza w dziedzinach takich jak chemia, biochemia, biotechnologia (również w dziedzinie biologii). W naukach humanistycznych - zdecydowanie nie, gdyż w tym wypadku jest to po prostu niemierzalne. W dziedzinie takiej jak np. literaturoznawstwo kryterium innowacyjności i oryginalności bywa spełniane, jednak nie ma to nic wspólnego z rozwojem gospodarki.
- Nie sposób odpowiedzieć na tak ogólnikowo postawione pytanie
- Zbyt ściśle określona działalność - niekoniecznie musi być przełożenie na gospodarkę, może być na jakość życia społecznego.
- To zależy od badań, nie można uogólniać.
- Pytanie jest źle zadane i nieprawidłowo skonstruowane. Ponadto zawiera dziwne założenie, że innowacyjność to tylko działanie związane z gospodarką. A gdzie wpływ społeczny, emancypacyjny, kulturowy? Ponadto wiele badań prowadzonych w ramach habilitacji jest innowacyjnych, niektóre służą stabilizacji paradygmatów, kolektywów badawczych, etc.
- Nie wiem. Pytanie jest bardzo ogólne, nie dotyczy mojej osoby.
- Niektóre spełniają powyższe warunki, a niektóre nie.
- Bywa różnie.
- Często badania adiunktów są innowacyjne i oryginalne, jednak niewiele z nich przyczynia się do rozwoju gospodarki
- innowacyjność i oryginalność ? częściowo tak, wdrażanie koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki ? raczej żadko
- Chodzi o stopień innowacyjności, nie o innowacyjność jako taką. W tym sensie jest to kwestia indywidualna. Duże obciążenie dydaktyką w polskim systemie akademii nie sprzyja innowacyjności.
- Kryteria oceny "naukowości" a koncepcja "naukowych wdrożeń dla rozwoju gospodarki" jest wzajemnie sprzeczna. In bardziej badanie mają charakter naukowy tym mniej użyteczne dla gospodarki. Aby osiągnąć "sukces" habilitacyjny należny prowadzić badania o niewielkim znaczeniu praktyczny. Tak ustawione są praktycznie kryteria oceny naukowca , jakości publikacyjnej itd . Zagadnienia te są jednak bardziej złożone niż te proste stwierdzenia.
- Pytanie jest zbyt ogólne, żeby jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Ponadto, nie sądze żeby kryterium wdrożenia koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki może być poważnie traktowane jako kryterium wysokiego poziomu badań naukowych szczególnie w dziedzinie badań podstawowych. Oczywiście nauki inzynieryjne mają swoją inną specyfikę, która powinna być bardziej skierowana na wdrożenia w gospodarce - niemniej jednak takie wdrażania niekoniecznie, same w sobie, świadczą o innowacyjności czy oryginalności naukowej w dziedzinie badawczej.
- To zależy od habilitacji, niektóre są innowacyjne a inne (większość) nie. Nie można wyciągnąć sugerowanego uogólnienia.
- Nie wiele habilitacji spełnia warunek innowacyjności
- Pytanie za ogólne: jaki adiunkt w jakiej placówce naukowej. Są świetni i są "złamasy" do niczego.
- Z pewnością są sytuacje w których tak jest ale są też takie gdzie na próżno szukać owej innowacyjności i oryginalności.
- Nie można na tak postawione pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ w zakresie humanistyki trudno mówić o wdrażaniu koncepcji naukowych do gospodarki.
- Pytanie źle sformułowane. Niektóre badania spełniają te warunki, niektóre nie. Ponadto, nie ma wymogu, aby badania naukowe były badaniami wdrożeniowymi.
- Prowadzę badania naukowe w obszarze badań społecznych - trudno w tym przypadku mówić o innowacyjności, choć zwykle są to badania oryginalne (rzadko jednak moim zdaniem znajdujące bezpośrednie "przełożenie" na praktykę)
- Sformułowanie pytania jest niefortunne i świadczy o braku profesjonalizmu. Jak zawsze, są badania innowacyjne i oryginalne oraz nie spełniające tego warunku. Problem tkwi w proporcjach między jednymi a drugimi oraz w tym, że obie te grupy adiunktów najczęściej uzyskują identyczny stopień doktora habilitowanego.
- Błędnie sformułowane pytanie i skala odpowiedzi. Nie można na to pytanie odpowiadać tak lub nie, ponieważ jakość prac/badań jest różna. Cześć prac spełnia ten warunek, a część nie.
- Trudno o jednoznaczną ocenę, bowiem bywają habilitacje innowacyjne oraz takie, które sa wypełnieniem obowiązku służbowego
- Jedne tak, inne nie. To nie zależy od stopnia.
- Pytanie nie pozwala na odpowiedzieć "częściowo". Są dobre i słabe habilitacje. Zero-jedynkowa opinia byłaby tu niemiarodajna.
- Dlaczego "oraz'"
- -
- niestety na moim kierunku, często to jest tylko kontynuacja doktoratu. Innowacyjności nie widzę
- Nie wszystkie badania są ważne dla gospodarki i być nie muszą w przypadku nauki
- Niektórzy adiunkci prowadzą innowacyjne badania, inni nie
- To zależy od konkretnego przypadku
- Pytanie jest bez sensu: których adiuktów. Czy mam oceniać WSZYSTKICH ADIUKTÓW? Rozumiem, że tych, z którymi miałem do czynienia. Ale co to za ocena?
- Pytanie jest źle postawione. Nie da się na nie udzielić sensownej odpowiedzi.
- Zależy od dziedziny.
- zależy które
- Niekiedy; trudno odpowiedzieć na tak ogólnie postawione pytanie. W ogóle pytanie jest tendencyjne.
- A czy muszą mieć potencjał aplikacyjny??? Uniwersytet powinien przede wszystkim prowadzić badania podstawowe, bo kto inny takowe poprowadzi. Powinny być oryginalne, ale niekoniecznie aplikacyjne.
- Brak danych
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. W dziedzinie nauk humanistycznych można odnaleźć badania spełniające kryterium oryginalności, co niekoniecznie przekładać się będzie na tworzenie koncepcji przydatnych dla rozwoju gospodarki. Pytanie jest nieprecyzyjne.
- Nie śledzę innych habilitacji, moge tlko powiedzieć na podstawie mojego doświadczenia, że moje badana wskazane jako osiagnięcie habilitacyjne były absolutnie wyjątkowe - jedyne w Polsce, rzadkie na świecie.
- Mogą, ale często tego nie robią.
- Nie mam kompetencji , by oceniać rozwój gospodarki w powiązaniu z wynikami badań naukowych.
- Moim zdaniem są jedne i drugie. Nie można na takie pytanie odpowiedzieć w ogólności - jedynie odnosząc się do konkretnej osoby.
- Datum questionis sugeruje, że albo wszyscy tacy są innowacyjni, albo nie. Nie da się dorzecznie odpowiedzieć na to pytanie.
- Sądzę, że to zależy od charakteru dyscypliny. W przypadku mojej (humanistyka) często się to zdarza, ale na pewno nie jest to regułą
- Nie jest to pytanie, na które można udzielilć jednoznacznej odpowiedzi bez wgłębienia się w różnorodność tych badań oraz postaw osób prowadzących badania.
- Są i takie, i takie. Generalizacja opinii nie ma sensu.
- Znam przypadki na tak i na nie
- Pytanie jest zbyt ogólne. Nie wiadomo jakich dziedzin nauki dotyczy, bo nie wszystkie badania wprost przyczyniają się do rozwoju gospodarki. Badania naukowe są też różnej jakości, niezależnie od tego czy są elementem postępowania habilitacyjnego.
- Zbyt ogólnie postawione pytanie. Brak odpowiedzi: "Tak, ale nie wszystkie"
- Trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Jednym tak, innych nie.
- Niektóre spełniają, niektóre nie spełniają. Te niespełniające nie zasługują na habilitację.
- Wydaje mi się , że nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie. Zależy to od wielu czynników, charakteru dyscypliny, postawy badacza, środowiska naukowego i standardów jakie wytwarza (chodzi o uczelnię). Czasem pracownicy naukowi ubiegający się o habilitację są "karani" za innowacyjność i oryginalność , co odbywa się w formie wykluczenia i instytutowej dyskredytacji.
- To jest zbyt ogólne pytanie, aby można było udzielić odpowiedzi.
- Trudno udzielić odpowiedzi zero-jedynkowej. W pewnej części na pewno tak, w innej zupełnie nie.
- Pytanie jest źle postawione. Poważne badania poważnych adiunktów spełniają warunki innowacyjności etc., niepoważne - nie.
- Uważam, że nie wszystkie badania naukowe muszą się bezpośrednio przyczyniać "do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki", a niektóre wręcz z powodu ich natury nie mogą, bo takich związków po prostu nie mają.
- Pytanie zakłada, że wyniki badań nadają się z natury do wdrożenia w gospodarce, jest to prawdziwe tylko w odniesieniu do nauk przyrodniczych i technicznych, społecznych czy humanistycznych nie. Sugeruje to ideologiczne ukierunkowanie ankiety
- Jedni prowadza badania wazne, inni bezsensowne. Bezsensowne jest wiec generalizowanie.
- Prowadzone na tym poziomie badania mają bardzo zróżnicowany charakter. Oceniam, że warunek innowacyjności i oryginalności spełnia połowa z nich.
- Trudno o jednoznaczną deklarację. Jedne tak, inne nie. Poza tym odpowiedź zależy od specyfiki dyscypliny.
- Część spełnia, część nie spełnia
- Jestem filologiem klasycznym, zatem nasze badania nie mają wpływu na gospodarkę.
- Nie powinno się uogólniać tego typu ocen.
- Sądzę, że nie zawsze tak jest.
- Badania podstawowe służą rozwojowi wiedzy, która jest wartością samą w sobie. Podporządkowywanie się celom gospodarczym zabija innowacyjność i ogranicza perspektywy badawcze.
- Nie bardzo rozumiem, dlaczego badania naukowe z zasady mają przyczyniać się do rozwoju gospodarki. Nauki humanistyczne nie prowadzą badań naukowych? Naprawdę wszystko musi się "sprzedawać"?
- Humanistyka, w tym literaturoznawstwo, jest w ostatnich latach bardzo innowacyjna. Jak każda gałąź nauki przekłada się na rozwój społeczny, w tym gospodarczy, choć nie zawsze robi to bezpośrednio.
- często, ograniczane są czasem, wymaganiami rytmu postępu w karierze, możliwosciami technicznymi/finansowymi, zrozumiałym koniunkturalizmem prowadzących
- To zależy od dyscypliny naukowej.
- Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie. W części przypadków - tak, są to badania oryginalne, innowacyjne i przeprowadzone rzetelnie, w innych - są to badania i publikacje niewiele wnoszące do nauki.
- Nie ma tutaj prostego "tak" i "nie". Można było pomysleć o bardziej subtelnej kafeterii.
- Myślę, że poziom osiągnięć habilitacyjnych jest bardzo zróżnicowany. Niektóre są na poziomie słabych doktoratów i obudowane są dużą liczbą innych publikacji, inne (nieliczne) są znakomite.
- Nie da się tego jednoznacznie określić: niektóre tak, inne nie.
- Jak można odpowiedzieć jednym słowem na tak szeroki zakres pytania? Jedne pewnie są innowacyjne bardziej, inne mniej...
- nawet profesorowienie filozofii nie "przyczyniają sie do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki"
- To zależy od dziedziny i od adiunkta
- Są badania naukowe habilitantów, które jak najbardziej spełniają te wymogi ale też są takie które nie spełniają a wręcz osoby są forsowane przez grono "opiekunów".
- To jest zależne od dyscypliny. Trudno historyka starożytności, badacza myśli politycznej, mediewistę czy filozofa określić mianem "innowacyjnego", a ich koncepcje raczej są trudne do wdrożenia w gospodarce.
- pytanie jest źle sformułowane i nie pozwala dać sensownej odpowiedzi - w związku ze swoją ogólnością, w przypadku niektórych adiunktów odpowiedź brzmi - tak, innych - nie...
- Zbyt wiele pytań na raz, nie da się odpowiedzieć TAK ani NIE.
- Nie rozumiem ogólności pytania. Zapewne jedne badania TAK, a inne NIE. Jak ze wszystkim.
- Nie zawsze (nie wszystkie) badania naukowe maja związek z gospodarką.
- Zależy od rodzaju badań
- Zbyt ogólnie postawione pytanie, jak dla całego spektrum osiągnięć naukowych poddawanych następnie ocenie w toku postępowania habilitacyjnego. Patrząc jednak przez pryzmat swojej dyscypliny, swojego postępowana i postępowań kilku znanych mi osób, to myślę, że przełożenie na rozwój gospodarki było raczej znikome.
- i tak i nie - zależy od konkretnej osoby
- Nie znam wszystkich badań prowadzonych przez adiunktów, więc nie mogę się o nich wypowiedzieć. Zapewne są i innowacyjne, i nie. Generalizacji jak w pytaniu nigdy nie uda się zbudować.
- róznie bywa
- To przecież zależy od konkretnego przypadku i dyscypliny naukowej
- Po prostu różnie to bywa z tą innowacyjnością.
- Zależy których adiunktów. Przecież są wśród nich różne osoby, których badania naukowe znacznie różnią się poziomem.
- Skąd mogę wiedzieć, co i jak robią wszyscy adiunkci? Poza tym przekładanie wszystkich wyników badań na gospodarkę jest bez sensu, wszak nie samą gospodarką człowiek i społeczeństwo żyją.
- Nie zawsze
- Zależy, w jaki sposób rozumiemy innowacyjność i oryginalność. Bardzo trudno jest generalizować w odpowiedzi na takie pytanie + jest to kilka pytań w jednym.
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na tak postawione pytanie, przecież trzeba by przyjrzeć się konkretnym przykładom.
- Mam zdanie, ale nie ma opcji by je wyrazić. Nie można uogólniać. Są badania, które spełniają ten warunek, ale istnieją i takie, które go nie spełniają.
- Nie widzę tutaj związku. Czasem tak, czase nie.
- Zależy z których dyscyplin z nauk ścisłych, przyrodniczych, medycznych - Tak, z hymanistycznych najczęściej Nie.
- w mojej dziedzinie nie ma bezpośredniego przełożenia na rozwój gospodarki; natomiast innowacyjność i oryginalność uważam za wyświechtane terminy, służące do oceny badań - zawsze można zarzucić ich braku
- Z pewnością część takich badań spełnia ów warunek. Zadaniem nauk podstawowych nie jest jednak wdrażanie koncepcji do rozwoju gospodarki.
- to istotnie zależy od dyscypliny
- To zależy od zagadnień, którymi się zajmują. Praca powinna być oryginalna, ale nie każda musi przekładać się na innowacje. Z drugiej strony osobiście będąc adiunktem pełniłem w zasadzie rolę starszego wykładowcy bo najważniejszym sukcesem katery było dysponowanie jak największa ilością godzin dydaktycznych, a stając się starszym wykładowcą wypracowałem na tyle samodzielności, że mogłem zacząć publikować wyniki :))
- Nie wiem jakie badania naukowe prowadzą wszyscy adiunkci i dlatego nie mogę wypowiadać się w tej kwestii. Moim zdaniem pytanie jest źle sformułowane.
- Zależy od konkretnego przypadku.
- Wypowiadać się mogę tylko w zakresie nauk technicznych. Postępowanie habilitacyjne jest pewnego rodzaju podsumowaniem dotychczasowego działania. Nie znam osoby z mojego środowiska, która by realizowała badania ukierunkowane na postępowanie habilitacyjne. O warunku innowacyjności można mówić tylko w ograniczonym obszarze badań stosowanych. Jeśli habilitant zajmuje się takim obszarem, występuje problem bibliograficzny. Trudno jest lub wręcz nie można publikować swoich osiągnięć, co w ocenie CK obniża wartość pracy. Wdrażanie innowacyjnych rozwiązań w warunkach przemysłowych podyktowane jest rachunkiem ekonomicznym. Służy tworzeniu przewagi nad konkurencją, a publikowanie wyników niweczy ten cel. Owszem istniała do tej pory ścieżka "B" ale jej realizacja była ograniczana od strony komisji wydziałowych oraz CK . Również były niejasne kryteria "wybitnego osiągnięcia projektowego..."
- W różnych dyscyplinach różnie to może wyglądać, sam reprezentuję językoznawstwo i w zasadzie w większości dyscyplin humanistycznych badania można uznać za oryginalne, często także innowacyjne, jednak nie ma bezpośredniego ich przełożenia na rozwój gospodarki.
- jestem specjalistą i nie jestem kompetentny udzielić odpowiedzi na tak ogólne pytanie
- Częściowo tak, częściowo nie. Pytanie jest zbyt ogólne i w zasadzie nie dotyczy mojej dziedziny (językoznawstwo).
- Pytanie jest źle postawione. Nie mam oglądu wszystkich adiunktów we wszystkich jednostkach, żeby wyrażać tego typu zdanie. W mojej jednostce wszyscy adiunkci tworzą wyniki spełniające warunek innowacyjności i oryginalności, daleko nie wszystkie z nich w bezpośredni sposób przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki, bo z zasady moja jednostka prowadzi badania podstawowe.
- Pytanie o takim stopniu ogólności, że nie jest możliwe udzielenie na nie odpowiedzi.
- Źle sformułowane pytanie - należy zapytać o poszczególne dziedziny, a wręcz dyscypliny; każdy naukowiec jest w stanie kompetentnie ustosunkować się do tylko do swojej "działki". Ci, którzy odpowiadają "Tak", na to to pytanie, to najczęściej najwięksi dyletanci w nauce - WYDAJE im się, że się na wszystkim znają.
- czy każda publikacja naukowa musi być przyczynkiem do rozwoju gospodarki? jak to ocenić? co z badaniami podstawowymi?
- Znany mi jest jedynie obszar badań humanistycznych, który siłą rzeczy nie przekłada się bezpośrednio na rozwój gospodarki.
- Uzasadnieniem części tych badań jest wyłącznie uzyskanie stopnia, z drugiej strony na tym etapie kariery naukowej naukowcy powinni już być w stanie prowadzić takie badania (o ile dyscyplina na to pozwala) lub zrezygnować z ubiegania się o stopień.
- Trudno powiedzieć. Zwrot "wdrażanie koncepcji naukowych dla rozwoju gospodarki", choć używany powszechnie jest dosyć niejasny. Nawet dziedzina zdawałoby się tak oderwana od gospodarki jak filozofia może mieć pozytywny efekt dla gospodarki, mimo, że nie tworzy nowych produktów (no, może poza książkami dotyczącymi filozofii, etyki etc., które potrafią być popularne).
- Wybrałem odpowiedź "nie mam zdania", bo nie można odpowiedzialnie odpowiedzieć na pytanie tak sformułowane. Poszczególne prace różnią się i jedne są innowacyjne w mniejszym lub większym stopniu, inne udają oryginalność czy innowacyjność. Ale trudno nawet powiedzieć, jakie przeważają, Jest różnie, a w dodatku trudno określić co jest "innowacyjne" w badaniach np. socjologicznych, kiedy badacz realizuje typowe badanie, lecz na nowy, ciekawy temat? Nie jest innowacyjny metodologicznie, a i teoretycznie, ale przynosi nową empiryczną wiedzę na określony temat.
- Trudno odpowiedzieć na to pytanie na tym poziomie ogólności.
- niektóre tak, niektóre nie...
- Ani tak, ani nie. Jest bardzo różnie, zależnie od osoby, miejsca zatrudnienia, dyscypliny itp. Wiele osób rezygnuje z innowacyjności, aby "wstrzelić" się w upodobania przyszłych recenzentów i/lub uniknąć opinii wybitnych, a więc zagrażających profesorom.
- TO PYTANIE JEST ŹLE POSTAWIONE. NIE MOŻNA GENERALIZOWAĆ. JA PROWADZIŁEM BADANIA ORYGINALNE. INNI TAK ALBO NIE. TO JEST KWESTIA INDYWIDUALNA.
- Zapewne niektórych tak, a innych nie.
- Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi - niektórzy prowadzą badania innowacyjne, inni kopiują np. osiągnięcia z Zachodu albo uprawiają przyczynkarstwo.
- jako przedstawiciel humanistyki, nie mam zdania
- Brakuje informacji na wskazany temat, zwłaszcza przykładów i tzw. "dobrych praktyk" oraz informacji ze srodowiska podmiotów gospodarczych o wykorzystywaniu w praktyce badań naukowych
- W mojej dziedzinie bywa to roznie
- Trudno jest generalizować. Moim zdaniem zdarzają się bardzo innowacyjne badania już na poziomie rozpraw doktorskich i bardzo słabe prace ("dociśnięte kolanem") osób, które starają się stopień dr hab.
- To zależy. Nie da się powiedziec jednoznacznie - są w postępowaniach osoby z międzynarodowym dorobkiem i innowacjami, które działają na rzecz gospodarki oraz tacy, którzy dostają stopnie "bo tak". Nie ma w tym też logiki dziedzinowej.
- Nie da się rzetelnie odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie. Nikt nie ma wglądu w to, co robią wszyscy adiunkci. Poza tym nie wszystkie gałęzie nauki mają bezpośrednie powiązanie z gospodarką.
- Oczekiwania, że badania naukowe będą jednocześnie innowacyjne, oryginalne i będą przyczyniać się do rozwoju gospodarki są formułowane przez urzędników zarządzających sferą nauki. Tylko wyjątkowo może się tak zdarzyć. Badania naukowe ze swej natury są nieprzewidywalne! Anglicy mają powiedzenie: "what is science is not certain, what is certain is not science". W szczególności kompletnym nieporozumieniem jest ocenianie badań poznawczych w jakiejkolwiek dziedzinie z punktu widzenia ich przyszłego wpływu na rozwój gospodarki. Historia nauki i techniki roi się od mylnych prognoz. Wystarczy wymagać aby badania poznawcze były oryginalne. Pytania nr 1 i 2 ankiety wydają się sugerować, że jakość badań naukowych zależy od etapu kariery naukowej badaczy. Nie ma podstaw, aby oczekiwać, że badania prowadzone przez profesorów przyniosą ciekawsze wyniki niż badania prowadzone przez adiunktów. Wielu laureatów Nagrody Nobla zostało nagrodzonych za badania wykonane na samym początku kariery naukowej
- Nie da się odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ niektórzy uczeni są dobrzy i bardzo dobrzy, a niektórzy są wstydem polskiej nauki
- Jestem historykiem i celem moich badań nie jest wprowadzanie innowacji w gospodarce.
- To zależy. Niektóre spełniają, inne pewnie nie.
- nie jestem w stanie odpowiedzieć na tak ogólne pytanie. mam wiedzę o konkretnych przypadkach badań a nie o badaniach w ogóle.
- Uważam, że błędne jest założenie, że celem nauki jest przyczyniać się do rozwoju gospodarki. Są dziedziny, które mają takie zadanie ale nauki humanistyczne czy społeczne mają zadania, których nie przelicza się na zyski i straty ekonomiczne ale na dobrostan i jakość życia. To bardzo ważne aby o tym pamiętać!
- Niektóre spełniają, niektóre nie. Pytanie jest bez sensu. Nie da się na nie odpowiedzieć w sposób zero-jedynkowy.
- Jakość rozpraw habilitacyjnych jest bardzo różnorodna. Część z nich spełnia powywyższe warunki, a częśc z pewnością nie.
- To zależy. Ogólnie część badań spełnia i przyczynia się, a część nie - niezależnie czy są prowadzone w ramach postępowań hab. czy poza nimi i niezależnie od stopnia naukowego.
- To zależy od konkretnego przypadku. Generalnie rzadko spełniają warunek innowacyjności i oryginalności, ponieważ są poddawane rygorystycznej ocenie, a recenzenci bywają dość konserwatywni. Wśród adiunktów powszechna jest opinia, że lepiej wybrać "bezpieczny" kierunek badań i metodologię, żeby się nikomu nie narazić.
- Powinny takie warunki spełniać
- To zależy od dyscypliny
- Zależy od badań i od adiunkta. Absurdalne pytanie.
- Zapewne niektóre tak, a inne niekoniecznie. Nie znam wszystkich badań prowadzonych przez adiunkt ów, więc nie mogę ocenić.
- Są liczne przypadki zarówno na Tak jak i na Nie
- Jest różnie. Najczęściej nie. Ale zdarzają się i takie innowacyjne. Najczęściej kompletnie niedoceniane bo nie gwarantuja publikował ości 4 prac z if rocznie.
- Niektóre spełniają warunek, inne nie. Niektóre przyczyniają sie, inne nie.
- Na pytanie nie da się odpowiedzieć bez konkretnych przykładów. Poza tym powiązanie badań naukowych z innowacyjnością w gospodarce to kolejny fetysz.
- Z reguły są one wymuszone procedurą habilitacyjną a ta nie sprzyja innowacyjności.
- I tak i nie. Nie każde badania mogą spełniać warunek innowacyjności. Czasem pewne zjawiska zauważone przez inne zespoły wymagają potwierdzenia, szczególnie w naukach biologicznych, o życiu itp.
- To w dużej mierze zależy od reprezentowanej dziedziny naukowej.
- Pytanie jest niejasne. Jak autorzy ankiety definiują innowacyjność i oryginalność? Co to znaczyć "wdrażać koncepcje naukowe do rozwoju gospodarki"?
- To zależy od osoby oraz od dziedziny, natomiast w skali kraju to nie wiem, jeśli chodzi o warunek innowacyjności i oryginalności tp raczej tak, natomiast raczej nie przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki.
- Niektóre tak, ale znaczna ilość nie.
- z jednej strony są, a z drugiej nie, ponieważ zazwyczaj są ograniczenia w ilości stron i nie można zamieścić swoich wszystkich myśli
- nie wszystkie dziedziny/dyscypliny mają charakter praktyczny
- Nie wiem, jakie jest przełożenie badań na rozwój gospodarki.
- jedne spełniają inne nie, chociaż większość spełnia
- Nie można jednoznacznie stwierdzić. Są takie które spełniają ww. kryteria ale są też takie, którym jest do tego bardzo daleko
- Osiągnięcia w niektórych dyscyplinach trudno odnieść do sfery gospodarki.
- pewnie są takie, które spełniają warunek innowacyjności oraz nie spełniające warunku innowacyjności
- Nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Część - tak, część - nie. Nie każda dyscyplina ma proste przełożenie na rozwój gospodarki i stawianie tego rodzaju wymagań jest szkodliwe dla rozwoju nauki.
- to zależy od dziedziny i typu pracy. Nie zawsze muszą być innowacyjne, ale ważne by były solidne i uczciwe
- Nie wszystkie badania są związane z gospodarką. Badania powinny być przede wszystkim rzetelnie prowadzone i merytorycznie istotne.
- Myślę, że bywa różnie. Niektóre są bardzo innowacyjne, inne straszliwie wtórne. I zjawisko to nie dotyczy tylko habilitacji, lecz wszystkich stopni awansu naukowego.
- Znane są mi przypadki, w których odpowiedź byłaby ,,tak" oraz przypadki, w których odpowiedź byłaby ,,nie".
- Zbyt mały wybór odpowiedzi
2. Czy uważasz, że badania naukowe, prowadzone przez doktorów habilitowanych i profesorów, spełniają warunek innowacyjności i oryginalności oraz przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki?
473 GŁOSY 36,08% |
427 GŁOSÓW 32,57% |
411 GŁOSÓW 31,35% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- Jak wyżej.
- Jeśli każda praca badawcza (naukowa) posiada jakieś novum, to TAK. Mam wątpliwości co do przyczynku do wdrażania koncepcji do rozwoju gospodarki... jakkolwiek niech będzie TAK. Nie widzę różnicy w ocenie prac adiunktów (doktorów) a tzw. samodzielnych naukowców/badaczy. Nie jest ważne "kto" ale "co".
- Uzasadnienie jak wyżej.
- Tak i nie. Jeden pracuje na najwyższym międzynarodowym poziomie, drugi kradnie cudze pomysły. Problemem nie jest stopień czy tytuł naukowy, tylko mentalność i uczciwość badaczy.
- W obecnych realiach (ocena okresowa, zdobywanie punktów) raczej trudno posługiwać się wciąż metodą salami. Publikacje muszą być nowatorskie i przemyślane.
- Po osiągnięciu wymarzonej habilitacji można wreszcie zaczac praktycznie i zarabiac pieniadze na tym co sie robi.
- W naukach technicznych tak, zwłaszcza gdy uczestniczą oni w wymianie międzynarodowej
- Ale o ile się jeszcze chce i są warunki
- Samodzielni pracownicy naukowi prowadzą badania na ryzyko utraty autorytetu naukowego i mają interes w innowacyjności i oryginalności swojej pracy, a przez granty naukowe i dydaktykę przyczyniają się do wdrażania badań w gospodarce, szczególnie w naukach technicznych.
- Tak, dr habilitowani i profesorowie są zwykle liderami zespołów badawczych i ocena taka powinna dotyczyć całych zespołów.
- Tak samo jak badania prowadzone przez profesorów i magistrów. Zależy od umiejętności i predyspozycji danej osoby oraz zacięcia naukowego.
- Zwykle nie stoi z tymi badaniami formalny (zwiazany ze stopniem) cel. Raczej praktyczne rozwiązanie.
- Wyrażam tu opinię dotyczącą środowiska nauk technicznych - badania nastawione są na przygotowanie bezpośrednie do wdrożenia lub wytworzenie nowego "produktu", który może być wdrożony. Pozostaje problem, czy polska gospodarka jest gotowa na te pomysły i wyniki badań. Mam z własnego pola przykłady, że wyniki badań, nawet będące efektem projektów, które mają w idei przynieść wdrożenia, są przez partnerów biznesowych odrzucane i wiele starań z ich strony skupia się na udowodnieniu, że nie można wdrożyć.
- j.w.
- Tak. Zakladajac wspolprace uczelni z przemyslem. Prowadzenie badan pod katem projektow i praktycznych aplikacji.
- Jak wyżej.
- j.w.
- Większość badań ma charakter innowacyjny.
- Tak powinno być. Nie można jednak stwierdzić jednoznacznie, czy rzeczywiście tak jest - w przypadku części osób na pewno tak, ale na pewno nie dotyczy to wszystkich.
- Wypowiadam się na podstawie znanych mi przypadków: w większości tak. Trochę trudniej to obserwować w przypadku osób zaangażowanych w życie uczelni : dziekanów, rektorów, dyrektorów jednostek. Jest to często wynik dużej liczby dodatkowych obowiązków wynikających z zajmowanego stanowiska.
- Vide supra. Nie należy nazbyt wiązać tytułów i stopni z możliwością dokonania aktu twórczego
- Rzadziej
- uwaga analogiczna do wyżej przedstawionej
- Tak, ale nie do końca. Bezpośrednia użyteczność badań dotyczy wybranych dyscyplin. Nie mozna zapomniać, że badania naukowe mają również charakter kulturotwórczy,.
- w wiekszosci przypadków
- niektórych spełniają, innych nie
- Wszystko zależy od reprezentowanej dyscypliny naukowej.
- tak jak w poprzednim pytaniu
- Ta ankieta nie jest ani innowacyjna ani oryginalna, za to z tezą w treści pytań.
- J.w.
- Tylko w przypadku ich publikacji w czasopismach z JCR ze znacznym IF
- Ale niestety zależy to od konkretnej osoby
- Nie można generalizować, ale w większości przypadków wyniki badań mogą być użyteczne w gospodarce - zależy to jednak od otoczenia: możliwości finansowania wdrożeń oraz potencjału firm produkcyjnych.
- Tak niektórych tak ale nie wszystkich niestety
- Uważam, że badania naukowe, prowadzone przez doktorów habilitowanych i profesorów, spełniają warunek innowacyjności i oryginalności, natomiast nie zawsze przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki. Inaczej nauka nie miałaby sensu. Ludzi kupowali i sprzedawali od zawsze, ale Uniwersytety stworzyli jako miejsca dalekie od biznesu. Nauka nie zawsze musi być na sprzedaż, ponieważ są też inne wartości.
- Na ogół innowacyjność maleje wraz z wiekiem. Jednak profesorowie posiadają większe doświadczenie, co może także zwiększać innowacyjność ich badań.
- są to osoby z dużym doświadczeniem i dorobkiem naukowym
- jw.
- Osobiście po habilitacji nadal rozwijam swoje koncepcje naukowe, czuję przy tym, że jestem naukowo jeszcze bardziej dojrzały, a mój dorobek doceniany jest (głównie) za granicą.
- Uważam, że tak, aczkolwiek w przypadku niektórych profesorów mojej uczelni obserwuję pewne zniechęcenie do innowacyjności.
- To bardzo zależy od dziedziny. W biologi, chemii czy fizyce tak ale np. w agronomi czy teologii NIE!
- jw.
- Warunek innowacyjności i oryginalności na pewno są spełnione, natomiast wdrażanie pomysłów w gospodarce jest słabsze, często niestety z winy przedsiębiorców, którzy chcieliby wykorzystać myśl innowacyjną za darmo, często nie są gotowi do współpracy.
- Pytanie jest błędnie sformułowane. W każdej grupie zawodowej są osoby, które wypełniają swoje obowiązki dobrze i takie, które wypełniają źle, i tak samo jest w grupie samodzielnych pracowników naukowych. Nie da się tego uogólnić. Niemniej jednak uważam, że habilitacja stanowi istotne sito odsiewające osoby nietwórcze naukowo, przeto osób niespełniających wymagań stawianych naukowcom jest z pewnością mniej wśród samodzielnych pracowników nauki, niż wśród adiunktów. Ponadto nie uważam, by "wdrażanie koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki" było zadaniem nauki, więc nie mam przemyśleń w tym zakresie.
- Jak wyżej.
- Ponownie, jak nie, powinni zostać zwolnieni!
- Uwaga j.w.
- Tak - praca nad sobą (Prof. czy dr habil.) oraz przekazywanie wiedzy w określonej wąskiej specjalności młodej kadrze, w końcu przyczyni się do rozwoju gospodarki (o ile przedsiębiorcy pomogą w ich realizacji) poprzez wdrożenia nowych opracowań (koncepcji) naukowych.
- W dziedzinie, którą uprawiam (fizyka teoretyczna) są to zdecydowanie badania innowacyjne i oryginalne, lecz podstawowe - tzn. nie mają bezpośredniego przełożenia na wdrożenia.
- OIczywiście nie we wszystkich przypadkach. W mojej dziedzinie nauk (n. humanistyczne) ta innowacyjnośc polega albo na wprowadzeniu do obiegu naukowego nowego zasobu źródłowego, albo tworzenia nowych generalizacji historycznych i modeli historycznych.
- Generalnie tak, ale są liczne wyjątki.
- Pomimo zaznaczenia odpowiedzi twierdzącej, uważam że zdarzają się również takie prace, które wymienionych warunków nie spełniają.
- Większość takich badań taki ma charakter.
- Zależy od tematu.
- To pytanie jest tak bzdurne, że szkoda je komentować. Myślę, że przyczyniają się w takim samym stopniu jak badania prowadzone przez blondynów i osoby o wskaźniku BMI pomiędzy 25 a 30. Przecież wszyscy wiemy, że wszystko zależy od konkretnej osoby i jakości prowadzonych badań.
- Tak, w naukach ścisłych. Są to na ogół ludzie już biegli w dziedzinie organizacji pracy badawczej, wyszukiwania istotnych dla rozwoju gospodarki zagadnień i tematów prac, jak również posiadający duże umiejętności pozyskiwania grantów na badania.
- Wśród tych przypadków które znam, większość spełnia ten warunek, ale nie wszyscy
- Są awansowaniu za innowacyjność i wdrożenia osiągnięć nauki do praktyki.
- Nie mam podstaw tego kwestionować, wszystko zależy od badacza.
- Osoby te wykorzystują zdobyte wcześniej doświadczenie i posiadają kontakty umożliwiające współpracę z przemysłem o charakterze innowacyjnym
- W zakresie nauk ścisłych / technicznych - często TAK. W zakresie nauk humanistycznych - generalnie NIE.
- Jak wyżej.
- j.w.
- poziom badań co do zasady wzrasta proporcjonalnie do uzyskanego awansu po uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego, nie zawsze jednak utrzymuje się po uzyskaniu tytułu naukowego (nie mówiąc już o wzroście)
- To złe pytanie. Dałam/dałem losową odpowiedź. Dla jednych adiunktów tak, a dla innych nie.
- Tak choć czasami można zauważyć fakt że bajdziej innowacyjne projekty robią doktorzy i doktorzy starający sie o habilitację
- ale wszystko zależy od dziedziny nauki, są kierunki, które są innowacyjne dla nauki, ale nie maja zastosowania w gospodarce
- j.w.
- Tak jest od pewnego czasu, od reformy minister Kudryckiej
- j.w.
- Powinny. Profesor nie odporny na krytykę nie powinien być profesorem.
- Nie wszystkie. Badania podstawowe bardzo często pozostają poza nurtem zainteresowań gospodarki. Problemy badawcze są kreowane przez autorów habilitacji w celu uzyskania stopnia
- W dużej części tak, co jest wymuszone wymogiem międzynarodowej weryfikacji osiągnięć.
- jak wyżej - to zależy od osobowości, a nie etapu kariery. Jeden dodatkowy element - im wyżej w hierarchii naukowej tym więcej bzdurnej biurokracji, która ogranicza czas, który można poświęcić na uprawianie nauki.
- jw.
- Tak, ale jest to prawda tylko w odniesieniu do części badaczy.
- nauki scisle spelniaja
- zapewne zależy to od postępowania oraz dziedziny
- Jak wyżej.
- Jw. Może nawet trochę bardziej, bo prace naukowe na wyższych szczeblach naukowych podlegają mniejszej presji organizacyjnej i formalnej.
- W postępowaniu o granty (np. NCN) czy w publikacjach międzynarodowych wymagane są rozwiązania innowacyjne, nowatorskie oraz oryginalność badań, propozycji itp. stąd przygotowanie do habilitacji też ma te wymiary
- Zasadniczo tak. Jednak trudno wymagać od nauk podstawowych, żeby zawsze spełniały ten warunek. Z osiągnięć nauk podstawowych czerpią potem tzw. "stosowańcy" - powinniśmy mieć to na uwadze.
- podobna odpowiedź co poprzednio
- Wiele zależy od dziedziny i kierunku badań, podobnie jak w pytaniu 1.
- Też nie wszystkie, ale istotna część spełnia takie oczekiwania.
- 70 na tak 30 na nie
- Ponownie trudno czynić oceny absolutne oraz uogólniające, ale z jednej strony obserwuję większe zaangażowanie w autentyczne badania osób po "odbębnieniu" obowiązku habilitacyjnego; z drugiej - obserwuję też zanik aktywności naukowej u dużej części osób po otrzymaniu tytułu profesora.
- Ta grupa pracownicza ma wystarczające kwalifikacje i poczucie pewności zatrudnienia i braku niemerytorycznej presji bardzo korzystnie wpływa/wało na ich motywacje do pracy
- Z tych, które znam, w większości tak.
- To oczywiste. (Pytanie wręcz niestosowne. Czy może być inaczej?)
- Zazwyczaj tak, ale p. wyżej
- Bezwarunkowe uogólnienia zazwyczaj bywają nieprawdziwe, dlatego chciałbym doprecyzować: wiele z tematów badań naukowych, a także ich sposób prowadzenia przez doktorów habilitowanych i profesorów to działania innowacyjne, które mogłyby mieć duże znaczenie gospodarcze. Niestety, zainteresowanie przemysłu często bywa ograniczone i wyniki wielu takich badań pozostają w sferze czysto naukowej. Brak mechanizmów, zachęcających przemysł do łączności z nauką krajową.
- jak wyżej
- Oczywiście nie zawsze tak
- Podobnie jak wyżej.
- wszystkie badania naukowe, rzetelnie prowadzone przyczyniają się do tego, także te prowadzone przez profesorów i dr hab.
- jw.
- Jeśli są realizowane zgodnie z wymogami etycznymi (czyli SAMODZIELNIE) oraz metodologicznymi to owszem.
- To pytanie jest zbyt ogólne, są różne prace - czasem spełniające warunek, a czasem niespełniające. Ogólnie wiele z nich spełnia ten warunek.
- Tak, ale nie wszystkie
- Odpowiadam TAK na podstawie znanej mi sytuacji na Wydziale Fizyki UW.
- Mogą. Oczywiście zależy to od dziedziny i indywidualnej oceny każdego z naukowców.
- Oczywiście nie wszystkie. Ba, rozwój gospodarki nie jest zasadniczym celem nauki i nie należy traktować naukowców jako taniej siły roboczej.
- wypowiadam się o dziedzinie nauk ścisłych I przyrodniczych
- Podobnie, jak w pytaniu poprzednim - "tak", ale z zaznaczeniem, że w zasadzie ta pozytywna opinia dotyczy tych badaczy, którzy mają wsparcie swych środowisk naukowych; te zaś działają głównie w dużych uznanych uniwersytetach. W małych uczelniach trudno o stabilną i odpowiednio konkurencyjną kadrę naukowo-badawczą
- Podobnie jak poprzednio, uważam, że badania te spełniają warunek oryginalności i innowacyjności. Myślę, że wszystkie badania, także te czysto teoretyczne przyczyniają się do rozwoju nauki, a ten wpływa na rozwój gospodarki.
- To zależy od dziedziny badań i tego, czy ktoś te badania zna i chce je wykorzystać. Jest dużo wartościowych badań, z których się nie korzysta.
- patrz wyzej. Nie ma roznicy
- Tak, o ile dotyczy to osób wykazujących się rzeczywistą postawą badawczą. Większość samodzielnych pracowników naukowych nie wykazuje się innowacyjnością i nie posiada poczucia odpowiedzialności za rozwój młodszej kadry. Jest wręcz zdemoralizowana.
- Tak bywa często, choć z pewnością nie jest tak zawsze.
- Tak, prowadzę takie badania.
- Nie zawsze, większośc z tego co czytam nie spełnia tego kryterium, to po prostu "produkcja" bez polotu
- Tak, bo to też osoby po doktoracie, więc potrafiące samodzielnie prowadzić badania naukowe. Chyba, że doktorat w Polsce to nie to samo co w USA?
- Jw.
- I tak i nie. Jedni poczywają na laurach wiele lat, inni ciężko pracują, a często mają się gorzej niż nicnieroby
- Uzasadnienie jak wyżej, przy czym trzeba dodać, że na poziomie osiągnięcia habilitacji, a zwłaszcza profesury - mało komu chce się cokolwiek jeszcze robić.
- Badania tego typu mają inną specyfikę - często są oryginalnym rozwinięciem koncepcji przedstawionych w pracach habilitacyjnych (o ile nie były to tzw. habilitacje słowackie lub z całokształtu wątpliwego dorobku).
- Ale nie wszystkie
- jw
- Nie dotyczy to wszystkich przypadków, ale większości.
- Z zastrzeżeniem j.w.
- Podobnie jak w przypadku habilitacji przygotowywanie kolejnych publikacji wiąże się z koniecznością realizacji badań empirycznych.
- tak, ale niektórych
- z zastrzeżeniem, że bezpośrednie wdrożenia odnoszą się bardziej do przypadku badań stosowanych
- Tutaj odpowiedź na pytanie nie jest do końca jednoznaczna. Są bowiem osoby, które prowadzą badania innowacyjne, a są też i takie, które bazują jedynie na swoich doświadczeniach w praktyce np. adwokackiej i z innowacyjnością ma to niewiele wspólnego.
- Jak wyżej.
- Uzasadnianie wszelkich nowości idzie w parze z badaniem użyteczności, czyli wdrażania koncepcji do problemów gospodarczych
- Wstydu by nie mieli, gdyby robili inaczej.
- To zależy od tego, jak oni potem pracują, mogą np. iść na łatwiznę. Generalnie jednak badacz z habilitacją jest lepiej przygotowany do badań naukowych niż badacz bez habilitacji.
- j.w.
- To zależy od badań i konkretnych ludzi a nie od ich pozycji zawodowej.
- W ostatnich latach, w moim otoczeniu, doktorzy habilitowani, ale także profesorzy są bardzo aktywni badawczo. Prace doktorów hab. mają duży potencjał innowacyjny, są oryginalne i często "widzą" gospodarkę i użyteczność badań, bardzo duży nacisk na publikacje zagraniczne - wyraźne zaniedbanie relacji krajowych. Natomiast profesorowie w dużym stopniu manifestuję wagę społecznego oddziaływania nauki, nie dosłowne wsparcie gospodarki, ale wsparcie rozwoju społecznego. Bardziej otwierają się na publikacje krajowe, demonstracyjnie dowartościowują niepunktowane wydawnictwa. Sama też taką postawę przyjmuję chociaż całkiem nie zaniedbuję relacji międzynarodowych. Wiele osób uważa, że odsunięcie profesorów od aktywności o charakterze organizacyjnym wzmaga ich aktywność badawczą.
- j.w.
- Tak, ale głupawe rozwiązania - patrz aktualne rozwiązania związane z parametryzacja jednostek - nie promują prawdziwej innowacyjności i wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki ponieważ nadmiernie premiują byle jakie pseudopatenty (a ludzie natychmiast się dostosowują). Gdyby promowane były patenty z których gospodarka ma istotne zyski , to wtedy takie byłyby rozwijane (oczywiście pod warunkiem ze zaczną się istotne inwestycji w naukę w Polsce a szczególnie w ludzi, ale do tego potrzebna jest zupełna wymiana decydentów zarówno w MNSiW, jak i w FNP oraz NCNie i NCBiR. Te dwie ostatnie instytucje nie tylko nie potrafią zorganizować łączności telefonicznej - tysiące godzin straconych przez petentów naukowców, a jakość procedur recenzenckich jest obecnie na gorszym poziomie niż była w KBNie. W Polsce Ministerstwo, FNP, NCN oraz NCBiR stworzyły system formalnie podobny do zachodnich tylko nie pozbawiony działań merytorycznych.
- Ponownie pytanie zadane z nieuwzględnieniem kulturotwórczej roli humanistyki, bez której twórczy rozwój innowacyjnych gałęzi gospodarki nie byłby możliwy.
- Badania naukowe w obszarze badań humanistycznych mają charakter szczególny co wynika z charakteru dyscyplin; niemneij jednak przyczynają się do budowania np. tożsamości narodowej oraz siły narodowej humanistyki pozwalając na obserwowanie i reagowanie "intelektualne" wobec zjawisk humanistyki światowej np. gender, LGBT, itd. Budowany jest kapitał ludzki, którego wartość jest niedoprzecenienia.
- Najczęściej jest tak, że samodzielni pracownicy nauki mają swoje grupy badawcze, które pod ich kierunkiem wykonują prace. Moim zdaniem praca w zespole jeszcze bardziej rozszerza zakres badań ich nowość i skuteczność.
- Coraz więcej jest badań innowacyjnych, ale powinno być ich jeszcze więcej.
- Mogę powtórzyć dokładnie to, co w poprzednim punkcie: na podstawie znajomości badań prowadzonych przez znane mi osobiście osoby z odpowiednim stopniem / tytułem myślę, że tak, że prowadzone przez nich badania są oryginalne. Zajmuję się badaniami w zakresie filozofii i logiki, dlatego trudno mi ustosunkować się do kwestii wpływu na gospodarkę.
- W zdecydowanej większości to "sztuka dla sztuki" - żeby się utrzymać na uczelni
- Czasopisma przyjmują do publikacji nowe, ciekawe wyniki, dobrze opisane.
- Nie dotyczy to wszystkich, ale większość znanych mi dr hab. i prof. takowe badania prowadzi
- Tak, lecz w bardzo niewielkim procencie naukowców. Moim zdaniem często brakuje systematycznej refleksji na temat przydatności badań.
- nie mozna tego uogolnic! indywidulani adiunkci i indywidualni dr hab i prof sa znakomitymi naukowcami lub naleza do srednich lub slabych
- Uzyskanie tytułu naukowego czy stopnia doktora habilitowanego, przynajmniej w naukach ścisłych, potwierdza wartość i znaczenie wyników pracy naukowej, wysoki poziom posiadanej wiedzy, rozpoznawalność w środowisku międzynarodowym, przynajmniej dostateczne umiejętności w zabieganiu o środki na realizację projektów badawczych. Aktywność badawcza profesorów zazwyczaj obniża się wraz z wiekiem, szczególnie po 60-tym roku życia, ale nie jest to regułą.
- Trudno uogólnić: niektóre tak, a inne nie. Zależy od konkretnej osoby, a nie od stopnia naukowego.
- Nie każde badania w danej chwili mogą przyczynić sie do rozwoju gospodarki. To jest misja uczelni technicznych.
- W moim srodowisku tak jest.
- W większości tak. Chociaż, nigdzie nie ma ideałów - i tu też zdarzają się słabsze prace. Niektórzy badacze po osiągnięciu stopnia dr hab albo będąc już tytularnym profesorem nie starają się być wzorem naukowym dla młodszych kolegów - a tak być powinno - tylko uważają, że "już nic" nie muszą. To wstyd.
- Badania jakie prowadzą znane mi osoby z tytułami dr hab. i prof. mają charakter oryginalny oraz są innowacyjne - w stopniu, w jakim kategoria innowacyjności ma zastosowanie w dyscyplinach naukowych, w których mogę OBA warunki ocenić
- Raczej rzadko zdarzają się habilitacje oryginalne i innowacyjne, nawet w Uczelniach o wysokiej randze. Podobnie jest w przypadku profesur.
- Tylko w naukach ścisłych
- Tak w przypadku doktorów habilitowanych ponieważ ich badania albo służą następnemu awansowi, który na tytuł naukowy jest dość trudne. Jeśli chodzi o profesorów, to różnie bywa; profesorowie, którzy pracują na dobrych uniwersytetach się starają, a na na słabych piszą byle co. Najgorsza sytuacja jest w uczelniach "kostiumowych" (wojsko, policja, straż pożarna i szkoły związane z Kościołem), gdzie nie uprawia się nauki a tylko apologetykę władzy i kościoła katolickiego.
- W obszarze nauk społecznych nieco trudniej o bezpośredni związek z gospodarką, pośredni jednak niewątpliwie jest.
- j.w.
- Podejmują wciąż nowe tematy, wybrane samodzielnie, teraz bez opiekuna naukowego, czyli dojrzewają naukowo, organizacyjnie. Powinni w trakcie przygotowan i badan zorganizowac choc jedną konferencje międzynarodową na swoj temat badawczy.
- Podana odpowiedź TAK, jest warunkowa, jest wielu naukowców dr hab i prof, którzy rzeczywiście prowadzą badania o dużym stopniu innowacyjności i oryginalności, ale ostatni wysyp ?pospiesznych? habilitacji grozi zdecydowanym pogorszeniem jakości badań i najprawdopodobniej po krótkim czasie moja odpowiez byłaby NIE
- Patrz powyżej.
- W przypadku jeśli naukowcy "po habilitacjo" publikują artykuły w renomowanych czasopismach naukowych, ich praca ma charakter innowacyjny.
- Wyniki badań naukowych pozwalają często na ich wykorzystanie w różnego typu ekspertyzach i opiniach dla firm i instytucji
- To bardzo indywidualne, niektórym profesorom nic się nie chce i nic w ogóle nie robią naukowego, a niektórzy są bardzo produktywni i zaangażowani w naukę, podobnie doktorzy habilitowani
- Na Uniwersytecie Warszawskim, badania naukowe spełniają niewątpliwie warunek innowacyjności. Ale mam wątpliwości co do przyczyniania się do wdrażanie koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki. Uważam, że ogólnie, w środowisku matematycznym, istnieje brak czynników zachęcających do takich działalności.
- Tak jak w pyt. 1. Część tak, część nie.
- Na tak postawione pytanie również trudno odpowiedzieć (z przyczyn jak wcześniej pod pytaniem 1). Dostrzegam jednak problem ze spadkiem liczby publikacji po uzyskaniu habilitacji. Jednak sytuacja jest zróżniocwana w zależności od gałęzi prawa i miejsca, gdzie prowadzone są badania (są katedry i zakłady, które prowadzą innowacyjne badania, włączając w to profesorów i doktorów habilitowanych), a także takie, gdzie badania są prowadzone na zbyt niskim poziomie.
- j.w.
- Gdy postępowania awasowe są zakończone, jest to możliwe, bo nie ma ogromnej presji czasu, która nie sprzyja zupełnie nowym, innowacyjnym badaniom.
- J.w.
- Chociaż nie wszystkich. Są znani i szanowani prof. którzy ciężko pracują, a są i tacy którzy nie robią nic.
- Podobnie jak wyżej - na pewno nie wszyscy doktorzy habilitowanie i profesorzy prowadzą badania innowacyjne i oryginalne, ale przeważają badacze, który poważnie traktują swoje zobowiązania, nieustannie się szkolą i współpracują z gospodarką (znowu - nie tylko to zagadnienie jest ważne).
- jw
- Z zastrzeżeniem, że nie wszystkie prace są innowacyjne i oryginalne. Ponadto w przypadku nauk humanistycznych ich miejsce w rozwoju gospodarki jest nieco inne - powinny przyczyniać się do większej spójności i świadomości społecznej poprzez rzetelną transmisję wiedzy.
- Uzyskanie stopnia nie powoduje zaprzestania badań. Badania innowacyjne i oryginalne prowadzą naukowcy niezależnie od stopnia naukowego czy tytułu. To jest fałszywe rozróżnienie na innowacyjnych doktorów i nieinnowacyjnych profesorów
- W większości przypadków pracownicy naukowi na takim pozionie prowadza innowacyjne badania
- w dziedzinie nauk społecznych trudno mówić o innowacyjności, jednak są potrzebne a by podnosic poziom kapitału intelekt., ludzkiego i społecznego
- Bardzo zależy od osoby, tematu i jednostki.
- uzasadnienie jak wyżej - jest różna jakość badań prowadzonych przez doktorów habilitowanych i profesorów, jak i rózne dziedziny nauki, niekoniecznie w załażeniu mające wpływ na gospodarkę
- Tak jak wyżej
- Wiedza i doświadczenie pozwalają na oryginalne i innowacyjne prowadzenie badań i wgląd na dany temat badawczy
- Posiadając "bezpieczną" pozycję naukową można skupić sie na innowacjach i ich wdrażaniu do praktyki
- Być mize są id tej reguły wyjątki ake większość znanych mi dr hab i prof zdają sobie z tego sorawę ze muszą podążać za trendami i tak kształtować swoje kariery
- Spełniają warunek, ale nie przyczyniają się szczególnie znacząco do rozwoju gospodarki...
- Nie każda dyscyplina ma związek z gospodarką (np. językoznawstwo czy filozofia).
- Problem nie leży w braku innowacyjności polskich naukowców lecz w zasobności portfela polskich przedsiębiorców (brak środków finansowych na wdrożenie)
- Tylko w połowie przypadków jak nie mniej.
- Naukowcy rozliczani są za publikacje, a nie za przyczynianie się do rozwoju gospodarki. Pierwsze łatwo się (pozornie) ocenia (IF, indeks h itp), drugie trudno. Patenty produkowane na uczelniach, mają się nijak do patentów działów R&D firm lub patentów, wynikających z rzeczywistej współpracy nauki z przemysłem. Różne światy.
- Nie mogą ich spełniać z jednej prostej przyczyny - nie ma wśród recenzentów i kadry oceniającej ludzi, którzy byliby w stanie ocenić tą innowacyjność. Ponadto doktorzy habilitowani i tym bardziej profesorowie mają na tyle bezpieczną sytuację zatrudnienia, że nie muszą już praktycznie wiele robić.
- Ta grupa natomiast w przeważajacej większości nie robi NIC. Wysługuje się niższymi stopniem (głównie adiunktami) - przerzuca na nich swoje obowiązki: prowadzenie zajęć, opiekę nad seminarzystami, dopisuje się do nie swoich publikacji, figurują jako kierownicy badań (grantów, statutowych etc.).
- Profesorowie, jak i doktorzy habilitowani stale domagają się, aby doktorzy dopisywali ich do swoich artykułów. "Niedopisanie" ich do prac grozi poważnymi konsekwencjami.
- Jak wyżej
- J.w to zbytnie uogólnienie
- Nie. Kiedyś jak było dużo adiunktów, a studia doktoranckie miały jeszcze jakiś poziom tzw. samodzielni wykorzystywali ich potencjał, ułatwiając w zamian (lub nie) wspinanie po szczeblach kariery. Obecnie to zwykle redakcja monografii, kolejna książka, która jest interesująca tylko dla autora. Oczywiście są wyjątki, ale to raczej nie zależy od tytułu.
- -- częściowo tak, ale w większości "rozwijane" są stare pomysły bez uwzględniania trendów (w znaczeniu nowych metod, podejść ect) światowych
- Tematyka badan nie odpowiada zapotrzebowaniom technologicznym na rynku
- Znowu bez uogólnień: bywa, że po złamaniu kręgosłupa moralnego podczas procedury habilitacyjnej nie ma już sił ani ochoty na prowadzenie rzetelnych i twórczych badań. Jest się u w układzie i należy robić tyle i w taki sposób, jakiego wymaga układ.
- po habilitacji w zasadzie krozystają z dorobku doktorów wymuszają by ich dopisywać
- nie wszystkie przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki. Z reguły uzyskanie stopnia dr. hab konczy realną aktywność naukową. Konieczne jest czasowe przyznanie stopnia, a nie dożywotnie.
- j.w.
- Często korzystają z dorobku adiunkta lub starszego wykładowcy- dopisując się jako kierownicy
- Uważam, ze większe doświadczenie doktorów habilitowanych i profesorów sprawia, iż w większym zakresie mogą wdrażać koncepcje naukowe do gospodarki, jednak są to raczej sporadyczne przypadki.
- w większości przypadków nie - badania naukowe w tej grupie pracowników mają są przede wszystkim sposobem "na dorobienie sobie".
- w niektórych przypadkach tak, w większości niestety nie - niestety, dotychczasowy system wypaczał sens pracy badawczej, obciążając nadmierną dydaktyką a nagradzając za publikowanie "byle czego", na "sztukę", w dużej ilości,
- Celem jest nie wynik badania a stopień naukowy
- Z mojego doświadczenia wynika, że często jest tak, że osoby te 'spoczywają na laurach'. Profesura jest niekiedy przyznawana za napisanie jednego artykułu naukowego.
- W mojej dziedzinie znaczny odsetek dr hab. osiada na laurach. Z małymi wyjątkami, ale o prof. można powiedzieć to samo. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że w środowisku polskich profesorów panuje przekonanie, że są światową czołówką :)
- Zauważyłem, że większość z nich to plagiaty (głównie doktorantów) => Należy przede wszystkim sprawić by wszystkie habilitacje i doktoraty były sprawdzane programami antyplagiatowymi + zakazać dopisywania się profesorom i dr hab. do artykółów doktorów i doktorantów = wymóg konieczny by uzdrowić polską naukę i wprowadzić ją na światowy poziom
- Coraz rzadziej.
- generalnie chodzi o napisania książki a czy ktokolwiek to przeczyta to już nikogo nie interesuje.
- Odpowiedź jw., w systemie oceny liczą się publikacje, a wyniki badań o charakterze wdrożeniowym trudniej się publikuje. Ponadto ciągle brak dobrego modelu współpracy przemysłu z nauką.
- Samodzielni pracownicy nauki wysługują się asystentami i nie wnoszą znaczących innowacyjności do gospodarki
- j.w.
- Zazwyczaj nie, co wynika z wielu powodów. Trudno jest prowadzić innowacyjne badania przy marnym jak na warunki europejskie finansowaniu nauki.
- jesli w ogóle prowadzą badania, to nieliczne jednostki. Wiekszosć awansuje w wieku 60+, i poprostu im sie juz nie chce
- Nie ponieważ w przeważającej większości są to osoby żerujące na pracy innych.
- Jakie badania profesorów i habilitowanych. Proszę zrobić zestawienie wszystkich profesorów, którzy w ostatnich 5 czy 10 latach nie otrzymali żadnego projektu do realizacji. Jedna tabelka rozwiąże Państwa wątpliwości.
- Patrz wyżej.
- Nie mam nic przeciwko kierowaniu przez profesorów prac na barki adiunktów albo asystentów, ale niech nie ograniczają się jedynie do zlecenia komuś zrobienia czegoś, później oczekując gotowca. I w takiej sytuacji doktor habilitowany albo profesor przedstawia osiągnięcia poziomem wiedzy adiunkta lub asystenta. To chyba nie tak powinno wyglądać?
- po habilitacji chyba motywacja do dziań spada
- Jak wyżej. Nauka polska tkwi w poglądach "starszej" kadry. Niewielka część młodszych pracowników naukowych ma odwagę stworzyć coś nowego. Jeżeli to zrobią, to zwykle w ośrodkach zagranicznych. Środowisko profesorskie w znakomitej większości nie ma zamiaru modyfikować własnych przekonań i bardziej zajmuje się ochroną interesów, niż pracą naukową.
- Część z tych badań ma zapewne wartość innowacyjną i oryginalną, jednakże większość ma tylko rolę służebną w pokonaniu następnego etapu w karierze naukowej a nie zawsze te dwa cele ida w parze.
- Nie i nie muszą. Nauka nie musi mieć charakteru aplikacyjnego.
- Po habilitacji gwałtownie spada zainteresowanie nauką ze strony doktorów habilitowanych i profesorów, następuje "odprężenie".
- prace są w większości robione w oparciu o teorię "sztuka dla sztuki"
- między tym co robią naukowcy a praktyką, przemysłem,gospodarką żywnościowa jest przepaść
- nie zawsze, nie można generalizować - niektóre spełniają a niektóre nie, jak na każdym poziomie otrzymywania stopni naukowych ... niestety
- Ponieważ wymagają pomysłu i dużego nakładu pracy i nie było to konieczne do ewaluacji.
- W mojej jednostce 90% profesorów nie zajmuje się innowacyjnymi badaniami. Niektórzy nawet nie zajmują się żadnymi badaniami bo po profesurze ich już nikt nie ruszy. Najwięcej prac robią ci którzy pracują na habilitacje i profesury.
- jak wyżej
- W większości przypadków badania prowadzone są tylko po to by utrzymać się na stanowisku - najlepiej jeszcze jeśli wszystko zrobią adiunkci.
- Podobnie jak poprzednio moja odpowiedź "Nie" oznacza, że nie zawsze tak jest. Jest cała grupa badań podstawowych, które trudno uznać za innowacyjne, ale są one ważne i potrzebne
- Myślę, że nie wszystkie spełniają.
- Wymusza się publikowanie w jezyku angielskim i obcy jezyk zawsze jest pewną barierą. Gdyby Ministerstwo naprawdę chciało wykorzystać nasze badania dla polskiej gospodarki były by one publikowane dla polaków w języku polskim tak jak jest to np. w Holandii. W tej chwili nasze badania są dla całego świata i kto wie czyją gospodarkę rozwijają.
- Jak wyżej, a profesura jest dla wielu celem samym w sobie i po jej osiągnięciu pracownik naukowy jest już przemęczony i wypalony.
- Podobnie jak wyżej. Poza pracą Leszka Balcerowicza "teoria systemów gospodarczych" więcej takich prac nie znam.
- Nie można powiedzieć kategorycznie tak lub nie, ale w przewarzającej liczbie przypadków najbardziej kreatywni są asystenci i adiunkci
- Nie muszą być innowacyjne - co to w ogóle znaczy? Nie muszą przyczyniać się do rozwoju gospodarki, nie taka jest rola badań naukowych.
- W większości nie, ale znam kilka wyjątków
- Innowacyjność nie jest najważniejsza w naukach podstawowych, do samo dotyczy wdrożeń w gospodarce.
- Brakuje możliwości samodzielnego rozwijania swoich orginalnych koncepcji, ze względu na skostniałe regulacje związane z kierowaniem prac B+R, które sterowane są w większości przypadków przez osoby, które kierują jednostkami, nie pozwalając tym samym na samodzielne prowadzenie prac w ramach własnego rozwoju naukowego. Stąd bardzo częste dopisywanie osobom, które nie prowadzą żadnych badań, zasług w ramach opracowywanych artykułów naukowych. Wynika to przede wszystkim z obowiązku podporządkowania się całkowicie kierownictwu jednostek, w których doktorzy habilitowani lub nawet profesorzy pracują.
- Doktorzy habilitowani i profesorowie zwykle opierają się na badaniach doktorów, których muszą wypromować, a ilość obowiązków nie pozwala często na rzeczywiste prowadzenie badań. Fundusze na badania statutowe praktycznie nie pozwalają na zakup nowych sprzętów, a rozpoczęcie badań, których do tej pory w jednostce nie było jest zwykle drogie.
- Rzadko się to zdaża
- Większość (niestety!) dr hab. i profesorów po prostu dopisuje się do prac młodych pracowników naukowych, jest to popularne przede wszystkim u kierowników jednostek, którzy finansują wydanie publikacji, udział w konferencji itd. Jest to patologia, która bardzo się rozpowszechniła.
- Jw
- j.w.
- Po zrobieniu habilitacji wielu naukowców osiada na laurach i robi bardzo niewiele. Zrobili swoje, więc mają spokój.
- Zazwyczaj pracuje się po to by zdobyć punkty za publikacje.
- Patrz j.w.
- Nieliczna grupa pracuje naukowo z zaangażowaniem. Mam wrażenie, że bardzo często kolejnym etapem kariery naukowej jest stołek w administracji.
- Dotychczasowy system oceny jednostek naukowych wymusza na pracownikach naukowych zdobywanie punktów i wszystko jest temu podporządkowane. Wiele uczelni dodatkowo "zachęca" pracowników do takiej działalności poprzez stosowanie systemu podwyżek płac zależnego tylko od tych punktów.
- stopień nie decyduje o wartości pracy, raczej możliwości wdrożenia
- Wydział Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy stosuje niejasne kryteria oceny dorobku naukowego pracowników. Mimo stosowanej ogólnouczelnianej formuły ewaluacji bardzo często dochodzi do nadużyć. Nieautoryzowanych zmian w formularzach dokonują różne osoby (kierownik jednostki/pracownice dziekanatu). Bardzo często są to zmiany na niekorzyść ocenianego. Prof. Edward Kujawski (wiek powyżej 80 lat) został zweryfikowany pozytywnie podczas ostatniej tury ewaluacji posiadając mizerny dorobek naukowy (2014: 4 punkty za 1 publikację wieloautorską-prof. "dopisany", 2015: 4 punkty za 1 publikację wieloautorską-prof. "dopisany", 2016: 5 punktów..., 2017: 5 punktów...). Natomiast znamion mobbingu doświadczają osoby posiadające znaczny dorobek naukowy, głównie adiunkci i doktorzy habilitowani, np. dr inż. Rafał Pasela (złożył wypowiedzenie), dr hab. inż. Robert Barełkowski (został zwolniony w nieprzyjemnych okolicznościach).
- Być może są innowacyjne, ale w niewielkim stopniu przyczyniają się do rozwoju gospodarki.
- Nie są znane mnie takie przykłady.
- nie za tą oceniani. Proszę zajrzeć do arkusza oceny okresowej każdego pracowania - tam jest odpowiedź za co są oceniani
- Nie. Patrz odpowiedź wyżej. Innowacyjność i możliwość wdrożenia to cel nauki. Niestety takie prace nie są doceniane przez nową ustawę oraz statut uczelni. Nie ważne co publikujesz, ważne gdzie i za ile. Takie motto przyświeca obecnie na polskich uczelniach.
- Przecież te badania prowadzą doktoranci. Im więcej doktorantów tym większa aktywność samodzielnego naukowca a tym mniej wie o co w nich chodzi. Nie ma czasu interesować się badaniami bo zasiada w tylu gremiach, że cały swój czas spędza na zebraniach "towarzystw wzajemnej adoracji".
- Tu chodzi głównie o pieniądze, a innowacyjność i oryginalność są sprawą wtórną.
- Wystarczy spojrzeć jaki procent PKB przeznaczony jest na naukę i badania naukowe. Problem nie leży w naukowcach, ale w polityce państwa
- błąd jak wyżej
- Myślę, patrząc po dorobku dr hab. i prof. na swoim wydziale, że po zrobieniu tzw. habilitacji innowacyjność badań - paradoksalnie - spada.
- Doktorzy habilitowani i profesorowie składają mało wniosków grantowych, pozyskują mało środków ze źródeł zewnętrznych. Wynika to właśnie z braku innowacyjności - a to z kolei z przyzwyczajenia do tematu naukowego kontynuowanego od początku kariery naukowej, braku chęci dalszego rozwoju i braku potrzeby poszukiwania ciekawych problemów przyrodniczych do rozwiązania.
- W niewielkim stopniu są do badania interdyscyplinarne i przełomowe dla jakiejkowliek dziedziny gosdpodarki czy zmian społecznych
- Zwykle "badania", jakie prowadzą są tematami na potrzeby corocznych sprawozdań czy małych grantów uczelnianych. W rzeczywistości nikt nie wie nad czym pracują, ponieważ efektów w postaci publikacji lub grantów zewnętrznych nie ma.
- Polska nie jest krajem suwerennym, co jest doskonale widoczne z powodu braku finansowania(a nawet sensownej strategii) badań naukowych dotyczących obronności. Moim zdaniem, co najmniej 1/4 funduszy przeznaczonych na obronność winna być wydawana na badania naukowe związane z obronnością, w tym monitorowanie zagrożeń wewnętrznych takich jak niska jakość praworządności. Ten rodzaj badań naukowych winien być domeną doktorów, doktorów habilitowanych oraz profesorów którzy zademonstrowali, prowadzać badania podstawowe, umiejętności prowadzania badań o wysokim zakresie oryginalności.
- Większość znanych mi badań naukowych w tej grupie nie spełnia tego kryterium z wyjątkiem pojedynczych przypadków.
- Po kilkuletnim doświadczeniu pracy na Uniwersytecie muszę stanowczo przyznać, że badania dr hab. jak i prof. stanowczo ograniczają się do konieczności nie zaś do pasji, za którą mógłby podążać postęp gospodarczy.
- Badania te służą, w dużej części, do tzw. wspierania członków towarzystwa wzajemnej adoracji. Czyli jeden naukowiec coś wyprodukuje, żeby inny mógł zastosować to w swoich pracach. Wyniki drugiego stosowane są w pracach trzeciego, a trzeciego w pracach pierwszego. Produkują prace, ale dla gospodarki nie ma to żadnego przełożenia. Marnowane są publiczne pieniądze na wysokie pensje. Na zachodzie w wielu dyscyplinach zaprzestano badań, bo niczego one nie wnosiły ani nie rokowały. W Polsce nadal praca na stanowisku naukowym jest świetnym miejscem dla ludzi, którym płaci się za ich przyjemności.
- Brakuje mi odpowiedzi: "tak i nie". W nielicznych przypadkach prawidłowa byłaby odpowiedź twierdząca, ale są to raczej wyjątki. W większości osoby te powtarzają wcześniejsze dokonania.
- Prawda jest taka, że większość kadry wyższych szczebli 'odcina kupony' i od wielu lat jeździ na 'garbie' swoich podwładnych (doktorantów, adiunktów), do których publikacji się po prostu dopisuje albo na silę coś zmienia, by pokazać, że może. Nie ma to niczego wspólnego z innowacyjnością.
- Jak wyżej
- W mojej dyscyplinie i subdyscyplinach nie widzę takiego przełożenia
- przedstawiony warunek nie jest istotą badań naukowych. Niespełnianie go nie przesądza ze badania są złe (albo dobre). Tym nie mniej habilitacje (i prace na każdy stopień) są coraz słabsze.
- Tak jak wyżej. Z dodaniem, że osoby które już mają dr hab. czy prof. spoczywają na laurach, jeśli coś publikują to przede wszystkim dopisują się do prac doktorantów.
- W odniesieniu do nauk społecznych - nadal, zwłaszcza wśród profesorow dominuje postawa - ja już nic nie muszę. A u części u wielu doktorów habilitowanych postawa - jak uzyskać tytuł.
- Jak wyżej: obecnie treść wyników naukowych - co odnoszę do dyscypliny prawo - nie ma dla nikogo znaczenia. Liczą się punkty i tylko o tym się mówi. Dodatkowo na gruncie nowej ustawy samodzielni pracownicy naukowi stają się zbędni.
- j.w.
- To zależy od pracownika, obszaru badań i jednostki. Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na tak ogólne pytanie, proszę to przemyśleć i doprecyzować....na pewno stopień innowacyjności w naukach humanistycznych jest mniejszy niż w eksperymentalnych, ale co z tego, jak w żadnym z nich nie odnosimy światowych sukcesów...
- Rzadko podejmowane są nowatorskie badania eksperymentalne w edukacji i w naukach o niej.
- Wielu spośród pracowników naukowych wykorzystuje fakt "nieusuwalności" dr. hab. i prof. System rozliczania naukowców z ich pracy jest łatwy do obejścia i niewiele potrzeba aby "symulować" działalność naukową.
- j.w. czyli w różnych dziedzinach nauki bywa różnie, jednak w mojej opinii za duży odsetek badań prowadzonych przez pracowników samodzielnych realizowanych jest "na stopień" a nie "dla ludzi".
- Często osoby te robią to co robiły wcześniej - sztuka dla sztuki.
- Nie wszystkie badania naukowe mają charakter badań o dużym znaczeniu innowacyjnym i oryginalności. Większość badań spełnia jednak te kryteria. Innowacyjność i oryginalność badań jest także silnie powiązana z dostępnymi środkami. Te są często niedostateczne.
- W dużej części nie. Moim zdaniem, badania powinny być zamawiane, a nie wybierane, niestety często przez osoby nie mające dostatecznej wiedzy, nie umiejące rozpoznać problemów badawczych, i prowadzące badania drugorzędne przez całe życie.
- odpowiedź j.w.
- Kroluje formalizm, nierzadkie sa układy, ale jest coraz lepiej.
- Zakreśliłam "nie" ponieważ 80% osiągnięć naukowych tego warunku nie spełnia
- Obawa przed "nierozliczeniem projektu" sprawia, że projektowane badania są zachowawcze i o niskim stopniu ryzyka, tym samym nie przysparzają innowacyjności.
- Profesorowie z nielicznymi wyjątkami nie robią nic, doktorzy habilitowani muszą być innowacyjni aby w obecnych czasach zostać profesorem
- Nie ponieważ uzyskanie stopnia doktora habilitowanego czyni z osoby "świętą krowę" tzw. polskiej nauki - żyje z pisania właściwych recenzji oraz promowania właściwych kandydatów.
- Po uzyskania stopnia doktora habilitowanego chyba tylko najbardziej idealistycznie nastawieni pracownicy wciąż jeszcze coś w nauce próbują zdziałać. Sytuacja wygląda najgorzej w naukach humanistycznych, gdzie po habilitacjach pracownicy oddają się chętniej dywagacjom politycznym niż rzetelnej nauce czy kształceniu doktorantów (w większości przypadków "robiąc łaskę" takiemu doktorantowi i na każdym kroku przypominając, że tak naprawdę go nie potrzebują). W naukach ścisłych i przyrodniczych sytuacja w ogólności wygląda trochę inaczej, ponieważ doktorzy habilitowani i profesorzy występują tam w roli kierowników zespołów badawczych, regularnie starając się o granty dla swoich współpracowników (od tej zasady są oczywiście wyjątki, jednak nie wygląda to na pewno tak źle jak w naukach humanistycznych, gdzie profesorowie zwykle nie starają się nawet ukryć tego, jak bardzo nie obchodzi ich twoja sytuacja materialna jako doktoranta/pracownika).
- jak wyżej
- Naukowcy na różnych szczeblach kariery zbyt rzadko współpracują z przemysłem, prowadzą badania w oderwaniu od rzeczywistości, aczkolwiek oczywiście są chlubne wyjątki przeczące tej tezie.
- Często samodzielni pracownicy tkwią w jskimś starym modelu prowadzenia badań, brak im motywacji do podejmowania jakiejkolwiek innowacyjności.
- Jak wyżej.
- Geologia podstawowa (którą reprezentuję) nie ma dziś przełożenia na rozwój gospodarki w kraju.
- Nabycie stopnia dra hab czy tytułu profesora nie jest równoznaczne z jego wkładem intelektualnym w badania.
- Zaznaczam odpowiedź "nie", aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że krzywdzę pewną część naszej społeczności. Uzasadnienie jest podobne do przedstawionego powyżej.
- Jak na każdym poziomie są różne badania, ale często jest to powielanie starych pomysłów.
- Oczywiście nie wszystkie. Duża część prac jest teoretyczna lub nigdzie później nie wdrażana. Część prac jest innowacyjna i oryginalna a wyniki tych prac są wdrażane w gospodarce lub społeczeństwie.
- j.w.
- prosty przykład z UMK rok 2017 grudzien Inkubator przedsiębiorczości miał do wydania 2 mln PLN zrobiono zbiórkę pomysłów w trakcie prezentacji przedstawiano m in linię do oczyszczania ścieków których nie można obecnie oczyszczać w standardowych oczyszczalniach (temat opracowany na wniosek inwestora który potrzebuje takiego rozwiązania nie było natomiast przygotowanego prototypu) - koszt badań 100 tys zł koszt sprzedaży70 urządzeń (bo tyle wstępnie zamówiono) 21 mln - wniosek odrzucony gdyż jak twierdzi dyrektor Inkubatora "zastanawiam się czy wystarczy Panu czasu skoro realizuje Pan dwa inne zadania- jakby ktoś się kiedykolwiek nad tym pochylał czy doktorant ma czas - strata uczelni oczywista drugi temat nowoczesna piroliza zuzytych opon - koszt budowy malego prototypu 150 tys zł - zysk ze sprzedazy (zamówiono dwie) 6mln - wniosek odrzucony z tych samych powodów wiec jak tu mówić o działaniach w kierunku wdrożeń i innowacyjności uczelni w której funkcjonują skostniałe stereoty
- j.w.
- j.w.
- O ile są one często często oryginalnym wkładem w naukę to nie zawsze, A wręcz bardzo często w przypadku mojej dziedziny nie mają żadnego wkładu w gospodarkę
- Prace tzw. samodzielnych pracowników są zazwyczaj wtórne wobec dotychczasowego dorobku. Często także zdarza się dopisywania ich jako współautorów do prac innych osób.
- Nie spełniają, ponieważ nie muszą. Dlaczego nie muszą? Trudno się domyślić? Polskie uczelnie to fabryki punktów ministerialnych i habilitacji. Nie mają żadnego celu istnienia poza trwaniem naukawej postbolszewickiej fali.
- Większość doktorów habilitowanych i profesorów nie prowadzi własnych badań naukowych, a jedynie odcinają kupony od dokonań swoich podopiecznych i podwładnych. Niewielu z nich odgrywa rolę liderów w pozyskiwaniu nowych środków na badania i wytyczaniu nowych kierunków badawczych dla zespołu.
- badania naukowe z zasady nie są, a przynajmniej nie muszą byc badaniami wdrożeniowymi
- Już osiagnęli wszystko
- Uzasadnienie takie samo jak w pytaniu nr 1. Mozna tylko dodac, ze im wyzej tym mniej ciekawie i mniej naukowo ale wieksze wymagania i wyciaganie reki po publiczne fundusze ktore nic nie przynosza, a na pewno nie gospodarce.
- Zazwyczaj habilitację wykonuje się po to, aby spełnić wymagania ustawowe (inaczej adieu). Później można odpuścić. Jeszcze dramatyczniej jest to widoczne po profesurze - administrowanie, recenzowanie itp. nie ma czasu na prowadzenie badań. Najczęściej profesorowie nie zajmują się prowadzeniem badań - bo dlaczego mieli by to robić?
- Brak ścisłych powiązań między przemysłem a nauką.
- To jest zbyt ogólne pytanie, aby można było udzielić odpowiedzi.
- jw plus nie szanuje sie wiedzy praktycznej i jej uzytecznosci , bezpiecznej jest powielac i klonowac stare teorie .
- Badania w zdecydowanej mierze są odtwórcze. Bądźmy szczerzy, wystarczy przejrzeć dorobek naukowy tych profesorów i dr habilitowanych. Ile oni mają publikacji z listy filadejfijskiej o IF >1? Istnieje duże lobby, które ma dorobek o sumarycznym IF=0 i indexie h=1. Co tu więcej komentować...
- Badania naukowe
- Już dawno przestali czytać nowości, powielają to, co napisali x lat temu lub publikują fragmenty prac swoich magistrantów, nie czytają recenzowanych artykułów tylko użyczają nazwiska, tak jest przynajmniej w moim środowisku, a krytykują nowe pomysły, bo nie są ich własne, potrafiąc zgnoić młodego ambitnego człowieka
- Wartości oceniane na stopień profesora tytularnego mają znikomy związek z rozwojem gospodarki. Utrzymanie pozycji profesora nie wymaga aktywności cenionej w gospodarce.
- j.w.
- Są jednak chwalebne wyjątki. Są nimi osoby wybitne a nawet wyjątkowo wybitne. To one (jak zawsze) rozwijają naukę. Polską naukę pogrzebała ustawa, która WYMUSZAŁA zakończenie przewodów habilitacyjnych. Mamy więc zalew prac pseudonaukowych, które są akceptowane i zapewniają karierę akademicką. Nadchodzą dla polskiej nauki czasy jeszcze trudniejsze - gdyż pseudonaukowcy będą "produkować " nowych pseudonaukowców.
- Nie ma takiego wymogu w stosunku do badań podstawowych.
- Generalnie badania o wysokiej jakości są rzadkością.
- Często stykam się z sytuacją, gdy po uzyskaniu habilitacji lub tytułu naukowego, praca naukowa w ogóle ustaje, a resztę życia zawodowego dany uczony spędza propagując swoje dokonania sprzed habilitacji.
- Nie spotkałem się z poważnymi badaniami doktorów habilitowanych jedynie przy badaniach ich doktorantów powstawały jakiekolwiek prace, samodzielne prace były pracami odtwórczymi - żałosny poziom w aktywności pozyskiwania środków na badania. Odnośnie prac profesorów bardzo często pajdą słowa, że osiągnął/osiągnęła już wystarczająco dużo i nie potrzebuje publikować i prowadzić prac naukowych ale są niezbędni dla system edukacji wyższej.
- Habilitacje bywa końcem aspiracji
- Większość doktorów habilitowanych i profesorów nie prowadzi własnych badań, lecz żeruje poprzez dopisywanie się do prac adiunktów a nawet doktorantów.
- Jedne spełniają warunki, inne nie.
- To samo
- jak wyżej
- W większości przypadków nie. W mniejszości przypadków tak.
- Dalsze kolejne "zaliczone" szczeble kariery wyraźnie osłabiają zapał badawczy do zajmowania się nowymi problemami. Oczywiście, uwaga ta odnosi się do mniej więcej 2/3 całości środowiska (gł. mnie znanego tzn. humanistów). Najbardziej zauważalne jest to zjawisko po uzyskaniu profesury tytularnej. Znaczna część tej profesury (mogę to powiedzieć na podstawie obserwacji z humanistyki) traktuje ten szczebel jako właściwie zamykający konieczność (a przede wszystkim możliwość) kontynuowania swobodnego rozwój kariery naukowej. Profesurę tytularną uznaje się przejście do etapu, na którym już "nic nie trzeba", a który powinien przynosić właśnie na tym etapie największe profity (zarobki za minimalną pracę dydaktyczną, "zasiadanie" w różnych gremiach, zwłaszcza płatnych bądź dających jakąś władzę i pozycję społeczną).
- zazwyczaj nie, szczególnie w przypadku profesorów starszego pokolenia, którym niewiele się chcę, a słowo innowacyjność kojarzą z prezentacją powerpoint
- Jak wyżej
- Wyżej wspomniane osoby kierują już zespołem osób i/lub jednostkami. Bardzo rzadko profesorowie mają faktyczny wpływ na jakość publikacji. Zazwyczaj są ostatnim nazwiskiem na publikacji która wychodzi od ich pracownika, gdzie o przedmiocie publikacji nie mają zielonego pojwcia.
- Badanie w naukach podstawowych zazwyczaj nie mają wpływu bezpośredniego w krótkim okresie czasu na rozwój gospodarki.
- I znowu, tytuł/stopień nie stanowi o jakości prowadzonych badań, jakkolwiek doświadczenie, obycie międzynarodowe, udział w różnych grupach badawczych, dorobek publikacyjny, oczytanie, etc mogą sugerować, że dr hab czy prof dr hab potrafią wznieść badania na inny poziom, niż doktorant czy młody doktor (i tę gradacje odzwierciedlają np rodzaje konkursów NCN). Pytanie, czy im się chce, czy mają pomysły na kolejne "innowacyjne i oryginalne" badania, czy się nie powtarzają, czy potrafią budować zespoły badawcze, czy są biegli w pozyskiwaniu środków, etc
- Są zbyt mocno osadzeni w dawnych metodach badań, że nawet jeśli badania prowadzą, to wciąż w oparciu o te same schematy.
- podobnie jak w przypadku adiunktów
- Samo pytanie jest niezbyt sensowne, bo jak humanistyka (np. filologia polska, filozofia etc.) może "przyczyniać się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki"? Chyba tylko sporadycznie, a to i nie zawsze w przypadku badań naukowych profesorów z nagrodą Nobla...
- Nie ma takich żelaznych reguł. Są prace ścisle związane z gospodarką, a są też takie, które zupełnie nie nawiązują do zastosowań aplikacyjnych
- W moim otoczeniu są osoby na stanowiskach samodzielnych, które współpracując z przemysłem realizują badania związane z innowacyjnością. Ale jest to nieliczna grupa. Regułą jest raczej spełnienie wymagań dotyczącej oceny okresowej. Słabe warunki płacowe na uczelniach raczej powodują że pracownik odejdzie do przemysłu niż będzie z nim współpracował od strony uczelni
- Po uzyskaniu habilitacji, kreatywność i zapał do pracy wyraźnie spadają. Jest to najprawdopodobniej spowodowane zbyt dużym wydatkiem czasu, sił fizycznych i psychicznych na uzyskanie habilitacji lub profesury, który sprawia, że większość pracowników naukowych uważa, że nadszedł czas na zasłużony odpoczynek i satysfakcję z dotychczasowych osiągnięć.
- Zasadniczo nie. Znakomita większość profesorów i dr habilitowanych nie prowadzi badań, które mogłyby zostać z czystym sumieniem określone jako "naukowe".
- Ponownie, pytanie zawiera tezę jakoby badania naukowe miały mieć charakter wyłącznie aplikacyjny.
- jak wyżej
- System oceny preferuje wskaźniki wpływu i ilości cytowań, a nie co nowego badania wnoszą do nauki. Ocena jakości i znaczenia odkryć jest trudniejsza i wymaga bezstronności, łatwiej zliczyć punkty.
- Jw.
- Na pewno nie wszystkie
- jw.
- W grupie prof. i dr hab. można zaobserwować dwie główne postawy wobec nauki: - oczekiwanie do emerytury (wypalenie zawodowe, które nastąpiło w wyniku dążenia do zdobywania tytułów, brak dalszego rozwoju), - odcinanie kuponów (robienie szumu wokół własnej osoby, rozwój w kierunku $$$).
- Oni czują się prawie jak Bogowie bo mają tak wielką władzę i wielu z nich wykorzystuje tą władze tak że np inni pracują na ich punkty we wspólnych artykułach
- Bardzo rzadko, aczkolwiek sytuacja systematycznie ulega poprawie.
- Odpowiedź jak powyżej.
- Najwcześniej nie mają nic wspólnego z gospodarka
- Jest zdecydowanie mniej możliwości zdobycia grantów czy finansowania niż pracowników, którzy chcieli by realizować innowacyjne badania.
- Niestety wiele prowadzonych badań ma charakter odtwórczy
- Wystarczy wpisać w Google Scholar i zobaczyć mierny dorobek miernych doktorów habilitowanych i profesorów.
- Uczestnicząc w wielu konferencjach naukowych mogę z dużą dozą pewności powiedzieć, że wystąpienia profesorów są niemal zawsze najsłabsze. W Polsce naukę robią ludzie do lat 40 (umownie rzecz biorąc). Na jednej z politechnik usłyszałem ostatnio opinię świeżo upieczonego profesora, który stwierdził, że nie po to zrobił profesurę, żeby teraz pracować (to był jeden z jego zarzutów do nowej ustawy o szkolnictwie wyższym).
- Podobnie jak wyżej.
- Uczelnie nie są zainteresowane wdrażaniem prac do przemysłu, brakuje wsparcia tego rodzaju prac. Wiele uczelnie narzuca wysokie marże zysku (tzw. koszty pośrednie), które mają potrącane z wynagrodzeń naukowców. Uczelnie powinny mieć nakaz przeznaczania pewnej kwoty dotacji statusowej na wsparcie prac przemysłowych, tak żeby opłacało się zlecać wykonanie badań uczelniom a nie firmom prywatny.
- Większość pracowników samodzielnych nie prowadzi badan
- Badania są innowacyjne, jednak nie mają związku z gospodarką.
- Niestety ale bardzo często są to przepisywane treści z publikacji wcześniejszych;(
- Profesorowie u nas nie prowadzą już badań. Jeżeli tak - wyłącznie dla zysku. Pomimo znajomości problemu wyzysku pracowników do pracy w grancie wladze rektorskie nic nie robią z problemem....
- Ilość obowiązków dydaktycznych i organizacyjnych przypadających na samodzielnych pracowników nauki przeszkadza im w prowadzeniu badań naukowych.
- Można odnieść wrażenie, ze po zdobyciu stopnia dr hab. lub prof. stopień uprawianej nauki oraz liczba publikacji male ekspotencjalnie.
- Punktoza i sloty. Czasami zdaży się coś inowacyjego. Ale istotnesą punkty nie inowacje.
- To również zależy od profesora.
- Moim zdaniem, nie ma różnicy czy badania prowadzone są przed dr czy dr hab. Bywają nawet sytuacje kiedy dr hab. po otrzymaniu stopnia zaprzestają pracować naukowo. "Są wtedy niezwalniani więc nie muszą."
- bardzo rzadko, przeważnie chodzi o pieniądze
- To zależy od osoby oraz od dziedziny, natomiast w skali kraju to nie wiem, jeśli chodzi o warunek innowacyjności i oryginalności tp raczej tak, natomiast raczej nie przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki.
- Z przykrością należny zaznaczyć, że w 90 % polska nauka jest nikomu niepotrzebna i wyjątkowo rzadko przyczynia się do rozwoju danej dziedziny, nie wspominajać nawet o gospodarce
- Po uzyskaniu habilitacji - zwłaszcza nie licząc na profesurę tytularną - można nie zwracać na to uwagi, gdyż habilitacja zapewnia tę wygodę.
- to, że ktoś prowadzi badania będąc HABILITOWANYM albo PROFESOREM nie oznacza od razu, że prowadzi badania oryginalne i innowacyjne - jest wręcz odwrotnie: status habilitowanego daje przywilej bycia świętą krową do emerytury, zwłaszcza jeśli jest się sędzią Trybunału Konstytucyjnego
- Nie, bo wraz z uzyskaniem tytułu lub stopnia są uwiązani pracami administracyjno-organizacyjnymi w najlepszym razie a w najgorszym poszukiwaniem intratnych synekur rekompensujących niski status materialny.
- bardziej spełniają adiunktów
- Większość profesorów jest już tylko dopisywana do artykułów naukowych - bardzo mała liczba profesorów wciąż prowadzi własne badania.
- Nie zawsze
- jw.
- Jest w tym względzie rozmaicie, uważam że nie można uogólniać
- Których konkretnie osób? Nie da się odpowiedzieć na tak postawione pytanie.
- Część badań jest wdrażana a część nie. Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć.
- Najbliższa prawdzie odpowiedź brzmi - niekoniecznie. Obserwuję zarówno aktywnych jak i biernych naukowo pracowników samodzielnych.
- to są kwestie indywidualne
- Tak samo jak poprzednio. Ja muszę publikować na tematy, których uczę. Nie chodzę po czasopismach JCR i nie szukam popularnych tematów, bo to nie ma związku z moim nauczaniem. A nawet jak jest taki temat, to i tak brakuje mi danych, a nikt mi ich nie kupi. Nie mając w moim wieku publikacji na JCR nie wygram konkursu. Nikt mnie nie zachęcał, ani nie pomagał w robieniu takich publikacji, teraz staram się podnieść poziom, ale szczerze, to trzeba by skończyć matematykę albo fizykę żeby to było łatwe.
- Jak wyżej
- Jest różnie. Część pracowników samodzielnych nie prowadzi badań przyczyniających się do rozwoju nauki i postępu cywilizacyjnego. Korzystają jedynie z możliwości pobierania jednocześnie pensji i emerytury.
- jw
- Patrz - jak wyżej.
- Jak wyżej.
- Do zależy od konketnej osoby i jej celów/ambicji naukowych. Część osób po habilitacji nie uczestniczy w innowacyjnych badaniach.
- Część tak część nie. Punktoza i pogoń za Hirszami odbiera rozumy i działa to in plus i in minus.
- j.w.
- j.w.
- To zależy od osoby i środowiska.
- jak wyżej
- Jak powyżej są doktorzy habilitowani i profesorzy, którzy sukcesywnie powiększają swój dorobek a są również osoby, które uważają, że już nic nie muszą
- Nie mam zdania, ponieważ bywa różnie.
- Doktorów habilitowanych jeszcze może tak, ale profesorowie żyją z tego, że są znani i robią badania oderwane od rzeczywistości.
- są różne jedne tak inne nie
- jak wyżej
- To pytanie jest sformułowane zbyt ogólnikowo i jedyną logiczną odpowiedzią na nie będzie "to zależy od osoby". Z całą pewnością po uzyskaniu habilitacji pracownicy naukowi mając pewniejszą pozycję oraz większe środki do dyspozycji, mogą sobie pozwolić na oryginalne badania w większym stopniu. Jednak nie jest to zasługa samej habilitacji, ale systemu, który pozwala na swobodę badań przede wszystkim po jej uzyskaniu. Większa łatwość uzyskania funduszy (np. poprzez promowanie doktorów habilitowanych przy rozdziale projektów) po uzyskaniu habilitacji oznacza też mniejszą dostępność tych środków dla niehabilitowanych badaczy.
- Nie da sie odpowiedziec na to pytanie "TAK" lub "NIE", gdyz badania niektorych spelniaja te warunki, innych nie.
- Mało których
- Podobnie jak powyżej, nie da się odpowiedzieć na to pytanie używając powyższych okienek, "tak" bądź "nie". Brakuje okienka - "i tak i nie".
- Jak wcześniej
- CZeśćiowo tak, częściowo nie. To w dużej mierze zależy od dyscypliny naukowej, w jakiej prowadzone są badania. Poza tym czym innym są badania wdrożeniowe a czm innym badania podstawowe w rozumieniu ustawy.
- J.w.
- Nie mam informacji o całości badań trudno więc całościowo oceniać
- Jest to zależne od dyscypliny. W dyscyplinie architektura i urbanistyka prace są oderwane od potrzeb, ale te brak zaangażowania po stronie rządu i samorządów. Większość badań ma charkter historyczny, nie angażujący się w dyskusje na poziomie międzynarodowym.
- nie znam tak dużej ilości prac tego rodzaju aby próbka była reprezentatywna
- Znam zarówno przypadki uzasadniające odpowiedź "tak" jak i takie, które uzasadniają odpowiedź "nie".
- To zależy, część tak część nie
- Ani tak ani nie. Nie wszystkie badania maja charakter badan stosowanych.
- j.w.
- Patrz uzasadnienie do pytania 1.
- j.w.
- Ponieważ brakuje opcji TAK/NIE, wybrałem opcję nie mam zdania. Oczywiście mam zdanie - warunek innowacyjności jest często spełniany, ale w wielu przypadkach niestety i doktorzy habilitowani i profesorowie prowadzą nadal badania bardzo podstawowe o małym stopniu innowacyjności i bez szans na wdrożenia. W przypadku wdrożeń - potrzebne są na uczelniach działy zatrudniające osoby z doświadczeniem we wdrożeniach, inaczej nadal te pojęcia będą głównie odmieniane przez przypadki, ale bez żadnych pozytywnych skutków.
- To zależy od dziedziny wiedzy.
- Patrz komentarz do poprzedniego pytania.
- Pytanie niewłaściwe sformułowane: jest tak i tak!
- Podobnie jak wyżej pytanie jest źle sformułowane. To nie jest kwestia opinii osób postronnych, które nie znają dorobku konkretnych osób. Jak ja mogę się wypowiadać o dorobku jakiegoś profesora z Krakowa, którego ledwo znam? Pytanie śmiesznie nieprofesjonalne.
- a dlaczego ma to dotyczyć tylko rozwoju gospodarki?
- Bardzo często tak, ale nie zawsze. Nie zawsze też taka bezpośrednia przekładalność powinna moim zdaniem stanowić wymóg badań naukowych. Badania podstawowe ze względu na swoje walory poznawcze i niezależność od aktualnej koniunktury mają ogromne znaczenie dla rozwoju nauki.
- Zależy od talentu dr hab i profesorów i dyscyplin w jakich pracują. Są dyscypliny nie budujące gospodarki lecz kapitał ludzki, kapitał społeczny
- JW
- JW.
- To zależy od badań, nie można uogólniać.
- Ponownie dziwne szkodliwe założenie o roli nauki. Czy ankietę układał jakiś przedstawiciel bizensu, do tego prywatnego? Polecam przed robieniem ankiet zapoznanie się z a) skandynawską szkołą zarządzania, b) książką Mariany Mazzucato przedsiębiorcze państwo c) zapoznaniem się z tym jak pojęcie innowacyjności jest ujmowane w ramach Science Technology Studies
- Nie wiem. Pytanie jest bardzo ogólne i nie dotyczy mojej osoby.
- Uzasadnienie podobnie jak wyżej. Niestety, moim zdaniem, większość badań naukowych prowadzonych w Polsce jest kiepskiej jakości.
- Bywa różnie
- Jedne tak, ale część wcale...
- Obserwuję skrajne przypadki. Problemem jest to, że czy "lokomotywa wzrostu", czy "święta krowa", ciągle jest samodzielnym i ma te same prawa i możeliwości. Stopnie/tytuły powinny być uproszczone - próg dla doktoratu podwyższony i byłby to ostatni stopień, później kontraktowa profesura na kadencję rektorską dla najlepszych.
- W jednym punkcie zawarto dwa pytania. Tak - spełniają warunek innowacyjności i oryginalności; NIE - przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki.
- znów - tylko częściowo
- Generalizowanie w tej sprawie jest nadużyciem
- Czy jest to ankieta adresowana przede wszystkim do przedstawicieli nauk technicznych i eksperymentalnych? Mowa jest o gospodarce. Jeśli nie, to patrz wyżej.
- nie zawsze
- Podobnie jak wyżej
- To zależy, niektóre są innowacyjne a inne (większość) nie. Nie można wyciągnąć sugerowanego uogólnienia.
- To zależy od tej osoby, nie ugoólniałabym jednoznacznie pracy różnych osób na tak lub nie.
- To zależy od konkretnej osoby. Część doktorów habilitowanych jak i profesorów z osiągnięciem stopnia/tytułu przestaje angażować się w badania lub ogranicza się do odtwarzania tematyki. Jednocześnie trzeba pamiętać, że innowacyjność i oryginalność to nie są cechy które w każdych warunkach w badaniach naukowych są zaletą, a także o tym, że nie występują jednorodnie w cyklu życia.
- Moja wiedza ogranicza się do częściowej znajomości obszaru nauk humanistycznych- nauk o kulturze. Niepokojącym elementem w tych naukach jest mechaniczne dostosowanie wyników badań zagranicznych (najczęściej anglojęzycznych) do warunków polskich. Prowadzi to absurdów, kiedy prowadzący badania nie znają wyników badań lokalnych, a nawet uparcie cytują angielskie wydania książek, które już dawno zostały przetłumaczone na język polski. Nakłania się badaczy do pisania dużej ilości publikacji, a potem i tak czyta się i cytuje tylko te anglojęzyczne. Prowadzi to do patologii: ze względu na kwantyfikację trzeba pisać dużo, ale nie warto pisać dobrze, bo i tak tego nikt nie ocenia i nie czyta.
- Z pewnością są sytuacje w których tak jest ale są też takie gdzie na próżno szukać owej innowacyjności i oryginalności.
- Nie można na tak postawione pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ w zakresie humanistyki trudno mówić o wdrażaniu koncepcji naukowych do gospodarki.
- Pytanie źle sformułowane. Niektóre badania spełniają te warunki, niektóre nie. Ponadto, nie ma wymogu, aby badania naukowe były badaniami wdrożeniowymi.
- To wszystko zależy od konkretnych osób, a tytuł czy stopień naukowy nie ma tutaj praktycznie nic do rzeczy. Prawdą jednak jest to, że system rozliczania głownie za publikacje (i to bez uwzględnienie wskaźnika IF) nie motywuje do działań innowacyjnych i oryginalnych.
- To zależy od dziedziny nauki - tak jak wspomiałam wyżej, nauki społeczne i humanistyczne mają swoją specyfikę i nie zawsze przekładają się na "poprawę funkcjonowania instytucji społecznych (jak mierzyć "wdrożenie" do gospodarki rozważan teoretycznych?)
- jak wyżej
- Błędnie sformułowane pytanie i skala odpowiedzi. Nie można na to pytanie odpowiadać tak lub nie, ponieważ jakość prac/badań jest różna. Cześć prac spełnia ten warunek, a część nie.
- Podobnie jak wyżej
- Jedne tak, inne nie. To nie zależy od stopnia.
- j.w.
- Jak wyzej
- bywa różnie, w wielu przypadkach tak nie jest
- Ankieta jest źle ułożona, na to pytanie nie mogę odpowiedzieć jednoznacznie
- -
- Bywa różnie
- jw
- Niektórzy profesorowie prowadzą innowacyjne badania, inni nie
- Jak wyżej
- Jak wyżej.
- Pytanie jest źle postawione. Nie da się na nie udzielić sensownej odpowiedzi.
- Jw.
- Jak wyżej
- Jak wyżej
- Podobne uzasadnienie j.w.
- Pytanie 2 (tak samo jak 1) jest nieprecyzyjne - jeśli jest generalne - nie mam zdania by nie śledzę osiągnięć z innych dziedzin, a jeżeli już to mam informacje to dot. mojej dziedziny (recenzje papierów, konferencje tematyczne) i tu ew. moge powiedzieć że i tak i nie (jest sporo dobrych prac ale to ułamek ok.1/15 tego do czego mam odstep).
- j.w.
- Nie mam kompetencji , by oceniać rozwój gospodarki w powiązaniu z wynikami badań naukowych.
- niektórych zapewne tak, ale większość po habilitacji odpuściła sobie jakąkolwiek działalność naukową
- Dokładnie tak jak w pytaniu 1.
- jak wyżej
- W humanistyce dojrzałość naukowa pozwala na szersze spojrzenie na szereg zagadnień i skutkuje bardzo ciekawymi pracami, ale tak jak w poprzednim przypadku o regule nie może być mowy. Samo pytanie uważam więc ZA NIEMĄDRE, bo z góry wiąże talent naukowy z wiekiem i stopniem /tytułem naukowym
- Zależy od osoby, na pewno nie wszystkie.
- Uzasadnienie odpowiedzi podobna co powyżej, choć trudno nie odnieść wrażenia, że im wyżej na drabinie awansu akademickiego, tym mniej otwartości na nowe pomysły.
- j.w.
- Analogicznie jak pytanie nr 1, pytanie nr 2 jest zbyt ogólne. Nie wiadomo jakich dziedzin nauki dotyczy, bo nie wszystkie badania wprost przyczyniają się do rozwoju gospodarki. Badania naukowe są też różnej jakości, niezależnie od tego czy dotyczy to profesorów czy doktorów.
- Jw.
- Trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Jednym tak, innych nie.
- j.w.
- Jak wyżej. Profesorowie i doktorzy habilitowani są różni.
- Jw., czyli: Uważam, że nie wszystkie badania naukowe muszą się bezpośrednio przyczyniać "do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki", a niektóre wręcz z powodu ich natury nie mogą, bo takich związków po prostu nie mają.
- Pytanie zakłada, że wyniki badań nadają się z natury do wdrożenia w gospodarce, jest to prawdziwe tylko w odniesieniu do nauk przyrodniczych i technicznych, społecznych czy humanistycznych nie. Sugeruje to ideologiczne ukierunkowanie ankiety. nauka jest luksusem rozwiniętych społeczeństw. Aby byc nauką musi kierować się chęcią poznania, a nie wdrożenia
- Jak wyzej.
- Jak wyżej
- Część spełnia, część nie spełnia
- Jak wyżej.
- Raczej nie. Po zrobieniu habilitacji zwykle zaczyna się odcinanie kuponów. Już nic nie trzeba.
- Nie powinno się uogólniać tego typu ocen.
- Czasami tak, ale na ogół nie
- Podobnie jak w pyt. 1 nie zawsze tak jest!
- Jak wyżej.
- Jak wyżej.
- Na szczęscie, jeszcze nie wszystkie prace muszą spełniać warunki innowacyjnosci. Niech będą po prostu wartosciowe.
- jak wyżej
- Wyniki badań w naukach społecznych na ogół nie nadają się do wdrażania gospodarczego.
- Nie sposób odpowiedzieć tak albo nie - niektóre tak, a niektóre nie, a stawianie sprawy, że powinny przyczyniać się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki zawiera niebezpieczną sugestię, że tak powinno być.
- To czy badania są innowacyjne mało zależy od tego czy któś jest dr ha. czy tylko dr.
- Jak wyżej.
- Nie da się tego jednoznacznie określić: niektóre tak, inne nie.
- Jak wyżej....
- jak wyżej
- To zależy od dziedziny i od osoby. Poza tym w każdej dziedzinie są osoby mniej i bardziej oryginalne i innowacyjne
- Część badań jest prowadzona bez ugruntowanych analiz teoretycznych i empirycznych albo są stale powielanymi tekstami.
- To jest zależne od dyscypliny. Trudno historyka starożytności, badacza myśli politycznej, mediewistę czy filozofa określić mianem "innowacyjnego", a ich koncepcje raczej są trudne do wdrożenia w gospodarce.
- jak wyżej
- Jak wyżej.
- Po prostu bywa różnie.
- To samo, co przy pytaniu nr 1.
- jw
- W tym samym lub niższym stopniu co adiunktów
- Ponownie mam problem z generalizacją. Środowisko tzw. samodzielnych jest różnorodne. Są badacze z pasją, powołaniem, pomysłami, są i tacy, dla których uczelnia to de facto przechowalnia.
- i tak i nie - zależy od konkretnej osoby
- Nie znam wszystkich badań prowadzonych przez doktorów habilitowanych i profesorów, więc nie mogę się o nich wypowiedzieć. Zapewne są i innowacyjne, i nie. Generalizacji jak w pytaniu nigdy nie uda się zbudować.
- różnie bywa
- I tak i nie Część profesorów czy dr habilitowanych zajmuje się implementacją nauki do przemysłu część jest oderwana od potrzeb obecnych naszej gospodarki. Ważne iż w tym momencie prawie wszystkie czasopisma korelujące z tematyką problemów polskiej gospodarki w dziedzinie techniki są minimalnie lub w cale punktowane choć poruszają realne problemy potrzebne do rozwiązania tu i teraz ?
- j.w.
- Jeszcze raz - zależy których. Znam takich, którzy jak najbardziej spełniają ten warunek, i takich, którzy nie do końca.
- j.w.
- Nie zawsze
- Zależy czyje.
- Wydaje mi się, że nie wszystkie badania naukowe spełniają ten warunek, jak również nie są wdrażane do rozwoju gospodarki.
- to zależy od konkretnych pracowników naukowych i ośrodków w których działają
- Zależy, w jaki sposób rozumiemy innowacyjność i oryginalność. Bardzo trudno jest generalizować w odpowiedzi na takie pytanie + to kilka pytań w jednym.
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na tak postawione pytanie, przecież trzeba by przyjrzeć się konkretnym przykładom.
- Mam zdanie, ale nie ma opcji by je wyrazić. Nie można uogólniać. Są badania, które spełniają ten warunek, ale istnieją i takie, które go nie spełniają.
- Nauka jest tak różna, że nie ważę się formułować wniosków ogólnych.
- Czasem tak, czasem nie.
- Zależy z których dyscyplin z nauk ścisłych, przyrodniczych, medycznych - Tak, z hymanistycznych najczęściej Nie.
- jw., nie widzę rozróżnienia pomiędzy badaniami adiunktów i doktorów habilitowanych i profesorów; tu raczej jest kwestia braku samodzielności dla adiunktów - kierowanie i finansowanie badań jest trzymane w rękach doktorów habilitowanych i profesorów.
- j.w.
- to istotnie zależy od dyscypliny
- Jak wyżej. To nie zależy od tytułu. Natomiast "samodzielność" pozwala w pewnym stopniu prowadzić badania pomimo mechanizmów istniejących na uczelni.
- Nie wiem jakie badania naukowe prowadzą wszyscy doktorzy habilitowani i profesorowie i dlatego nie mogę wypowiadać się w tej kwestii. Moim zdaniem pytanie jest zbyt ogólnie sformułowane.
- Zależy od konkretnego przypadku.
- Uzasadnienie jak wyżej.
- jestem specjalistą i nie jestem kompetentny udzielić odpowiedzi na tak ogólne pytanie
- Częściowo tak, częściowo nie. Pytanie jest zbyt ogólne i w zasadzie nie dotyczy mojej dziedziny (językoznawstwo).
- Odpowiedź jak dla adiunktów.
- j.w.
- j.w.
- jak wyżej
- Znany mi jest jedynie obszar badań humanistycznych, który siłą rzeczy nie przekłada się bezpośrednio na rozwój gospodarki.
- Poziom innowacyjności nie zależy bezpośrednio od uzyskanego stopnia i tytułu, lecz m.in. od wymogów danej dziedziny i odwagi w podważaniu zastanej wiedzy.
- Jak wyżej.
- Jak wyżej! To źle sformułowane pytanie!
- Trudno odpowiedzieć na to pytanie na tym poziomie ogólności. Nie zawsze tak jest.
- O ile w pierwszym wypadku w mojej dziedzinie (nauki humanistyczne) odpowedź byłaby pozytywna, o tyle w drugim - wątpię.
- niektóre tak, niektóre nie - zależy od tematu..
- Cześć tych badań z pewnością dotyczy innowacji w gospodarce, ale większość badań prowadzonych na uniwersytetach i w instytutach PAN powinno dotyczyć badań podstawowych oczywiście oryginalnych
- Moim zdaniem nie ma jednoznacznej odpowiedzi na tak postawione pytanie, gdyż znam zarówno osoby, które po otrzymaniu stopnia dr hab. lub tytułu profesora nadal aktywnie i z sukcesem pracują naukowo, jak i takie osoby, których tempo prac znacznie spadło po osiągnięciu określonej pozycji.
- Ani tak, ani nie. Jest bardzo różnie, zależnie od osoby, miejsca zatrudnienia, dyscypliny itp.
- TO PYTANIE JEST ŹLE POSTAWIONE. NIE MOŻNA GENERALIZOWAĆ. JA PROWADZĘ BADANIA ORYGINALNE. INNI TAK ALBO NIE. TO JEST KWESTIA INDYWIDUALNA.
- Zapewne niektórych tak, a innych nie.
- Znowu brak możliwości udzielenia prawdziwej odpowiedzi - jest i tak, i tak. Niektórzy profesorowie i dr hab. prowadzą badania oryginalne i innowacyjne, inni uprawiają przyczynkarstwo i nie konfrontują się z innymi badaczami na arenie międzynarodowej.
- jako przedstawiciel humanistyki, nie mam zdania
- Dziwi mnie oczekiwanie takiej zgeneralizowanej odpowiedzi. Wszyscy wiemy, że w środowisku naukowym są ludzie, którzy prowadzą badania i tacy, którzy markują działania naukowe. Niezależnie od stanowiska.
- Przeważnie w mniejszym stopniu niż habilitacje
- Brakuje informacji na wskazany temat, zwłaszcza przykładów i tzw. "dobrych praktyk" oraz informacji ze srodowiska podmiotów gospodarczych o wykorzystywaniu w praktyce badań naukowych
- Podobnie, jak powyżej. Nie mogę generalizować. Jednak ważne jest to, że niejednokrotnie doktorzy habilitowani i profesorowie nie prowadzą już badań, a robi to za nich zespół badawczy adiunktów (lub doktorów bez stałej umowy) i/lub doktorantów.
- Znów raczej odpowiedź "to zależy" byłaby właściwsza. Profesorowie i dr habilitowani, którzy wygrywają granty - narodowe i międzynarodowe oraz prowadzą wymagającą politykę wobec swoich zespołów, zwykle prowadzą także działania wdrożeniowe, progosporarcze i prospołeczne. W sensie szerokim pewna część kadry osiadła na laurach i nie uważa, że nauka winna być propagowana i społeczenie/gospodarczo użyteczna. Brak nacisku na aplikowalność (przy jednoczesnej presji publikacyjnej) często odbija się negatywnie na tym obszarze działań naukowców.
- Część na pewno tak, ale w dużej mierze w konkursach grantowych liczy sie ilość nie jakość, wiec innowacyjnośc prac spada.
- jak wyżej, co do dr hab. i profesorów
- Vide odpowiedź na pytanie nr 1.
- Nie da się odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ niektórzy uczeni są dobrzy i bardzo dobrzy, a niektórzy są wstydem polskiej nauki
- Czasem tak; czasem nie;
- Jestem historykiem i celem moich badań nie jest wprowadzanie innowacji w gospodarce.
- J.w. To zależy. Niektóre spełniają, inne pewnie nie.
- podobnie jak powyżej.
- To pytanie jest zbyt ogóle. Co to znaczy, że coś jest innowacyjne czy oryginalne? Dlaczego jest ciągle przyjmowane błędne założenie, że wszystko ma mieć wpływ na rozwój gospodarczy? Jakiś czas temu przyznano Nobla za teorię zrównoważonego rozwoju gospodarczego zatem kryterium wzrostu gospodarczego jest nieaktualne i powinno być zmienione. Habilitacje i profesury są na różnym poziomie ale to nie jest dziwne bo nie wszyscy są równie uzdolnieni czy mają te same szanse aby zdobyć potrzebne zasoby do realizacji swoich naukowych marzeń. Osób o wybitnych zdolnościach jest w populacji mały procent. Większość pracuje nad problemami, które niosą za sobą replikacje, weryfikacje zagadnień poruszanych także przez innych badaczy w innych częściach świata.
- Niektóre spełniają, niektóre nie. Pytanie jest bez sensu. Nie da się na nie odpowiedzieć w sposób zero-jedynkowy.
- j.w. Jakość badań jest bardzo różnorodna. Część z nich spełnia powywyższe warunki, a częśc z pewnością nie.
- i tak i nie....
- To zależy. Ogólnie część badań spełnia i przyczynia się, a część nie - niezależnie czy są prowadzone w ramach postępowań hab. czy poza nimi i niezależnie od stopnia naukowego.
- To również zależy od konkretnego przypadku - czasem spełniają, czasem nie. Profesorowie mają większą (do)wolność tworzenia, ze względu na brak czynników ograniczających opisanych w odpowiedzi na 1. pytanie, a zatem i szansa na innowacje jest większa.
- Powinny takie warunki spełniać
- Jak wyżej. To zlaezyy.
- Jak wyżej.
- Podobnie jak powyżej. I tak i nie. Często przyczyniają się do rozwoju gospodarki, ale czy są innowacyjne?
- Niektóre spełniają warunek, inne nie. Niektóre przyczyniają sie, inne nie.
- Na pytanie nie da się odpowiedzieć bez konkretnych przykładów. Poza tym powiązanie badań naukowych z innowacyjnością w gospodarce to kolejny fetysz.
- Kiedyś od samodzielnego pracownika usłyszałem, że on już nic nie musi. Większość moich znajomych samodzielnych - pracuje poza uczelnią a na uczelni wykonują tylko te prace, które muszą.
- Uważam, że badania prowadzone przez osoby doświadczone (dr hab. i prof) powinny spełniać chociaż jedno z tych kryteriów. Nie zawsze tak jest, dlatego nie umiem odpowiedzieć w stu procentach Tak/Nie.
- To w dużej mierze zależy od reprezentowanej dziedziny naukowej.
- Jak wyżej.
- Nieliczni prowadzą takie badania
- Trudności z uzyskaniem środków na badania sprawiają, że nawet dobry pomysł proponujący innowacyjne zmiany nie zawsze jest zakończony sukcesem. Finansowanie uzyskują wielokrotnie już dobrze poznane zagadnienia i powielane pomysły.
- bardzo różnie to jest, są prace, które spełniają wymogi, ale są też takie, które nie spełniają, często są powieleniem prac wcześniejszych, natomiast często osoby te wytykają błędy osób niżej rangą a sami niejednokrotnie nie publikują nic
- Nie da się sformułować ogólnej odpowiedzi na to pytanie, można jedynie ocenić konkretne przypadki.
- jak wyżej
- Nie wiem, jakie jest przełożenie badań na rozwój gospodarki.
- W zakresie humanistyki niewiele jest prowadzonych badań, które mogą się bezpośrednio przyczynić do rozwoju gospodarki.
- Jw.
- J. W.
- podobnie jak wyżej
- Wielu z nich już nic nowego nie robi
- Jak wyżej. praca naukowa to nie taśma produkcyjna, choć w taką usiłuje się ja przekształcić przy pomocy punktów, tabelek, kryteriów ilościowych, zwiększania prerogatyw administracji uczelni. Nie można stawiać wymogu ciągłego zwiększania "wydajności", czasem jedno odkrycie lub publikacja stanowi nomen omen przewrót kopernikański w nauce.
- nie każda dyscyplina nauki przyczynia się do rozwoju gospodarki......
- Myślę, że bywa różnie. Niektóre są bardzo innowacyjne, inne straszliwie wtórne. I zjawisko to nie dotyczy tylko habilitacji, lecz wszystkich stopni awansu naukowego.
- Znane są mi przypadki, w których odpowiedź byłaby ,,tak" oraz przypadki, w których odpowiedź byłaby ,,nie".
- Zbyt mały wybór odpowiedzi
- Recenzowane prace na stopień były bardzo zróżnicowane pod względem oryginalności podejmowanych problemów badawczych.
3. Czy w Twojej jednostce są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, podczas gdy innym osobom odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego mimo dużo większego dorobku?
648 GŁOSÓW 49,43% |
511 GŁOSÓW 38,98% |
152 GŁOSY 11,59% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- To się zdarza nagminnie. Im bardziej mierny kandydat, tym pewniejsze jest, że otrzyma stopień doktora habilitowanego, bo wtedy nie jest zagrożeniem dla starej kadry, która zasiada we wszystkich możliwych gremiach i zarabia na tym krocie. A stara kadra, ani w nauce nie ma znaczących osiągnięć, ani nie zna porządnie języków obcych itp.
- Bardzo subiektywna odpowiedź, ale TAK. Takie zjawisko zauważamy. Uzasadnienie konkretnymi nazwiskami nie będzie stosowne w anonimowej ankiecie.
- Oczywiście. Jest u nas klika (Instytut Językoznawstwa UAM), która robiła sobie dobrze przez 6 lat m.in. w ten sposób. Toczą się przeciw nim obecnie postępowania dyscyplinarne.
- oczywiście! Jest to praktyka bardzo często stosowana. Wystarczy poczytać autoreferaty i recenzje na stronach CK!!! Recenzenci zaklinaja rzeczywistość!! To kuriozalne!
- Stopień dr hab. otrzymały osoby z b.miernym dorobkiem naukowym. Teraz należy się spodziewać składania wniosków na zasadzie "może się uda" przez osoby, które absolutnie na tytuł nie zasługują.
- Niestety to częsta praktyka.
- Ustawane komisje
- To zjawisko powszechne.
- Mało tego: znany jest przypadek nadania habilitacji za prace nierzetelne, a habilitantka nawet nie znała definicji i terminologii w "aparacie matematycznym", którym RZEKOMO opracowała. Istnieje też niebezpieczeństwo naruszenia przez habilitantkę praw autorskich osób trzecich. Złożono co prawda formalny i udokumentowany wniosek o badanie rozprawy pod kątem popełnienia nierzetelności naukowej, ale sprawa jest od lat zamiatana pod dywan. Oczywiście pod dywanem coraz bardziej gnije i od czasu do czasu spod dywanu wypada, co szkodzi całej jednostce, ale to jakoś władz jednostki nie niepokoi. Ważne, żeby KOLEŻANCE włos z głowy nie spadł.
- zależało to od kontaktów i poparcia
- znam takie przypadki, ale nie ujawnię
- Tak; znany jest przypadek, że wybitnej osobie odmówiono nadania stopnia; a osobom nierzucającym się w oczy (niezagrażającym nikomu) pomagano go uzyskać. Proceder pomagania w uzyskiwaniu stopnia osobom, które nie zasługują na tytuł stał się powszechny.
- można przeanalizować jednostkowe przypadki
- Są osoby, które szybką ścieżką uzyskały hab po przepisanie im % publikacji ich prof (opiekunów nauk) odchodzących na emeryturę lub opuszczających Polskę (np. naukowcy z Ukrainy)
- Zdarzały się przypadki nierzetelnego zawyżania indeksu Hirscha celem uzyskania wyższej oceny recenzenta.
- Łatwo habilitują się osoby które wybrały "polityczną" ścieżkę kariery, tzn. dziekani i prodziekani, ale to raczej wyjątki.
- Na pewno są, choć o osobach które mimo znacznego dorobku nie uzyskały habilitacji nie słyszałem.
- Nepotyzm to rak zżerający polską naukę
- Liczy się nieformalna pozycja kierownika katedry o relacje adiunkta z kierownikiem
- Bardzo zdolny i pracowity adiunkt z dużym dorobkiem i publikacjami na "liście A" nie otrzymał habilitacji. Inni, ze znacznie mniejszą ilością publikacji i brakiem jakiejkolwiek na "liście A" otrzymali ten tytuł.
- Oceniam tę praktykę na 50/50.
- w tym plagiatorzy cudzych osiagnięć; przede wszystkim decydują "sitwy" i często habilitacje "się załatwia"
- Widziałem osoby, które otrzymywały tytuł dr hab. bardzo słabym dorobkiem tylko dlatego, że stał za nimi jakiś wysoko postawiony profesor. Trudno jest określić, czy innym odmówiono nadania takiego stopnia pomimo większego dorobku. Częściej jest tak, że osoby z nikłym dorobkiem otrzymują tytuł po znajomości.
- Pierwsza część jest prawdziwa, tj. są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, co wynika z istnienia tzw. spółdzielni, które swoim "członkom" i ich protegowanym są w stanie taki stopień zapewnić. Drugi przypadek jest raczej marginalny w naukach technicznych.
- Habilitację uzyskały co najmniej trzy osoby z miernym dorobiek.
- Niestety są takie przypadki
- Niestety są takie osoby, a im starszy pracownik, tym tych osiągnięć miał mniej; a w tamtych czasach był bezproblemowy dostęp do finansowania wszystkich kaprysów.
- Nepotyzm, kręgi towarzyskie, związki rodzinne i nie formalne są podstawą.
- Tak, nadawanie stopni naukowych w wielu miejscach wciąż zależy od "układów"...
- Jak w kawale o zajączku - nie ważna praca, ważny promotor :) Przy odpowiednich układach nie jest problemem ułożenie składu komisji, telefon do przyjaciela lub utemperowanie niepokornych (albo nielubianych, np. ze względu na zatargi z innym profesorem, związanym z kandydatem).
- Są osoby, które zdobyły tytuły mimo przeciętnych osiągnięć lub dzięki np. kradzieży cudzego dorobku, najczęściej dyplomantów. I są osoby, które pomimo znamienitgo dorobku nie są wspierane i ich proces rozwoju jest hamowany i przedłużany.
- Odpowiedź "TAK" dotyczy pierwszej części pytania (które jest sformułowane źle, gdyż fakt otrzymania stopnia doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych nie implikuje odmowy nadania tego stopnia komuś o większym dorobku. Odpowiedź TAK dotyczy sytuacji wykonywania pracy naukowej sterowanej w sposób wyraźny przez szefa naukowego danej osoby, która realizowała pomysły owego szefa. W ten sposób wykonana praca habilitacyjna jest czymś w rodzaju DOKTORATU nr 2, a jest to sprzeczne z założeniami zwyczajowymi pojęcia zwanego "pracą habilitacyjną". Takie sytuacje zdarzyły się na moim Wydziale, natomiast nie zdarzył się ani jeden przypadek odmowy "nadania stopnia doktora habilitowanego mimo dużo większego dorobku"
- mam wrażenie że o otrzymaniu stopnia decyduje wiek i powiązania
- Obecnie najczęściej uzyskanie stopnia zależy od składu komisji a nie dorobku.
- Bardzo uznaniowa ocena dorobku naukowego.
- Nie znam przypadku odmowy ja wysoką jakość, ale znam wiele przypadków otrzymana stopnia za słabe wyniki. Habilitację uzyskała też osoba, która sama nie prowadziła badań tylko była dopisywana do każdej pracy przez swego męża. Recenzenci nie zwrócili uwagi na fakt że 90% prac powstało z imieniem i nazwiskiem malżonka jako pierwszego autora. Reszta to było dopisanie przez inne osoby. Nie wiem jak można ocenić pozytywnie osobę, która przez naście lat nie miała swojego własnego tematu badawczego ani projektu choć jako projekt podała dofinansowanie przyznane przez wydział uczelni. Tu recenzent nawet pochwalił za zdobywanie środków.
- dotyczy cz 1 pytania
- nie brałem w udziału w postępowaniach więc swoją wiedzę opieram na "ustnych przekazach" osób trzecich
- Niestety takie przypadki się zdarzały - dotyczy to osób habilitujących się na podstawie tzw "książeczki" czyli monografii
- były takie przypadki, pozostawiły poczucie niesprawiedliwości
- Jakość dorobku niezbędnego do uzyskania stopnia doktora habilitowanego znacznie różni się pomiędzy dyscyplinami, np. do uzyskania habilitacji z biologii niezbędny jest znacznie poważniejszy dorobek (pod względem wielkości wskaźników bibliometrycznych)niż w przypadku np. agronomii czy zootechniki.
- dotyczy to głownie osób które jak dzieła habilitacyjnego przedstawiły monografię.
- Są osoby które rezygnują są osoby blokowane przez znajomości
- Nie znam przypadku odmowy nadania stopnia dr. hab. mimo znacznych osiągnięć, natomiast powszechne jest nadawanie stopnia dr.hab. osobom z bardzo wątpliwym dorobkiem, w wieku zaawansowanym, a następnie powoływanie tych osób do komisji habilitacyjnych, w tym również jako recenzentów, choć nie zdążyli jeszcze zrecenzować ani jednej rozprawy doktorskiej.
- tak są osoby z niewielkim dorobkiem a już po habilitacji
- Osoba na moim wydziale uzyskała stopień dr hab wg "starej ścieżki", mimo, że w monografii były błędy merytoryczne i mimo bardzo ubogiego dorobku naukowego.
- Zdarzają się takie przypadki
- Ponad połowa pracowników posiada niewielki dorobek naukowy. Najlepsi naukowcy sami odchodzą lub są zwalniani ponieważ mają odwagę wyrażać własne zdanie
- Boli to strasznie... Ale nie wiem, czy z tym da się cokolwiek zrobić, bo to same życie. We wszystkich dziedzinach życia zdarza się, iż sukces omija dostojnych...
- Nie w obrębie jednostki, ale w różnych jednostkach wymagania w stosunku do habilitantów z tej samej tematyki potrafią bardzo się różnić.
- Trudno mi ocenić, czy są osoby, które otrzymały stopień pomimo niewielkich osiągnięć, natomiast znam dwie, których osiągnięcia naukowe są znaczące, a mimo to dwukrotnie (a nawet trzykrotnie) odmówiono im nadania stopnia. W każdym przypadku zaważył na tym głos jednego recenzenta.
- nie dla wszystkich są jednakowe kryteria
- Nawet osoba o zerowym potencjale naukowym może zostać profesorem, jeśli dobrze kombinuje. Przykład: napisać jeden artykuł, dopisać 12 współautorów (koniecznie z innych ośrodków, żeby każdemu liczyły się pełne punkty), później każdy z nich robi to samo i już dany osobnik ma 13 publikacji. Za tym idzie wniosek o nagrodę rektora itd. W ten sposób gromadzi się fikcyjny dorobek. Rekordzista na Politechnice Rzeszowskiej miał po podliczeniu efektu działania "spółdzielni" jeden artykuł na tydzień.
- Subiektywizm? Sympatie? - w starej procedurze
- W mojej jednostce są takie wstępne kryteria, ale zeykle decyduje uznaniowa ocena.
- Tak , niektóre habilitacje z agronomii były oparte na bardzo słabym dorobku naukowym, czasem było to tylko 2-3 publikacje w języku angielskim i wiele bardzo słabych publikacji w języku polskim, których nikt nie cyuje.
- Zawsze byli ludzie popierani bo nie było z nimi kłopotów i tępieni bo byli konkurencją
- Uzyskały stopień dr hab. nie w mojej jednostce naukowej
- Decyduje poparcie a nie konkretne osiągnięcia naukowe.
- Wydział Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy stosuje niejasne kryteria promocji naukowych pracowników. Jednostka może "pochwalić się" niewielką liczbą przeprowadzonych procesów habilitacyjnych, a te, które zakończyły się sukcesem można uznać za porażkę. Dr hab. inż. Dariusz Bajno czy dr hab. inż. Maria Wesołowska nie posiadają imponującego dorobku naukowego, a ich ocena polegała głównie na pozamerytorycznych przesłankach.
- Jest to widoczne gołym okiem. Nędzusie są "ciągnięci za uszy", mądrzejszych odganiają różnymi sposobami, żeby w środowisku uczelni (wydziału) nie pojawił się ktoś mądrzejszy od istniejącej kadry!
- Są osoby , które nie uczestniczyły w badaniach, a mimo to są autorami publikacji . Z różnych względów (najczęściej zależności służbowych) są dopisywane do publikacji
- To jest kwestia podejścia etycznego i feudalnych układów
- Znam osoby o bardzo słabym dorobku, które uzyskały stopień dr hab. Nie znam przypadku odmowy osób o uznanym dorobku naukowym, który często jest utożsamiany z dorobkiem artystycznym, inżynierskim.
- Tak, kiedy mamy do czynienia ze zmową profesorów, którzy chcą "uwalić" nieposłusznych lub zbyt ambitnych doktorów. Oni działają w ten sposób od lat i środowisko o tym wie.Obecnie wchodzą do gremiów decyzyjnych nowej władzy, więc obiektywnie nic sie nie zmieni
- Tak w mojej jednostce są takie przypadki. Awans zależy znacząco od dobrych układów.
- W mojej jednostce są osoby, które były przez lata mobbingowane przez swoich bezpośrednich przełożonych, przez rektora lub przez innego wpływowego profesora, w wyniku czego przez wiele lat nie mogły uzyskać stopnia dra habilitowanego. Znam również osobę, która "po znajomości" uzyskała taki stopień na uczelni ukraińskiej.
- Wystarczy znać odpowiednie osoby w CK, i mieć dobre kontakty z dziekanem. Znam też osoby które otrzymały tytuł profesora nie posiadając na przykład grantu, mimo tego że na przykład na profesora uczelnianego należy spełniać taki wymóg.
- Takie tendencje obserwuję w mojej dyscyplinie na wielu uniwersytetach.
- Tak dotyczy tylko pierwszej czesci pytania. Sa osoby ktore uzyskaly stopien mimo miernych osiagniec, ale nie ma takich ktorym odmowiono.
- TAK - na piewrszą połowę pytania, NIE na drugą połowę pytania. Jakość habilitacji mocno się obniżyła, co widać w prowadzonych przez CK statystykach.
- Znam przykłady osób, które miały słaby dorobek i otrzymał habilitację.
- Jest takich sytuacji całe mnóstwo na UMK.
- Nadal funkcjonuje obyczaj, że za zasługi organizacyjne można szybciej uzyskać awans naukowy. Raczej wszystkie odmowy nadania stopnia doktora habilitowanego, w których uczestniczyłem jako członek rady instytutu, były poprawne. Za to było kilka habilitacji, w których zostałem pominięty przy obsadzaniu komisji habilitacyjnej. Innymi słowy, było sporo habilitacji, w których komisje habilitacyjne były ustawiono pod habilitanta. Ustawianie było zarówno domeną dyrektora instytutu jak i Komisji Centralnej.
- Opinie recenzentów dorobku/prac w dziedzinach humanistycznych bywają wynikiem niejasnych "nacisków", okoliczności, wreszcie znajomości osoby kandydata.
- W mojej jednostce nadano stopień doktora habilitowanego kilku osobom pomimo niewielkich osiągnięć; obowiązuje przy tym zasada aby nie 'karać się' nawzajem co oznacza, że wszystkie osoby występujące z takim wnioskiem otrzymują ów tytuł.
- Spowodowane jest to polityką kadrową, która wiąże się z promowaniem pewnych podmiotów mimo ich wątpliwej reputacji.
- Znam co najmniej 4 przypadki uzyskania przez osobę o niewielkich osiągnięciach naukowych stopnia dr hab. w mojej jednostce.
- Jasne. Wystarczy dobrze 'zgadać się z Profesorem'.
- Było u nas parę przypadków nadania stopnia tylko dlatego, że ktoś należał do rodziny władz dziekańskich
- To pytanie powinno być rozłożone na dwa odrębne - miała miejsce 1 sytuacja (habilitacja pomimo niewielkiego dorobku), nie miała miejsca 2 sytuacja
- Zdarzały się przypadki, że ambitny adiunkt "wchodził w drogę" panom profesorom i niestety poległ
- Dwa pytania w jednym. Na pierwsze odpowiadam TAK. Na drugą część - NIE WIEM
- w mojej jednostce prawdziwa jest tylko pierwsza część zdania.
- Znam następujące przypadki: - dorobek stanowiły tylko artykuły z ostatnich 40 lat, jakoś "spójne", mniej więcej jeden na rok i każdy odnosił się do czegoś innego w innym systemie politycznym, podczas gdy kierownik jednostki uznawał, że ta osoba nic nie wie (w dodatku pozostawała poza uczelnią), ale chodziło o prestiż, - monografia habilitacyjna miała może 6 arkuszy, więc "dopełniono" ją cyklem artykułów - taka "kombinacja", chociaż na gruncie ustawy z 2005 r. nie było takiego rozwiązania Z kolei odmówiono habilitacji osobie, która przygotowała rozprawę na innym wydziale, niż macierzysty - bo tylko osoby "z naszego środowiska" zasługują na stopień.
- Przykłady są, ale anonimowa ma być ankieta.
- Opinia z drugiej ręki. To nie jest łatwo ocenić, gdyż publikacja publikacji nie jest równa. Jest wiele takich, które opierają się na łatwo dostępnych danych i są bardzo specjalistyczne. Są też takie, które obejmują zagadnienia holistycznie, a gromadzenie danych było żmudne i praco- oraz czasochłonne. Zatem co oznacza pojęcie większy dorobek?
- Niestety wiele przypadków potwierdza otrzymywanie stopni i tytułów naukowych przy niewielkich (lub wręcz miernych) osiągnięciach.
- Stopień doktora habilitowanego w dziedzinie: sztuki muzyczne np. dyrygentura nie powinna mieć miejsca, jeśli dochodzi do takich procederów. Ostatnio Uniwersytet Muzyczny w Warszawie przyznał habilitację dyrygentowi amatorskiej orkiestry dętej przy dwóch recenzjach negatywnych. Habilitacje dyrygentów chóralnych , dla których potwierdzeniem jest "dzieło muzyczne" np. wydana płyta są przekłamaniem. Płyty są często nagrywane z nowym zespołem, wspomaganymi , "kupionymi muzykami". Jakość wykonawcza prezentowana na nagraniu nie jest odzwierciedleniem pracy z autentycznym zespołem. Często praca adiunktów/profesorów dyrygentów chóralnych jest porównywalna (co gorsze czasem nie) do pasjonatów, którzy takowych stopni w ogóle nie posiadają. Podobne "incydenty" zdarzają się wśród instrumentalistów, którzy swój dorobek, często odtwórczy mierzą ilością lokalnych koncertów. Miarą nie jest jakość, często ilość.
- Ten proces występuje ale nie ma on istotnego zbaczania.
- Tak, czasami się zdarza, że nadanie stopnia doktora habilitowanego wprawia część Rady Wydziału w osłupienie
- Oczywiście że tak;) loteria, dlatego myślę o pracy zagranicą gdzie jasne kryteria znane są od początku i w ogóle nie ma tego bzdurnego tytułu :) liczy się artykuł, NAUKA, a nie tytuł! Moje życie chcę poświęcić na naukę, na pomaganie ludziom, a nie utrzymywanie tytułów których zagranicą nikt nie rozumie. Tytuł to nie może być cel sam w sobie, on ma przyjść (ten profesorski) przy okazji badań.
- Obserwuję większą pobłażliwość w postępowaniach wobec tych doktorów habilitowanych, którzy poddali się procedurze habilitacji bardzo późno i byli dużo starsi, podczas gdy młodsi kandydaci spotykali się z większym rygoryzmem postępowań.
- Decyduje zyczliwosc recenzentow.
- W obecnym systemie Istotne są układy, a nie treści merytoryczne. Komisje dopierane są tak, by nie zrobić krzywdy kandydatowi. Są również tak dobierane, by skostniałe sposoby myślenia i działania blokowały odmienność i oryginalność.
- Wynika to z możliwości przypisywania sobie punktów z publikacji których współautorzy są pracownikami wielu instytucji i nawzajem podpisują sobie oświadczenia o procentowym udziale w punktacji, raz jeden autor ma 50%, a w innej jednostce inny autor do swojej habilitacji podaje np. 70%.
- Obserwowałem dwa procesy sądowe osoby, której odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego mimo wygranych spraw w sądzie I i II instancji.
- Przeglądając dorobek naukowy większości dzisiejszych doktorów habilitowanych i profesorów można się naprawdę złapać za głowę - duża ich część ma dorobek, który nie pozwoliłby nawet na uzyskanie stypendium doktoranckiego (warto zauważyć, że od doktorantów wymaga się corocznych publikacji w prestiżowych czasopismach obcojęzycznych, najlepiej z niegdysiejszej listy A - zjawisko, które nie dotyczy już żadnego z wyższych szczebli kariery akademickiej)
- Tak , tytuł otrzymują osoby słabe ale dobra osoba zawsze się wybroni
- Postępowaniam rządzi przypadek. Bez żadnego przełożenia na rzeczywistą wartość naukową.
- Niestety można dojść do wniosku, że często najistotniejszym osiągnięciem jest posiadanie określonych znajomości. Zdarzały się sytuacje nieetyczne, np. recenzentem habilitacji był promotor doktoratu i jednocześnie świadek na ślubie habilitanta.
- odpowiedź dotyczy pierwszej części pytania
- Niski poziom dzisiejszych habilitacji - to w Naukach o Ziemi reguła.
- Znam i taki przypadek, i taki. Niezwykle dużo zależy od wybory recenzentów, głównie tych wskazywanych przez CK. Często jest całkowicie przypadkowy, a merytorycznie bezsensowny. Tacy recenzenci albo sprawę "puszczają", albo, nie znając się na meritum, wytaczają "broń atomową" niszcząc kandydata.
- Niestety nadal relacje towrzyskie i animozje odgrywają rolę.
- Nawet wysoko ocenione osiągnięcia bywały efektem zespołowej pracy, w której zainteresowany nie miał najistotniejszego wkładu. Z kolei osoby będące ewidentnymi pionierami w swojej dziedzinie z powodu braku dokonań w zakresie tzw. "punktozy" nie miały szansy awansu
- Generalnie osobom z jednostek, które nie mają uprawnień, trudniej się robi stopnie, ale recenzenci wykazują się rzadką drobiazgowością i zasadniczością.
- sytuacje odmowy nadania stopnia zdarzają się bardzo rzadko, zwykle w przypadkach całkowitego braku dorobku naukowego. Natomiast standardem jest nadanie stopnia doktora habilitowanego mimo np. negatywnej recenzji dorobku lub bardzo nikłych osiągnięć
- Dla jasnośći były to osboy o niewielkim dorobku naukowym. Nie prównuję tego z osobami które miały dorobek i go nie otrzymały (choć zdarzyły się przed laty 2 takie przypadki)
- jest to niezwykle krzywdzące dla zdolnych pasjonatów nauki podczas gdy ludzie, którzy nie posiadają wiedzy nawet na stopień doktora - ale za to mają odpowiednie znajomości wśród decydujących o przyznaniu tytułu naukowego - zostają habilitowani
- Tak, czasem wystarcza jedna książka, mały dorobek (albo o b. nikłej wadze), i jeszcze mniejsze osiągnięcia dydaktyczne i organizacyjne
- Są osoby, które otrzymały habilitację mimo bardzo małego dorobku i iH równym 1, podczas gdy młodszym stawia się automatycznie dużo wyższe wymagania. Nie było jednak przypadku aby nie uznano habilitacji z dobrym dorobkiem.
- Są: co tu uzasadniać?
- Sprawa nadania habilitacji za książkę habilitacyjną, która jest plagiatem oraz za inne publikacje, które są plagiatem bądź autoplagiatem, jest na moim wydziale oraz w moim środowisku znana od lat. Niestety, z niewyjaśnionych powodów, nieuczciwy naukowiec nie poniósł żadnych konsekwencji i nadal naucza studentów.
- Habilitacja na podstawie kilku artykułów. O niewielkiej wartości merytorycznej, ale z punktowanej listy czasopism.
- Nie wiem jak to uzasadnić ;-) Nie mam z tym nic wspólnego. A doktoraty, magisterki, licencjaty.... Te wszystkie dzieła razem z recenzjami powinny być jawne i dostępne do wglądu dla wszystkich podatników, z karencją do powiedzmy dwóch lat jeśli ktoś patentuje wyniki.
- Wynik postępowania habilitacyjnego w dużym stopniu zależy od składu i "widzimisię" komisji. Znam przykłady niezrozumiałych decyzji, opartych niekiedy na osobistych resentymentach.
- Tytuł dostają zarówno osoby, które mało publikują, jak i te, które mają publikacje na liście A.
- Odpowiadam TAK na podstawie znanej mi sytuacji na Wydziale Fizyki UW.
- Odpowiedź dotyczy pierwszej części pytania.
- Znam osoby, którym nadano stopień pomimo niewielkiego dorobku i ogólnego przekonania w środowisku, że habilitacja danej osobie się nie należy.
- To powszechna praktyka, poniewaz habilitacja to spelnienie kryteriow MNiSW, ktore sprawdzaja albo urzednicy ktorzy sie na tym nie znaja albo naukowcy ktorzy podobno sie na tym znaja. Wsrod naukowcow wystepuje kryterium znajomosci a nie merytorycznosci. Czasem przedstawiony dorobek do hab jest takim dnem, ze niektorzy mgr przed doktoratem maja wiekszy. Ale rowniez i obnizyl sie poziom doktoratow, ktore wczesniej byly ostoja najlepszych praktyk naukowo-badawczych i dr cos znaczyl. Teraz to szkolka dla matolkow, ktorzy nie wiedza co robic w zyciu wiec ida na II stopien a rodzice sie ciesza. Jakakolwiek praca mgr zagranicznej uczelni jest taka jak najlepsze doktoraty w Polsce, a prace doktorskie i dorobek doktorantow za granica w dobrych (normalnych) uczelniach wyprzedza o lata swietlne prace hab skladane w Polsce. Bierze sie pod uwage uklady w swiecie nauki w Polsce i od habilitanta to moze zalezy 25% a reszte od tego jakie ma znajomosci wsrod wyzszych sobie ranga.
- tak, znam jeden przypadek, gdy habilitant otrzymał (za drugim razem) tytuł, choć na to nie zasługiwał.
- .
- Nagminnie habiltiację otrzymują osoby bez międzynarodowego dorobku, a zdarza się odmawiać habilitację osobom z takim dorobkie, bo komuś, jak to się potocznie mówi, podpadły
- Niewątpliwie tak dzieje się w różnych jednostkach. Trudno jednoznacznie wypowiedzieć się na ten temat, wynika to bowiem z oceny jakości dorobku (nie zawsze publikacje w czasopismach listy filadelfijskiej itp. ) są gwarantem jakości wyników badań i ogólnej pozycji naukowej i zawodowej dr hab. i profesorów.
- Są to osoby o żenującym dorobku naukowym lecz pełniące kluczowe funkcje, łącznie z rektorem, dziekanami i prodziekanami, dyrektorami i vicedyrektorami instytutów. Są one decydentami i często kreują działania stanowiące inhibitory rozwoju pracowników o znacznie większym dorobku naukowym. Defaworyzują ich, pozbawiają informacji, nie powołują do uczelnianych gremiów wykształcając tym samym poczucie nieskuteczności i zawodowej "zbędności", wykluczają i stosują klasyczne działania mobbingowe.
- Jeśli chodzi o to pierwsze. Drugi przypadek nie miał miejsca.
- To pytanie powinno być rozbite na dwa. Moja odpowiedź dotyczy tylko pierwszego członu pytania.
- Nadano habilitacje osobom, które nigdy nie powinny ich otrzymać, nie znam przypadku odmowy nadania stopnia osobie, która na niego zasługiwała
- Niestety w mojej jednostce odmowy raczej sie nie zdarzaja. Cierpi na tym nauka.
- To jest układ zamknięty. jeśli jesteś od kogoś i skądś, to masz habilitacje. Jeśli nie spełniasz tych wymogów, uziemią Cię szybko i pokażą Twoje miejsce. tak to działa i też tego doświadczyłem, jak i inni, których znam.
- Jak się okazuje można dostać habilitację za np. zasługi rodzica.
- Tak dla pierwszej części pytania.
- W ostatnim czasie liczba adiunktów otrzymujących stopień doktora habilitowanego z minimalnymi osiągnięciami jest wręcz rażąco wysoka.
- Przepychani są szarzy ulubieńcy sprawujących władzę, w większości wywodzących się z epoki komunizmu, bez własnego zdania i naprawdę liczącego się dorobku
- Zdarzało się, choć reakcja srodowiska była zwykle budująca
- To dotyczy m.in. "trędu słowackiego" bo MNiSW akceptowało dyplomy docentów jako prawdziwe habilitacje. Wycofano z tego ale skutki zastały na wiele lat
- Tak się stało w mojej jednostce w przypadku jednej osoby, która nie uzyskała stopnia, mimo że, w mojej opinii, zasługiwała na stopień. Druga osoba ten stopień uzyskała, mimo że jej praca była niespójna, bez metodologii i bez poważnych badań, a poziom językowy to bełkot. To są moje opinie, nazwisk oczywiście nie przytoczę.
- Odpowiedź na pierwszą część zdania jest pozytywna, a na drugą negatywna.
- Znam przypadki osób, które otrzymały habilitację z dorobkiem 0 publkiacji na WOS i 0 cytowań (nauki techniczne). Znam też przypadki osób z ogromnym dorobkiem, gdzie recenzenci z dużo mniejszym (miernym) dorobkiem od habilitanta, twierdzili, że habilitant ma "zbyt skromny" dorobek.
- 24 lata zatrudnienia, 9 artykułów w czasopismach i tomach wieloautorskich krajowych, współredakcja tomu wieloautorskiego w miejscu zatrudnienia, monografia w miejscu zatrudnienia. Efekt: habilitacja.
- Starszy wykładowca został wypchnięty na habilitację bez żadnej publikacji z listy A z fikcyjnymi badaniami na podstawie monografii skutecznie promowanej przez profesora który był swojego czasu posłem. Natomiast zewnętrzny wniosek złożony na podstawie publikacji z listy A został odrzucony prze rade naukową wydziału. W większości profesorowie uważali że artykuły opublikowane w czasopismach o wysokim impact factor nie są wystarczającym osiągnięciem naukowym.
- Najistotniejszym kryterium uzyskania stopnia doktora habilitowanego jest rozponawalnosc kandydata, a nie jego dorobku
- Chociaż tu znowu jest pytanie, gdzie jedno tak lub nie, ma dotyczyć obu opcji. Kto układał tę ankietę???
- odpowiedź tak (ZDECYDOWANIE TAK) dotyczy pierwszej części pytania
- Niestety ale zdarzało się, że osoby z wewnątrz środowiska, tzn. pracownicy tego samego Wydziału traktowani byli pobłażliwiej, aniżeli kandydaci z zewnątrz. Przy czym właściwa, obiektywna miara przykładana była do osób z zewnątrz. "Swoi ludzie" traktowani są łagodniej.
- Jest osoba, które mimo negatywnego głosowania Rady została ponownie przegłosowana na tak a recenzja była miażdżąca o ile chodzi o dorobek. Osoby "forsowane" mają nikły dorobek do publikacji z lat poprzednich dopisują punkty z lat bieżących podczas gdy dorobek innych osób jest znacznie bardziej krytycznie oceniany
- Otrzymanie stopnia doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych nie stanowi problemu.Generalnie nie opłaca się sprzeciwiać nadawaniu, bo stopnie przynoszą punkty jednostce.
- Są osoby, którym przyznano stopień dr hab. pomimo niewielkich osiągnięć, nie znam w mojej jednostce osób, którym pomimo większego dorobku odmówiono.
- Nie trzeba uzasadniać.
- Znam osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego mimo niewielkich osiągnięć naukowych, natomiast nie znam osób, którym odmówiono tego stopnia mimo zadawalającego dorobku.
- Kilka osób miało marne publikacje i prawie żadne doświadczenia organizacyjne
- dotyczy wyłącznie pierwszej części, nie jestem w stanie zweryfikować pogłosek na temat osób, którym odmówiono nadania stopnia mimo większego dorobku, bo nie wiem, czy ich dorobek rzeczywiście był większy
- Znam liczne takie przypadki, zarówno przyznania stopnia dr hab osobom, które na niego nie zasługiwały, jak i nieprzyznania osobom, które zasługiwały.
- Znane są mi bardzo liczne przypadki opisane w pierwszej części pytania, nie znam ani jednego przewodu, który negatywną decyzją skrzywdziłby habilitanta. Piszę to na podstawie dużej próby, gdyż moja jednostka (Wydział i Instytut) przeprowadzają rocznie ponad 20 przewodów.
- Niewielki dorobek - zdecydowanie tak, ale nie znam przypadków odmowy, co jeszcze bardziej wzmacnia argument o możliwości uzyskania stopnia hab. relatywnie słabym dorobkiem.
- Dwie negatywne recenzje i ... jest ok. Dwa inne przypadku po jednej negatywnej i odmówiono zorganizowania kolokwium.
- zgadzam się z pierwszą częścią zdania
- Wszystko zależy od tego kto Cię popiera Kryteria są na tyle niejednoznaczne i dowolnie interpretowane iż tak naprawdę wszystko zależy od recenzentów- Jedni uważają że liczą się Impact Factory i publikacje filadelfijskie i one są najważniejsze a zupełnie pomijają aplikacyjnośc rozwiazan wspólprace z przemysłem umowy licencyjne czy patenty.
- otrzymują wszyscy bez względu na dorobek
- Dorobek niektórych jest mniejszy niż przeciętnego doktora
- Tak.jest to chyba nagminne w całym środowisku.
- Tu musiałabym wpisać nazwiska....
- Odpowiadam twierdząco na pierwszą część pytania. O odmowach nie wiem.
- Pytanie powinno być rozbite. Jest osoba, która otrzymała stopień pomimo niewielkich osiągnięć.
- Znam trzy takie osoby.
- Tzw. habilitacje podwórkowe są zazwyczaj kwestią szerokorozumianego układu lub zapotrzebowania formalnego do funkcjonowania jednoski.
- Wynika to z układów, często dziekani są bez dorobku i kierują się zwykłą prywatą, nepotyzmem.
- Jeśli przez jednostkę rozumiemy wydział - na wydziale powszechnie komentowany był przypadek habilitanta, który otrzymał stopień pomimo braku dorobku i 2 negatywnych recenzji. Poza tym - nie znam takich przypadków.
- Nawet pomimo tego, że komisja habilitacyjna i recenzenci dali negatywną opinie, rada wydziału nadała tytuł.
- Słyszałem o takich przypadkach z przeszłości (z dalekiej przeszłości o przypadkach promocji słabego osiągnięcia, z mniej odległej o przeniesieniu postępowania na inną uczelnię, aby ominąć zarzuty lub nieprzychylnych recenzentów; nie mam zdania, jak sytuacja wygląda aktualnie.
- Znam przykład dorobku niespełniającego takich kryteriów.
- Co do odmowy nie jestem pewien, ale jeżeli chodzi o dorobek tak.
- System pozwala Dziekanowi wymuszać głosowanie np. przez argumentacje, że nie wszystkie prace muszą być na 5, ostatecznie 3- to też dobra ocena.
- Tak, za ostatnie parę lat było kilka postępowań "politycznych". Dotyczy to przede wszystkim postępowania w starym trybie z kolokwium habilitacyjnym. Na to pytanie można odpowiedzieć analizując autoreferaty oraz recenzje dostępne na stronie CK
- Z moich obserwacji wynika, iż regułą jest szybszy awans naukowy osób które koncentrują się na karierze a nie na nauce czy dydaktyce. Być może jest to efektem błędnego definiowania osiągnięć naukowych ? ocenia się publikacje, które de facto nie są działalnością naukową lecz jedynie opisem działalności naukowej (nie ocenia się realnej wartości pracy naukowej a jedynie skuteczność "sprzedaży" jej wyników).
- Zdarzały się osoby, którym nadano stopień pomimo niewielkich osiągnięć, natomiast nikomu o znacznych osiągnięciach stopnia nie odmówiono.
- Tak, mogę bez trudu wskazać takie osoby; osoby otrzymały stopień dr hab., bo były m.in."dobrze widziane" w środowisku, a nie otrzymały, bowiem ocena była niekompetentna i oparta na uprzedzeniach wobec osoby oraz reprezentowanej przez nią metodologii
- Trzeba wiedzieć z kim się kolegować.
- Sa osoby, ktore otrzymaly stopien pomimo niewielkich osiagniec Raczej nie odmowiono habiltacji osobie z wiekszym dorobkiem
- Kryteria przyznawania habilitacji są różne nie tylko w obrębie tej samej dziedziny, ale nawet dyscypliny - polska nauka nie ma jeszcze ciągle (i nie będzie długo miała w związku z negatywnymi zmianami wprowadzanymi z poziomu Ministerstwa) wiele wspólnego z nauką światową, więc dyscypliny nie pokrywają się ze sposobem funkcjonowania rzeczywistych obszarów badawczych. To prowadzi do różnych patologii... Najkrócej mówiąc, mamy naukowców polskich i naukowców międzynarodowych (przez duże N). I zawiść przez duże Z.
- Ale raczej nie blokuje się ludzi z "zewnątrz" posiadających znaczący dorobek naukowy. Kolesiostwo kwitnie wobec swoich - zazwyczaj osób funkcyjnych.
- Znam przykłady, gdy osoby niezasługujące na to, otrzymały tytuł dr hab.
- Tak, stopień hab. został przyznany osobie, która nigdy nic nie opublikowała w j. obcym i nie mówi ani nie czyta w j. angielskim (ani w żadnym innym języku). W "zaprzyjaźnionej" jednostce hab. została nadana osobie, która dostała trzy negatywne recenzje w przewodzie,nic nie opublikowała w j. obcym, nie brała udział w żadnej konferencji zagranicznej, nie ma znaczących badań naukowych w dorobku.
- Przyznanie stopnia osobom o mniejszym dorobku nie zawsze pociąga za sobą nieprzyznanie stopniu komuś z wyższym dorobkiem. W ocenie odpowiednich komisji podobny niewielki dorobek wystarcza do przyznania stopnia lub do niego nie uprawnia.
- Są osoby, którym nadawano stopień doktora habilitowanego mimo niewielkiego dorobku. Odmawiano habilitacji osobom o zbyt interdyscyplinarnym podejściu bądź łączące parę dziedzin.
- Nie znam przypadku odmowy nadania stopnia mimo dużego dorobku. Znam natomiast doktorów habilitowanych o niewielkim dorobku.
- Z powodu zasług organizacyjnych dla wydziału lub dla uniwersytetu.
- Zdarza się i jedno i drugie.
- ZNAM PRZYPADKI KIEPSKICH HABILITACJI. NIE ZNAM JEDNAK PRZYPADKÓW "ODMOWY HABILITACJI". TO PYTANIE JEST ŹLE POSTAWIONE. ZAKŁADA ZWIĄZEK/ZALEŻNOŚĆ "HABILITACJI NACIĄGANYCH" [CZĘŚĆ PIERWSZA PYTANIA] ORAZ "HABILITACJI ODMÓWIONYCH".
- zdarzyła się np. sytuacja, gdy habilitantowi zarzucono zbyt młody wiek
- odbywa się to w sposób "ukryty", w drodze traktowania dyskryminacyjnego w stosunku do jednych i faworyzującego wobec innych na przestrzeni lat (!)
- Jak to uzasadnić?
- Są osoby o bardzo słabym rekordzie publikacyjnym z odtwórczą monografią. Zdarzały się habilitacje "naciągane" i "na siłę", po to, by nie stracić pracy.
- To jest błędnie postawione pytanie, bo pytacie o dwie sytuacje!!! Po pierwsze, owszem nagminne są sytuacje, gdzie marginalne osiągnięcia są oceniane nisko w recenzjach, które jednak kończą się pozytywną konkluzją. Sytuacja taka miała też miejsce w mojej jednostce. Osobiście uważam to za nieetyczne i z gruntu złe (upolitycznione przez współzależności sieci itp.). W drugiej częsci pytania - o nienadanie stopnia dr hab mimo dorobku mam wrażenie, że w mojej jednostce takiej sytuacji nie było (albo nie jestem jej świadoma).
- Ktoś z mojego wydziału otrzymał habilitację za plagiat, ale na innej uczelni. Plagiat został potwierdzony przez prawników i komisji ds. Etyki w MSWiN. CK był świadomy całej tej sprawy, ale nic nie zrobił.
- Uzyskanie stopnia doktora habilitowanego zależy głównie od tzw. "układów" koleżeńskich, rodzinnych i wsparcia ze strony innych wyżej postawionych pracowników np. kierowników. Bo tylko wtedy uzyskuje się granty i środki na badania. Znam osobę, która według mnie sama nie pisała prac, pracuje na uczelni tylko kilka lat, a jako współautor będzie habilitowana.
- Wielu adiunktów z tytułem jedynie dra ma w mojej jednostce znacznie większe osiągnięcia naukowe (w szczególności liczące się publikacje i wdrożenia) niż doktorowie hab. i profesorowie.
- Wydział Pedagogiki i Psychologii UMCS
- Ja uzyskałem 300 pkt za patenty w ostatnich 2 latach i przestano mi udostępniać laboratorium aby dalsze badania robić w kierunku wdrożenia ich. Ponadto jestem dyskryminowany i mobingowanyod 6 lat. Inni mają o wiele mniej pkt i otworzono im habilitacje
- Niestety układy w tym środowisku i nepotyzm są na porządku dziennym.
- Trzeba odczekać w kolejce jeśli nie ma się odpowiedniego poparcia.
- Znajomości to najważniejsze kryterium i podstawa polskich postępowań awansowych.
- Znam przypadki otrzymania stopnia doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, jednak nie spotkałam się z sytuacja odmówienia nadania stopnia dr hab mimo dużo większego dorobku.
- Rozmiar dorobku nie powinien mieć znaczenia.
- Są i to bardzo wielu
- W jednostce, z której się wywodzę w ostatnim czasie Rada Wydziału głosowała habilitacje, które nie spełniały żadnego kryterium wymaganego w ustawie o stopniach i tytule naukowym. Recenzje, zresztą publicznie dostępne, były albo negatywne, albo negatywne z pozytywną konkluzją. Radzie Wydziału nie przeszkadzało to jednak nadać stopnia doktora habilitowanego. Ten typ postępowań habilitacyjnych jest częsty w pierwszych miesiącach 2018 roku, ponieważ habilitacje robią osoby, które najpewniej nie miałyby szans na ten stopień wg przepisów nowej ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce. Tym samym od października 2019 roku będziemy mieć sytuację, w której słabi pracownicy samodzielni będą decydować o losie doktorów idących nowym trybem, nierzadko doktorów kierujących projektami badawczymi czy mogącymi pochwalić się współpracą międzynarodową.
- Kilka osób oraz cztery profesury..
- Osoby starające się o stopień naukowy doktora habilitowanego w oparciu o zbiór jednotematycznych prac bardzo często "wchodzą w układy" aby być pierwszym autorem mimo, że faktyczny wkład ich pracy jest dużo mniejszy
- Na politechnice koszalińskiej, na wydziale humanistycznym, na kierunku europeistyka nie było PKA od 11 lat. Dochodzi tam do strasznych patologii. Większość publikacji dr Dariusza Magierka to przekopiowane prace studentów, każda z innej bajki. Ponadto złożona do druku praca habilitacyjna nie jest jego autorstwa, a człowieka, który jest de facto recenzentem ksiażki ... i niestety ten system pozwoli aby taki człowiek dostał habilitację ... i na nieszczęście oceniał później innych...
- IF rzędu 1.5 dla habilitacji... iF przed dr rzedu 19 - magister nie rokuje.. m
- W tym przypadku można odnieść wrażenie, że jest to problem ogólno krajowy. Jestem przekonany, że nie jest problemem znalezienia habilitacji z dorobkiem mniejszym od nie jednego doktroranta.
- Wszystko zależy od komisji przewodniczący-sekretarz. Każdą habilitacje można "uwalić" i każdą nadać.
- Tak, osoby, które uzyskały stopień doktora habilitowanego były przez lata nieaktywne w popularyzacji nauki, skupione wyłącznie na pracy nad monografią.
- Zdecydowanie tak. Na samej uczelni jest już mnóstwo. Na piętrze mam takiego kolegę, który otrzymał taki stopień i wszyscy do dzisiaj uważają to za wielką niesprawiedliwość i demotywacja. Osoba ta miała 15 publikacji i książkę.
- Na Wydziale Chemii Uniwersytetu Wrocławskiego habilitant/adiunkt (obecnie dr hab.) mobbingował i zastraszał swoich studentów oraz doktorantów zmuszając ich do pracy na rzecz jego habilitacji. Dopuścił się plagiatu badań swojego magistranta. Dopisywał do swoich prac osoby niebiorące udziału w powstawaniu dzieła, tylko dlatego żeby zjednać sobie członków rady wydziału. Władze wydziału wiedząc o sytuacji uciszyły sprawę. Jest to przykład habilitacji osoby której wiedza i kreatywność jest znacznie niższa niż magistratów czy doktorantów a dzięki koneksją otrzymała stopień doktor hab.
- Zależy od doboru recenzentów
- często decyduje skład komisji, subiektywne postrzeganie jakości dorobku oraz znajomi habilitanta
- wszystkie opinie negatywne ale wujek...
- Wszystko zależy od "operatywności" mentora. Skład personalny komisji z danej dyscypliny lub pokrewnych dyscyplin jest prawie taki sam. Może ktoś z CK pokusiłby się o przeprowadzenie stosownej analizy. Powinny odbywać się losowania recenzentów i członków komisji z puli, która jest dostępna w bazie i wtedy uniknęłoby się sytuacji "rączka rączkę myje".
- Mały dorobek o niskiej wartości merytorycznej.
- We wszystkich, w których pracowałem i z którymi współpracuję. Jest to nagminne zjawisko.
- Pytanie jest źle sformułowane. Na pierwszą część odpowiadam TAK, na drugą NIE, nikomu nie odmówiono nadania stopnia dr hab., ale widać wyraźnie różny poziom habilitantów
- Są osoby ze słabymi habilitacjami
- wystarczyło, że ktoś miał plecy
- są konkretne przypadki, że przy mizernych badaniach i braku praktyki otrzymał ktoś stopień dr hab i odwrotnie, mimo dużego dorobku naukowego i praktyki zawodowej, nie dostała osoba stopnia dr hab. Jak powiedział pewien profesor: miała za duży dorobek, wystarczyłoby na kilku profesorów
- Są to pojedyncze przypadki ake suw zdążają. Wynika to jednak bardziej z próżności osób o dobrym dorobku i o przekonaniu ze hab im sie należy przy minimalnym wysiłku końcowym. Nie chcą do końca walczyć i wyjść z walki z godnością a są przekonani o swej świetności. Brak samokrytycyzmu
- system oceny jest nieodpowiedni. wynika to z przymusu "zrobienia" habilitacji, a nie z rzeczywistej pracy naukowej i osiągnięć na tym polu. stopień "hab" winien być elitarny!!!
- To niestety częste zjawisko
- Polityka i stosunki międzyludzkie... (bez komentarza)
- Odpowiedź dotyczy znanych mi różnych jednostek naukowych. Warto też zweryfikować habilitacje ze Słowacji.
- Takie osoby są w wielu jednostkach. Warto zaprzestać habilitacji z tzw. całego dorobku, warunkiem sine qua non habilitacji powinna być jakościowo dobra monografia.
- Trudno uzasadnić nie podając nazwisk :) Tendencję tę widać jednak przy wyborze promotorów pomocniczych - dr habilitowany (promotor pracy doktorskiej) często obstawia się adiunktami licząc na ich wiedzę i kompetencje zarówno merytoryczne jak i metodologiczne. "Obastawianie" się takimi promotorami pomocniczymi często ratuje pracę doktorską.
- jest to wiedza powszechna
- Takie przypadki znam z opowieści, ale nie jestem w stanie zweryfikować ich empirycznie.
- Czasami
- Ostatnio miał miejsce przypadek, gdzie bez problemu osoba o skromniutkim dorobku uzyskała stopień. Kilka lat temu odmówiono go osobie o wielkim dorobku naukowym i dydaktycznym.
- Niestety wciąż decydują względy między ludzkie i kolesiostwo. Z racji biurka pseudo dziekani potrafią znacznie utrudnić życie innym.
- Nie ma takich przypadków, a przynajmniej ich nie znam.
- W mojej jednostce takich nie ma. Jednak znam całe dyscypliny, w których przejdzie każda, nawet najsłabsza osoba. Argumentem za takim postępowaniem jest to, "żeby nie krzywdzić ludzi". Tu znów problemem jest uczciwość środowiska naukowego. W bliskim otoczeniu mam osoby znakomite, którym odmówiono habilitacji i takie, które uzyskały stopień na podstawie dorobku z poziomu studenckiego.
- - w mojej nie znam, znam takie przypadki w innych - przy czym istota była rola recenzentów, którzy byli znajomymi "współpracowników" habilitanta
- znam przypadki słabych doktorów habilitowanych, ale nie znam przypadku wybitnego adiunkta bez habilitacji
- Na mojej uczelni nie spotkałam się z przypadkiem, żeby ktoś, kto zasługuje nie otrzymał stopnia naukowego. Nie wiem czy ktoś w to może uwierzyć, ale naprawdę na moim wydziale nie ma wykorzystywania słabszych, ani mafii profesorskiej. Wiem o tych sprawach, ale u mnie naprawdę tego nie ma. Widzę wiele patologii na innych uczelniach, my też mamy swoje problemy, ale nie ten.
- Nie taka sytuacja nie miała miejsca.
- Nie ma co uzasadniać, bo się nie zdarzyło
- Raczej nie znam takich przypoadkow.
- Jednostka nie ma praw do nadawania tytułu dr hab.
- Budzić jedynie może czasem niski poziom osiągnięć naukowych, nikomu jednak nie odmówiono wszczęcia przewodu habilitacyjnego.
- wiele osób mimo większego dorobku nie podjęło starań do nadanie stopnia, ponieważ nie czują potrzeby posiadania stopnia w sytuacji, kiedy nigdy nie będą mogły prowadzić zespołu badawczego, ponieważ brakuje środków na zatrudnianie młodych naukowców, a grono samodzielnych pracowników z uwagi na uregulowania ustawowe jest jeszcze relatywnie młode, czyli nieprędko przejdzie na emeryturę.
- Gdybt tak było, znaczyłoby o pozamerytorycznychj ścieżkach awansu. Nie wykluczam, że istnieją, ale w praktyce nie spotkałem się z taką sytuacją.
- Nie byłem świadkiem aż tak niesprawiedliwych wyroków, ale że habilitację otrzymywały osoby z niewielkim dorobkiem to tak.
- Nie było takich przypadków
- Nie znam przypadku "na moim podwórku".
- Jw.
- Nie, ale w moim środowisku badawczym spotkałem się - w innych jednostkach - z dwoma przypadkami nadania stopnia doktora habilitowanego osobom o nikłych osiągnięciach naukowych.
- Nie przypominam sobie takich przypadków.
- Znam przypadek obecnie profesora, który uzyskał stopień dopiero po tym jak zaczął publikować w międzynarodowych czasopismach błędy i głupoty w artykułach, które wypisywali, Polscy naukowcu, wcześniej maił problemy z uzyskaniem habilitacji.
- W mojej jednostce liczą się wyłącznie osiągnięcia naukowe. Władze jednostki starają się promować młode zdolne osoby.
- Wszyscy pracownicy, którzy osiągneli stopień doktora habilitowanego posiadały dorobek naukowy spełniający kryteria.
- dostały tylko te które ciężko pracowały ale po habilitacji odpoczywają.......
- Jednak w przypadku osób, którym nadano stopień naukowy, pomimo ich wysokich parametrów (Indeks Hirscha) uważam, że ich dorobek jest nieadekwatny do wysokiej oceny dorobku. Publikacje nie stanowią większej wartości, cytowania zdobyte na zasadzie "spółdzielni" cytowań, żadnych efektów praktycznych realizowanych prac badawczych.
- Nie znam przypadków niesprawiedliwego odmówienia habilitacji. Raczej uważam, że wymagania dla osiągnięcia tego stopnia są zbyt niskie, ale nie potwierdzam tendencji zawartej w niniejszym pytaniu mającej wykazać, że habilitacja jest niepotrzebna i nie jest miernikiem osiągnięć naukowych. Wręcz przeciwnie, uważam, że powinna być takim miernikiem i jej znaczenie powinno być podniesione.
- Ale pojawiły się problemy (różnego rodzaju) w przypadku kilku postępowań habilitacyjnych, które jednak nie spowodowały odmówienia nadania stopnia dr hab.
- Zajmując się praca zespołową (również w ośrodkach zagranicznych), nie miałem czasu i możności o zdowywanie takich informacji.
- Nie znam w moim Instytucie przypadków odmówienia nadania stopnia habilitowanego ze wzgledów pozamerytorycznych.
- Nie odmawiano nikomu.
- Pytanie źle zadane. Co w przypadku chęci potwierdzenia pierwszej części sentencji i zaprzeczenia drugiej? Ewentualnie odwrotnie - występowania osób, które pomimo odpowiedniego dorobku i osiągnięcia nie uzyskały habilitacji, choć wnioskowały o nią?
- Oczywiście. Nie będę podawał nazwisk, ale można to sprawdzić. Ile czasu niektóre osoby przeznaczają na pracę na uczelni, a ile na pracę poza uczelnią. Na uczelni mają zapewniony ZUS, a poza tym pracują w firmach, w których zarabiają drugie tyle, albo i więcej.
- Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Dwie recenzje negatywne powinny eliminować takiego Kandydata z dalszego postępowania.
- Trudno, abym śledził wszystkie postępowania habilitacyjne w mojej jednostce, natomiast nie słyszałem, aby nadano hab., bez osiągnięć.
- Nie znam takiego przypadku
- Nie mam dokładnych informacji, jednak wiele osób ma habilitację, głównie za sprawą studentów czy doktorantów, a osoby głównie się dopisywały.
- Biorę udział w Radach Wydziału mojej Uczelni i czytam recenzje osiągnięć habilitanta przed Radą Wydziału. Na Radzie Wydziału przedstawiony jest protokół obrad Komisji Habilitacyjnej oraz jej Uchwała. Ponadto, osoby rozpoczynające proces habilitacyjny zwyczajowo prezentują na Seminarium Wydziałowym swoje osiągnięcia związane z postępowaniem habilitacyjnym.
- Bo znam dane, uczestniczę w procedurach
- uważam jednak, że procedura habilitacyjna opierająca się w istocie na postępowaniem przed komisją jest bardzo ułomna. Brak konfrontacji habilitanta z komisją (przewidziany jedynie jako formuła ekscepcjonalna) - w zasadzie zupełny brak podmiotowości habilitanta w postępowaniu nie sprzyjają w żadnym razie jakości oceny. Habilitant zdany jest na "los" , znane mi są przypadki skrajnie niemerytorycznych recenzji, a także recenzji niezwykle nierzetelnych, czasem nawet nacechowanych emocjonalnie i personalnie. Taki stan rzeczy jest niedopuszczalny.
- Obecnie osiągnięcie stopnia doktora habilitowanego nie wymaga specjalnych osiągnięć. Mam wrażenie, że stopień jest zupełnie niepotrzebny. Porównując obecne wymagania do wcześniejszych, które stawiano przede mną, mógłby te dzisiejsze uznać za groteskowe.... Do otworzenia przewodu habilitacyjnego wymagano ode mnie ok. 30 artykułów opublikowanych po doktoracie i książki habilitacyjnej (łącznie do oceny dorobku przedstawiłem 3 książki autorskie i 2 redakcje prac zbiorowych i 35 artykułów w pismach recenzowanych - wszysko po doktoracie). Habilitację uzyskałem w 2004 roku. Proszę mi pokazać, gdzie obecnie oczekuje się od kandydata do stopnia doktora habilitowanego takich osiągnięć?
- Nie znam takiego przypadku.
- Postepowania habilitacyjne na WPiA UG prowadzone są rzetelnie i rozważnie
- Utrzymujemy wymóg habilitowania się na podstawie oddzielnej, monografii jako w pełni oryginalnego, nowatorskiego opracowania.
- Na pewno jest dużo osób, które otrzymały stopień doktora habilitowanego na podstawie niewielkiego albo nieistotnego pod względem poznawczym dorobku. Bo taki jest układ. Raczej rzadko się zdarza, by komuś z dobrym dorobkiem odmówiono. Dr hab. w ostatnich latach produkowano na masową skalę, zaniżając wymagania.
- Stopień doktora habilitowanego otrzymały osoby, którym ten stopień się nie należy, jednak wszystkie osoby, które miały bardzo dobry/dobry dorobek tym bardziej ten stopień otrzymały
- Nie, otrzymały stopień mając duży ilościowo dorobek, który niekiedy trudno uznać za "osiągnięcie naukowe".
- Nie znam przypadków odmówienia nadania stopnia osobom o znaczącym dorobku. Natomiast w starej procedurze były osoby, które otrzymały stopień pomiło znikomych osiągnięć.
- nie znam takich przypadków
- Nie w części drugiej pytania, natomiast zdecydowanie były stopnie doktora habilitowanego nadane "z litości" czy też "socjalne", a także często "bo widziałam gorsze zakończone powodzeniem".
- procedura habilitacyjna to uniemożliwia
- O ile wiem, nie.
- Pytanie niewłaściwe. (Jeśli już koniecznie musi być, to w formie: "Czy Twoim zdaniem..." lub "Czy uważasz, że ...")
- Ani w jednostce, w której pracuję, ani wśród znanych mi przypadków spoza mojej jednostki nie zetknąłem się z takimi zdarzeniami. Niezweryfikowanych opowieści nie traktują poważnie.
- Jak uzasadnić, że nie?
- -
- Osobiście nie znam takiego przypadku.
- chociaż są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych
- W mojej jednostce sa osoby, ktore otrzymaly stopien dr hab pomimo niewielkich osiagniec, a sa i takie, ktore nie otrzymaly tego stopnia z powodu rownie niewielkich osiagniec
- trudno powiedzieć. Nie zdarzyło sie, by ktoś z dużym dorobkiem miał odrzucone postępowanie, ale większość osób, które otrzymały ten stopień miało niewielkie albo wręcz znikome osiągnięcia i w "starym" postępowaniu nigdy by tego stopnia nie dostały
- znam jedynie takich, ktorzy sa kiepscy i dostali haba. Nie znam dobrego niezaakceptowanego wniosku
- Jakoś mi się nie zdarzyło, ale zdarzało się za to, że "odrzuceni" przez Radę Wydziału habilitanci po złożeniu odwołania bez najmniejszych problemów uzyskiwali stopień na niektórych uczelniach prowincjonalnych.
- Znam osoby, które otrzymały habilitację mimo skromnego dorobku, ale nie znam przypadku przeciwnego.
- Są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych. Nie zauważyłam tendencji odwrotnej.
- Mam zastrzeżenia co do dorobku niektórych osób, które otrzymały tytuł, ale nie spotkałem przypadku, gdyby ktoś zasługiwał a nie otrzymał.
- bez komentarza
- Mój macierzysty wydział bardzo dba o jakość badań. Niewielki dorobek naukowy może powodować niedopuszczenie do procesu habilitacji. Odbywają się oceny dorobku naukowego przed rozpoczęciem procesu habilitacyjnego.
- Nie znam takich przypadków.
- Nie, ale znam osoby, które uzyskały stopień dr hab., mimo słabego dorobku.
- cóż tu uzasadniać, nie bo nie
- Postępowania spełniające standardy kończyły się pozytywnie.
- Pierwsza część zdania jest prawdziwa, ale druga nie
- W jednym przypadku były wątpliwości co do poziomu prezentowanych osiągnięć (słabe kolokwium), ale po pół roku była powtórka i kandydatka wypadła znacznie lepiej.
- W mojej jednostce mamy wysokie standardy w tym zakresie.
- Ale zdarzają się przypadki przyznania habilitacji mimo niewielkich osiągnięć
- Wydaje mi się, że wszystkie habilitacje w mojej jednostce były zasłużone. Nikt nie dostał także decyzji odmownej.
- U nas nie. Przecież praktycznie decydują o tym komisje których większość składu wyznaczane jest przez Centralną Komisję d/s Tyt. i Stop. Nauk (CK). Nie widziałem przypadku głosowania przez rady wydziałów innego niż rekomendacje komisji. Ale jest inny problem, Absolutnie bezprawnie CK zamiast ostro kontrolować przebieg procedur podjęła uchwałę, że tylko jej członkowie mogą przewodniczyć komisjom habilitacyjnym i profesorskim. W ten sposób CK staje się stroną procesu a nie strażnikiem jego poprawności, a poza tym kto będzie dbał o jakość tych procedur skoro w interesie członków CK jest szybkie przerobienie jak największej liczby ponieważ za każdą z nich wpada im do kieszeni zdaje się ze ok. 2.5tyś PLN. Czysto korupcyjna procedura powielona przez głupawe rozwiązania w głupawej tkz reformie.
- jako uczestnik posiedzeń Rady Wydziału od wielu lat nie pamiętam takiego przypadku
- W znanych mi postępowaniach habilitacyjnych uwzględniono znaczący dorobek kandydatów. osobom, które tego nie wykazały nie nadano stopnia.
- Nie znam takiego przypadku. Uważam, że są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych. Nie znam osób, którym odmówiono nadanie stopienia doktora habilitowanego mimo dorobku.
- Taką mam wiedzę z posiedzeń komisji i rady naukowej mojego wydziału.
- W mojej jednostce są niewielkie doświadczenia w tym zakresie
- nie znam takiej sytuacji
- Rada Naukowa mojej jednostki prowadzi bardzo rygorystyczną i rzetelną analizę wniosków habilitacyjnych.
- staramy sie przeprowadzac procedury w sposob rzetelny
- Pierwsza część pytania: TAK, są osoby, które otrzymały stopień dr hab. mimo niewielkich osiągnięć. Druga część: NIE, nie znam takich osób.
- Nieliczne odmowy habilitacji były uzasadnione.
- nie ma
- Owszem zdarzały się osoby ze względnie słabym dorobkiem, jednak nigdy nie odmówiono wszczęcia postępowania hab. osobie z większym dorobkiem.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- W moim ośrodku nie spotkałam sie z sytuacją, kiedy osoba o dobry, dorobku nie uzyskała stopnia doktora habilitowanego, natomiast były sytuacje, ze osoba uzyskała stopień doktora habilitowanego, mimo niewielkich osiągnięć naukowych
- Nie. Osoby, które uzyskały habilitację na nią zasłużyły. Dotąd nikomu w mojej jednostce nie odmówiono habilitacji.
- Pytanie zadane dość niefortunnie - są osoby, które uzyskały stopień doktora habilitowanego mimo niewielkich osiągnięć, natomiast raczej nie ma osób, którym odmówiono nadania tego stopnia.
- Pytanie jest źle sformułowane. Powinno być rozbite na dwa. W mojej jednostce nadawano stopień hab. przy miernych osiągnięciach (mały odsetek) . Nie było przypadków "utrącenia" wybitnych.
- Nie znam przypadku otrzymania stopnia dr hab. na mojej uczelni bez dostatecznych osiągnięć naukowych
- Są natomiast takie, które miały pod górę mimo dorobku i takie, które przepychano kolanem.
- Prawdziwa jest pierwsza część tego zdania - nie wszystkie formalnie przeprowadzone habilitacje były oparte na odpowiednich osiągnięciach. Ale nie było przypadków odmówienia stopnia osobom o odpowiednim dorobku.
- Osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego mają w mojej ocenie znaczący dorobek, natomiast kwestie odmowy habilitantom (ze znacznym dorobkiem) nadania stopnia stanowią osobny problem
- Nie znam takich przypadków. Oczywiście wielu z tych, którym odmówiono, wydaje się, że mieli wspaniały dorobek, który nie został doceniony przez tendencyjną komisję.
- Pracuję na Uniwersytecie Warszawskim i tutaj poziom nauki jest bardzo wysoke. Nigdy nie byłem świadkiem takiego karygodnego zachowania.
- Znam natomiast przypadki, że osoby z dużymi osiągnięciami naukowymi nie wystąpiły, mimo zachęt ze strony przełożonych, o wszczęcie postępowania habilitacyjnego ponieważ krytycznie oceniały swoje wyniki bądź też szkoda było im czasu na pisanie rozprawy i przygotowywanie dokumentacji.
- W mojej jednostce nikomu się nie odmawia
- Wg. mojej najlepszej wiedzy moja jednostka utrzymuje jednakowe standardy dla wszystkich habilitantów.
- Raczej zauważyłem odwrotną korelację - osoby, którym odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego uzyskiwały go w innym ośrodku (np. po odwołaniu).
- Nie spotkałam się z taka sytuacja.
- Słyszałem o takich przypadkach, jednakże nie znam osobiście takich sytuacji. Zdarzyło się jednak w mojej jednostce naukowej, że habilitacji nie otrzymały osoby w mojej opinii (oraz w opinii kilku znanych mi ekspertów) wybitne, których dorobek był wystarczający. Czasem wpływ na tego typu decyzje mają niestety czynniki pozanaukowe.
- Nie znam wielu przypadków, którym odmówiono i nie znam szczegółowych dorobków poszczególnych kandydatów.
- Nie znam takich osób, choć nie wykluczam, że takie są.
- Nie znam przypadku, żeby ktoś ze znacznym, istotnym dorobkiem naukowym nie otrzymał stopnia dra hab. Jest za to sporo takich, którzy dostali ten stopień mimo miernych osiągnięć naukowych.
- Zarówno nadawano stopień jak i odmówiono nadania w sposób merytoryczny
- Ocena dorobku jest subiektywna. Stąd "dużo większy dorobek" jest pojęciem źle określonym.
- Zdarzyło się otrzymanie habilitacji przy stosunkowo niewielkim dorobku, ale nie zdarzyło się odrzucenie osoby o dorobku znaczącym.
- Nie spotkałam się z taką sytuacją.
- Nie pracuję w jednosce która ma uprawnienia, ludzie się habilitują głównie na uniwersytecie gdańskim lub Instytutcie Oceanologii PAS. Na to złożone pytanie odpowiedziałam nie, gdyż drugi warunek (podczas gdy innym osobom odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego mimo dużo większego dorobku) nie został spełniony. Odnośnie warunku pierwszego (osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych) to odpowiedź jest tak.
- Nie znam takich przypadków.
- Pierwsza część zdania - nie, nie w mojej jednostce. Druga - tak.
- Nie było sytuacji odmowy nadania stopnia habilitowanego.
- nie ma osób o niewielkich osiągnięciach, ważne by miały one NAUKOWY charakter a nie tylko rzemieślniczo-praktyczny
- O tym czy to są "niewielkie osiągnięcia naukowe" niech decyduje Komisja do Spraw Stopni i Tytułów
- Znów sprawa jest złożona. Uważam, iż pracownicy z mojej jednostki na przestrzeni ostatnich 6 lat zasłużyli na habilitacje, ale w przypadku paru osób spoza jednostki rada odmówiła habilitacji pomimo dorobku ocenionego pozytywnie przez komisje habilitacyjne względnie przy dwóch pozytywnych recenzjach. Sprawy były wątpliwe ale uważam, iż rada jednostki była bardzo surowa.
- nie znam, raczej oceniany jest dorobek publikacyjny. Tzn. ktoś może mało robić ale ma dużo publikacji, inny jest ekspertem ale nie pisze... efekt pierwszy jest habilitowanym, a drugi może być nadal mgr
- pytanie,co to znaczy duże/niewielkie osiągnięcia naukowe- brak jasnych kryteriów (np. sensownego systemu punktowego) powoduje, że to wszystko jest względne, lepszy moim zdaniem nawet niedoskonały system obiektywny (że z góry wiadomo, co trzeba zrobić), aniżeli suma subiektywnych ocen recenzentów tzw. dorobku
- Zgadzam się zdecydowanie z pierwszą częścią tego stwierdzenia,
- Pierwsza część pytania - tak, druga - nie mam zdania.
- Nie mam na tyle wiedzy aby to ocenić.
- Jest to sytuacja ogólnopolska. Habilitacje z lat 90-tych i wcześniejsze bardzo odbiegały poziomem od habilitacji z ostatniego 20-lecia.
- Habilitacja stałą się zbyt powszechna, co niestety, skutkuje obniżeniem poziomu naukowego.
- Jest jeden pracownik samodzielny, którego naprawdę trudno spotkać w jednostce, który chyba po prostu "osiadł na laurach" po uzyskaniu habilitacji.
- Zdarzają się takie komentarze.
- Nigdy nie miałem pełnej, wartościowej wiedzy w sprawach dokumentacji. Tą wiedzą dysponuje tylko określona grupa członków komisji
- są miernoty, którym stopień dr hab nadano. o odmowach wiem mało, czyli system oceny jest jak dawniej kunoterski
- Nie mam takich doświadczeń
- Nie znam wszystkich przypadkow aby jednoznacznie odpowiedziec na to pytanie.
- To zdanie jest za skomplikowane na ankietę! Na pierwsze pytanie odpowiedź jest tak, na drugie nie.
- Niewielka liczba takich wnioskow uniemozliwia obiektywna ocene.
- Kolejny błąd: nie mam wystarczającej wiedzy, żeby zdecydowanie "ocenić", co nie znaczy, że "nie mam zdania" na ten temat. Lepszym rozwiązaniem byłoby zastosowanie tzw. skali Likerta
- Zdecydowanie są osoby, które uzyskały stopień mimo stosunkowo niewielkiego dorobku naukowego i osoby, które wciąż nie wszczynają procedury habilitacyjnej mimo znacznie większego dorobku, ponieważ uważają, że jeszcze za mało osiągnęły.
- Niestety nie posiadam dostępu do bazy danych, które pozwoliły mi na sformułowanie odpowiedzi. To pokazuje, że brakuje centrów scjentometrycznych, które by zbierały informacje i jako instytucje publiczne je udostępniały.
- I tak i nie - znam osoby, które nigdy nie powinny były dostać habilitacji jedna książka jako dzieło, IF=0, cytowania nieobecne), ale nie odmówiono habilitacji osobie z dużym dorobkiem.
- W jednym pytaniu dwa. Były habilitacje, które nie powinny być zatwierdzone. Nie odmówiono stopnia dr hab. osobom o większym dorobku.
- W mojej jednostce nie ma habilitacji . Są na zewnątrz.
- Tu również pojawia się nieuzasadnione powiązanie zdarzeń, może być tak, że komuś bezpodstawnie nadano stopień, ale jednocześnie nie odmówiono nikomu innemu.
- nie pamietam takiej sytuacji
- W mojej jednostce nie, ale znam przypadki, gdy zaliczono do habilitacji bardzo słaby dorobek i odwrotnie - odmówiono habilitacji bardzo dobremu badaczowi ( w ogólności uważam, że wymóg habilitacji blokuje wielu naukowców w rozwoju stricte naukowym)
- Błędnie sformułowane pytanie, ponieważ zawiera 2 pytania, na które możliwe są różne odpowiedzi, np. tak na 1 pytanie (są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych), i nie na 2 pytanie (innym osobom odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego mimo dużo większego dorobku).
- Nic mi nie wiadomo o takich sytuacjach. Faktem jest raczej to, że pewnym osobom pomimo słabego dorobku pozwala się na składanie dokumentów w procesie habilitacyjnym a innym o większym dorobku robi się problemy.
- Ponownie, źle ułożona ankieta. Pytanie zawiera dwa elementy i oczekuje się zgodnej odpowiedzi na jeden i drugi. Tymczasem znam przypadki gdy osoby z bardzo słabymi osiągnięciami otrzymały stopień doktora habilitowanego, ale nie przypominam sobie aby w mojej jednostce odmówiono osobie z dobrym dorobkiem.
- uczestniczeniaSą osoby które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, ale raczej nikomu nie odmówiono nadania stopnia mimo znaczącego dorobku. Ocena pozytywna lub nie w nauce zawsze była i będzie w istotnym stopniu uznaniowa, bo zależy także od przekonania o ważności podejmowanych tematów badawczych i znaczeniu osiągniętych wyników (wiele nowych osiągnięć nie poddaje się prostej ocenie bibliometrycznej), tak jest na całym świecie i dotyczy także ocen prac późniejszych noblistów.
- -
- Mam poczucie, że część habilitacji mogła być potraktowana znacznie surowiej w kontekście oceny dorobku habilitacyjnego (znam przypadki słabych habilitacji), ale nie znam przypadku, gdy zatrzymano habilitację osoby o wyższym dorobku. Znów źle zadane pytanie. A szkoda, bo temat ważny, wyniki mogą być znaczące, tymczasem narzędzie jest nieprawidłowe.
- Nie wiem, nie biorę udziału w postępowaniach habilitacyjnych
- Są osoby o wątpliwym dorobku. Wystarczy przejrzeć strony CK. Publikują w Przeglądzie Elektrotechnicznym (lista B), mają 2 publikacje w czasopismach z listy A (jako drudzy autorzy) oraz kilka publikacji w gazetkach pokonferencyjnych. Jednym słowem dorobek typu "dramat". W nagrodę CK daje habilitacje. Najlepsze są w tym wszystkim recenzje. Tzw. negatywne z pozytywnym zakończeniem. Najważenijsze, że mimo, iż dorobek mierny, to habilitant wierny.
- W pytaniu są wskazane 2 elementy, pierwszy się zdarza, drugi raczej nie.
- Powinna być odpowiedź: trudno powiedzieć, ponieważ są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, ale nie znam przykładów osób, którym odmówiono pomimo dużo większego dorobku.
- To pytanie powinno być podzielone na dwa osobne. W tej postaci nie można odpowiedzieć jednoznacznie Tak/Nie.
- Sama nie spotkałam się z takimi przypadkami, choć często się o nich słyszy.
- Nie wiadomo mi o takich przypadkach w mojej jednostce, ale wiem, że są takie w Polsce i nie należą one do rzadkości.
- W mojej jednostce - trudno mi powiedzieć, ale znam takie przypadki na innych uczelniach.
- Znam taki przypadek, gdy wydaje się, że wymagania habilitacyjne były stosunkowo niskie, ale osoba habilitowała się w innej jednostce i w pewnym sensie "uciekła" w specyficzną tematykę
- Trudno jest jednoznacznie ocenić dorobek osób z różnych dziedzin pod kątem ich znaczenia do habilitacji. Zdecydowanie jednak mogę stwierdzić, że zdarza się przyznanie stopnia doktora habilitowanego przez różne jednostki osobom o relatywnie niewielkim i mało znaczącym dorobku.
- Nie wiem.
- Nie w mojej dyscyplinie, dlatego nie mam tu do końca zdania i pełnej oceny. Ale uważam, że otrzymały za niewielkie zasługi. Nie zdarzyło się, że dobrym pracom/osiągnięciom odmówiono nadania stopnia. Takie są w mojej jednostce doceniane.
- źle postawione pytanie, bo wymaga porównia i sytuacji wielce niepokojącej. Ale chyba warto wiedzieć, że są osoby z bardzo słabymi habilitacjami i takie, ktore z lęku przed obroną na własnym wydziale, broniły pracy na innym uniwersytecie.Po wprowadzeniu nowej formy przewodu habilitacyjnego, Wydział nie ma w to wglądu, ani w to, czym się zajmują naukowo ci, ktorzy sie habilitują. Mam nadzieje, ze ten nowy sposob moze przynajmniej ruguje habilitacje na niskim poziomie.
- Dwa pytania w jednym. 1. W mojej jednostce są takie osoby. 2. W mojej jednostce nie ma takich osób, ale znam osoby z innych jednostek, o olbrzymim dorobku, które otrzymały habilitację po +/- 20 latach od złożenia wniosku po raz pierwszy.
- Moja jednostka nie ma praw do habilitowania, jednakże znam osoby, których procedura hab. była prowadzona w innych jednostkach. Wielu z nich niestety nie powiodło się w tych obcych jednostkach!
- Pytanie zawiera w sobie dwa pytania, które powinny być rozdzielone. W jednostce mogą być "osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych", ale może nie być osób, którym "odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego mimo dużo większego dorobku". I odwrotnie.
- Znam takie przypadki z innych uczelni
- Trudno jest porównywać postępowania w dobie zmieniających się przepisów.
4. Czy znasz precyzyjnie określone kryteria uzyskania stopnia doktora habilitowanego (czy są one przestrzegane w Twojej jednostce)?
689 GŁOSÓW 52,56% |
455 GŁOSÓW 34,71% |
167 GŁOSÓW 12,74% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- To są dwa pytania: tak znam.zasady, nie nie są przestrzegane.
- Kryteria znam. Z przestrzeganiem ich bywa różnie.
- Zawsze jest lamana ustawa,
- Jednak nie sa one tak precyzyjne stąd odpowiedź trochę bez sensu
- w teorii kryteria są znane, w praktyce opinia o osiągnięciach jest subiektywna i zależy od oceniających i ich wiedzy, kompetencji i woli
- formalne tak, nieformalne są ujawniane w gronie zainteresowanych osób - czasem to ma pozytywne, czasem negatywne skutki
- Znam i uważam, że nie są przestrzegane. W przypadku habilitacji z matematyki obserwuję skupianie się recenzentów i komisji habilitacyjnych na ponownym recenzowaniu artykułów zamiast dorobku.
- znam i są one przestrzegane. jednak wyjątkowo boli mnie nacisk an monodyscyplinarność, gdyż wiele nisz badawczych znajduje sie między dyscyplinami i wymaga prowadzenia badań interdyscyplinarnych, które nie są popierane przez recenzentów/.
- Znam ze względu na prowadzone badania, pisane recenzje i członkostwo w licznych komisjach i pracach Rady Wydziału.
- Tak.
- Tak, znam precyzyjnie kryteria. Często jestem powoływany na recenzenta dorobku kandydatów do habilitacji.
- Znam, ale uważam, że określenie "znaczne osiągnięcie" jest bardzo subiektywne i stanowi pole do interpretacji skutkującej nieporównywalnością rezultatów.
- Tak chociaż trzeba zdać sobie sprawę, że papier przyjmie wszytko i wiele informacji nie jest rzetelnie weryfikowanych przez recenzentów. Są osoby, które po obronie pracy doktorskiej publikowały artykuły w wysoko punktowanych czasopismach z pracy dr. Następnie uzyskiwały tytuł hab. gdzie 70% dorobku stanowiły publikacje z dr.
- Obecne przepisy oraz zwyczaje są dość precyzyjne i jednoznaczne, ich spełnienie wystarcza do uzyskanie stopnia. Przy obecnej ustawie sytuacja zmienia się diametralnie, ponieważ zniknęły wymagania ustawowe a sama ustawa nie zostawia miejsca na definiowanie wymagań przez uczelnie.
- Znam kryteria i wydaje mi się,\że są on przestrzegane w mojej jednostce.
- Znam i są one przestrzegane.
- Tak, kryteria okreslala w przeslosci ustawa. Kryteria byly dobrze znane na poziomie Katery/Dziekanatu/Uczelni. Moim zdaniem kryteria sa przestrzegane prawidlowo. Obecnie, po wprowadzeniu ustawy 2.0, kryteria nie sa juz takie jasne. Brak wytycznych.
- Generalnie, tak.
- O nadaniu stopnia dr habilitowanego powinien decydować jasno określony system oceny dla każdej dyscypliny naukowej. Określenie, co stanowi istotne osiągnięcie jest pojęciem względnym, zależnie od rodzaju prowadzonych badań i możliwości.
- Kryteria jednostki są powszechnie znane. Ocena recenzentów jednak często nie ma nic wspólnego z nimi, zarówno tymi określonymi przez jednostkę jak i krajowymi (może poza liczbą wymaganych punktów "ministerialnych" w dorobku habilitanta). Powszechnie znane wytyczne, udostępnione przez CK, są traktowane wybiórczo, a recenzja ma charakter ekspercki.
- Kryteria są powszechnie znane i zgodne z tym, co wyznacza CK. Jednak nie ma progów, których osiągnięcie (np. liczba zdobytych punktów, liczba publikacji,. itd.), których osiągnięcie oznaczałoby otrzymanie stopnia. Jest to zrozumiałe, gdyż mamy jeszcze element jakości. Jednak jakość jest subiektywna i niejednokrotnie budzi kontrowersje. Niemniej chyba osiągnięto, a przynajmniej starano się osiągnąć złoty środek, aby wyważyć kwestię jakości i ilości. Co nie zmienia faktu, że porównując w skali kraju z pewnością znajdą się przypadki, gdzie porównywalne osiągnięcia pozwoliły w jednym a uniemożliwiły w innym wniosku uzyskanie stopnia.
- Myślę, że tak. Wynika to z rozmów z samodzielnymi pracownikami oraz samego planowania ścieżki rozwoju naukowego.
- Raczej tak, nie zawsze przykłada się wagę do realizacji stażu zagranicznego.
- Są podane minimalne wymogi PAN dla nauk technicznych.
- Raczej dobrze
- W większości przypadków
- Znam reguły postępowania, ale wszystkie postępowania odbywają się w innych jednostach (nie mamy uprawnień habilitacyjnych).
- to są kryteria często nie pisane ale praktykowane przez niektóre zespoły w CK
- kryteria są w ustawie i rozporządzeniu i muszą być przestrzegane. Inną kwestią jest, czy są właściwe.
- Jw.
- Jest regulamin
- są nieźle znane i przestrzegane
- Tylko w przypadku habilitacji z publikacji, co do dzieła jakim jest monografia ocena jest subiektywna także w Centranej Komisji ds Stopni Naukowych
- Znam przepisy, ale nie uważam, aby kryteria były określone precyzyjnie - zresztą nie jest to w praktyce możliwe.
- Nie można mówić o precyzyjnych kryteriach bo takie nie istnieją, są tylko zalecenia na co zwracać uwagę
- Znam i już.
- Warunkiem koniecznym starania się o stopień doktora habilitowanego jest wykazaniem się zbiorem oryginalnych publikacji naukowych (opublikowanych w czasopismach o zasięgu światowym o możliwie wysokiej wartości Impact Factor). Publikacje te powinny być powiązane tematycznie z sobą.
- Znam kryteria, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy są one przestrzegane w mojej jednostce. Wiem o jednym przypadku, w którym stopień doktora habilitowanego nadała rada wydziału mimo negatywnych recenzji i mimo braku udokumentowanego dorobku naukkowego.
- Ze względu na stosunkowo małą liczbę ubiegających się o uzyskanie stopnia doktora habilitowanego, każdy wniosek jest skrupulatnie analizowany pod względem formalnym.
- Są to dwa pytania: 1 -Tak 2 - Nie zawsze
- Czy znasz precyzyjnie określone kryteria uzyskania stopnia doktora habilitowanego? Znam lecz są one bardzo nieprecyzyjne i w różnych dyscyplinach bardzo jest rozbieżny poziom. Kryteria powinny być tak sformułowane aby możliwe było ich porównanie w danych lub pokrewnych dyscyplinach. W celu uzyskania habilitacji powinny być określone bardzo ostre, precyzyjnie kryteria np. x publikacji na liście A (tu pada liczba przyznanych punktów), x publikacji na liście WoS, (tu pada liczba przyznanych punktów), x punktów za uzyskane patenty, x punktów za wdrożenia, x punktów za monografię, x punktów za prowadzanie dydaktyki (działalności na rzecz kształcenia studentów w tym prace dyplomowe, prowadzenie kół naukowych itp.), x punktów za czynny udział w kolegiach i organach uczelni. Podane kryteria nie powinny ulegać zmianą przez okres 1-2 dekad. Razem x - punków 100% hab. Najważniejsze możliwość zamiany punktów pomiędzy kategoriami. Czy są one przestrzegane w Twojej jednostce (kryteria) - ta
- Są podane i znane wartości punktów (za publikacje) i liczby publikacji, oraz liczby cytowań i indeksu Hirsza itd. niezbędne do uzyskania złożenia wniosku. Niestety są one za niskie dla agronomii w porównaniu do bilogii.
- znam wymogi.....nie są one precyzyjne.
- Ocena dorobku naukowego jest względna i w dużej mierze zależy od recenzentów i członków komisji habilitacyjnej. Rada Wydziału zwykle przychyla się do decyzji komisji.
- Az za natdo
- Te kryteria nie są precyzyjnie określone, skoro np. w humanistyce można przyznać habilitację bez napisania monografii jedynie za tzw. cykl artykułów, czyli nie wiadomo co.
- Niektóre kryteria są uznaniowe.
- Miałem to szczęście ze Kierownik Katedry pilnował i nakreślał kryteria uzyskania stopnia dr hab. pracownikom jednostki (który cały czas się modyfikowały).
- Tak, kryteria są mi znane i są przestrzegane w jednostce, natomiast ich interpretacja jest bardzo elastyczna i umożliwia sytuacje jak w pkt.3
- w zasadzie są przestrzegane ale występują dodatkowe wymagania, nigdzie nie zapisane, ustalone przez władze wydziału
- Są powszechnie dostępne.
- błąd jak w pyt. nr 1 odpowiedż: "tak" na pierwszą część pytania i "raczej tak" na pytanie dot. przestrzeganie kryteriów (jak w pyt. powyżej)
- jw
- Nie są bo komisje habilitacyjne i recenzenci bywają dobierani stronniczo.
- Kryteria są precyzyjnie określone w aktach prawnych. Nie da się jednak precyzyjnie zapisać kryteriów oceny jakości prac - tu potrzebna jest ocena ekspercka, której rolę pełni (raczej lepiej niż gorzej) ocena przez recenzentów.
- W mojej jednostce te kryteria są na ogół przestrzegane. Aczkolwiek niekiedy występują animozje i konflikty.
- Są one wyrażone zarówno w ocenie punktowej wg MNiSzW, wielkością IF oraz znaczącymi osiągnięciami naukowymi
- Informacja jest dostępna, dodatkowe uchwały Rady Wydziału dotyczące rzetelności i wiarygodności zostały podjęte i opublikowane na stronie Wydziału.
- Tu znów są dwa pytania w jednym. Co innego czy ja znam, a co innego czy są przestrzegane.
- Zauważyłem staranie o przestrzeganie formalnych wymogów postępowania przez moją jednostką. Ale kryteria które ustaliła tzw. reforma Kudryckiej to był bubel, który zawierał wiele niedookreśleń, już na poziomie pisania wniosku. Szkoda, że osoby odpowiedzialne za tamtą reformę i jej błędy nie pozostają pociągnięte do odpowiedzialności ale są znów na czele kolejnej reformy.
- Znam. Co do przestrzegania - vide pyt. 3.
- Znów 2 pytania w jednym.
- Formalne kryteria są przestrzegane. Kłopot tylko z uznaniem co jest "znacznym wkładem autora". Tu niekiedy mam wątpliwości, czy wkład jest rzeczywiście "znaczny".
- Jednostka wprowadza dodatkowe nieprzewidziane w ustawie kryteria
- Byłam członkiem komisji w postępowaniu habilitacyjnym
- Znam
- Znam. Są one na tyle rozmyte, że formalnie są przestrzegane. Im bardziej precyzyjne sformułowanie warunków, tym mniej klucza towarzyskiego (wybitny dorobek to dla jednych samodzielna publikacja w Nature, dla innych 10+ wąskozespołowych artykułów z JCR, ale i dla sumowania 50 publikacji po 5 punktów argumentacja się znajdzie). Na pewno nie powinny do habilitacji być w ogóle dopuszczane osoby z H=0 wg Scopusa/JCR, niezależnie od dziedziny.
- Kryteria te są mi znane oraz przestrzegane w mojej jednostce (co do zasady) . Należy jednak podkreślić, że kluczowym osiągnięciem dla uzyskania stopnia naukowego powinno być istotnie oryginalne i znaczące osiągnięcie naukowe uzyskane po otrzymaniu stopnia dr. a nadto pozostały dorobek naukowy kandydata; jego działalność organizacyjno-popularyzatorska ma znaczenie jedynie pomocnicze. Tymczasem akcenty pomiędzy tymi trzema obszarami nie są rozkładane równomiernie. Często dochodzi do premiowania kandydatów, którzy nie uzyskani istotnie oryginalnego osiągnięcia (głównego), lecz cechuje ich dynamiczna działalność organizacyjna.
- Jedyne zastrzeżenie budzi interpretacja "znacznego wkładu" w daną dyscyplinę. Każdy może interpretować ten zwrot inaczej. W mojej rodzimej jednostce nie zaobserwowałem jak dotąd rażących przypadków nadania stopnia doktora habilitowanego osobie bez dorobku naukowego.
- Kryteria są niskie, kilka arykułów, raczej odtwórczych, dobrze jak jest książka, ale przecież to nie konieczne, może być kilka artykułów...w końcu i tak przejdzie, bo komisje są życzliwe....
- Dwa pytania: tak - znam kryteria, nie zawsze w jednostce są przestrzegane.
- znam zasady
- Znamy kryteria prawne dot. postępowania habilitacyjnego i są one ściśle przestrzegane na WPiA UG
- Kryteria uzyskania doktora habilitowanego są sprecyzowane, jednakże w praktyce kryteria te są lekceważone
- Mam za sobą staż 2 kadencji w CK.
- Znam :).
- Jednostka przestrzega kryteriów ale gdy komisje ds postępowań habilitacyjnych brzmią jednoznacznie pozytywnie rady naukowe nie mają wielkigo pola manewru
- Są one wyraźnie określone w ustawie i nie ma żadnych sygnałów, ze jednostka wymogów formalnych nie przestrzega.
- znam kryteria i w żaden sposób nie są one respektowane przez powoływane komisje (w tym recenzentów)
- Znam, ale ich przestrzeganie jest raczej kwestią traktowaną w jednostce jako "wskazówka" w postępowaniu, nie jakieś precyzyjne wytyczne (pytanie niefortunnie sformułowane - nie do końca wiadomo na które pytanie udzielamy poniżej odpowiedzi TAK/NIE)
- Przestrzeganie tych zasad jest zawsze płynne
- sa przestrzegane
- Nie są przestrzegane.
- Znam. Nie rozumiem, co mam uzasadniać. Znam, bo się tym interesuję.
- Tak, znam kryteria i w mojej jednostce (mocny wydział na uniwersytecie z tradycjami) były przypadki odmowy wszczęcia postępowania habilitacyjnego kilku osobom, które następnie bez problemu uzyskały habilitację na słabszych uniwersytetach (z tym samym dorobkiem, oczywiście)
- Znam kryteria, choć trudno powiedzieć, że są one precyzyjnie określone.
- Nie zauwazyłem nieprawidłowości w przestrzeganiu kryteriów.
- Tak znam. Nie są przestrzegane. Pewnym osobom pomimo słabego dorobku pozwala się na składanie dokumentów w procesie habilitacyjnym a innym o większym dorobku robi się problemy.
- Trudno mówić o precyzyjnie okreslonych kryteriach skoro cały proces habilitacyjny jest dość dyskrecjonalny, sądząc po zawartości bardzo wielu recenzji habilitacyjnych. W mojej jednostce można jednak dowiedzieć się "mniej więcej" jakie są kryteria.
- Znam te kryteria. Nie zawsze są przestrzegane.
- można to bez trudu sprawdzić
- Znam! Raczej są, choć są też wyjątki.
- Tak, są przestrzegane.
- W przypadku pisania kolejnych recenzji sprawdzałem, czy znane mi kryteria nadal są aktualne; wiem, że moi koledzy postępowali w ten sam sposób.
- To oczywiste, ze wszyscy powinni je znać
- Z tego dokumentów z kt. mam styczność na Radzie Wydziału, wynika że tak jest - poprzeczka jest postawiona wysoko (śmiem twierdzić, że może nawet cokolwiek ponad wymagania).
- Dwa pytania w jednym. Raczej znam zasady, choć nie ma kryteriów ilościowych (np. liczba publikacji, liczba konferencji), ale przestrzeganie jest kwestią interpretacji tychże kryteriów, więc trudno powiedzieć.
- te kryteria NIE SĄ precyzyjnie okreslone
- Tak, ale warto zauważyć, że kryteria nie są wystarczająco precyzyjne.
- Nie rozumiem tego pytania. Kryteria są zapisane w ustawie. W jednostce nie ma żadnych dodatkowych (np. bibliometrycznych) kryteriów. Od oceny osiągnięć są recenzenci.
- One nie są bardzo precyzyjnie określone i zresztą nie powinny być. Im dokładniej chcemy coś mierzyć, tym mniej możemy zmierzyć. Echo zasady nieoznaczoności von Heisenberga.
- W postępowaniach, w których brałem udział (nie tylko w macierzystej jednostce) zdecydowana większość kryteriów była szczegółowo dyskutowana.
- Znam, co nie znaczy, że są przestrzegane - pytanie jest sformułowane w mylący sposób.
- W tym pytaniu sa dwa pytania wiec odpowiedz na nie w jednym wyborze moze byc niemozliwa jesli odpowiedz jest rozna. Oczywiscie ze kryteria sa nieprzestrzegane powniewaz decyduja wzgledy ukladow wewnetrznych. Oczywiscie na papierze sa przestrzegane i wszystko proceduralnie jest ok. Np glosowanie odbylo sie. Demokracja tylko ze z opinii wynika ocena pozytywna a glosowanie jest negatywne. Niestety ale kandydat nie podoba sie wiekszosci. Ja siedzisz cicho cos tam grzebiesz w swojej dzialce, bron boze w czyjejs, to mozesz jako ten Nemo isc przez zycie uczelni. Ale to nikomu nie jest potrzebne i niczemu nie sluzy.
- Zanam te kryteria i sądze, że są one przestrzegane. Wciąż jednak można mieć wątpliwościw konkretnych przypadkach, czy ocena dorobku kandydata była sprawiedliwa a nie zawyżona lub zaniżona.
- Tak, warunki uznania dorobku za zasługujący na stopień są znane i przestrzegane w mojej jednostce (z jednym znanym mi wyjątkiem).
- Nie zawsze te kryteria są przestrzegane co wiąże się z pytaniem nr 3, w związku z tym pewne osoby są promowane mimo niewielkich osiągnięć.
- Tak, znam. Co do przestrzegania - niektóre z nich są mocno interpretacyjne".
- Znam rozporządzenie ale średnio jest przestrzegane. W tym pytaniu są w zasadzie dwa pytania, tak odpowiadam na 1, na to w nawiasie - nie
- kryteria formalne zna chyba każdy zainteresowany
- znam i w mojej jednostce sa przestrzegane.
- Kryteria są znane i podkreślane w sprawozdaniach z posiedzeń komisji. Zwykle dbają o to przewodniczący tychże. W postępowaniach, w których brałem udział jako recenzent lub członek komisji również był cytowane niemal dosłownie z ustawy.
- Ja znam, czytałem, analizowałem, pytałem innych, wchodziłem na blogi, fora itd.
- W humanistyce habilitacja jest podstawą dalszego awansu. Kryteriami są udokumentowany dorobek badawczy oraz monografia, lub cykl artykułów, przy czym "środowiskowo" bardziej poważana jest nowa, oryginalna monografia.
- Pytanie zawiera dwie kwestie, na które odpowiedzi mogą być różne. Moja odpowiedz dotyczy 1 części.
- Niedawno uzyskałem stopień doktora habilitowanego.
- Znam i są przestrzegane (nauki przyrodnicze).
- Nie są przestrzegane - ustawa mówi że habilitacja jest istotnym wkładem do nauki - nie trafiłem na taką a recenzowałem kilkanaście
- Na ogół tak, choć niektórzy Recenzenci nadinterpretują tendencyjnie istniejące liczne przepisy
- Odpowiadam "tak" na pierwsze pytanie. W nawiasie jest pytanie drugie, na które nie wiem, gdzie miałbym odpowiedzieć.
- Znam kryteria ale nie są one przestrzegane przez recenzentów wielu postępowań habilitacyjnych
- a nawet te standardy są podwyższone (żaden z recenzentów nie może pracować w instytucie razem z habilitantem)
- Nie są one zapisane, ale "intuicyjnie" znane i przestrzegane. Habilitanci przed rozpoczęciem postępowania zwyczajowo (w pełni dobrowolnie) konsultują stan swojego dorobku z wybranymi profesorami (nie tylko z naszej jednostki) i uwzględniają ich opinie.
- 'Tak' dotyczy pierwszej części pytania. Odpowiedź na pytanie w nawiasie to 'nie', a dokładnie 'nie zawsze'.
- W moim odczuciu znam, a czy znam faktycznie...
- Nowe kryteria habilitacji ustalone przez poprzednie Ministerstwo są bardzo klarowne i w mojej dziedzinie w zdecydowanej większości respektowane
- Wymagania wynikają z ustawy i rozporządzenia. Bardziej kategorycznie są one odnoszone do osób z zewnątrz.
- Moim zdaniem w pytaniu zawarte są 2 pytania - znam kryteria, natomiast nie zawsze są one przestrzegane
- Czytam ustawy. Co do przestrzegania, to mam nadzieję, że tak jest.
- Znam i nie są one precyzyjnie przestrzegane (podobnie jak kryteria związane z profesurą).
- Liczba publikacji na A i indeks Hirscha.
- W humanistyce możliwość przystępowania do przewodu habilitacyjnego na podstawie zbioru artykułów, bez monografii, otwiera drogę do stopnia osobom, które na ten stopień nie zasłużyły. Znam przypadki sztucznego określania artykułów o różnej treści jako tematycznie zwartego i przeznaczonego na rozwiązanie jednego celu zespołu tekstów.
- znam; nie są przestrzegane
- Są przestrzegane całkowicie, nie ma najmniejszych wątpliwości.
- Są przestrzegane selektywnie, choć w większości precyzyjnie
- Odpowiedź "tak" jest tutaj wystarczajaca.
- Mamy kilka uprawnień habilitacyjnych i z dużą starannością prowadzimy postępowania.
- ja znam kryteria, ale to nie znaczy, że w jednostce są przestrzegane
- Znam
- Oczywiście. Główne kryteria zdefiniowane są w ustawie, i krótko podsumowując musi być wyraźne osiągniecie habilitacyjne czyli jasno zdefiniowane osiągnięcie naukowe potwierdzone istotnym jakościowo przyrostem dorobku naukowego po doktoracie, potwierdzone publikacjami w jak najlepszych recenzowanych czasopismach naukowych bądź patentach, najlepiej także potwierdzone dobrą recepcja na świecie na przykład w formie dużych cytowań, ale także inne przejawy uznania środowiska typu zaproszenia do wygłoszenia wykładów, robienia recenzji, etc. Jest jeszcze kilka innych istotnych spraw, które zdefiniowane są w ustawie, ale mam tu za mało miejsca aby się rozpisywać. Najważniejsze żeby to było osiągnięcie i dorobek habilitanta (musi odgrywać wiodącą rolę w pracach) a nie jego współautorów i szefów.
- Znam, ale nie jestem w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście są precyzyjnie przestrzegane.
- Łatwiej jest teraz uzyskać ten stopień, ale nie znam opinii wszystkich osób z jednostki.
- Kryteria są znane, chociaż jednostka nie ustaliła limitów punktowych.
- Znam. Czy są przestrzegane? Nie.
- W jednym pytaniu są dwa pytania a tylko jedna odpowiedź do wyboru - co za źle skonstruowana ankieta. tak są mi znane kryteria. nie, czasami nie są przestrzegane, niektóre kryteria są ignorowane.
- Obowiązuje zasada uznaniowości.
- Dwa pytania w jednym. Błąd w sformułowaniu pytania.
- Po wprowadzeniu ustawy 2.0 nie było szkolń w tym zakresie; poprzednia ustawa, zasady przyznawania stopnia były znane.
- tak, sama przeszłam przez tą procedurę
- Znam kryteria, ale nie są w mojej jednostce przestrzegane, należy te postępowania zweryfikować.
- Poza przypadkiem wspomnianym wyżej - z tego, co mi wiadomo, w moim instytucie (który ma uprawnienia do nadawania stopnia dra habilitowanego) przestrzega się dość rygorystycznie tych kryteriów.
- Taką mam wiedzę z posiedzeń komisji i rady naukowej mojego wydziału.
- Byłam wielokrotnym recenzentem wniosków habilitacyjnych i profesorskich
- To właściwie dwa różne pytania. Znam kryteria natomiast ich przestrzeganie jest zwykle spełniane, są jednak wyjątki.
- Podaje je ustawa, ale nie jest jednoznaczne, czy mają być spełnione wszystkie czy niektóre.
- chociaż określenie: wystarczająca liczba publikacji i wystarczający IF, są nieprecyzyjne, a można podać konkretne wartości
- znam przypadek nie przestrzegania zasad w innej jednostce, a sprawa dotyczy osoby z mojego zakładu
- Kryteria nie są liczbowe, dotyczą doskonałości naukowej w skali międzynarodowej w konkretnej subdyscyplinie naukowej uprawianej przez kandydata.
- Tak znam kryteria, może nie precyzyjnie, ale jakieś umowne progi są podane.
- jestem dziekanem wydziału
- Nie ma możliwości takiego sformułowania kryteriów, aby były one w pełni obiektywne. Percepcja rzeczywistości, z natury rzeczy, jest zindywidualizowana, subiektywna, a co za tym idzie, recenzent zachowując zasady etyki nie jest w stanie uwolnić się w swojej ocenie od pewnych elementów subiektywizmu. Uważam jednak, że mimo niedoskonałości, nie ma lepszej oceny osiągnięć naukowych niż ocena ekspercka.i góruje ona zdecydowanie nad oceną opartą o bibliometrię h-indeks czy podobne wskaźniki, które mogą służyć jedynie bardzo wstępnej ocenie.
- W prawie każdym przypadku kryteria są przestrzegane, zdarzają się jednak pojedyncze przypadki pozytywnych głosowań w przypadkach nieco wątpliwych.
- Tak, znam, bowiem byłem członkiem takich komisji; kwestia przestrzegania, w pewnym zakresie np. wymogów formalnych recenzji, to inna kwestia, często ABSOLUTNIE lekceważona
- Przepisy są przestrzegane, nic nie wiem, aby było inaczej.
- To zależy od Rady Wydziału czy uczelni. Poważne rady stosują się do przepisów prawa, większość nie robi tego, zwłaszcza w szkołach wojskowych i policyjnych.
- musi być określona liczba punktów za osiągnięcie habilitacyjne (powyżej 100), dorobku zewnętrznego (ok 300 pkt lub wyżej), IF najlepiej 5 lub wyżej, prowadzenie grantów
- Tak znam, nie, nie są przestrzegane.
- Tak, znam. Raczej są przestrzegane.
- Ustawa.
- są
- Kryteria formalne są mi znane (o ile w warunkach reformy jest to możliwe). Nie wiem, w jakim stopniu są przestrzegane.
- Tak, bo sam je stosuję. W mojej jednostce bardzo dokładnie analizuje się zgłoszenia habilitacji.
- Moja jednostka ma dobrze zdefiniowane i stosunkowo wysokie kryteria
- Uważam, że kryteria są uznaniowe i absolutnie nieprecyzyjne.
- w zasadzie są - odstępstwo było wyjątkiem
- wynika to ze znajomości przepisów pr.
- Kryteria są precyzyjne i przestrzegane
- Zasadniczo kryteria są przestrzegane
- Akurat w mojej jednostce kryteria są przestrzegane, ale mam wątpliwości, czy na innych uczelniach tak jest. Szczególnie problematyczne jest, jeśli wnioskujący o habilitację robi to w swojej macierzystej instytyucji.
- Transfer wiedzy w mojej jednostce jest na wysokim poziomie. Kryteria -szczególnie od wymiany kadr na poziomie władz jednostki - są wyraźnie komunikowane i przestrzegane. Problemem pozostają osoby z "poprzedniego nadania".
- Tak, ale obserwuje w ostatnim czasie spadek wymagań
- Otrzymałem niedawno temu habilitację. Zatem znam wszystkie kryteria.
- Znam aktualne kryteria, ale uważam, że są one niewłaściwe. Ubolewam, że są one rygorystycznie przestrzegane w mojej jednostce.
- Omawiamy te procedury na rade wydzialu od lat, więc znamy zasady.
- Znam kryteria, ale nie są one precyzyjnie określonych kryteriów. Co to jest "znaczący" dorobek? Pytanie jest źle skonstruowane - zawiera dwa w jednym.
- Władze wydziałów podchodzą do kryteriów określonych w ustawie wybiórczo.
- Tak moja jednostka (n. ścisłe), explicite wymaga co najmniej 5 publikacji, w których habilitant jest autorem korespondencyjnym, w tym co najmniej kilku, gdzie jest jedynym takim autorem. Dodatkowo trzeba mieć kilka co najmniej 5 kolejnych publikacji po doktoracie (nie wchodzących do habilitacji). Raczej wymagane jest również kierowanie przynajmniej jednym gratem.
- Pytanie skłąda się dwóch części. Ja znam kryteria, nie są one natomiast przestrezgane w całej ścieżce kandydata starającego się o uzyskanie stopnia doktora habilitowanego.
- raczej tak
- Moja jednostka nie ma prawa nadawania stopnia dr hab.
- Tzn. znam kryteria obecnie obowiązujące, nie mam jednak szczegółowych informacji dot. planowanych przez Ministerstwo zmian. O ile dobrze mi wiadomo, w mojej jednostce przestrzegano wszystkich przepisów zw. z procesem habilitacyjnym.
- Tak. Znam ustawę i przewodniki publikowane przez MNiSW.
- Zasadniczo tak.
- Ale nie są przestrzegane.
- Wydaje mi się, że tak.
- Z moich wiadomości wynika, że tak
- Jest to wiedza zmienna i to może nastręczać problemów
- Tak znam, szczególnie potrzebę umiędzynarodowienia dorobku. Nie, nie są przestrzegane na wydziale humanistycznym politechniki koszalińskiej, na kierunku europeistyka!
- Moim zdaniem kryteria nie mogą być precyzyjne w ocenie dorobku naukowego. Większym problemem jest uczciwość i odwaga recenzentów, które pozwolą im na oceny zgodnie z własnym sumieniem i kompetencjami i środowiskowa akceptacja takich ocen, przy jednoczesnym braku akceptacji ocen zbyt powierzchownych i niestarannych, zbyt koleżeńskich lub w nieuzasadniony sposób krzywdzących, wrogich. W przypadku wątpliwości recenzent powinien umieć obronić swoją recenzję w dyskusji z kompetentnymi przedstawicielami środowiska.
- Absolutnie nie! W kraju mamy nadprodukcje dr hab. oraz prof. Wystarczy spojrzeć zagranice, że tam trzeba mocno się wykazać dorobkiem na taki tytuł.
- Znam i tak ich nikt nie przestrzega
- Tak, znam i są przestrzegane.
- Nie zawsze są przestrzegane
- Tak, znam i staram się pod ich kontem kształtować swój dorobek.
- Znam wymagania, choć nie do końca wiadomo jak obecnie będą one przestrzegane. Do tej pory władze wydziału monitorowały stopień realizacji wymagań (co 2 lata ocena okresowa). Teraz, po zmianie warunków, nie do końca jest jasne jakie te wymagania będą i jak będą monitorowane (np. ustawa dopuszcza pozostanie na poziomie doktora, bez robienia habilitacji, albo robienie jej na podstawie działalności i osiągnięć dydaktycznych - a mówi się, że na naszej uczelni nie będzie to przestrzegane, że wszyscy muszą zrobić habilitację na ścieżce naukowej).
- Nie ma takich kryteriów - wszystkie istniejące kryteria tylko MOGĄ być brane pod uwagę, ale wcale NIE MUSZĄ. Na Radach Wydziału i w recenzjach recenzenci zwykle biorą pod uwagę to, co chcą - zwłaszcza punkty za publikacje, których w ustawie ani w rozporządzeniu nie ma.
- generalnie obecnie tak, ale według nowej ustawy nie wiadomo
- Kryteria są znane i przestrzegane.
- Kryteria określone Ustawą z 2003 roku tak, natomiast co będzie po 30 kwietnia br. tego nie wie nikt... a jak przyjdzie się otwierać po tym czasie???
- tak, znam
- nie zawsze
- Tak znam. Niestety nie są one przestrzegane w mojej jednostce. Aż żal na to patrzeć!
- Takie kryteria i w skali wydziału, i w ogólnopolskiej 1) albo nie istnieją wcale, 2) albo nie są spójne, tzn zależą silnie od jednostki/bieżącego składu osobowego Władz uczelni. Gdyby kryteria były spójne, wystarczyłby prosty system informatyczny (do wypełniania formularza i załączania publikacji) i działalność CK (do zatwierdzania np. habilitacji) była by zbyteczna.
- Kiedyś myślałam, że te kryteria są zamieszczone w rozporządzeniu ministra, ale okazało się, że komisje habilitacyjne maja własne wytyczne - "swojskość".
- Tego chyba nigdy nie będzie. Bo co oznacza precyzyjne? Wypełniamy ankietę, formularz. Dalej automatyczna weryfikacja nadaje stopień. Ewentualną prawdziwość informacji weryfikuje komisja lub sąd?
- Zdecydowanie nie ma takich kryteriów! Czy określenie "znaczący dorobek" coś mówi?? Po raz trzeci kieruję na stronę autoreferató i dorobku habilitantów oraz sporządzonych recenzji.
- Nigdzie nie ma takich kryteriów, bo ustawa tego nie wymusza. Wszystko jest względne.
- - przecież takie kryteria formalnie nie istnieją - te które są, są określone przez ustawę, która nie podaje ilościowych kryteriów (w konsekwencji są one bardziej uznaniowe)
- Oczywiście jakieś kryteria, bardzo ogólne, spisano, ale w praktyce nikt się nimi szczególnie nie przejmuje. Spełni je każdy, kto ma je spełnić jako PRZEZNACZONY do habilitacji, a nie spełni nikt, kto się z przeznaczeniem minął.
- nie ma nigdzie precyzyjnych kryteriów. Jednemu dają habilitacje gdy ten ma na koncie 1 publikację a innym odmawiają
- Cały czas wymagania się zmieniają. W ustawie są ustalone wymagania minimalne, lecz CK decyduje czy ktoś uzyska stopień doktora habilitowanego czy nie. Często jest tak, że wymagania są podwyższane by rozpocząć procedurę nadania stopnia.
- Wiadomo mi, że jest oceniany dorobek. Niemniej można sądzić, że nikt nie czyta tego, co składa się na ten dorobek. Świadczą o tym pozytywne oceny w postępowaniach habilitacyjnych, tam gdzie wydawałoby się to niemożliwe. Szeroko znane jest też dzwonienie i proszenie o pozytywne recenzje pomiędzy profesorami Uniwersytetów. Niejednokrotnie argumenty są w stylu - musi dostać habilitację bo nie ma zastępcy w danej jednostce.
- błędnie sformułowane pytanie, zawierające 2 odrębne kwestie
- Nie ma precyzyjnych określeń kiedy jest się gotowy do złożenia wniosku a kiedy jeszcze nie.
- w przypadku habilitacji BEZWZGLĘDNIE powinny być określone OBIEKTYWNE warunki, które należy spełnić aby uzyskać stopień (np. liczba pkt za publikacje). Z uwagi na to, że w postępowaniu oceniane są różne aspekty działalności zawodowej (nie tylko działalność naukowa, ale dydaktyczna, organizacyjna, wyjazdy zagraniczne itp.) powinno być JASNO określone ile minimalnie obszarów należy spełnić (nie można realizować się na każdym polu w 100%!)
- nie znam, wiadomo, że trzeba wykazać różne osiągnięcia w różnych obszarach, ale brak precyzyjnie określonych wymogów i wyznaczonych granic
- Nie ma takich kryteriów
- Jest wysoki stopień uznaniowości.
- Nie ma precyzyjnych kryteriów, ale w mojej jednostce wyznaczono poziom rozwoju i przyrostu osiągnięć, który pozwala ubiegać się kandydatom o stopień dr hab. Przepisy pozwalają jednak, aby kandydat zwrócił się do dowolnej jednostki i wtedy takie zasady, czy tez kryteria mogą nie mieć znaczenia. Znam przykłady osób, które w ten sposób osiągnęły awans naukowy, pomimo faktu, że w mojej jednostce nie miałyby na to szansy.
- nie ma warunków brzegowych
- Jednostka nie ma praw.
- Przecież nie ma takich obiektywnych, jasno ustalonych kryteriów. Wszystko jest uznaniowe.
- Nie ma czegoś takiego jak jasne kryteria. To byłoby zbyt proste. Wszystko jest oceniane jak w jeździe figurowej na lodzie. A kryteria podawane są wtedy, gdy już niczego w swoim dorobku za dany okres nie można zmienić. Zresztą system oceny pracowników działa podobnie.
- Jedynym kryterium są "punkty", Nauka nikogo nie obchodzxi.
- Kryteria znam, lecz nie są one przestrzegane.
- Kryteria są opisane w przepisach, ale zawsze daleko im było do precyzji. Nowa ustawa zostawia jeszcze większy zakres uznaniowości, niż stara.
- Znów pytanie mające charakter tendencyjny. Zawiera ono dwa elementy, których nie da się rozdzielić udzielając odpowiedzi, a chyba nie o to chodzi (a może właśnie chodzi???). Nie można moim zdaniem ustalić precyzyjnych kryteriów uzyskania stopnia doktora habilitowanego, bo jakie miałyby to być kryteria? Przykładowo: należy uzyskać 10 publikacji o sumaryczny IF nie mniejszym niż 18 i legitymować się indeksem H nie mniejszym niż 6 - Mili Państwo, przecież to absurd, wręcz niedorzeczność. Poza tym ludzie oceniają dorobek subiektywnie, coś przemawia do człowieka, coś nie. W prace kandydata należy się wczytać i wyrazić dopiero wtedy swoją opinię. Mechaniczne odhaczanie pozycji wymaganych jest dobre przy okazji przygotowań na obóz "survivalowy", a nie przy ocenianiu dorobku połowy życia zawodowego człowieka. JESTEM PRZECIWNY TAKIEMU PODEJŚCIU!
- Moja jednostka nie ma praw do habilitacji, ale nie we wszystkich jednostkach w których prowadzone są postępowania habilitacyjne są znane kryteria, to jest największy problem, że te kryteria nie są sztywno określone.
- Takich kryterów nigdzie nie ma, a powinny być jednolite na wszystkich uczelniach.
- O ile wiem takich kryteriów nie ma oprócz tego co jest zapisane w ustawie. Ludzie między sobą jedynie rozmawiają na ten temat a opinie są różne.
- kryteria są płynne (dość dużo uznaniowości) co niektórzy wykorzystywali do robienia habilitacji za granicą
- W teorii one są podane ale tutaj również innaczej patrzy się na osoby habilitujące się z cyklu 4-5 publikacji a inaczej na osoby habilitujące się z "książeczki"
- Oczywiście poczta pantoflowa mówi coś o sumarycznym IF i min liczbie publikacji, ale oficjalnie nikt nie podaje tych wartości.
- nie znam i nie potrafiłam ich znaleźć
- odpowiedź "Nie" oznacza, że są kryteria, ale to tylko wskazania, nie da się ściśle ująć wszystkiego w ramy i nie powinno się sztywno trzymać narzuconych ram - to może pomagać ale nie powinno ograniczać
- Ujednolicone kryteria nie istnieją, każda jednostka ustala swoje, różne dla różnych dyscyplin.
- po prostu nie znam
- Nie istnieje takie pojęcie, wszystko jest względne
- Wiem, że precyzyjnych kryteriów nie ma i raczej nie będzie, zresztą ocena znaczącego wkładu w rozwój dziedziny jest bardzo idiotyczna. Nieznaczące osiągnięcia publikowane w znanych czasopismach po układach mogą być uznane za wielkie, podobnie jak znaczące wyniki mogą zostać uznane za nieistotne i autorzy mogą mieć kłopoty z publikacją, tak było w wielu przypdkach. Zarówno indeks Hirscha jak ilość publikacji w znaczących czasopismach nie są ocena tego co zawierają te publikacje i jakiego rodzaju mają wpływ na rozwój nauki jedynie można na ich podstawie określić, wielkość tego wpływu. Ale według mnie duży wpływ nie oznacza dobry. Podobnie jak Kościół ma wielki "znaczący" wpływ na rozwój cywilizacji pomimo, ze szerzy wielkie kłamstwo.
- O ile wiem nie ma precyzyjnych wymagań. Każdy przypadek traktowany jest raczej indywidualnie
- Kryteria nie są wcale takie jednoznaczne, a tak naprawdę to rady wydziałów dopuszczają do habilitacji lub nie i to uczelnie stawiają warunki, które w różnych jednostkach bardzo się różnią (różnica może wynosić 400 punktów MNiSW oraz 6 IF)
- Czy takie są?
- Awans zależy od układów z władzami uczelni, kryteria zmieniają się w zależności od tego, kto akurat ma być "przepchnięty" lub zablokowany.
- Nie znam kryteriów jednostki, w której staram się o habilitację.
- Kryteria to pobożne życzenia.
- Nie ma precyzyjnych kryteriów. Przykład osobisty. Złożyłem wniosek do CK bez powiadomieni o tym dziekana swojego Wydziału bo na to pozwalało mi prawo. Na moim Wydziale panuje nieformalny zwyczaj kolejki osób ubiegających się o stopień dr hab.. Oczywiście kolejkę tych osób arbitralnie ustala dziekan bez względu na dokonania naukowe habilitanta. Puszczane są gorsze habilitacje, a wstrzymywane lepsze z obawy, że te gorsze nie przeszłyby przez CK. Co więcej dziekan ustalił samowolnie, że na danej Radzie Wydziału może być otwarty tylko jeden przewód habilitacyjny twierdząc, że w CK jest źle widziane wiele habilitacji w tym samym czasie z jednego Wydziału. W moim przypadku wniosek z CK wrócił na Wydział bo taki został wskazany. Dziekan przetrzymał mój przewód przez 4 miesiące. I tu widzę błąd ustawodawcy, który zostawił wolną rękę dziekanowi Wydziału, którego prawo nie zmusza do działania w określonym ustawowo czasie. Ciąg dalszy pod punktem 5.
- Wydział Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy stosował niejasne kryteria uzyskania stopnia doktora habilitowanego. Dziś na szczęście dla polskiej nauki ma odebrane prawa habilitowania.
- są BARDZO nieprecyzyjne
- Niektóre wymogi są czystą fikcją "jednych obowiązują innych nie"
- nie ma takich kryteriów
- Nie, gdyż ciągle są prowadzone prace nad statutem. A w tym nie wiadomo co będzie zawarte. wersji jest kilka. Nie znane są też warunki oceny, kolejnego demotywatora dla naukowca. Bo pisać o byle czym, byle punkty były to chyba nie jest wyznacznik nauki.
- Ustawy i rozporządzenia precyzują kryteria. CK często przypominała podstawowe zasady. Są jednak nagminnie łamane. Np. jeśli chcą kogoś odsunąć, to nie uruchamiają przewodu aby od recenzentów dowiedzieć się o wartości dorobku a sami powołują KOMISJĘ która nie otwiera przewodu, np. z uwagi na wątpliwości czy dorobek jest w danej dyscyplinie - znam to z autopsji!!!
- Wg mnie nie ma takich kryteriów. Dodatkowa nie da się ich stworzyć tak aby bezstronnie i obiektywnie mogły określić czy dany kandydat je już spełnia czy nie. Jednak da się nieco lepiej określić ramy, w których można by było się poruszać oceniając dorobek habilitanta.
- Nie wiem, czy są jakieś wytyczne. Mam nadzieję, że jest to rozpatrywane indywidualnie. Nie wiem jak prównać kogoś, kto tworzy standardy i publikacje w ważnych czasopismach. W zależności od dziedziny może to mieć różny wpływ.
- w Jednostce każdy musi się sam martwić o swoj rozwój naukowy
- Jeśli kryteria takie byłyby ścisłe żadne CK nie byłoby potrzebne. Każda publikacja ma swoją liczbę autorów i IF. wystarczy klarownie procentowo określić, że na przykład pierwszy autor i corresponding wnoszą po tyle samo punktów, reszta proporcjonalnie i mamy jasną sprawę. Podobnie należałoby określić punktacje w innych ważnych punktach dorobku (granty, ocena ich wykonania, monografie itd.). Po zdobyciu przez delikwenta odpowiedniej ilości punktów AUTOMATYCZNIE staje się doktorem habilitowanym. Im więcej mają do powiedzenia panowie z "gremiów" tym gorzej.
- Uzyskanie doktora habilitowanego to raczej splot uwarunkowań związanych z układami towarzyskimi niż rzeczywistym dorobkiem habilitanta.
- Kryteria stosowane są uznaniowo. Myślę, że niezbędna jest konkretyzacja kryteriów w dokumencie ogólnopolskim dla danej dziedziny nauki.
- Nie ma takich kryteriów - oparte są na ocenie subiektywnej recenzentów.
- Znam przypadek pomyślnego przeprowadzenia przewodu habilitacyjnego za granicą (Niemcy), (następnie nostryfikowanego w Polsce), w którym jednym z recenzentów w przewodzie był współautor prac przedstawionych jako osiągnięcie naukowe.
- każdy recenzent ma swoje fobie oraz istnieją fobie grupowe, zmienne w czasie, ogarniające większą liczbę recenzentów i rad decydujących o wszczęciu i przyznaniu stopni
- Kryteria uzyskania stopnia dr habilitowanego nie zostały precyzyjnie określone. Problem polega na tym, że stopień ten uzyskują zarówno osoby z bardzo niską, jak i bardzo wysoką liczba cytowań. Różnica ta dotyczy także pozostałych wskaźników bibliometrycznych.
- Kryteria oceny zawarte są w rozporządzeniu. Nowa ustawa 2.0. jest ogólna w tym zakresie. Kryteria określi Senat uczelni. Jak na razie nie wiadomo czego się spodziewać. Skandalem jest brak dłuższego okresu przejściowego dla osób zatrudnianych na nowych zasadach w 2011 roku (wymóg 8 lat na habilitację liczony od 2013 r.). Jeśli Senat uczelni określi nowe zasady to wielu osobom, które przymierzają się do złożenia wniosku może to zablokować rozwój naukowy na kilka lat. Wystarczy, że znajdzie się zapis, że trzeba mieć opublikowaną książę w wydawnictwie za 200 punktów lub odbyć kilkumiesięczny staż poza granicami kraju.
- Często ostateczny rezultat zależny jest od uznania, rozpoznawalności i znajomości w środowisku.
- Chyba, że wg. uznania Profesora - to wtedy odpowiedź jest na tak.
- Obecne jest takie zamieszanie, że nikt nic nie wie
- 2 pytania w jednym- mogą być rozbiezne odpowiedzi
- Nie ma precyzyjnych, są zwyczajowe. Prawie zawsze przestrzegane.
- Niejasne są kryteria. Oceny zależą od konkretnych recenzentów.
- Ja znam ustawę i do niej się stosowałam, jednak znam przypadki, gdy faktycznie decydowało wezwanie na "przesłuchanie" przed komisją i nie miało to żadnego związku ani z dozwolonymi w ustawie powodami, ani z etyką. Chodziło wyłącznie o stworzenie sytuacji, w której osoba poddana presji miałaby się skompromitować. W ten sposób przekreślano cały jej dorobek. Ponadto osoba referująca działanie komisji przed radą wydziału prezentowała kandydata w takim świetle, by maksymalnie zmniejszyć jego szanse, chociaż dwie recenzje były pozytywne. Ostatecznie prezentowano stanowisko, że gdyby nie owo "przesłuchanie", trudno byłoby się zorientować, że ta osoba "nie zasługiwała" na stopień, więc dobrze - dla nauki polskiej - że ja przesłuchano..
- Przykłady są, ale anonimowa ma być ankieta.
- Nie potrafię uzyskać jednoznacznej odpowiedzi. Co to znaczy wystarczający dorobek naukowy?
- Po ostatnich zmianach ustawy nie znam na 100 % kryteriów. W jednostce są przestrzegane.
- Jak ktoś może habilitować się w dowolnej placówce UE to nie można mówić o kryteriach.
- Układy, układy, układy. Wiadomo, trochę punktów należy mieć, potem już tylko należy odpowiednio dobrać recenzentów.
- Nie znam ponieważ nie ma takich kryteriów - recenzje są subiektywne i zależą od miejsca osoby zainteresowanej w sieci wzajemnych powiązań ( co można nazwać mongolsko-bizantyjskim kapitałem społecznym).
- Są one raczej nieprecyzyjne: trudno ocenić ile trzeba mieć publikacji i jakich, itd.
- Nie ma takich precyzyjnych (jakościowo-ilościowych) kryteriów.
- Nie interesowałem się tym. Z tego co wiem, to nigdy nie było takich precyzyjnych kryteriów, które by pozwalały obliczyć w 100% (np. na podstawie jakiegoś algorytmu, wskaźników cząstkowych itp.) czy otrzymam owy tytuł przed złożeniem wniosku o habilitację. Kryteria zawsze były miękkie - to znaczy zawsze profesorowie decydowali subiektywnie o przyznaniu habilitacji a nie precyzyjne kryteria, które by wykluczały widzimisię kadry profesorskiej
- Podstawą nadania stopnia bywają prace bardzo słabe, wtórne i nie świadczące o samodzielności.
- pytanie podwojne 1 czesc TAK druga NIE
- Wybór recenzenta i członka komisji następuje czasem wbrew dobrym obyczajom (dziekan sam wybiera swoich "ludzi")
- Nie są one nigdzie w przypadku mojej dziedziny precyzyjnie podane. Jest to bardziej uznaniowe i zależy od tematyki, która dana osoba się zajmuje
- Nie wydaje mi się, aby były precyzyjnie określone kryteria, a więc liczba publikacji, całkowity IF, liczba punktów ministerstwa, indeks Hirscha, itp.
- To są dwa różne pytania lecz na oba mogę udzielić takiej samej odpowiedzi. Nie znam kryteriów. Nie mam bladego pojęcia czy są przestrzegane.
- Nie są precyzyjnie ustalone, są uznaniowe w zależności od dziedziny. Brak informacji na temat: - ile artykułów naukowych w czasopismach z listy filadelfijskiej powinien posiadać w osiągnięciu habilitacyjnym habilitant; - jak oszacować wkład w autora w artykule - ile punktów ministerialnych w publikacji wieloautorskiej; - ile publikacji i jakiego rodzaju w dorobku naukowym habilitanta powinno się znaleźć.
- Nikt ich chyba nie zna.
- Pierwsze słyszę, że są jakieś ściśle określone kryteria, raczej są to pewne nieformalne kryteria obowiązujące na poszczególnych Wydziałach, których spełnienie umożliwia podjecie działań.
- Te kryteria nie są do końca zdefiniowane, bo chyba nie jest to możliwe. Decyduje opinia środowiska, dyrekcji i władz dziekańskich.
- nie da sie odpowiedzieć tak lub nie na to pytanie, gdyż zawiera ona dwie treści. Znam kryteria, ale nie są przestrzegane w mojej jednostce
- nie ma jasno określonych kryteriów
- ale znam takie z innych jednostek
- W tym pytaniu są dwa pytania, na które mogą być rożne odpowiedzi. Ad1. Nie tylko, że nie znam kryteriów, ale uważam, że nie są one precyzyjnie określone. Ad 2. Czego więc przestrzegać. Habilitacja od habilitacji rożni się bardzo. Myślę (jestem pewien), że można uzyskać habilitację będąc (w zmowie) dopisywaną do publikacji eksperymentalnych nie wykonując żadnych badań a skupiając się co najwyżej na pisaniu tych publikacji.
- Nie są one przestrzegane. Poza kryteriami obowiązują inne uwarunkowania w prowadzeniu postępowania> Stanowią je ustalenia składów komisji, uruchomienie wszelkich koneksji i układów. Np. do komisji habilitacyjnej powołuje się jak członka podwładnego w stosunku do habilitanta. Sądzę, że w grę wchodzi także korupcja.
- Poza ustawowymi kryteriami, nie znam innych kryteriów.
- Jakie kryteria? Sama ustawa jest elastyczna. Na Słowacji (nie dotyczy to znanych docentur) są jasne kryteria. Przepisy mówią, że stopień doktora habilitowanego dostaje się, za taką i taką liczbę publikacji, z czega tyle i tyle musi być minimum opublikowanych z czasopism obecnych w bazach JCR!
- Nie interesowałam się jeszcze tymi kryteriami, ale biorąc pod uwagę, że obecnie adiunkt z habilitacją zarabia tyle samo co adiunkt bez habilitacji, wiele osób może być zniechęconych do intensywnej pracy, której wymaga procedura habilitacyjna.
- W macierzystej Jednostce nie ma żadnych wewnętrznych ustaleń co do wyrażania zgody na przeprowadzenie przewodu habilitacyjnego. W obiegowej opinii nawet "Pani z portierni" dostałaby zgodę.
- Błąd w pytaniu. W jednym pytaniu pytają Państwo o dwie różne rzeczy.
- nie, są one uznaniowe, więc łatwo promować osoby z układu towarzysko-rodzinnego itp.
- Nie znam i nie wiem, czy są przestrzegane.
- Nie ma takich kryteriów. Wprawdzie w mojej dziedzinie (historia) członkowie CK (3) reprezentujący tę dziedzinę obsadzają się we wszystkich komisjach w roli ich przewodniczących, bez względu na prezentowaną przez nich specjalizację, to w żaden sposób nie służy to ujednoliceniu kryteriów, a z pewnością służy polepszeniu dochodów:). Widać to choćby po wypowiedziach członków CK odnotowanych w protokołach, które nie prezentują spójnej linii "orzecznictwa". Natomiast da się zauważyć, czego już nie widać w protokołach, próby narzucania innym członkom Komisji habilitacyjnych kierunku postępowania bez wyraźnych motywów merytorycznych, ale wedle własnych upodobań, które w tej sytuacji nie są traktowane jako wypowiedzi jednego członka Komisji, ale jako wypowiedzi TEGO członka Komisji, z którym polemizowanie może odbić się czkawką w dalszych procedurach awansowych prowadzonych przez CK. Całą tę sytuację uznaję za skandaliczną.
- Kryteria ustawowe podlegają interpretacji i kontekstowi dorobków w dyscyplinie. Jest pole do nadużyć i tym samym nieprzestrzegania literalnego zapisu.
- W każdym przypadku sa inne.
- Jak wyżej wszystko zależy od "składu" Komisji
- W obecnej sytuacji (wprowadzania ustawy 2.0) nie znam, jednak jest to zrozumiałe.
- W tej chwili nie znam precyzyjnie; kiedyś zapoznawałem się i nie wszystko było dla mnie jasne; teraz z kolei znów są zmiany; najgorszą rzeczą, że nie ma kogo się poradzić i uzyskać rzetelne informacje na temat zasad oceny jakości dorobku czy też, jak powinno wyglądać osiągnięcie habilitacyjne w danym przypadku - krążą domysły, półprawdy, wykluczające się opinie; może jakaś niezależna poradnia
- Jak się czyta recenzje (głównie doktoratów) to są one bardzo różne - zarówno rozmiarem (od 3 stron do 12) oraz treścią merytoryczną. Recenzje prac hab. nadal są "tajne".
- To nie są ścisłe kryteria tylko wytyczne, a wszystkich z nich większość ciężko pracujących naukowców nie jest w stanie spełnić.
- Kryteria są w znacznym stopniu zależne od recenzentów a regulacja ze strony jednostek nie zawsze odpowiada rzeczywistości.
- Nie ma i nie mogą być jasne kryteria uzyskania stopnia doktora habilitowanego czy profesora, ponieważ tak jak w sporcie trudno zmierzyć "wysokość skoku o tyczce" habilitanta. Punkty ministerialne nie określają i nie mierzą osiągnięć a dają jedynie pogląd o dokonaniach badanej osoby.
- Nie znam precyzyjnie określonych kryteriów a moja jednostka na chwilę obecną nie ma uprawnień habilitacyjnych.
- W kontekście zmian prawnych (2012, 2018) panuje zamęt odnośnie kryteriów uzyskania tego stopnia. Słychać różne wersje, i widać różne implementacje tego prawa.
- Kryteria są dosyć ogólne, nie ma konkretnie wymienionych wartości parametrów scjentometrycznych (IF, pkt MNiSW, indeks h) wymaganych do uzyskania stopnia dr hab., ale uważam że doświadczony recenzent doskonale oceni dorobek habilitanta. Uważam że kryteria habilitacji sformułowane w takiej postaci są wystarczające.
- Do tej pory kryteria były dość ogólne i nie były rygorystycznie przestrzegane. Uważam jednak, że ma to swoje złe i dobre strony: z jednej strony trzeba było polegać na zdaniu Władz Jednostki, z drugiej jednak badań naukowych nie da się określić systemem zero-jedynkowym ustalając sztywne ramy czy przeliczniki.
- Już reforma min. Kudryckiej zwiększyła uznaniowość kryteriów. Niektórzy przestrzegają starych zasad, inni sztywno trzymają się nowych.
- Znów nieprawidłowo sformułowane pytanie - 2 w 1. Kryteria nie są precyzyjnie określone w samej ustawie. Trudno się dziwić, że osobie, która nie potrafi sporządzić prostego kwestionariusza, odmawia się habilitacji.
- Znam stosowne sformułowania ustawowe ale na pewno trudno je określić mianem precyzyjnych.
- Na tak postawione pytanie nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. W zakresie nauk prawnych nie ma prostych kryteriów oceny (np. IF). Zdarza się, że kandydat ma liczne publikacje, ale raczej drobne, o charaktrze przycznkarskim, a w innym postępowaniu publikacji kandydat ma mniej publikacji, lecz mają one charakter małych studiów. Niestety punktacja czasopism na liście czasopism naukowych nie jest miarodajna, gdyż lista została wadliwie przygotowana. Publikacje w niektórych czasopismach otrzymuja małą liczbe punktów, chcoiaż w środowisku właśnie to czasopismo cieszy się dużym uznaniem. Są także czasopisma wysokopunktowane, w których łatwo opublikować słaby tekst. Nie da się więc ściśle określić kryteriów oceny prac naukowych (przynajmniej w naukach prawnych), a próby takiego określenia będą raczej skazane na niepowodzenie (bo nawet w tej dyscyplinie istnieje duże zrózniowanie poziomu prowadzonych badań).
- Ciężko o konkretne, precyzyjne kryteria
- Kryteria są moim zdaniem zbyt ogólne i stwarzają duże pole do interpretacji.
- Kryteria w Polsce nie są precyzyjnie określone i stosuje się różne dla różnych naukowców. Szczególnie naganny jest brak minimalnego kryterium dorobku i współpracy z zagranicą.
- Często ulegają zmianie i aktualnych, szczegółowych wytycznych nie znam.
- są zbyt opisowe i dlatego stanowią kanwę do łamania prawa
- Kryteria są nieprecyzyjne, zmienne i traktowane uznaniowo.
- Nie znam, ale gdyby były, to łatwo byłoby je "obejść" czy też "grać pod nie".
- Nie znam a tzw. procedury habilitacyjne są umowne i niejednoznaczne.
- Mój wydział żąda od habilitanta monografii oraz cyklu artykułów tematycznych pomimo tego - obu tych elementów, jako warunku do dopuszczenia do habilitacji
- Kryteria te nie są precyzyjnie sformułowane, a ich interpretacja znacząco różni się pomiędzy jednostkami, np. odnośnie wymaganego indeksu Hirscha, czy liczby publikacji.
- Nie znam precyzyjnie określonych, aktualnych kryteriów.
- znam kryteria, nie sa przestrzegane w mojej jednostce.
- kryteria są zbyt rozmyte. Co to znaczy: znaczący dorobek? Znaczący wpływ na naukę?
- Jest komisja oceniająca dorobek naukowy przed wszczęciem postępowania habilitacyjnego
- znam, ale nie są przestrzegane, ponieważ są równi i równiejsi
- Mam wrazenie, że kryteria nie są precyzyjne. Pod pojęciem "znaczący dorobek naukowy" kryje się szereg działan, które są subiektywnie oceniane przez recenzentów (np. publikacje z listy A, cytowania)
- bardziej jest to uznaniowe i koleżeńskie
- Mimo próśb kierowanych do kilku jednostek mogących przeprowadzić przewód nie udało mi się uzyskać konkretnych kryteriów - kierowano mnie do rozporządzenia - ale powszechnie wiadomo, ze jednostki maja swoje wytyczne często dot minimalnych ilości punktów publikacji cytowań itp
- Patrz odpowiedź na pytanie 3
- Znam zasady, ale nie są one przestrzegane. W sposób zakulisowy zniechęca się, strasząc odrzuceniem, habilitacji z serii artykułów- wymuszane są monografie.
- stosowane są wybiórczo, tak jak było kiedyś
- Znam. Nie są przestrzegane. (Zaznaczone - nie wiem, bo dwa pytania A jedna możliwość wyboru :) błąd twórcy ankiety.
- Mimo nowej ustawy nie ma precyzyjnych warunków, nadal jest uznaniowość.
- NIe znam nowych, ale te które były wcześniej były przestrzegane.
- W mojej jednostce nie ma mozlwości uzyskania habilitacji w mijej dyscyplinie.
- Znam kryteria, jednak nie są one precyzyjne.
- nie jestem pewien czy moja wiedza w tym zakresie jest w pełni aktulana
- kryteria się zmieniają i co roku słyszę coś nowego, nie wiem co jest aktualne
- Kryteria znam - przynajmniej te określone w ustawie. Ale jakimi kryteriami kierują się recenzenci - to już tajemnica... Moja jednostka nie nadaje stopnia dr hab, więc połączenie tych dwóch pytań w jedno jest bez sensu.
- Tutaj również są 2 pytania! A co jeśli znam kryteria, a nie są przestrzegane?
- Pytanie źle skonstruowane. Nawet jeśli znam to nie znaczy że są one zawsze przestrzegane
- Wydział mie ma uprawnień w dyscyplinie, w której pracuję.
- Nie wiem w jakim stopniu kryteria są przestrzegane w mojej jednostce. Same kryteria też nie są do końca precyzyjne. Z rozmów z innymi naukowcami wynika, że na niektóre aspekty zwraca się większą uwagę, na inne mniejszą. Kandydat nie ma więc jasno określonych wytycznych.
- Pytanie jest nieprecyzyjne o jakich kryteriach jest mowa ? Wymogi ustawowe dotyczące stopnia habilitowanego są dość "otwarte" (nie określone precyzyjnie). Jeśli literalnie odpowiedzieć na to pytanie to nie znam precyzyjnie (nie potrafię ich wyrecytować) wymogów zawartych w przepisach ustawowych. W moim przekonaniu jeśli jednostka wprowadziłaby bardziej precyzyjne kryteria niż te opisane w przepisach ogólnych, z punktu widzenia prawnego łamie te ogólne przepisy, ustawodawca nie wprowadził możliwości aby jednostka zawężała lub precyzowała zapisy ustawowe.
- Pytanie źle sformułowane: jedna odpowiedź na dwa pytania!
- Oczywiście te kryteria są znane, ale podlegają one różnym interpretacjom...
- Warunki uzyskania habilitacji nie są precyzyjnie określone
- nie znam
- Nie wgłębiałam się w temat, bo ten tytuł mnie nie interesuje-zbyt wielu sfrustrowanych ludzi widziałam, którzy o niego walczyli i przegrali -walkę nie tylko z systemem, ale rozpoczęli walkę z depresją, rozwodami, problemami zdrowotnymi itp. Moim celem jest tworzenie jak najlepszej jakości badań. A o pracę się nie martwię, dostaję codziennie różne oferty pracy z zagranicy- może zostanę, a może nie. Czas pokażę na ile miejsca pracy na uczelniach będą stawiały na jakość badań- czyli też na czas naukowcom i pieniądze na badania i dobre płace.
- Wydział na którym pracuję nie miał dotychczas uprawnień habilitacyjnych
- W tym punkcie sformułowano 2 pytania, na które można udzielić różnych odpowiedzi - ankieta zawiera elementarne błędy!
- To pytanie jest bez sensu bo czym innym jest czy znam precyzyjnie kryteria (nie znam) a zupełnie czym innym jest pytanie czy są przestrzegane (nie wiem). Jak będziecie Państwo interpretowali odpowiedź NIE - że nie są przestrzegane ?
- Błędnie sformułowane pytanie. Tu są dwa odrębne pytania. 1) Kryteria ja znam. 2) Przestrzeganie kryteriów w jednostkach może być różne.
- Jeśli osiągnięcia mierzone punktami są wysokie zwykle sprawa nie podlega dyskusji. W przypadku tzw "średnich' wskaźników "punktologicznych" mogą decydowac personalia
- Brak tu definicji "jednostki". Jeżeli chodzi o cały uniwersytet, to zob. pkt. 1 i 2. Moja "jednostka": nie ma uprawnień habilitacyjnych. Zdarzało się jednak, że byłem w swojej negatywnej opinii/recenzji habilitacyjnej przegłosowywany przez członków komisji habilitacyjnej i do rady wydziału szedł pozytywny wniosek o nadanie stopnia.
- Moja jednostka nie nadaje hab
- Ponownie trudno odpowiedzieć w sposób jednoznaczny. Pytanie na to nie pozwala bo są dwa jego elementy. Znam kryteria określone ustawą, ale kryteria są w zasadzie bardzo uznaniowe. Zawsze można dyskutować czy dany dorobek jest wystarczający czy nie, dla jednego recenzenta będzie wystarczający, dla innego nie. Brakuje kryteriów, które nie byłyby tak bardzo uznaniowe.
- Ustawowe 'kryteria uzyskania stopnia doktora habilitowanego' są przestrzegane, ale oczywiście żadnych ogólnych precyzyjnych nie ma, więc nikt ich znać nie może. Jednostki naukowe zobowiązane są do przestrzegania kryteriów ustawowych a nie urojonych 'kryteriów precyzyjnych'. Pewne jednostki określają jednak własne kryteria w sposób formalny (np. ilość publikacji za określoną liczbę punktów). Stosowanie się do tego sposobu oceny - jak łatwo przewidzieć - w skali ogólnej prowadzić może do patologicznych wynaturzeń i ograniczenia w efekcie niezależności młodych pracowników naukowych (np. przez nadmierne uzależnienie ich od kierowników dużych grup badawczych, które gwarantują publikacje w prestiżowych czasopismach).
- -
- Uważam, że nie ma takich jednoznacznych kryteriów określających np. liczbę publikacji, charakter osiągnięcia naukowego, osoby uzyskujące stopień doktora habilitowanego różnią się znacznie dorobkiem, wszystko zależy od recenzentów i rad wydziału, kryteria powinny być jednoznacznie określone
- Takich kryteriow byc nie moze
- Są luźno zdefiniowane, a jednocześnie nie ma dostępu do słynnego Vademecum CK zawierającego wymagania minimalne.
- Znowu dwa pytania w jednym. Rożnie to bywa.
- Wydaje mi się, że znam, ale czy jest to znajomość precyzyjna, nie mam zdania. A przede wszystkim, o kryteriach wg której ustawy mówimy ? nadal obowiązującej czy mającej dopiero wejść w życie?
- Za duzo kwestii w jednym pytaniu
- Brak precyzyjnych kryteriów, stąd trudno odpowiedzieć na 2 pytania w jednym.
- W ciągu mojej procedury obowiązywały 3 różne zestawy kryteriów i nawet recenzenci mieli problemy z ustaleniem, co jest ważne. Totalny bałagan. W tej chwili nie wiem.
- Każda jednostka traktuje to w swój sposób
- Trudno mi odnieść się do postępowań w obcych dyscyplinach.
- Kryteria znam, uwalam jednak, że "przechodzą" także habilitacje nie spełniające wszystkich wymagań w stopniu wysokim
- Znam, ale nie wiem, czy są przestrzegane (znów - dwa pytania w jednym)
- Kryteria znam, a czy one są precyzyjne? Czego właściwie dotyczy to pytanie?
- Znam dobrze poprzednie ustawowe (i zawarte w odpowiednim rozporządzeniu) wymagania, i ciągle to one są stosowane. Nie sądzę, aby one były precyzyjne, ale też nie uważam, że powinny być bardziej precyzyjne niż są. Uważam za słuszne to, aby recenzenci i komisja mieli dużo do powiedzenia. Oczywiście wiem o sytuacjach nireprawiedliwych ocen.
- to zależy od tego, jak rozumieć "precyzyjnie". Nie są prezycyjnie określone w tym sensie, że nie są to jednoznaczne, mierzalne kryteria wyrażone np. liczbą publikacji czy ich rangą mierzoną takimi czy innymi miarami bibliometrycznymi --- to byłolby dalece niewłaściwe. Są jsne, ze oczekiwane standardy merytoryczne są powszechnie znane i stosowane.
- Przepraszam, ale pytanie jest bez sensu. Na jedno i drugie można udzielić zupełnie różnych odpowiedzi. Radze na przyszłość robić bardziej staranne ankiety. Nie znam precyzyjnie kryteriów, ale nie wiem, czy są przestrzegane w mojej jednostce. Z tego, co słyszę "na korytarzu", są przestrzegane.
- Znam, ale nie zawsze są przestrzegane
- Odpowiedź na to pytanie jest niemożliwa - zawiera dwa niezależne pytania. Co ma moja znajomość kryteriów do ich przestrzegania w jednostce???
- Nie znam wszystkich kryteriów uzyskania stopnia naukowego, ale uważam, że w mojej jednostce jest to przestrzegane.
- Nie znam, bowiem nadawane stopnie doktora habilitowanego nie są w mojej dyscyplinie.
- W tym pytaniu zawierają się dwa pytania. Na pierwsze odpowiadam TAK, tj. znam te kryteria, a na drugie RACZEJ TAK, tj. kryteria są przestrzegane.
- Kryteria są określone przepisami, jednakze wystepują w tym zakresie dość liczneznaczace nieścisłości, które wpływają negatywnie wyniki postępowania habilitacyjnego
- nie bardzo wiem, bo robiłam habilitację w innej jednostce niż pracuję. Tam wymagania były precyzyjnie określone
- Pytanie źle sformułowane. Sugeruje, ze powinny istnieć precyzyjnie sformułowane kryteria uzyskania habilitacji. Taka sugestia jest błędna i szkodliwa. Prowadzi do mechanicznego oceniania jakości dorobku naukowego na podstawie wskaźników nauko-metrycznych. Wskaźniki takie nie nadają się do oceny poszczególnych ludzi.
- -
- Nie ma bardzo PRECYZYJNYCH kryteriów, a zatem trudno powiedzieć, czy są przestrzegane.
- To są 2 różne pytania.
- Pytanie jest źle sformułowane - co to znaczy precyzyjne w tym wypadku? Kiedy kryteria byłyby precyzyjne, a kiedy nie? Pytanie jest nieprecyzyjne.
- Kryteria są uznaniowe; recenzenci w Polsce są nastawieni są na krytykę i przy różnorodnych kryteriach zawsze mogą wskazać strony negatywne.
- Kolejne źle sformułowane pytanie. Albo pytacie Państwo o to, czy znam kryteria, albo o to, czy kryteria są przestrzegane w mojej jednostce.
- Znam kryteria. A przestrzeganie zależy od tego kto stara się o stopień. Ale jeśli kandydat uzyska 2 recenzje negatywne nigdy nie zdarzyło się, żeby nasza jednostka nadała stopień dr hab. tak jak to miało miejsce w innych jednostkach.
- z jednej strony są kryteria, a drugiej strony różnie bywa z przestrzeganiem
- znam, ale nie zawsze są przestrzegane
- I cz. pytania: po części. II cz. pytania: częściowo.
- Częściowo.
- Znam kryteria ale nie są one przestrzegane w mojej jednostce.
5. Czy znasz osoby (lub czy jesteś taką osobą), którym odmówiono finansowania postępowania habilitacyjnego?
259 GŁOSÓW 19,76% |
934 GŁOSY 71,24% |
118 GŁOSÓW 9% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- Tak, w Instytucie Językoznawstwa UAM niektórym (niewygodnym) odmawiano.
- Tak, poprzez nieuczciwe i kłamliwe postępowanie kliki wydziałowej. Na Radzie Wydziału przedstawiono nieprawdziwe informacje dotyczace osoby wystepujacej z prośba o sfinansowanie przez uczelnie jej habilitacji.
- znam, ale nie ujawnię
- Brak środków
- Znam.
- Owszem, musiałem szukać możliwości realizacji przewodu habilitacyjnego poza macierzystą uczelnią. Dotyczyło to również moich kolegów.
- Problem z finansowaniem monografii habilitacyjnej
- Przyznano finansowanie ale odmówiono jego wypłaty wskutek osobistego uznania sposobu ich wykorzystania za niewłaściwy (decydenci reprezentowali zupełnie inna dyscyplinę naukową).
- Takie sytuacje sporadycznie zdarzają się.
- Nie tylko odmówiono, ale na dwa tygodnie przez kolokwium zwolniono z pracy, np. na AWF w Poznaniu Wydział Turystyki i Rekreacji za czasów ostatniej kadencji rektora Jerzego Smorawińskiego. Powód: nie ma być habilitacji aby doprowadzić wydział do upadku.
- Nie mogę podać przykładu, ze względu na możliwość identyfikacji.
- Gdy już dana osoba dokona nadludzkiego wysiłku i przygotuje się do procesu raczej otrzymuje wsparcie finansowe, ale warunkiem jest że rokuj e na rozwój. Osoba, któa była przed emeryturą otrzymała odmowę.
- Znam 3 takie przypadki. Osoby habilitujące "zmuszone" były do partycypacji w kosztach
- W jednej uczelni nie jest to prowadzone jednorodnie, na jednym wydziale Dziekan pokrywa koszty na innych odmawia, tak też jest w mojej jednostce.
- Na wydziale zdarzyła się taka sytuacja - finał miała w sądzie, gdzie nasz rektor zawarł ugodę i habilitant miał możliwość rozpoczęcia procedury habilitacyjnej
- Znam osoby, którym odmówiono finansowania habilitacji, ponieważ dyscyplina, którą reprezentują nie jest priorytetowa dla uczelni ("nie potrzebujemy takiego specjalisty").
- Mi osobiście.
- Tak znam taką osobę ale w tym przypadku była to słuszna decyzja, niestety w wielu innych przypadkach zapewne tak nie było.
- Spotkałem się z przypadkami odmowy finansowania ale w przypadku ponownych postępowań (po raz drugi, trzeci)
- Finansowanie otrzymują wyłącznie osoby powiązane z Dyrektorem Instytutu.
- Tak znam jeden przypadek, w którym odmówiono finansowania postępowania habilitacyjnego.
- A przynajmniej współfinansowanie jest ogólnie przyjęte.
- Uzasadniano że nie mają osiągnięć
- Kontynuacja z punktu 4 Po złożeniu hołdu lennego i ukorzeniu się, dziekan łaskawie wprowadził punkt w programie Rady Wydziału o dalsze procedowanie mojego przewodu habilitacyjnego. Oczywiście według niego złamałem wszelkie standardy akademickie ( bez sprecyzowania pojęcia standardu akademickiego). Nie pomoże żadna reforma Gowina jeśli na uczelniach w dalszym ciągu będą panować tego typu serwilistyczne działania. Po tym incydencie habilitacje przebiegłą bez problemu, otrzymałem trzy pozytywne recenzję. Niedawno awansowałem na stanowisko profesora uczelni. Znam dwa takie przypadki. W jednym przypadku dziekan na Radzie Wydziału stwierdził, że nie będzie finansować habilitacji osobie, której do emerytury brakuje 2 lat.
- Dorobek był niewystarczający
- O takich przypadkach się mówi wprost.
- Znam przypadek odmówienia finansowania postępowania nostryfikacyjnego.
- Znam taką osobę, z tym, że wtedy rozwiązywano z tą osobą umowę o pracę, więc jakieś uzasadnienie było. Problemem było raczej nieprzedłużenie umowy o pracę z tą osobą, co wynikało z obowiązujących w czasach minister Kudryckiej przeliczników liczonych wg pogłowia studenckiego i spadku zainteresowania kierunkiem studiów, gdzie wykładał ów zwolniony adiunkt.
- odmówiono z powodu: ma zamiar przejść na inny wydział, niedługo idzie na emeryturę i habilitacja to nie nagroda na zakończenie kariery, nie będzie pożyteczny dla wydziału
- Były to jedak osoby, które juz nie były pracownikami Instytutu.
- Jak mam uzasadnić znajomość takich osób?!
- Odmowa finansowania dotyczy już etapu publikowania tzw. książek habilitacyjnych.
- Znam trzy takie przypadki
- Sam zostałem zaszantażowany, że Pan dziekan nie zapłaci mi za postępowanie habilitacyjne. Uratował mnie statut uczelni, który dokładnie określał kryteria. Broniłem na moim wydziale więc finansowanie się należało.
- Znam osobę z najbliższego otoczenia, która przedstawiła dość szczegółowy plan badań które mogły doprowadzić do wyśmienitej, szybkiej habilitacji. Niestety, badań tych nie sfinansowano (a przynajmniej nie wsparto w pierwszym okresie, tak aby można było się poźniej ubiegać o grant).
- Osoby te to jednostki niepokorne.
- Osobiście nie znam, ale słyszałam o takich sytuacjach.
- Znam takie przypadki (sama nie jestem taką osobą).
- Rada Wydziału odmówiła z powodu negatywnej oceny samej pracy
- Tak w mojej jednostce - odmówiono osobie ze względów personalnych. Niestety jej odwołania do kadry rektorskiej nie przyniosły rezultatów.
- Nie uzyskał zgody IM Rektora na przeprowadzenie postępowania w innej Uczelni.
- Oczywiście, podobnie z robieniem doktoratu. Wystarczyło na głos zabrać głos sprzeciwu w kierunku do promotora, który może przecież nie mieć racji.
- Znam takie przypadki w kraji
- Ta osoba sama poniosła wszystkie koszty, by nie być zależną od wydziału, na którym piętrzono trudności.
- Zwrot kosztów otrzymałem post factum, po długich negocjacjach.
- Częściowo - moim zadaniem było uzyskać finansowanie z grantów NCN. Wniosek odrzucony został ze względu na małe doświadczenie i nikły dorobek pomimo wysokiej oceny merytorycznej wniosku i zagwarantowego wsparcia naukowego ekspertów światowej nauki w mojej dziedzinie. Tak zamyka się błędne koło. Ponadto dochodzi tu problem "kradzieży" pomysłów naukowych i publikowania ich jako własne.
- Po prostu opcjonalność ...
- Znam takie osoby, mnie uratował grant uzyskany w Min. Nauki i Szkol. Wyż.
- Finansowanie badań polega na uzyskaniu grantów, najczęściej NCN. Wskaźnik sukcesu w NCN nie przekracza 15% liczby złożonych wniosków
- Płacili sami ze swoich funduszy.
- Raczej wskazał bym tu osoby, którym odmówiono habilitacji z uwagi na niedostateczny dorobek (w moim środowisku spory procent)
- W mojej jednostce odmówiono trzem osobom, bez podstawy.
- Znam osoby, którym powiedziano, że mają poczekać kilka lat, ponieważ nie ma pieniędzy a także takie, którym odmawiano co roku urlopu naukowego z powodów personalnych
- W mojej dziedzinie odmówiono habilitacji bardzo odbrej i doświadczonej badaczce, przy czym jednym z głownych argumentów była duża liczba publikacji we współautorstwie - co uważam za absurdalne, gdyż nauka jest "grą zespołową" a można ciekawie o nowatorsko opracować zagadnienie i wyniki badań w ramach szerszych projektów.
- znam taką osobę
- Tak znam osoby, którym odsuwano procedurę postępowania habilitacyjnego motywując to kwestiami finansowymi.
- -
- Poniewaz osoba ta robila habilitacje poza nasza jednostka, a za to w jednostce, gdzie byli specjalisci w dzidzinie tej habilitacji, dziekan odmowil finansowania.
- Znana mi osoba miała moim zdaniem zbyt mały dorobek, który w wystąpieniu wyolbrzymiła.
- znam takie osoby
- .
- Moja uczelnia nie chciała zapłacić za moją procedurę, gdyz nie wydałem książki tylko cykl artykułów z czasopismach z IF
- Brak uzasadnienia - są to konkretne przykłady
- W PWSZ gdzie kiedyś pracowałem, odmówiono mi pokrycia środków, miałem sam sobie zapłacić za te "fanaberie". W prywatnych szkołach jest często taki układ, że trzeba "dać" pod stołem pieniądze szefowi szkoły, a on "zapłaci". Pewnie potem odpisze sobie to od podatku. W kilku uczelniach prywatnych o takich procedurach słyszałem
- Ale to były jeszcze mało utrwalone przepisy
- Czy oczekujecie Państwo podawania nazwisk?
- ta osoba pokryła koszty z własnych środków i przeprowadziła postępowanie na uczelni zagranicznej.
- Tak, ale było to jeszcze w "starej" procedurze, gdy można było ubiegać się o granty habilitacyjne. bardzo dobry - podobno - wniosek został odrzucony z argumentacją, że rzekomo temat jest nie do zrealizowania, a powstała bardzo dobra rozprawa habilitacyjna,
- Tak, mnie samemu, choć na krótko. Po prostu Dziekan, w miejscu mojego zatrudnienia, niechętnie wydawał pieniądze na postępowanie w innej uczelni. Musiał w ten sposób pokazać, jak jest ważny i że może "pokręcić nosem" i posugerować kandydatowi, że może wcale w tym miejscu nie jest potrzebny. Taka typowa mentalna gierka "leśnego dziadka".
- Po prostu - znam
- Odmówiono mi finansowania w mojej jednostce (nie cieszę się sympatią bezpośredniego przełożonego). Gdy złożyłem skargę do władz uczelni,finansowanie mi przyznano.
- Przy drugim podejściu. Na marginesie uważam, że nie jest normalne, iż muszę po prośbie chodzić do dziekana, by zapłacił za mój przewód.
- Odmówiono, ze względu na duży dorobek i zwykłą zazdrość, zawiść.
- Sam tego doświadczyłem na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie mobbing jest tolerowany przez kolejnych rektorów.
- Odmówiono finansowania twierdząc, że temat (sztuka) za bardzo odbiega od tematyki jaką zajmuje się jednostka (literaturoznawstwo).
- Znam - pisałam recenzję habilitacyjną Habilitantowi, któremu macierzysta jednostka na UAM odmówiła sfinansowania habilitacji, bo robił ją na UW. Potem go zrotowano, bo nie zrobił habilitacji w terminie, a on zbierał środki na samodzielne opłacenie habilitacji.
- Mnie się odmawia wogóle finansowania mimo 300pkt zdobytych. Nawet 1000 zł odmówiono mi mimo specjalnego podania mojego.
- Wiąże się to także bezpośrednio z badaniami zgłaszanymi do NCN. Nie są transparentne zasady przyznawania grantów, które w rezultacie są istotnym warunkiem do habilitacji. Jedne osoby grantu nie dostają, a w koljnej edycji inna osoba startująca z niemal identycznym grantem otrzymauje na nie finansowanie.
- Tak, ale nie osobiście.
- Nie jestem taką osobą ale znam takich, którym odmówiono bo byli lepsi od dyrrktora i jego syna
- Znam
- Tak, głównie w kwestii wydania publikacji w wydawnictwie uczelnianym.
- Postępowania o tytuł profesora
- po prostu dziekan nie dał funduszy
- Odmówiono finansowania, ponieważ było to drugie podejście do habilitacji.
- Tak, znam taką osobę. Rektor jasno mówi, że w związku z nową ustawą nie jest zainteresowany nowymi habilitacjami. Osoba, która mogłaby otworzyć przewód została takiej możliwości pozbawiona, w dodatku została zatrudniona na etat starszego wykładowcy mając w druku książkę habilitacyjną. Nie może hyc wliczona do N a dużo publikuje.
- Jestem taką osobą. Tuz przed złożeniem wniosku habilitacyjnego, na końcówce procesu wydawniczego ksiązki habilitacyjnej zostałam przesunięta na stanowisko starszego wykładowy (bez żadnych merytorycznych przesłanek). A starszym wykładowcom nie finansuje się (u nas) habilitacji. Licząc jednak, że to chwilowe działanie uczelni, przygotowałam cały dorobek, autoreferat, skany publikacji itp. i stanęłam na tzw wewnętrznej ocenie dorobku dokonanej przez uczelnie wskazaną przeze mnie do poprowadzenia postępowania. Pomimo pozytywnej oceny dorobku nie złożyłam ostatecznie wniosku ponieważ władze mojej uczelni konsekwentnie pozostały przy swojej decyzji nie finansowania habilitacji.
- Instytut odmówił koleżance sfinansowania wydania monografii, która miała być podstawą habilitacji. W tym czasie wydawano materiały pokonferencyjne czy doktoraty innych osób.
- Mi się udało ale znam takie osoby.
- nie znam
- Nie znam takich przypadków.
- Nie.
- Jeszcze nie ale w tej chwili wiele osob składa papiery
- Nie znam - na mojej uczelni jest pod tym względem ok.
- Nie znam takiego przypadku.
- Nie nie znam takiej osoby.
- Nie
- Pod tym względem raczej nie ma problemów.
- Nie znam
- Nie znam
- Nie znam takiego przypadku, finansowanie postępowania habilitacyjnego jest statutowym obowiązkiem uczelni, a ew. odmowa kończy się w sądzie wygraną niedoszłego habilitanta.
- Nie znam.
- Nie znam
- Odmawianie finansowania ...?? po co, przecież wtedy delikwent mógłby wejść na drogę sądową. Oskarżyć o mobbing lub temu podobne rzeczy. Tego tak się nie robi. A jak ?? Proszę prześledzić przebieg postępowania habilitacyjnego niejakiego Zbigniewa Dokurno. Niby wszystko cacy, a ostateczne głosowanie Rady Wydziału i gość idzie na 3 lata w odstawkę. A na eksperta w NCBiR to się nadawał.
- Nie znam.
- Nie, aczkolwiek świetle obecnego systemu finansowania nauki i oceny parametrycznej jednostki potrafię sobie wyobrazić taką sytuację. Habilitacja nie będzie się wliczała w żadnym kryterium, natomiast pochłonie potężene środki.
- Nie spotkałem się nigdy z taką sytuacją
- Wspieramy rozwój naukowy.
- Tu akurat nie ma problemów, no chyba że taki kiedy komisja po obradach powinna iść na obiad a dziekan zapłacić nie może a tym bardziej osoba w strawie której się zebrano. To powinno być jakoś uregulowane w cywilizowany sposób.
- Nie znam.
- Jw.
- Ja miałam kolokwium w innej jednostce i opłacono wszysstkie koszty.
- po prostu nie znam
- nie znam takich osób
- Nigdy nie słyszałam o takiej sytuacji.
- Znam natomiast przypadki osób, które otrzymały stypendia habilitacyjne (kiedy były one jeszcze przyznawane), a nigdy nie przystąpiły do procedury habilitacyjnej...
- Nie odmówiono mi, ale oczekuje się ode mnie podpisania lojalki i zwrotu kosztów w przypadku niepowodzenia.
- Nie spotkałem się z takim przypadkiem.
- -
- Nie znam nie nie jestem. Takie rozmowy Dziekan odbywa za zamkniętymi drzwiami.
- Ale za to znam osoby, którym ograniczono dostęp do stypendium naukowego oraz funduszy z dotacji na badania statutowe. Jestem jedną z takich osób. Ostatnio jednemu z doktorów, którego byłem promotorem, odmówiono przedłużenia zatrudnienia (4 lat przed terminem ewentualnej rotacji) na podstawie negatywnej oceny powstałej w procedurze sprzecznej z przepisami uczelnianymi oraz z uzasadnieniem nie polegającym na prawdzie.
- Nie jest mi znany taki przypadek.
- Podejrzewam, jednak, że stanie się to normą po tzw. reformie Gowina. Czeka nas "adjunctyzacja" w stylu USA czyli masowe zatrudnianie na niestabilnych warunkach finansowych doktorów na krótkie terminy.
- Nie było takiego przypadku na moim Wydziale.
- nie znam żadnej takiej osoby
- Nie znam.
- Wszystkim się finansuje, co uważam za marnotrawstwo pieniędzy.
- Nie słyszałem o takim przypadku.
- nasz wydział przyznaje dofinansowanie osobom, które spełniają okreslone warunki
- Występują raczej "naciski" niż odmowa.
- Nie znam takich osób, ponieważ nie odpowiadam za decyzje finansowe na moim wydziale
- Nie znam.
- nie spotkałem się z taką sytuacją
- Tu tez nie wiem, co mam uzasadnić.
- nie jestem i nie znam
- nie znam
- Nie znam takich osób
- Nie znam i tyle.
- nie odmówiono mi i nie znam takiej osoby
- Nie znam.
- Sformułowanie niejednoznaczne, znam przypadki, kiedy fundusze trzeba było "składać" z kilku źródeł.
- Nie prosiłem ponieważ jestem przeciwny takim praktykom jak przymusowa habilitacja w określonym czasie czy liczenie procentowgo udziału osób w przeprowadzonych badaniach. Rozsądny człowiek, poszukujący prady, tak nie postępuje, a od ludzi nauki należy wymagać by postępowali mądrze, rozsądnie....
- Nie spotkałam się z taką sytuacją.
- Jak uzasadnić, że nie?
- Nie bardzo wiem jak mam uzasadnić nie spotkałam sie z taka sytuacja.
- Odpowiedź dotyczy pracowników Wydziału. Jeśli chodzi o habilitantów zewnętrznych regulują to przepisy uczelniane,.
- Nie znam.
- Nie ma co uzasadniac, poniewaz nie uwazam, aby hab byla komus potrzebna, chyba kolekcjonerom tytulow, co wymyslil system komunistyczny aby uzaleznic ten swiat od siebie i skolcic wewnetrznie. A juz finansowanie czegos takiego czyli okreslenie ile to ma kosztowac uwlacza idei nauki. Ale to wymylilo samo MNiSW.
- Ale usłyszałem od Dziekana informację że finansowanie wszystkich procedur hab. z pkt. Widzenia Wydziału jest nieuzasadnione
- bez uwag
- Nie znam.
- Nigdy się o to nie starałem.
- Znany jest mi nieoficjalnie przypadek, w którym znacznie opóźniano możliwość podejścia do habilitacji.
- Postępowania są finsowana zgodnie z przyjętą polityką finansowania
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
- Mogę wyrazić się tylko za postępowanie w mojej jednostce. Takie fakty, jeśli są, nie są znane szerszemu gronu.
- wiem, że władze wydziału niechętnie patrzą na wydatki związane z postępowaniami, zwłaszcza, jeśli jest ich więcej, pojawiają się sugestie, że (mimo znaczącego dorobku) niektórzy powinni poczekać z wszczynaniem procedury
- Naprawdę nie wiem skąd takie głupawe ankiety jak ta. U nas w instytucji nie znam takich przypadków.
- Osoby zatrudnione korzystają z prawa finansowania awansu przez jednostkę.
- Nie znam takich osób.
- Nie znam takich przypadków.
- Taką mam dotychczasową wiedzę.
- Bez uzasadnienia
- nie znam takich osób
- Jednakże uważam, że największym hamulcem okazuje się administracja własnej uczelni
- W mojej jednostce wszyscy pracownicy uzyskują zgodę na finansowanie. Nie słyszałem też o problemach w innych jednostkach.
- Znam problemy rozliczania przez jednostkę np. delegacji recenzentów, będących emerytami. Natomiast o odmowie finansowania postępowania nic mi nie wiadomo.
- jednak wiem, ze sa takie osoby w Polsce
- Nie znam. W mojej jednostce każdy, kto jest gotowy, albo uważa się za gotowego, dostaje zgodę na finansowanie, nawet z dyscypliny, z której stopnie habilitacyjne są nadawane w innych jednostkach.
- Nie jest mi bezpośrednio znana taka sytuacja, a to że ktoś mi coś mówił - nie jest żadnym argumentem
- Takich przypadków nie było lub o nich nie syszałem/słyszałam
- Znów dwa różne pytania, ale na oba odpowiadam NIE.
- Nie znam takich osób
- Na forum Rady Wydziału kilkukrotnie toczono dyskusje czy wszczyna postępowanie osobom że słabym dorobkiem, ale za każdym razem była zgoda Rady Wydziału.
- nie znam
- Tego nie trzeba uzsadniać.
- Nie znam.
- Po prostu nie znam.
- Nie znam.
- Do tej pory nie. Jednak już pojawiają się takie sugestie, że wg zasad wprowadzonych nową ustawą habilitacja jest niepotrzebna i nie ma sensu płacić za postępowania habilitacyjne.
- Słyszałem o takich przypadkach na innych uniwersytetach, ale nie wiem o podobnych sytuacjach na moim uniwersytecie.
- -
- Nie znam.
- nie znam takich osób
- Co mam uzasadnić? Że mam małe znajomości?
- Nie znam.
- jw.
- Nie znam takich przypadków.
- Nie znam przypadku odmowy PIERWSZEGO postępowania habilitacyjnego.
- nie znam, ale mogę wszystkiego nie wiedzieć
- Znam jednak osoby, którym częściowo pokryto koszty postępowania habilitacyjnego.
- Nie posiadam takiej wiedzy
- Finansowania postępowania raczej się nie odmawia. Z finansowaniem lat pracy nad dorobkiem bywa różnie.
- Nie wiedziałem, że można prosić o finansowanie go.
- Nie interesowałem się taką kwestią (nie miałem i nie słyszałem o takiej odmowie).
- Nie wnioskowałem o środki na postępowanie habilitacyjne.
- Nie starałam się jeszcze o wszczęcie postępowania habilitacyjnego
- nie przypominam sobie
- Błędnie sformułowane pytanie. Tu są dwa odrębne pytania: Znam (T/N), jestem (T/N)
- NIe w mojej jednostce
- Finansowania????? Kto i kiedy finansuje POSTĘPOWANIE HABILITACYJNE?
- nie wiem, co to jest finansowanie postępowania.
- Znam przykład ale to po prostu "sztywność" kierownika jednostki
- Nie słyszałem o finansowaniu postępowania habilitacyjnego.
- Wiem o sytuacjach, gdy sprawa ta bywała argumentem w "miękkim szantażowaniu".
- Co mamy na myśli pod pojęciem finansowanie postępowania? Nie potrawę odpowiedzieć
- Nie znam takiego przypadku.
- Nie wiem nic na ten temat
- Na mojej uczelni nie istnieje system finansowego wsparcia postępowania
- -
- Znam takie osoby
- Jeżeli muszę sama płacić za tłumaczenie czy wyjazd na konferencje - to dla mnie to już jest brak finansowania
6. Czy uważasz, że uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest uzależnione tylko od osiągnięć naukowych (a nie od pozamerytorycznych, np. od powiązań i układów służbowo-towarzyskich)?
371 GŁOSÓW 28,3% |
768 GŁOSÓW 58,58% |
172 GŁOSY 13,12% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- Może tak być.
- Powiązania i układy niestety stanowią często kluczowy czynnik
- Nie znam innych przypadków.
- Ale ...
- U mnie na wydziale tak. Inne opinie mają ludzie, którzy nic nie robią albo mają ogromnie wyolbrzymione zdanie o sobie - ale jak przychodzi ocena okresowa to mają 0 punktów za publikacje. Natomiast na innych uczelniach słyszałam o uwalaniu habilitacji, bo się habilitant stawiał jak się "profesory" chciały dopisywać do jego publikacji.
- Tak, uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest uzależnione tylko od osiągnięć naukowych. Nie mam podstaw ani przykładów aby sadzić inaczej.
- Jeden recenzent jest proponowany przez uczelnie (i tu ewentualnie moga sie pojawic jakies uklady, w moim przypadku tak nie bylo). Dwoch pozostalych recenzentow bylo proponowanych przez CK i na to nie ma nikt wplywu. Podsumowujac, zgadzam sie ze stwierdzeniem powyzej (Czy uważasz, że uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest uzależnione tylko od osiągnięć naukowych).
- W sumie tak i nie. Niestety wiele osób nie podlega restrykcyjnej ocenie recenzentów, co łatwo wyczytać w recenzjach, pobieżnych i lakonicznie opisujących sylwetki habilitantów, bądź też gloryfikujących marne - jak na posiadany wiek - dorobki naukowe.
- Oczywiście. Pupilki profesorów, dzieci profesorów itp. Proszę prześledzić ich przebieg kariery i dorobek. Jak to się ładnie wszystko układa. I nie ma mowy o nepotyźmie. Czysta nauka. Nie mówiąc już o sytuacji, gdzie syn starego rektora zostaje po kilkunastu latach sam rektorem. Bo przecież się najlepiej na to stanowisko się nadawał. Nauczył się wszystkiego podglądając jak to robił jego tato.
- Nie znam innych przypadków.
- W mojej branży dorobek i pozycja w środowisku są nie do podważenia. Jeżeli masz - dostaniesz stopień. Jeżeli nie - nic nie pomoże.
- Tzn. tak bezwzględnie powinno być. W praktyce bywa różnie, ale nie dysaponuję w tym względzie stosowną wiedzą.
- Myślę, że tak, ale nie wszystkich przypadkach. Najgorzej ma ten uczciwy.
- Tak, częściowo. Powinny być sformułowane, tak jak na Słowacji, obiektywne kryteria oceny i wtedy sprawa jest prosta (ale nie mierzone współczynnikiem Hirscha, ten też powinien się dzielić).
- Jw.
- Uważam, że jest uzależnione tylko od osiągnięć naukowych, ale nie ma jasnych kryteriów oceny tych osiągnięć, na recenzenta z reguły powołuje się 1 osobę z ośrodka prowadzącego, czyli kolegę lub koleżankę habilitanta (często habilitowaną 2 miesiące wcześniej), do komisji habilitacyjnej powołuje się osoby nieznające języka obcego, w którym napisano rozprawę habilitacyjną i inne prace kandydata na dr. hab.
- W mojej jednostce (wydzial)
- mam nadzieję że tak jest i chcę myśleć że uzyskanie stopnia zależy tylko od dorobku
- Doświadczenie moich kolegów pokazuje, że same osiągnięcia naukowe nie wystarczą... Podważyć można wszystko, jeśli tylko się chce,a zarzuty w recenzjach dorobku naukowego bywają naprawdę absurdalne... W recenzji dorobku jednego z moich kolegów recenzent ostro skrytykował artykuły opublikowane w czasopismach z tzw. "listy filadelfijskiej"- a przecież prace te przeszły już wcześniej sito trzech recenzji. To kto tu nie ma racji?...
- Zdecydowanie tak -- w mojej dyscyplinie nauki i w mojej jednostce naukowej.
- czasami tak
- Tak, chociaż inne warunki jak: udzielanie się w stowarzyszeniach i gremiach naukowych, aktywność na konferencjach i sposób wyrażania tam swojego zdania, oraz umiejętności organizatorskie są również atutem.
- brak jasnych zasad powoływania recenzentów, bywa, że przewodniczący komisji habilitacyjnej ma dwa posiedzenia Komisji w jednym dniu na tej samej uczelni!!!!!! - podziękować "dziadkom" z Centralnej Komisji...
- są osoby, którym mimo dużego dorobku, postępowanie habilitacyjne zostało odrzucone ze względu na obawę przed konkurencyjnością, grono naukowców z danej dyscypliny zazdrościło dorobku
- Nie doświadczyłem w gronie osób, które znam tego typu patologicznych sytuacji.
- Widzę promowanie jednych osób, przy jednoczesnym utrudnianiu lub braku wsparcia dla innych osób.
- Zwykle decydują względy pozamerytoryczne. Znane jest powiedzenie: "nieważne czego dokonasz, tylko czy ciebie chcą"!
- W obecnej ustawie tak , wymagania sa nieprecyzyjne co to znaczy: znaczący dorobek ? jakie kryteria ma spełniać ?
- Podejrzewam, że zdarzają się patologiczne przypadki ale osobiście nie znam.
- Bardzo trudno jest "popchnąć" swoją karierę naukową jeśli się nie zna "odpowiednich" osób
- Tak, głównie chodzi o powiązania instytucjonalne - kto był wychowankiem danego profesora i czy jest on silną postacią w środowisku
- Naukowcy zajmujące się określoną tematyką znają się lepiej lub gorzej. Stanowią zazwyczaj wąską grupę osób, która bywa od siebie zależna. Raz jedna osoba potrzebuje pozytywnej recenzji, raz inna.
- Myślę, że nie trzeba tego uzasadniac.
- W większości znanych mi osobiscie przypadków tak było, ale slyszalam też wiele o układach.
- Oczywiście, że od układów. Jak jest się w silnym układzie (choćby tylko w ramach wydziału), to osiągnięcia stają się "wybitnymi", a sam habilitant wręcz gwiazdą. Zaczyna się promowanie na social mediach itd. Tylko po ty, aby zrobić dobry PR.
- Nic nie jest w świecie społecznym zależne od tylko jednego czynnika. To pytanie jest koszmarnie tendencyjne. Uważam, że uzyskanie stopnia dr hab. zależy przede wszystkim od osiągnięć naukowych (sądzę, że w 90-95%). Pamiętajmy, że zakres kryteriów zapisanych w ustawie i rozporządzeniach wykracza poza kryteria czysto naukowe (np. staże, kształcenie studentów, doktorantów etc.).
- Znam osoby, którym udało się uzyskać stopień dr habilitowanego tylko dlatego, że tkwią w pewnym układzie.
- Czasami drobne znajomości mogą nieco pomóc, ale generalnie zależy od osiągnięć naukowych. Karty muszą być na stole.
- Jak wyżej
- Tak, aczkolwiek jak ktoś ma osiągnięcia to jest też znany w swojej specjalizacji, więc jest to wszystko powiązane (w sensie bycia znanym w dyscyplinie i osiągnięć).
- Raczej decydują osiągnięcia naukowe. Innym aspektem jest ułatwianie lub utrudnianie prowadzenia badań i następnie publikowania uzyskanych wyników, wartość publikacji gdy autor jest jeden lub dwóch; a gdy autorów jest 6 i 7 i wszyscy wykorzystują tą samą publikację w procedurze nadania stopnia naukowego etc.
- niestety bardzo często powiązania towarzyskie rzutują na przebieg postępowania i to zarówno na korzyść habilitanta jak i - czasami, choć rzadziej - na niekorzyść (antypatie, animozje)
- Po prostu uniwersyteckość na wskroś winna dominować a nie punktomania w zbieraniu dorobku
- Tak uważam, że liczą się tylko osiągnięcia habilitanta.
- Raczej tak, z zastrzeżeniem pewnej loteryjności w odniesieniu do recenzentów. Bywa tak, że są to osoby niekoniecznie będące ekspertami w określonej wąskiej dziedzinie.
- W moim środowisku tylko od osiągnięć naukowych.
- Chociaż coraz częściej nie są to osiągnięcia samodzielne (tj. uzyskane z odpowiednio dużym wkładem/udziałem habilitanta), a raczej osiągnięcia zespołu; zbyt wielką wagę przykłada się do oceny bibliometrycznej, zamiast do meritum (co nie jest jednoznaczne).
- Koledzy, którzy w ubiegłym roku uzyskali habilitację wyraźnie podkreślali, że powinienem poznać środowisko, bo jest to 75 % sukcesu.Jest niepisana zasada, że należy znać recenzentów, ich kolegów lub znaleźć kogoś, kto poprze habilitanta. Dodatkowo warto pracę konsultować już na etapie jej pisania. I tak bowiem, ze względu na temat pracy i zakres poruszanych zagadnień, wiadomo kto może zostać recenzentem,
- uklady sa zawsze
- Nie zawsze, ale czasem niestety tak bywa. To raczej przypadki odosobnione.
- W mojej jednostce tak
- Zasadniczo tak.
- standardem są habilitacje z łaski, bo habilitant "się postarał" i "coś tam napisał". Gdyby postępowania były prowadzone uczciwie, stopni doktora habilitowanego powinno się nadawać o 80% mniej.
- Uważam, że dość często jest to uzależnione od powiązań i układów. Dlatego bardzo słabe habilitacje uzyskują pozytywne recenzje i w konsekwencji pozytywny wynik głosowania komisji.
- W mojej jednostce naukowej nie znam przypadku istotnej roli 'powiązań i układów służbowo-towarzyskich', na pewno nie one decydują w decyzjach o przyznaniu stopnia. Podstawowa rola należy tu do recenzentów i ich decyzje rzadko są kwestionowane. Są jednak - i zawsze i wszędzie na świecie będą - przypadki, gdy opinie recenzentów są podzielone a ocena merytoryczna może być niejednoznaczna i być może wtedy inne czynniki mogą mieć znaczenie.
- Tak uważam
- To oczywiste. (Inne przypadki należą do zakresu zainteresowań odpowiednich służb, a nie osób ankietowanych)
- Jak w p. 3.
- Niewątpliwych przypadków pozytywnych wyników postępowania uwarunkowanych pozamerytorycznie nie znam, pogłoski zawsze pojawiają się, ale nie potrafiono mi przedstawić niewątpliwych dowodów. Znam natomiast pojedyncze przypadki (spoza mojej jednostki) negatywnych wyników postępowania habilitacyjnego, jakkolwiek taka opinia (moja) może być w pewnej mierze subiektywna.
- Pytanie jest wadliwie skonstruowane językowo. Pewnie w jakichś miejscach uzyskanie jest zależne od powiązań i układów ale nie w mojej jednostce
- Jeśli ktoś ewidentnie spełnia wymogi, nie widzę absolutnie żednej mozliwości aby to mogło byc podważlne! Nie spotkałam sie z przypadkiem by ktos wymogów nie spełniał i habilitacje otrzymał.
- ale nie tylko osiągnięcia naukowe są ważne przy uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego, ocenie podlega dorobek dydaktyczny czy działalność organizacyjna
- Odpowiadam TAK na podstawie znanej mi sytuacji na Wydziale Fizyki UW.
- Czynniki poza osiągnięciem naukowym ogą wpływać na przebieg i ocenę ale nie znam przypadku by były dominujące.
- Problem dotyczy przede wszystkim oceny osiągnięć naukowych, ale także możlwości rozwijania badań i publikacji, a więc także warunktów pracy.
- Nie znam przypadków uzależnienia przyznania tytułu od układów na UW. Słyszałam o takich przypadkach na dwóch uczelniach.
- Duże znaczenie mają układy z profesorami.
- Nie w mojej dziedzinie, ale znam przypadki, gdzie wpływowy promotor doktoratu potrafił przepchnąć lichą habilitację swojego podopiecznego.
- Powiązania mogę czasem zastąpić dorobek, nie znam przypadku, gdy brak powiązań przy bogatym dorobku uniemożliwił uzyskanie stopnia
- Względy pozamerytoryczne odgrywają w moim środowisku marginalną rolę.
- Niestety tak.
- Obecnie postępowanie habilitacyjne jest w dużym stopniu niezależne od opinii Rady Wydziału. Moim zdaniem sprzyja to obiektywnej ocenie pracy.
- Nie znam przypadków uzyskania tego stopnia w wyniku powiązań i układów służbowo-towarzyskich; mam za to coraz większe wrażenie, że ankieta została przygotowana tendencyjnie ;-( TAK NIE
- Jak dotąd - tak.
- Niezręczne sytuacje należy omijac
- Choć słyszałam o "wątpliwych sytuacjach" na innych niż moja uczelnia
- W mojej dyscyplinie nie ma takich problemów. Wiem, że są w innych - np. w psychologii, gdzie faktycznym warunkiem sfinalizowania habilitacji jest określona orientacja metodologiczna oraz uprzednie "zaistnienie" w dość hermetycznym środowisku "wiodących" profesorów; ponadto badanie niektórych niepoprawnych zagadnień jest z góry odrzucane.
- W mojej dyscyplinie nie spotkałam się z zachowaniami korupcyjnymi tego typu
- Zgodnie z moją wiedzą i doświadczeniem znanych mi osób, proces recenzowania jest zwykle rzetelny, a w przypadku jednej nierzetelnej lub wątpliwej recenzji jest jeszcze możliwość korekty w zespole; słyszałam o przypadkach niesprawiedliwego potraktowania (choć nie wiem, jakie było podłoże), ale dotyczyło to innego wydziału i nie jestem w stanie ocenić prawdziwości tych zasłyszanych informacji.
- Tutaj znowu trudno o udzielenie jednoznacznej odpowiedzi. Zdarzają się niestety przypadki wpływu czynników pozamerytorycznych.
- Przede wszystkim od naukowych. Złej baletnicy...
- Nigdy nie spotkałam się z takimi nadużyciami i nie wyobrażam sobie, żeby miały mieć miejsce na naszym Wydziale. Wszystko jest transparentne i wyliczone w punktach (aż za bardzo).
- Nowa procedura habilitacyjna osłabiła pozamerytoryczne wpływy na jej przebieg, ale ciągle jednostka przeprowadzająca procedurę ma możliwość wskazania 3 z 7 członków Komisji. Ponadto widać pozamerytoryczne wpływy na dobór recenzentów przez członków CK związanych z daną jednostką. Cięgle widać różnicę w traktowaniu "naszych" tzn. zatrudnionych w jednostce przeprowadzającej habilitację a "zewnętrznych. Najlepiej, gdyby habilitanci musieli habilitować się poza macierzystymi jednostkami.
- Nie znam innych przypadków.
- uważam, że jest związane z elementami pozamerytorycznymi (powiązaniami towarzyskimi i układami, a także szowinistycznymi zapatrywaniami starszej adry profesorskiej płci męskiej)
- W wielu przypadkach pisane są życzliwe recenzje - z oczekiwaniem na rewanż.
- Doprecyzuję moją odpowiedź: nie znam przypadku, w którym odmówiono by habilitacji mimo wysokich osiągnięć naukowych.
- U nas zdecydowanie tylko od osiągnięć naukowych. Gdyby Ci idioci od zarządzania nauką wyraźnie podnieśli pensje (które są mniejsze niż mają kasjerki w Lidlu) i w konkursach na zatrudnienie byłoby, co najmniej, kilkanaście osób to habilitacja byłaby niepotrzebna, ponieważ konkursy na zatrudnienie spełniałby rolę procedury habilitacyjnej. Ale idioci od zarządzania nauką wolą pompować środki w naukę na zachodzie niż dbać o rozwój nauki w Polsce. Pan Pseudominister Gowin zrobił Dyrektorem Departamentu Nauki niejakiego obywatela Dańdę, który bezpośrednio wcześniej był dyrektorem gimnazjum w Mogilanach wiec i działanie ministerstwa i poziom nauki w Polsce tacy ludzie kroją na swoją gimnazjalną miarę. Czy ktoś w MNISW wie na czym polega nauka skorą są tam sami ludzie od finansów i młodzi mierni ale wierni.
- Jest to powiązane z pozamerytorycznym wydawaniem publikacji
- Takie mam doświadczenie z obserwowanych procesów habilitacyjnych na moim wydziale
- od osiągnięć naukowych oraz opinii w środowisku, ale nie w sensie "bycia elementem układu" tylko na ile środowisko ceni osiągnięcia naukowe (szeroko rozumiane, nie tylko publikacje w określonych bazach, czasopismach, wydawnictwach) danej osoby, szanuje jego opinie itd.
- autoreferaty są dostępne w internecie, recenzje również, więc myślę, że brak naukowych osiągnięć byłby widoczny
- Napisałem ale, chociaż znam (na szczęście nieliczne) przypadki złośliwych/tendencyjnych recenzji
- Nie spotkałem się dotąd z żadną patologią w postępowaniach habilitacyjnych, a ze względu na pełnioną funkcję miałem wgląd w wiele takich postępowań.
- Nikt niestety nie jest samotną wyspą. Tutaj mogą relacje międzyludzkie utrudniać jak i pomagać. Dlatego możliwość wyboru jednostki przeprowadzającej postępowanie przez habilitanta jest bardzo słuszne.
- Mówię o swojej jednostce, jednak słyszałem o przypadkach w tej samej uczelni, kiedy powiązania i układy odgrywały znaczącą rolę.
- Niestety TAK; układy służbowo-towarzyskie, a co gorsza np. związki towarzyskie z grupami, które są źle widziane, w tym kręgami kościelnymi, często mają zasadniczy wpływ na ocenę.
- Nepotyzm jest w Polsce powszechnym zjawiskiem i dopiero od niedawna poczyniono na mojej uczelni pierwsze kroki, by jakoś go okiełznać.
- w naukach eksperymentalnych - tak
- Tak, vide pytanie 3.
- Z mojej praktyki naukowej wynika, że jednak zdecydowanie uzyskanie stopnia doktora habilitowanego głównie zależy od osiągnięć naukowych. Zapewne, można wskazać sytuacje - ale bardzo odosobnione - kiedy wpływowy "promotor" mógł przekonywać o głosowaniu na rzecz habilitanta. Lecz to przypadki odosobnione i dotyczyły raczej prac słabszych, ale nie takich, które zdecydowanie nie zasługiwałyby na pozytywną ocenę.
- Dwie recenzje pisane są zawsze przez osoby spoza jednostki, co wydaje się gwarancja obiektywnej oceny dorobku.
- w zasadzie poza drobnymi wyjątkami
- Nie znam przypadku "nienaukowego" uzyskania habilitacji.
- Podstawą są osiągnięcia naukowe, choć czasem (rzadko) zdarzają się nieuzasadnione ułatwienia.
- Moja odpowiedź dotyczy dziedziny nauk ścisłych, gdzie są obiektywne kryteria oceny dorobku naukowego. W odniesieniu do innych dziedzin nie mam zdania.
- Ponieważ osobiście pozyskałem taką informację od recenzenta.
- Raczej tak, przynajmniej gdy chodzi o jednostkę, w której jestem zatrudniony.
- W każdym systemie znajdzie się miejsce na nieetyczne zachowanie. Również w postępowaniach habilitacyjnych, niezależnie od ich trybu. Jednak jestem przeciwna tak ostremu uogólnieniu.
- W mojej jednostce naukowej kryteria są merytoryczne i raczej promuje się uzyskanie kolejnych stopnii naukowych.
- Nie można wykluczyć, że zdarzają się takie sytuacje, ale patologia nie oznacza, że system jest zły.
- Choć wydaje mi się, że istnieje taki mechanizm, że przyszły habilitant wielokrotnie musi się autocenzurować w relacjach z przełożonymi i władzami dziekańskimi, żeby sobie tych relacji nie popsuć - w końcu to oni zarządzają finansami
- np: wcześniej są wskazywani recenzenci oraz członkowie komisji
- Osiągnięcia naukowe stanowią podstawowe kryterium przyznawania stopnia doktora habilitowanego. Potencjalnie istnieje możliwość uzyskania tego stopnia przy słabych wynikach naukowych przy uwzględnieniu czynników pozamerytorycznych
- Na dorobek habilitant pracuje kilka/kilkanaście lat. Wpływ na to ma wiele czynników. Merytoryczny jest tylko jednym z nich. Walka o fundusze, dostęp do aparatury, zasobów ludzkich, wsparcie kadry profesorskiej to tylko kilka z nich.
- Liczą się tylko powiązania, spolegliwość, pokora i lizusostwo.
- Oczywiście, że nie! Wszyscy to widzimy na co dzień! W wiekszości uzyskanie stopnia uzależnione jest od koneksji, wcześniej odrobionej pańszczyzny etc.
- Niestety nie zawsze
- Stopnie i tytuły w Polsce mocno zależą od spraw pozamerytorycznych, podobnie jak zatrudnienie na uczelniach.
- od znajomsci i układów.. Komuniśczne komisje promują tylko swoich kandydatów
- Ważne z kim współpracujesz, rozmawiasz, spotykasz się, kogo cytujesz.
- z tego wlasnie powodu (wylącznie z tego) odmowiono mi nadania tego stopnia pomimo pozytywnych recenzji i uchwaly komisji habilitacyjnej.
- Wierzę w to, ze jest pół/pół, co byłoby i tak dobrym wynikiem.
- - uzasadnienie do odp 4
- jest uzaleznione jak najbardziej od powiązań i układów służbowo-towarzyskich
- W mojej opinii w większości przypadków najistotniejsze są kryteria pozamerytoryczne. Zasłużone pod względem naukowym habilitacje się zdarzają, ale i tak habilitant musi być LUBIANY przez decydentów.
- zawsze liczą się kontakty
- Z całą pewnością habiltacja zależy od układów towarzyskich. Widzę to na moim przykładzie. O mało nie odmówili mi habilitacji, ponieważ ośmieliłem się skrytykować autorytety, a nie biorę udziału w konferencjach, gdyż pracuję w innej dziedzinie nauki (prowadzę zajęcia poboczne).
- powiązania mają czasem pozytywny (czasem jest związane z występowaniem know-how), czasem negatywny wpływ. Nie każdą krytykę (merytorycznie konstruktywną!) można ujawnić szerokiemu gronu.
- Preferencja odbywa się wcześniej na zasadzie promowania na wyjazdy i dopisywania do projektów i później publikacji. Nie ma szczególnej obstrukcji, ale "pomoc jest kierowana".
- Z pewnością decydującą rolę mają obecnie inne czynniki niż merytoryczne
- Okazuje się, że ważniejsze od dorobku są powiązania.
- Jest uzależnione od wszystkich wymienionych czynników.
- czynniki pozamerytoryczne też mają wpływ i związane są m.in z jawnością postępowań
- Duża część habilitacji to układy i można to zobaczyć po wynikach oceny dorobku, niekiedy wystarczy kilka p publikacji z listy B
- Niestety w kilku przypadkach o których słyszałem uzyskanie stopnia w pewnym stopniu było uzależnione od powiązań i układów służbowo-towarzyskich.
- przegląd postępowań habilitacyjnych wskazuje na to, że często o nadaniu stopnia decydują względy pozamerytoryczne
- niestety także od powiązań
- Jest wiele przykładów na mojej uczelni. Np.pomimo wszystkich negatywnych recenzji pozytywne głosowanie rady wydziału bez żadnych dla niej konsekwencji.
- Znam przypadki, w których recenzentem dorobku habilitacyjnego pracownika mojej uczelni był bardzo dobry kolega z Uniwersytetu Jagiellońskiego
- W wielu przypadkach pozycja zajmowana przez habilitanta wpływa na wynik procedury.
- Dobra habilitacja jest zwykle doceniana, ale dobra "koniunkcja" zdarzeń i przychylność rady wydziału to również recepta na sukces habilitacyjny.
- Wobec odpowiedzi na pytanie 4, gdzie podałem przykład uzyskania stopnia dr hab. "gdzieś", pomimo braku osiągnięć, inne "osiągnięcia" niż osiągnięcia naukowe musiały decydować.
- argumenty j.w. + wiele zdolnych osób jest blokowanych, a nawet wręcz niszczonych
- Zdecydowanie, nie jest. Liczy się tzw. pozycja i rozpoznawalność w środowisku.
- Uzyskanie stopnia doktora habilitowanego zależy od powiązań i układów :( lecz także nie uzyskanie stopnia jest uzależnione od powiązań. Znam sytuacje gdzie niektórzy czekają z złożeniem papierów aż z uczelni odejdą pewni profesorzy
- Patrz p. 3.
- Słyszałem o przykładach pozamerytorycznych !!!!!!!!!!!
- Znajomości mają duże znaczenie
- Niestety uzyskanie tego stopnia naukowego to w dużej mierze ustawka starych prof blisko lub po 70 którzy na recenzentow wybierają swoich kolesi zazwyczaj tych samych i mających często niewiele wspólnego w dorobkiem habilitanta
- czesto liczy sie kto jest " opiekunem" habilitanta
- Powiązania towarzyskie i partyjne otwierają drogę do hab.
- Liczą się powiązania i "punkty".
- W niektórych sytuacjach mam wrażenie, że tak właśnie jest. Pracownicy uczelni to bardzo często ludzie, którzy robili wszystkie stopnie naukowe w jednej placówce, często z tego samego roku, bądź niewiele starsi lub młodsi. Znają się jak łyse konie, pozwalając sobie na znacznie więcej.
- Bez komentarza.
- Generalnie tak, ale układy nadal są w wielu miejscach niezwykle istotne i nieraz ważniejsze niż rzeczywisty dorobek.
- Osiągnięcia naukowe nie wystarczą, jeżeli nie ma powiązań towarzyskich. To nie jest system oceny obiektywnej, ale oligarchiczny układ dopuszczania/promowania wybranych.
- Znam wiele przypadków, kiedy osoby były utrącane za to że miały lepszy jakościowo dorobek niż recenzenci z CK, lub takie, gdy osoby z mizernym dorobkiem gładko przechodziły dalej. Wiem, że bez wsparcia wielu osób, z których część pobiera opłatę za swoje wsparcie nie ma szans na przejście procesu. Są to lata, nie tyle wytężonej pracy naukowej co budowania sieci powiązań personalnych opartych często na więziach finansowych, by nie wspomnieć o wykorzystywaniu w inny sposób: seks z profesorem, wykonywanie badań za profesora, dopisywanie do artykułów itp.
- Jest uzależnione mocno od powiązań i układów służbowo-towarzyskich. Większość powoływanych recenzentów dorobku doskonale zna osoby, których prace recenzują.
- Nie jest to jednoznaczne, gdyż czasem recenzenci potrafią ocenić obiektywnie dorobek, a czasem z zasady piszą recenzje negatywne, a powodem jest brak obiektywizmu.
- Właśnie w dużej mierze uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest uzależnione od powiązań i układów, szczególnie w zakresie układów Centralna Komisja sekcja Geodezji. Zdarza się że powoływani są recenzenci, którzy dają pozytywną recenzję, a na głosowaniu pod wpływem "pewnych osób" głosują na "nie".
- otrzymywanie stopnia przez osoby z niskim dorobkiem naukowym potwierdzają takie
- W ocenia habilitanta bierze się pod uwagę także inne obszary działalności, które szczególnie w uczelniach mogą być rozliczne.
- Podstawą jest KTO promuje habilitanta.
- Swego czasu rektor wybrał grupę osób, które miały robić habilitację na Słowacji lub Czechach. Kryteria wyboru były z mojego punktu widzenia nie były merytoryczne. Znam osobę która nie zna czeskiego, a po angielsku nie jest się w stanie przedstawić a habilitacji zrobiła w Ostrawie.
- Wybór recenzentów/członków komisji jest zależny od rady wydziału na którym najczęściej pracuje habilitant więc podaje się osoby wydające się maksymalnie neutralne albo przychylne danej soobie
- Oczywiście, że dużą rolę odgrywają powiązania służbowo-towarzyskie.
- niestety, układy polityczno-towarzyskie mają zasadniczy wpływ na uzyskiwanie stopni naukowych
- Każdy jest częścią swojego środowiska, rzadko jest tak, że nie zna się osoby której dorobek jest oceniany
- Oczywiście, że jak dawniej i dziś znajomości odgrywają ogromną rolę. :-(
- Bez komentarza.
- Niestety uzyskanie tytułu jest też sprawą znajomości i pleców
- W większości przypadków w moim środowisku stopień doktora habilitowanego był przyznawany osobom, które w pelni na to zasługiwały. Jednak podejrzanych przypadków jest zdecydowanie zbyt wiele.
- Znam przypadki dużych osiągnięć naukowych opracowania innowacyjnej technologii (ptumk.umcs.lublin.pl), gdzie autorce serca technologii = patentu katalizatora i reaktora, zarzucono nieznaczący udział w opracowaniu technologii i pomówieniami o autoplagiat oraz "braku nowości w patentach, opartych na podręcznikowych metodach" odmówiono uznania dorobku. Towarzystwo naukowe uznało, że twarde dowody fachowości nie są wyznacznikiem uznania, a więc jeśli nie względy merytoryczne to pozamerytoryczne miały większe znaczenie.
- Uważam, że w głównej mierze jest uzależnione od układów służbow-towarzyskich, ponieważ takie są zasada funkcjonowania w społeczeństwie, najważniejsze są układy rodzinno-koleżeńskie, partyjne, agenturalne a ocena merytoryczna jest niezmiernie trudna często niewykonalna, dlatego lepiej zastosować inne kryteria.
- Osiągnięcia merytoryczne są tylko dodatkiem do powiązań
- Liczą się głównie układy i znajomości.
- To zależy i jest powiązano z punktem 3.
- Jest uzależnione od powiązać i znajomości.
- Powiązania i układy służbowo-towarzyskie zapewne też mają duży wpływ na uzyskanie stopnia doktora habilitowanego.
- Habilitują się osoby z niewielkim dorobkiem naukowym, podczas gdy inne z dużą ilością punktów nie są dopuszczane z różnych powodów, np. brak odpowiedniego stażu. Z drugiej strony praca na uczelni to nie tylko badania naukowe. Pozostałe osiągnięcia też powinny być brane pod uwagę.
- Wydaje się że wyłącznie jest uzależnione od powiązań i układów towarzysko - służbowych
- Temu można zaradzić, eliminując z grona recenzentów wszystkie osoby, które znajdują się wobec habilitanta w relacji podległości lub konfliktu. Po zapoznaniu się z powołanym gronem recenzentów habilitant powinien mieć możliwość złożenia sprzeciwu przeciw obecności w składzie komisji takiej osoby/takich osób.
- patrz odp. na pytanie 4.
- Po pierwsze powiązania, po drugie osiągnięcia.
- Chyba wszyscy znamy takie przypadki...
- Tu często decyduje tzw. polityka i bliżej nieznane sympatie lub antypatie. Zobaczymy, jak to hędzie w moim przypadku.
- Na moim wydziale nie występuje takie zjawisko, ale na wydziale humanistycznym jest to możliwe np. uzyskiwano habilitacje w Słowacji.
- Już to objaśniłem
- uzyskanie stopnia doktora habilitowanego związanego jest z pracą w grupie i zawsze istotne są relacje interpersonalne.
- Często istotne jest z jakim środowiskiem jest powiązany habilitant. Niektórzy recenzenci kierują się tym przy ocenie. Również pewne środowiska są blisko powiązane z CK, wtedy można liczyć na przychylne wyznaczenie recenzentów i przychylną ocenę.
- Znam przypadki stosowania przez dziekana nieformalnych kolejek osób ubiegających się o uzyskanie habilitacji. Habilitacje lepsze były wstrzymywane, aby mogły być przeprowadzone postepowania habilitacyjne osób z mniejszym dorobkiem naukowym.
- Układy i znajomości mają niestety duże znaczenie.
- recenzenci subiektywnie oceniają dorobek
- Nie. Jeżeli nie jestem w grupie układów, nie mam dostępu do aparatury badawczej i sprzętu bardziej rozwiniętego od zlewki. Tak więc zdobycie tytułu jest ściśle uzależnione od powiązań towarzyskich i/lub innych układów.
- Niestety są pojedyncze przypadki uzyskiwania stopnia doktora habilitowanego dzięki układom i wzajemnym powiązaniom. Na pewno nie jest to powszechne zjawisko. Niestety papier przyjmie wszystko.
- Nie znam żadnego wypadku utrącenia habilitacji z powodów pozamerytorycznych. Znam co najwyżej wypadki przeciągnięcia słabych habilitacji, ale zniesienie habilitacji, czyli postulat, który zdaniem autorów tej ankiety ma wyraźnie z niej wynikać, problemu tego nie rozwiąże, bowiem osoba, której w obecnym stanie prawnym naciągnięto habilitację po zniesieniu tego obowiązku będzie w jeszcze lepszej sytuacji, bo będzie mogła działać dalej zupełnie już nieniepokojona jakimikolwiek wymogami.
- Powiązania służbowo-towarzyskie mają niepomijalny wpływ w niektórych przypadkach.
- Układy towarzyskie mają większe znaczenie niż osiągnięcia naukowe.
- Nie zawsze
- Można też zrobić habilitację bez powiązań i układów, ale znacznie większym wysiłkiem - nie tylko odpowiednich osiągnięć naukowych, ale też przekonania środowiska o ich wartości. W mojej jednostce jest niewielu profesorów zdolnych samodzielnie (bez zasięgania opinii kolegów) właściwie ocenić wartość pracy naukowej innych.
- Nawet jeżeli były jakieś powiązania personalne, to wiążące zawsze były uzasadnienia naukowe.
- Niestety tylko w pewnym stopniu. Oceniam, że co najmniej 50% (jeśli nie więcej) to uwarunkowania pozamerytoryczne i duża doza służalczości w stosunku do tzw. ekspertów z wieloletnim doświadczeniem, którzy dominują w jednostce (katedrze, na wydziale). Jeśli habilitant robi sekretariat swojemu "mistrzowi", wykonuje jego polecenia, jest dla niego pod telefonem 24h/7 dni w tygodniu i pisze za niego publikacje (żeby profesor belwederski mógł dalej podtrzymywać mit swojej wielkości), to ma większe szanse na zrobienie habilitacji niż jeśli dba o tzw. swój dorobek.
- Coraz częściej niepokornym utrudnia się przeprowadzenie postępowania habilitacyjnego (szczególnie na konkretnych wydziałach).
- Często uzyskanie stopnia habilitowanego wynika z potrzeb jednostki i promowania osób, które już powinny zrobić habilitację, bo na wydziale potrzeba odpowiedniej ilości pracowników samodzielnych.
- Jest to zależne od subiektywności recenznetów.
- Dorobek poszczególnych osób jest zróżnicowany. Zdarzają się osoby, które mają stosunkowo mały dorobek pod względem ilościowym, ale być może pod względem jakościowym jest on wartościowy (po to są powoływani recenzenci, żeby to stwierdzić).
- Ważna jest zgodność z "duchem dziejów", krąg instytucjonalno-towarzyski. Ktoś z zewnątrz ma trudniej, choć nie jest to niemożliwe.
- Zbyt często o zgodzie na przeprowadzenie postępowania habilitacyjnego (nostryfikacje dla Ukraińców) decydują układy towarzyskie.
- Uważam, że nadal, wciąż zbyt często (zwłaszcza w dziedzinach humanistycznych) uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest uzależnione od czynników pozamerytorycznych.
- Ważną rolę ma dobór komisji i recenzentów, które często są powoływane z powodów pozamerytorycznych.
- Jest masa przykładów. W Internecie można znaleźć przykłady z dowodami, gdzie postępowania próbujące wyjaśnić nieprawidłowości zostały wstrzymane, albo się przedawniły.
- Kwestie pozamerytoryczne w wielu przypadkach są decydujące.
- Nie zawsze tylko osiągniecia naukowe są kluczowe w tej procedurze.
- Na uczelniach występuje polityka i układy. Warto byłoby w końcu coś z tym z robić i uzależniać wynagrodzenie poszczególnych osób od dorobków rocznych.
- Nigdy nie spotkałam się z sytuacją uzyskania stopnia ze względu na inne niż merytoryczne osiągnięcia.
- uważam, że osoby z jednostki wnioskodawcy niekiedy głosują na tak nie ze względu na dorobek, ale dlatego, że jest to koleżanka/kolega z instytutu
- Patrz pkt.3
- Pozamerytoryczne układy maja niekiedy wpływ, jakkolwiek w mojej jednostce nieznaczny.
- Nawet czytając recenzję czy uzasadnienia w nadaniu habilitacji, często podkreślany jest dorobek dydaktyczny, organizacyjny, promocyjny i inny. Oczywiście jest to istotne ale często wydaje się to pozamerytoryczne i grzecznościowe, gdzie ma się wrażenie, że osoba taka jest zachwalana w innych aspektach gdyż jej dorobek naukowy jest niewystarczający.
- Na podstawie własnych doświadczeń jako recenzent, członek komisji. Aczkolwiek słyszałem o takich przypadkach nagannych. Takźe czytałem
- Czasami są to układy i znajomości
- Ważne są też powiązania i układy
- Dopóki można robić habilitację we własnej jednostce i publikować we własnym uczelnianym wydawnictwie (co więcej, ludzie są zniechęcani do habilitowania się "na zewnątrz")...
- Oto znane mi sytuacje: 1) Znam 2 przypadki intensywnego utrudniania awansu naukowego z powodu "zapotrzebowania" na czyjeś stanowisko. W jednym niestety się powiodło. 2) Recenzent wpływał na opinię innego recenzenta, uznając go za niekompetentnego, 3) Recenzent namawiał całą komisję do głosowania przeciwnego. 4) Członek komisji spowodował wezwanie kandydata na posiedzenie komisji "z marszu", bez żadnego przestrzegania przepisów w tym zakresie. 5) Recenzent dyskutował na temat sporządzanej przez siebie opinii z dr hab., który potem informował o tym kandydata. 6) Recenzent zanegował cały dorobek kandydata, ponieważ był w konflikcie z osobą spoza komisji, która pochwalała osiągnięcia naukowe kandydata.
- Przykłady są, ale anonimowa ma być ankieta.
- Z moich obserwacji wynika, iż w przypadku wielu osób wspomniane układy są decydujące.
- Często jest uzasadnione powodami pozamerytorycznymi, organizacyjnymi....sam byłem kilka lat temu recenzentem w postępowaniu, od którego zależały losy jednostki (chodziło o zakład). Nie przyznanie stopnia prowadziłoby do rozwiązania zakładu, a także dalszych rotacji.
- Sposób przydzielania grantów jest tego świadectwem - ustalenia osób decyzyjnych w kuluarach. Ostracyzm przy powierzaniu zadań naukowych przez kierownika katedry/projektu i przywłaszczanie sobie pomysłów naukowych potencjalnego habilitanta.
- Wiele zależy od statusu danej osoby w danej jednostce.
- Może komuś się "udało" ominąć system, ja nie znam takiego przypadku.
- Układ służbowo-towarzyski jest nadal bardzo istotny. Adiunkci często uczestniczą w konferencjach( w przypadku muzyków/plastyków konkursach), w których organizatorami/ jurorami są potencjalni recenzenci. Chcą być pozytywnie zapamiętani.Nadal łatwiej być wśród swoich, swoim itp.
- Rada wydziału jako ciało kolegialne jest siłą rzeczy oparte na powiązaniach. Znane są przypadki nie przyznania stopnia doktora habilitowanego osobom, które uzyskały pozytywne recenzje i opinię komisji (choć nie w mojej jednostce).
- Z całą pewnością osoby spolegliwe i popierające władze dziekańskie mają dużo łatwiej. Myślę sobie, że pod rygorem nowej ustawy karierę będzie robić się po habilitacji przede wszystkim na podstawie układów towarzyskich. Profesura tytularna przestała być istotna.
- w obecnym systemie zdecydowanie ważniejsze są kryteria pozanaukowe niż naukowe
- Ponieważ stanowi narzędzie kontroli środowiska naukowego - w praktyce eliminację "nieposłusznych".
- Osiągnięcia naukowe stanowią zaledwie przesłankę do wszczęcia postępowania - na pewno nie są one warunkiem ani koniecznym (co jest karygodne) ani wystarczającym (habilitant powinien oczywiście udzielać się dydaktycznie i administracyjnie, najlepiej wyręczając w tym członków komisji)
- Słyszałam o takich sytuacjach, aczkolwiek nie spotkałam się w tym w jednostce, w której pracuję.
- W sytuacji, kiedy ocenia grupa ludzi, z dość wąskiego grona zawodowego i dodatkowo są jawne imiona, nazwiska, miejsce zatrudnienia, osoba bywała na seminariach w innych jednostkach to z definicji ocena nie będzie tylko czysto merytoryczna.
- W bardzo dużym stopniu jest uzależnione od powiązań i układów, jest to całkowicie system nieprzejrzysty i niesprawiedliwy. Prowadzi do wielu naruszeń. Totalnie chory system.
- Nie jest to regułą, ale znam wiele przypadków, gdy decydowały względy pozamerytoryczne. Tym samym traci się wiarę w obiektywność i uczciwość całego systemu.
- czasem trudno uznać, że nie wchodzą w grę czynniki inne niż osiągnięcia
- CAŁA działalność w środowisku naukowym jest uzależniona od układów personalnych. Co niekoniecznie jest zawsze zjawiskiem negatywnym.
- Niestety nie. Znam wydziały, które mając niedostatek pracowników samodzielnych "przepychały" osobę przez postępowanie habilitacyjne. Najbardziej zbulwersował mnie przypadek, w którym Rada Wydziału na młodym i "aspirującym" uniwersytecie przyznała habilitację osobie wbrew jednoznacznie negatywnym recenzjom zarówno pracy (książki) jak i dorobku naukowego! (osoba do odnalezienia w bazie danych Centralnej Komisji ds tytułów i stopni naukowych). Nawiasem, już po zakończeniu postępowania habilitacyjnego wyszło na jaw, że książka jest plagiatem....
- Zdecydowanie powiązań... :(
- Brak kryteriów umożliwiających automatyczne przyznanie habilitacji zawsze prowadzi do wpływu układów służbowo-towarzyskich na promocję na każdy stopień. Jeśli by było wymagane np. 8 z 10 kryteriów, które trzeba spełnić aby otrzymać habilitację, układy te nie miałyby wpływu (np. wyjazd w ramach Erasmusa - jedno kryterium, publikacja na liście A - drugie kryterium, autorstwo książki - trzecie, wystąpienie na zagranicznej konferencji - czwarte, promotorstwo magistranta - piąte, publikacja popularno-naukowa w prasie codziennej - szóste, itd, ocena pozytywna z kolokwium habilitacyjnego - dziesiąte kryterium). W przypadku spełnienia siedmiu kryteriów ocena pozytywna z kolokwium (jako ósme spełnione kryterium) powinna być kluczowa, jeśli jednak ktoś spełnia już osiem kryteriów, to owa ocena - nawet negatywna, nie powinna mieć wpływu - bo już osiem kryteriów jest spełnionych pozytywnie. To wykluczyłoby pozamerytoryczne wpływy na promocje.
- Niestety nadal relacje towrzyskie i animozje personalne odgrywają rolę.
- W aktualnej praktyce na różnych uczelniach są różne proporcje kryteriów merytorycznych i pozamerytorycznych
- Dobór recenzentów i zespołu (wskazywanych przez RW) jest bardzo często motywowany poza merytorycznie.
- Uzyskanie stopnia dr hab. jest uzależnione od pozamerytorycznych uwarunkowań takich jak powiązania i układy służbowo - towarzyskie zwłaszcza na etapie Jednostki i kwestii związanych z finansowaniem lub zgody na przeprowadzenie procedury.
- Znowu, tak-nie nie pozwala na ocenę częstotliwości. W większości przypadków relacje osobiste/instytucjonalne nie są istotne, ale zdarzają się przypadki, gdy są - stąd nie mogę dać odpowiedzi "tak".
- Liczą się układy
- chciałabym napisać "tak" ale obawiam się, że w wielu przypadkach powiązania odgrywają nadal rolę
- ogromne znaczenie mają właśnie układy służbowo-towarzyskie
- -
- Powiązania towarzystkie sa istotne
- Niestety znam przypadki "załatwiania" czy ustalania recenzentów przychylnych lub też złośliwe wystawianie negatywnych opinii że względu na antypatię do opiekuna naukowego habilitanta
- Różnie bywa.
- Patologie zdarzają się w każdej sferze życia.
- Wszystko zależy od tego czy masz i jakie masz możliwości prowadzenia badań przed habilitacją. Potrzebujesz kupić enzym. Masz na to pieniądze. Żeby kupić twój szef (kierownik jednostki) musi zamówienie podpisać. Jeśli podpisze - pracujesz, jeśli powie, że może za tydzień lub dwa, to nie pracujesz. Tak to w Polsce wygląda na przekroju trzydziestolecia Republiki Okrągłego Stołu. Nazwy inne, a sposób działania dokładnie jak w PRLu.
- Niestety, uzyskanie tytułu doktora habilitowanego ( jak i doktora) na ogół (choć w różnym stopniu) jest uzależnione (ułatwione lub utrudnione) od powiązań i układów służbowo-towarzyskich. Sytuacja, w której promotor doktoratu (profesor zwyczajny) jest zarazem recenzentem rozprawy habilitacyjnej powstałej de facto pod jego dyktando jest nieetyczna, ale praktykowana ze względu na autorytet promotora.
- Względy pozamerytoryczne taż mają, niestety, znaczenie.
- Znam jeden przypadek nie z mojej jednostki, stąd odp. NIE
- to są w 90% układy służbowo-towarzyskie
- nie jest uzależnione tylko od osiagnięć. Jest w znaczącej mierze uzależnione od powiązań głównie towarzyskich!
- uzyskanie stopnia naukowego jest w głównej mierze uzależnione od pozycji promotora/szefa w sieci służbowo-towarzyskiej. Jeśli promotor jest w dobrze posadowiony, to awanse jego klienteli są pomyślne. Jeśli aspirant do stopnia naukowego dobrze się podhaczy, to może on być haniebnie niekompetentny a i tak przejdzie. Źródłem tej mafijnej cechy bliźnich w profesji jest zmowa wokół delegowania kandydatów do CK (Centrum Korupcji) czy jak niebawem Centrum Adoskonałości. To są głowy, które pierwej śmierdzą, zanim ryba ześmierdnie się
- Pewnie to zależy od Rady Wydziału, ale w dużej liczebnie Radzie tego rodzaju szwindle nie przechodzą nawet jeśli ktoś próbuje.
- Uzyskanie stopnia jest loterią: niektórzy grają i wygrywają (otrzymując komisję składającą się z osób przychylnie nastawionych do habilitanta bądź będących częścią dużego networku przełożonych habilitanta), inni przegrywają. Tych przegrywających jest mniej (osobiście mogę wymienić 2 osoby, ale nie uwzględniam ich w odpowiedzi na pytanie 3, bo nie mam pewności, że habilitacja im się należy). Do tej pory większość znanych mi przypadków osób o miernym dorobku skonczyła się dla habilitantów pozytywnie.
- Uzasadnienie w pytaniu nr 5. Jest to tak skorumpowane srodowisko, przezarte przez robactwo z okresu komunizmu, ze trudno to bedzie naprawic przez pokolenia. A najgorsze jest to ze te standarty swietnie przechwytuje mlode pokolenie i swietnie sie w tym znajduje. No bo jak inaczej jak wyzej stoi tyle tytulow od ktorych ja mlody jestem uzalezniony wiec trzeba sie podlizywac i wchodzic w ukladziki. Koteria, nepotyzm, korupcja na najwyzszym poziomie. Czarna rozpacz.
- .
- Niestety nie.
- Niestety obecne przepisy dotyczace doktoratow i szczegolnie habilitacji niszcza prace zespolowa.
- Wciąż funkcjonuje "wypada" - w odniesienie np. do władz Instytutu czy Wydziału.
- ---
- Absolutnie nie. Chodzi w większości przypadków do dopuszczenie do grona wybrańców osób nie zagrażającym lokalnym układom. Charakteryzuje się to zwarciem szyków bojowych nawet tych mniej zainteresowanych, byle tylko osiągnąć cel - ułatwić osiągnięcie habilitacji lub skutecznie "zniszczyć" konkurenta. Decydują względy pozamerytoryczne i i układy towarzysko-służbowe.
- w dalszym ciagu aspekty pozamerytoryczne odgrywaja ogromna role, vide dobor skladu komisji hab.
- Znajmości też się liczą. Polecam zapoznać się z hablitacją dr Rudka (habilitanta chyba z PWr).
- Nie wszystkie znane mi przypadki negatywnej ewaluacji postępowania naukowego opierały się na przesłankach merytorycznych.
- Znana mi są przypadki nadania stopnia dh na podstawie prac z rażącymi, fundamentalnymi błędami.
- W moje opinii to co pisałem wcześniej, nauka nie ma tu nic do rzeczy. Zależy to od układów (a WIEM że są takie układy, trochę osób znam i one to mówią wprost). Porównajcie "zatwierdzone" habilitacje żon profesorów, osób będących w koneksjach towarzyskich lub innych układach z osobami, które czasami są "uwalane" na habilitacjach. Dużo by o tym mówić i pisać.
- Bywają przypadki naciągania z powodów pozamerytorycznych, ale nie jestem w stanie ocenić skali zjawiska. Ponadto nie spotkałem się z przypadkiem, gdy habilitacja została nadana za nic
- Nie tyle od powiązań, co od innych czynników, choćby tego, ile osób "nad" nami pracuje w naszej dziedzinie, nie dopuszczając/nie zapraszając "młodszych", lub tylko wybranych, do rozmaitych działań, projektów itd. Co się potem przekłada nie tylko na ogólną ocenę naukową, ale i możliwości osiągnięć.
- Stopień doktora habilitowanego zależy obecnie nie tylko od istotności dorobku, ale również od kuluarowych ustaleń
- Proszę spojrzeć na dr M. Migalskiego z Katowic. Jego brak habilitacji jest wynikiem złych układów służbowo-towarzyskich.
- Wiadomo, że zajęcia liczące się do dorobku dostają ulubieńcy władzy; podobnie propozycje publikacji, recenzje i informacje o konferencjach Straszono mnie telefonem do członków komisji, jeśli czegoś nie zrobię/nie będę wpierać układu
- Brak jest rzetelnej oceny i krytyki ze względu na brak forum do wymiany myśli. Nie odbywają sie cyjkuczne zebrania Zakładów oraz seminaria naukowe dla pracowników danej jednostki. Ponadto ze względów kulturowych panuje presja środowiska by szkodzić koleżankom/kolegom negatywną recenzją.
- Uzyskanie habilitacji to w znacznej mierze sieć kontaktów i wypracowanych znajomości. Uważam, że z tym nie da się walczyć. Trzeba by było zmienić sposób myślenia, a to nierealne.
- Nie, wobec coraz większego uzależnienia od decyzji różnego typu władz każdego szczebla (np. przydziały zajęć, finansowanie, rozkłady zajęć, możliwości publikowania oraz różne inne ułatwienia lub utrudnienia). Ta zależność (bardziej administracyjna niż naukowa) ma tendencję rosnącą i silnie wzmocnioną przez Konstytucję 2.0 . Oczywiście, nie bez znaczenia jest dobór recenzentów. Z drugiej strony osiągnięcia wybitne rzadko są oceniane negatywnie.
- Przede wszystkim zależy od powiązań i układów.
- Jak wyżej.
- Wybitny Kierownik zawsze załatwi habilitacje swoim współpracownikom.
- Czasem - tylko od naukowych, czasem - od układów służbowo-towarzyskich. Podobne mechanizmy działają zresztą także przy wyznaczaniu recenzentów, i to zarówno przez CK, jak i na wydziałach.
- Najistotniejszym kryterium uzyskania stopnia doktora habilitowanego jest rozponawalnosc kandydata, a nie jego dorobku
- zdecydowanie nie, uważam że ciągle najważniejszy jest układ towarzysko-rodzinny
- Zdecydowanie NIE!!!
- Jest niestety też uzależnione od aspektów pozamerytorycznych
- Ustawa obowiązująca przed Konstytucją dla nauki chyba lepiej zabezpieczała sprawiedliwość procesu. Kolokwium znowu kieruje postępowanie w stronę układów.
- Układy służbowo-towarzyskie mają ogromną siłę
- Różnie bywa, niestety powiązania też odgrywają swoją rolę, choć w większości znanych mi przypadków głównie chodzi o osiągnięcia.
- Nie ma co tłumaczyć.
- Działalność dydaktyczna, w zakresie upowszechniania wiedzy i organizacji nauki winny być w uwzględniane w przewodach habilitacyjnych jako uzupełnienie dorobku naukowego.
- liczą się wyłącznie te drugie (pozamerytoryczne); reszta to ściema, w którą nikt nie wierzy
- Osoby lubiane łatwiej zrobią habilitację
- W polskim kontekście siła nieformalnych instytucji jest wciąż nie do przecenienia. Nie dojrzeliśmy jeszcze jako społeczeństwo do respektowania zasad, więc trudno oczekiwać, by świat akademicki był jakimś lepszym wycinkiem rzeczywistości.
- Jest uzależnione od obu obszarów, co jest poprawne.
- W niektórych przypadkach istotne są względy pozanaukowe, ale nie jestem w stanie stwierdzić, w jak wielu.
- Jak wyżej Jeśli ma się plecy, i profesorów wspierających to komisja na Wydziale jest odpowiednia i przychylna ? a to zawsze coś do przodu...
- Powiązania są ważniejsze
- Pewnego razu przychodzi szef jednostki i prosi cały zespół o dopisanie swojej córki do publikacji. Nie ważne że córka jest stomatologiem a publikacje są z zakresu nauki o materiałach
- Bywa (pyt. 3), że obiektywnie nie ma szans na habilitacje, ale dziekan czy kierownik katedry pomaga habilitantowi żeby zwiększyć liczbę habilitowanych na wydziale. Teraz u mnie w pracy tylko to się liczy, a nie jakość pracy.
- Odpowiadam "Nie" ponieważ jest uzależnione także od osiągnięć organizacyjnych i dydaktycznych
- Powiązania służbowo-towarzyskie w jednostce żadnemu/żadnej z kandydatów/kandydatek nie pomogły w uzyskaniu awansu (ocena dorobku w znanych mi postępowaniach była rzetelna).
- Kontrowersje wokół habilitacji wywołują regularnie powtarzające się doniesienia o wpływie pozamerytorycznych czynników na wynik postępowania. Wśród doktorów istnieje raczej uogólniona niechęć wobec profesorskiego "betonu" (pomimo różnych towarzyskich i naukowych powiązań); wśród profesorów - uogólnione poczucie wyższości wobec badaczy "niesamodzielnych" (w tym określeniu zawiera się wszystko). Trzy ostatnie habilitacje moich znajomych odbyły się w atmosferze mniejszego lub większego skandalu (tj wszystkie w ostatnich dwóch latach w moim instytucie). Skandaliczne były komentarze ad personam, które nie spotkały się z żadną krytyką innych członków komisji.
- Najlepiej być przeciętniakiem, niewyróżniającym się. Jeśli ktoś ma trochę inną ścieżkę kariery naukowej niż przeciętna (na plus lub na minus) musi mieć "plecy" Bez tego - nie ma mowy o habilitacji. Układy towarzysko-służbowe rządzą w tym środowisku bez żadnej żenady, nie znam uczelni, która chciałaby i potrafiłaby to ukrócić.
- Ustawianie komisji - to wynik powiązań. Szybkość działań komisji - to wynik powiązań Znam postępowania, gdzie całość postępowania zamknęła się w dwa miesiące, bo wszyscy czlonkowie należeli do zarządu ILA, którego członkiem była habilitantka.
- W ogromnym stopniu jest uzależnione od układu towarzyskiego oraz niekrytykowania (nawet uzasadnionego) doktorów habilitowanych.
- Wiele habilitacji wynika z układów służbowo-towarzyskich, nepotyzmu.
- Dobre merytorycznie prace nie są zagrożone. W przypadku sfery szarości, jeśli nie jesteś klientem grupy trzymającej władzę, jesteś w trudnej sytuacji.
- Osiągnięcia naukowe są podstawą, ale czynniki pozamerytoryczne również mają znaczenie.
- Tak, wydaje mi się, że powiązania i układy służbowo-towarzyskie wciąż mają znaczenie.
- To są oczywistości doskonale znane w środowisku naukowym.
- Recenzje "krzyżowe" - jak w dyplomacji na zasadzie wzajemności.
- odpowiedź jak w p. 3
- powiązania i układy służbowo-towarzyskie są bardzo istotne
- Oczywiście, że tak. Z drugiej strony osoba posiadająca stopień powinna cechować się pewnymi przymiotami np. dobrą opinią w środowisku naukowym, moralnością itp. a tego nie da się określić za pomocą danych bibliometrycznych.
- Znane sa mi przypadki "naciągania" osiągnięć naukowych. Można się domyślać o przesłankach ale dowodów brak.
- niestety, znane mi sa przypadki nierzetelnych przewodow habilitacyjnych
- Przeciez w ocenie barne sa tez inne oceny, nie tylko osiagniecia naukowa, np. organizacyjne i dydaktyczne. Osobiscie uwazam, ze jedynie osiagniecia naukowe powinny byc brane pod uwage, a wiec jakosc publikowanych wynikow i ch wartosc dla danej dziedziny. Nawet pozyskiwanie grantow nie powinno byc brane pod uwage, gdyz wiadomo, ze to staje sie loteria wobec obciazenia akspertow, a potem recenznetow liczba ocenianych grantow czesto spoza dyscypliny, ktora sie zajmuja, a wiec niemoznoscia ich poprawnej oceny.
- Na pewno zależności służbowe mogą wpływać na uzyskanie stopnia hab., mimo niskiego poziomu habilitacji.
- Słyszałem o przypadkach w których ocena wynikała z powiązań towarzyskich.
- Często zamiast osiągnięć habilitanci korzystają z tzw. dojść do dzieknaów i CK
- Na pewno mają wpływ powiązania pozanaukowe. Znam takie przypadki.
- Wszystkie znane mi przypadki postępowań habilitacyjnych oprócz osiągnięć naukowych były związane również z układami służbowo-towarzyskimi.
- Większość habilitacji przyznawana jest na zasadzie układu.
- po wprowadzeniu nowej formy mam nadzieje, ze tak sie nie dzieje
- Nie, choć w miejsce osiągnięć merytorycznych wskazałbym osiągnięcia organizacyjne oraz dydaktyczne, które naturalnie wpływają na ocenę pracownika.
- Znam przypadki celowego (a przynajmniej tak to wyglądało) opóźniania publikacji doktorów-adiunktów przez ich przełożonych, co opóźniało procedurę habilitacyjną.
- I znów, bywa różnie. Na pewno układy i wojny między profesorami odgrywają istotną rolę.
- W wielu przypadkach, miedzy innymi w mojej jednostce odpowiedż powinna być TAK, ale znam wiele przykładów z innych jednostek, kiedy istotne, o ile nie decydujące, były aspekty pozamerytoryczne.
- UZYSKANIE HABILITACJI JEST W PEWNEJ MIERZE ZWIĄZANE Z "POWIĄZANIAMI I UKŁADAMI SŁUŻBOWI-TOWARZYSKIMI".
- uzasadnienie jak wyżej w pytaniu nr 3, dużo zależy np. od tego, kim jest promotor wcześniejszej pracy doktorskiej
- Znam habilitację, która została uzyskana w wyniku znajomości - recenzentem była osoba zaprzyjaźniona z habilitantem i bardzo wpływowa w jednostce, w której przeprowadzano habilitację. Wynik głosowania komisji był znany na miesiąc przed posiedzeniem.
- Znam (lub tylko mam takie odczucie) , że w uzyskaniu stopnia dr hab. dużą rolę odegrały układy towarzyskie. Jestem zdecydowanie za powrotem kolokwium habilitacyjnego przed całą radą wydziału (instytutu).
- Cały czas mamy do czynienia z fikcją obiektywnego recenzownia dorobku. Skąd niby mielibyśmy brać recenzentów w wąskich dziedzinach? Wszyscy się znają i jeśli panują dobre stosunki, to w większości dyscyplin (wyjątkiem niegdyś był IH UW) wszyscy uznają, że biorą udział w fikcji i trzeba się "stosownie zachować". Oznacza to łagodność ocen. Znam osoby bardzo rzetelnie zapoznające się z całym dorobkiem i poszukujące właściwych słów, by wskazać jego wątpliwą jakość, ale nie dać negatywnych konkluzji.
- Wybór niezależnych recenzentów w mojej opinii zwykle gwarantuje obiektywizm, natomiast jak recenzje i rekomendacja komisji habilitacyjnej mają się do decyzji rady wydziału lub rady naukowej, która de facto nadaje stopień to z tym bywa różnie
- Układy służbowo-towarzyskie mają się bardzo dobrze.
- Uważam, że uzyskanie stopnia dr habilitowanego zdecydowanie zalezy od powiązań i układów, choćby dlatego, że nie w każdej jednostce można je przeprowadzić dla każdej reprezentowanej dyscypliny, a i zaszłości wewnętrzne grają tu duża rolę. Nie da się ukryć, że istnieją też "old-boys" kluby i kobiety - zwłaszcza młode - są w procedurach habilitowanych dyskryminowane - w sposób jawny, jak i ukryty.
- Osobiście nie spotkałam się z takimi sytuacjami. Takie plotki rozpuszczają ci, którym odmówiono.
- Podobnie jak wszystko w naszym kraju, niektórzy ludzie postępują uczciwie, a inni nie. To samo dotyczy procedur akademickich.
- Są przypadki zależne od osiągnięć naukowych - nieliczne.
- Recenzje na stronie CK - to klucz do odpowiedzi.
- To na pewno zależy od jednostki.
- Z mojego doświadczenia wynika, że oceny habilitanta jest ocena jego dorobku naukowego. Jednak dobór recenzentów ma bardzo duże znaczenie, tzn. czy są trafnie dobrani aby być ekspertami w ocenie dziedziny jaką się zajmuje habilitant. Specjalizacja naukowa recenzenta wpływa na ocenę i może ją zmieniać gdy jest inna w stosunku do habilitanta.
- Kolesiostwo, kto kogo bardziej lubi, układy - to jest w ok70% a 30% to osiągnięcia naukowe
- Ad. pyt. 3 Niestety układy w tym środowisku i nepotyzm są na porządku dziennym.
- Dużo zależy odpowiązań i znajomości, zwłaszcza w przypadku medycyny i nauk medycznych
- niestety nie tylko merytoryka jest ważna...
- Powiązania i układy są w Polsce kluczowe.
- Uważam że jest uzależnione głównie od koneksji i znajomości nie ma wiele wspólnego z merytoryka
- Często to narada kolesiostwa nad wątpliwymi osiągnięciami kolesiostwa. Co lepsze "kwiatki" habilitacyjne trafiają potem do internetu i psują opinię o całym środowisku.
- Uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest uzależnione od osiągnięć naukowych i od pozamerytorycznych, np. od powiązań i układów służbowo-towarzyskich. Brak osiągnięć naukowych jest niekiedy przeszkodą w uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego. I słusznie. Brak powiązań i układów przeszkodą jest znacznie częściej. Niestety.
- Byłem w komisji, w której dwóch recenzentów oceniło pracę negatywnie, komisja i rada wydziału były jednak za nadaniem stopnia doktora habilitowanego.
- Uzyskanie tego stopnia jest uzależnione od znajomości i układów
- Przede wszystkim zależy od potrzeb uczelni - w zakładzie, w którym brakuje samodzielnych pracowników, zdecydowania łatwiej zdobyć habilitacji niż w takim, w którym już jest zatrudnieniowych wielu samodzielnych pracowników.
- Jest np. zależne od składu i podejścia komisji.
- uważa, że to właśnie odpowiednie znajomości w większości umożliwiają uzyskanie tego stopnia
- Niestety nie od merytorycznych a od kolesiostwa... syn dyrektora dostał habilitację za książkę, która de facto była powieleniem doktoratu ...
- Zwykle udział obu czynników jest ważny
- Nauka ma zdecydowanie mniejszy wpływ niż powołanie ODPOWIEDNIEJ komisji.
- 90% układ powiązań 10% dorobek
- Po podsłuchaniu w kawiarni profesorów, którzy umawiali się, że kogoś przepuszczą, ponieważ dany habilitant jest "od ważnego profesora z ujotu", a oni nie chcą się mu narazić - uważam, że w Polsce może to być często sprawa powiązań...
- W tej chwili 2 osoby z mojej katedry złożyły wnioski w starej procedurze. Obydwie mają "ustawione" osoby w CK. Dodatkowo jedna osoba ma tatę rektora więc nie wierzę, że takich powiązań nie ma.
- Znany mi jest przypadek kiedy habilitant dopisywał do swoich prac osoby niebiorące udziału w powstawaniu dzieła, tylko dlatego żeby zjednać sobie członków rady wydziału. Przy czym nie uwzględniał jako współautorów studentów którzy owe badania wykonywali.
- Powiązania i układy grają mniejszą lub większą rolę. Habilitację należy znieść.
- czasem decydują układy towarzyskie
- nie raz słyszałam o bidulach i bidulkach co skoro po 15-20 latach już złożyły tę swoją książęczkę, to im dajmy
- Niestety, zależy od aspektów pozamerytorycznych, od powiązań i układów służbowo-towarzyskich. Czasem komisja jest uzgadniana zanim kandydat złoży dokumenty. Dobiera się dr hab. zamiast profesorów, bo oni bardziej boją się o swoją dalszą karierę.
- Wsparcie ze strony wpływowego mentora jest kluczowe dla uzyskania tego stopnia, nawet przy mizernym dorobku naukowym.
- Patrzy się na to kto jest w komisji, niektóre osoby są przychylne, a inne nie - co wynika z rożnych wcześniejszych kontaktów/współpracy.
- Z reguły jest uzależnione głównie od powiązań i układów służbowo-towarzyskich.
- Jest jasne, że recenzenci nie patrzą na wyniki w pełni, patrzą również na relację. Recenzent w ciągu dwóch miesięcy nie może zrozumieć tematu dogłębnie. Jest to niemożliwe.
- jest wysoce uzależnione od układów, ponieważ rada wydziału głosuje nie dlatego, że praca jest rzetelna, ale dlatego, że lubi/nie lubi kierownika katedry/zakładu
- układy są bardzo ważne
- W tym przypadku jescze funkcjonują tzw układy. Szczególnie dotyczy to kobiet krów myszą ponieść znacząco większy wysiłek by udowodnić ze maja prawo do starania się o kolejne stopnie naukowe. Mężczyznom zwykle układami ułatwia sue wiele rzeczy a i są bardziej doceniani podczas gdy kobiety bezustannie musza cis udowadaniać
- Te powiązania to około 70% sukcesu wg mnie
- Ludzie składają wnioski do uczelni, w których znają niektóre osoby z komisji
- Uzyskanie habilitacji jest uzależnione od powiązań i układów.
- Główny problem to nepotyzm i powiązania towarzysko finansowe.
- Uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest uzależnione od bardzo różnych przesłanek i nie zawsze są to osiągnięcia na miarę naukowych. Znam wielu doktorów, którzy od dawna mogliby być habilitowanymi (a nie są), jak również wielu niezrozumiałych dla mnie habilitowanych
- Czasami
- Znam wiele przypadków, gdy bardzo skromny, mówiąc eufemistycznie dorobek został oceniony pozytywnie, ze względu na "powiązania i układy towarzysko-służbowe". Znam też niestety sytuacje, gdy ich brak, albo nawet niechęć wobec osoby, przesądziła o negatywnej ocenie (i skutkowała zwolnieniem z uczelni).
- - W znacznej większości od kolesiostwa itd.
- Zależy od jednostki. Na moim wydziale raczej dominuje podejście merytoryczne.
- Znam anegdoty o takich przypadkach, jednak nie w moim otoczeniu, więc trudno mi je zweryfikować.
- Zdarzały się przypadki, że decydujące znaczenie miały układy, ale to było w latach 80-tych i 90-tych.
- Byłbym ostrożny z generalizowaniem. W pewnej skali powiązania służbowo-towarzyskie są niestety istotne. Funkcjonują "spółdzielnie", na etapie realizacji projektów badawczych, a w ślad za tym przygotowywania publikacji, w konsekwencji procedurach awansowych. Zdarza się więc, że osoby "niepiszące", legitymują się znaczącym dorobkiem publikacyjnym. Innym problemem są procedury wyłaniania recenzentów, będące nierzadko "formą pomocy" doktorom habilitowanym w ubieganiu się o kolejne awanse.
- To pytanie jest zabawne i przypomina dialog z serialu: czy na każde pytanie można odpowiedzieć TAK, NIE lub NIE WIEM? A jeśli zadam panu pytanie, czy już przestał pan brać łapówki? Oczywiście, że takie sprawy się zdarzają, jednak nasza (moja, moich kolegów, Fundacji NP) rola polega na tym, aby takie przypadki zostały zmarginalizowane
- Pytanie jest źle postawione. W większości przypadków osoby które uzyskały stopień spełniając minimalne wymogi. Inną sprawą jest ocena tych samych osiągnięć przez różnych recenzentów. Czy i kto na to wpływał? To tylko domysły. Brak jednoznacznych wymogów tam subiektywność oceny. I... możliwość "zmiękczania" recenzenta. Znam przypadek negatywnej oceny i wpływania na członków komisji ... bo ktoś kogoś bardzo chciał "załatwić" . A był osobą bardzo wpływową.
- wielki kwantyfikator - w mojej jednostce raczej "tak"
- w moim otoczeniu liczą się osiągnięcia (głównie?)
- Słyszałam o takich przypadkach, np. doktoratach, ale to trzeba jeszcze mieć dowody..
- Nie mam dostępu do wszystkich postępowań. W znanych mi przypadkach decydowały argumenty merytoryczne, chociaż ich "ciężar gatunkowy" był różny (ale spełniający minimalne wymagania).
- Znów "i tak i nie", ale patologie w tym zakresie niewątpliwie istnieją. Jak np. "układanie się", kto będzie recenzentem.
- w niektórych wypadkach
- Obecne przepisy są bardzo nieprecyzyjne i mogą powodować nadużycia. Jak rozumieć cykl monotematycznych publikacji ... dla każdego recenzenta będzie to coś innego. Jak w poprzednim pytaniu konkretna liczba punktów pozwala na uzyskanie habilitacji nadawanej z urzędu.
- czynniki pozamerytoryczne, np. powiązania ii układy służbowo-towarzyskie mają wpływ na czas uzyskania habilitacji (nie tylko procedura, ale etap przygotowania, badań, grantów, monografii), a niekiedy mają bezpośredni wpływ na finalny efekt
- Staram się patrzeć na to zagadnienie pozytywnie, dlatego jeżeli taka sytuacja się zdarzy, to środowisko naukowe to zweryfikuje.
- powinno być a jak jest to pełnej wiedzy nie mam
- Znam zarówno przypadki uzasadniające odpowiedź "tak" jak i takie, które uzasadniają odpowiedź "nie".
- Czasem tak czasem nie.
- Jest różnie. Znam osoby, które mają "promotorów". W takiej sytuacji ułatwia to i przyspiesza uzyskanie stopnia. Osiągnięcia naukowe są wówczas na drugim planie.
- Jako naukowiec nie mogę opierać się na zasłyszanych plotkach lub opiniach.
- Trudno powiedzieć. Zawsze tam, gdzie są ludzie, kontekst towarzyski odgrywa pewną rolę. Rzecz w tym, by odgrywał marginalną. U mnie na wydziale zdecydowanie odgrywa rolę marginalną.
- Niestety choć często, to jednak nie zawsze osiągnięcia merytoryczne są traktowane w takim sam sposób. Już na etapie publikacji artykułów dostęp i łatwość publikowania w czasopismach może być łatwiejszy dla osób z kręgu bliskiego redaktorom...
- Może istnieć również kontekst pozamerytoryczny dotyczący m.in. nepotyzmu oraz układów służbowo-towarzystkich
- Pytanie zadane zbyt ogólnie. Sensowne pytanie brzmiałoby: czy aktualne rozwiązania instytucjonalne redukują (nie redukują) możliwość wystąpienia powiązań i układów.
- Trudno mi powiedzieć, ale wydaje się, że niestety bywa różnie - wystarczy popatrzeć na publicznie dostępną dokumentację przewodów habilitacyjnych
- tak, ale wiele osiągnięć zależy od powiązań, są inne możliwosci....
- różny jest poziom osiągnięć naukowych, pewnie te pozamerytoryczne względy też odgrywają rolę
- tak powinno być
- U pewnej grupy tak, i innej (mniejszościowej!) nie.
- W większości uważam, że pozamerytoryczne kryteria, w dziedzienie nauk ścisłych nie są istotne. Co innego w dziedzinach naukach społecznych.
- Zapewne różne są przyczyny uzyskania stopnia, a także uzyskania grantu NCN na habilitację
- Nie mam informacji na ten temat.
- Mogę się tylko domyślać, że nie tylko względy wysokich kwalifikacji zainteresowanego decydują o rezultacie
- Jest różnie w przypaku różnych osób
- To zależy. Znam przykłady osób niepowiązanych towarzysko/służbowo, z dużym dorobkiem, które zrobiły habilitacje bez problemu. Powiązania i kontakty mogą pomóc gdy dorobek jest dyskusyjny.
- Osiągnięcia naukowe wynikają z powiązań i układów służbowo-towarzystkich więc pośrednio uzyskanie stopnia doktora habilitowanego z tego wynika, choć sama ocena kandydata wydaj się być merytoryczna w większości przypadkow.
- Oczywiście zdarzały się, niekiedy głośne, patologie. Proszę jednak zauważyć, że to samo dotyczy, nawet w większym stopniu kompetencji ludzi, którzy skolonizowali obecną radę ministrów z przyległościami. Absurdalnie surowa koncentracja na nieprawidłowościach habilitacyjnych wydaje mi się tzw. tematem zastępczym. Natomiast rzeczywiście wykryte nieprawidłowości lub nawet przestępstwa w procedurach awansowych warto obłożyć sankcjami.
- Bardziej niż układy towarzyskie, problemem jest dominacja kryterium ilościowego nad jakościowym.
- W części przypadków tak.
- Pytanie zbyt ogólne ? w mojej jednostce jest to uzależnione od osiągnięć naukowych, ale wiem, że nie wszędzie tak jest.
- Trudno ocenić
- Są różna przypadki
- Zależy gdzie - w mojej instytucji raczej nie, ale znam jednostki naukowe, w których tak się dzieje.
- Myślę, że bywa różnie.
- Wiem, że bywają przypadki, w których podnosi się tę sprawę. Wiem też o miękkich (choć może są i "twarde" naciskach. Osoby stosujące naciski, o których wiem, argumentowały swą szczególną życzliwość "dobrem jednostki naukowej".
- i tak i nie; obecna procedura nie pozwala na zaznajomienie się z habilitantem, głosowanie odbywa się nad tym co wymyśli komisja habilitacyjna a nie nad dorobkiem
- Różnie to bywa
- Tego nie wiem, ale pewnie dowiem się w swoim czasie. Mam nadzieję, że ocena jest wyłącznie merytoryczna.
- uzasadnienie jak w pkt. 2
- Zależy od przypadku, najczęściej tak.
- Nie w wypadku osób zatrudnionych w jednostce.
- Tak być powinno - liczyć się mają badania naukowe, osiągnięcia, innowacyjność, nowe, wkład własny.... - takie prace powinny być doceniane zdobywaniem samodzielności badawczej. Myślę, że jest różnie. Świadczą o tym chociażby sprawy sądowe - o których się słyszy, czyta - dotyczące "uderzeń" personalnych w przypadku habilitacji czy tytułu profesora.
- bo zwyczajnie nie znam prawdy i uważam że to się raczej nie zmieni
- Znowu pytanie jest niezbyt dobrze postawione. Myślę, że w niektórych przypadkach zależy to od powiązań i układów służbowo-towarzyskich, co może nawet nie jest grzechem, biorąc pod uwagę to, z jak surrealistyczną ekonomią mamy do czynienia w nauce polskiej.
- Osoby dobrze znane w środowisku ze względu na aktywność naukową są najprawdopodobniej znane członkom komisji, co może wpływać na postawę członków komisji wobec kandydata. Nie zawsze można też ustalić, jakie powiązania istnieją między członkami komisji a habilitantem.
- Nie wiem, bo nie znam takich wypadków.
- Bywają i "układy" o których słyszałem lub czytałem, ale nie zetknąłem się. Raczej jest syndrom "dobrych wujków" i oczywiście "Cioć" - dzisiaj Dzień Kobiet - wśród recenzentów i w komisjach.
- Pytanie jest żle sformułowane, zawiera sprzeczne przesłanki Uważam, że uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest niestety uzaleznione od pozamerytorycznych układów i powiązań służbowo-towarzyskich
- Z jednej strony znam dużo osób (w tym także bardzo młodych), które uzyskały stopień doktora habilitowanego wyłącznie dzięki swojej ciężkiej pracy i znacznym osiągnięciom naukowym. Z drugiej jednak strony mam wątpliwości odnośnie do braku wpływu różnego typu powiązań i układów na uzyskanie habilitacji.
- Znam osoby, których dorobek jest mizerny, ale za to względy pozamerytoryczne są wystarczająco rozwinięte!
- Niestety uzyskanie stopnia jest wciąż uzależnione też od kwestii pozamerytorycznych. Znam przypadek kiedy dziekan wyraźnie jest przeciwny temu aby pracownik składał dokumenty do CK, kiedy jego osiągnięciem jest cykl wydawniczy. Zgłasza wyraźny sprzeciw zanim wypowiedzą się o tym dorobku recenzenci.
- Nie sposób mieć zdanie na temat wszystkich postępowań w Polsce.
- Znowu, źle zadane pytanie, bo przecież oceniane są też osiągnięcia dydaktyczne i organizacyjne! Więc odpowiedź powinna brzmieć nie, ale z powyższego powodu.
- Jw.
- Jestem naiwna i wierzę w uczciwość środowiska naukowego, ale widziałam co innego i czytałam o niesłychanych przekrętach.
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. znakomite osiągnięcia z reguły wybronią się, z drugiej strony można bardzo utrudnić/ułatwić w trybie administracyjnym habilitowanie (np. przydziały zajęć, powołanie do gremiów, które wykazujemy w dorobku organizacyjnym, urlopy, publikowanie, finansowanie badań). Problemem uczelni i nie tylko jest nepotyzm.
- slabe prace na pewno są odrzucane, dobre akceptowane. Na poziomie średnim znajomości odgrywają rolę
7. Czy uważasz, że habilitant powinien mieć dyrektywne prawo do polemiki z recenzentem?
1128 GŁOSÓW 86,04% |
96 GŁOSÓW 7,32% |
87 GŁOSÓW 6,64% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- To jest konieczne. Dyskusja i polemika od starożytności była kołem zamachowym rozwoju nauki i badań. Zupełnie nie rozumiem realiów, w których recenzje
- Recenzje często są nieuczciwe, a recenzenci nie maja bladego pojęcia o problematyce zawartej w dorobku habilitanta, który recenzują!!! I znowu poprosze o wejście na strone CK - tam wszystko jest; czarne na białym!
- WIele kwestii mogłoby być wyjaśnionych w dyskusji.
- Przydałaby się możliwość odpowiedzi na recenzje. Nawet, jeśli nie miałby one większego znaczenia w procedurze habilitacyjnej. Czasem warto, żeby upublicznić wyjaśnienia habilitanta, zwłaszcza, jeśli w recenzjach są zarzuty "wyssane z palca".
- Tak, ale na forum publicznym, by wykazac braki kompetencji. Powoływane komisie ds stopni i tytułów naukowych cechuje sie brakiem kompetencji.
- recenzent powinien byc specjalista w danej dziedzinie, ale tez nie jest nieomylny.
- Oczywiście skoro ma się wykazać niezaleznoscia
- To chyba oczywiste.
- - recenzja na którą nie można odpowiedzieć nie jest recenzją a opinia (dotyczy to również oceny wniosków w NCN)
- Bezwzględnie tak, do tego polemiki powinny być jawne. Może to ukróciłoby plagę recenzji pisanych pod oczekiwania decydentów, i tych pozytywnych, i tych negatywnych.
- oczywiście, na tym etapie możliwość polemiki jest chyba kluczowa
- Jedna z recenzji mojej habilitacji była negatywna, a opierała się na podstawowym braku logiki. Nie miałem tego jak wykazać.
- Czasem dobór recenzentów powoduje duży opór moralny (przesłanki zemsty, niewłaściwego 'koleżeństwa') Ciekawe są sytuacje, gdy w wyniku merytorycznej odpowiedzi habilitanta ujawnia się niekompetencja recenzenta...
- Ponieważ recenzja (dorobku i jego znaczenia dla nauki) wymaga obiektywizmu natomiast może być subiektywna. Recenzent bazuje na swoim doświadczeniu i wiedzy, które nie zawsze w pełni pokrywają się z dziedziną habilitanta. Habilitant ma być specjalistą w swojej dziedzinie.
- W każdym postępowaniu oskarżony musi mieć możliwość polemiki, dyskusji.
- Dotyczy to szczególnie przypadków, kiedy recenzje nie dotyczą oceny dorobku lecz są recenzjami wcześniej przecież zrecenzowanych artykułów.
- powienien móc wybronić swoją pozycję
- Niestety recenzenci często w imię swoich interesów działają nierzetelnie. Trzeba móc z nimi polemizować - merytorycznie
- Zdecydowanie
- To powinno być normą
- Habilitant powinien bezwzględnie takie prawo posiadać, tak samo jak pozwany w sądzie. W przeciwnym razie recenzja z zasady narusza dobre imię habilitanta.
- Tak, jako dojrzały badacz powinien mieć takie prawo.
- Na pewno tak
- Tak, bo recenzje bywają stronnicze, oparte o ideologiczne przekonania recenzenta, a tym samym niemerytoryczne. Jawność recenzji i możliwość odniesienia się do zarzutów w recenzji w dłuższej perspektywie wymusi podniesienie ich jakości
- Tyko w przypadku negocjatora (bez tego że względu na słabą pozycję habilitanta nic to nie da)
- Miałby szansę obronić swój dorobek naukowo-badawczy i zaprezentować szerzej własne poglądy na badane zagadnienia.
- To była zaleta kolokwium habilitacyjnego.
- Pozbawianie go takiego prawa zakłada nieomylność recenzenta.
- I ma.
- to jest oczywistość, gdyz często recenzent nie ma zielonego pojęcia o jakims temacie, bądź spełnia czyjeś życzenie/polecenie więc habilitant musi wiedzieć jak przebiega proces hab.
- Tak, zwłaszcza, że recenzent może nie być specjalistą w jego dziedzinie.
- Powinna być możliwości merytorycznej dyskusji z recenzentem
- Oczywiście, obecne zanikające jak i nowe przepisy nie dają takich możliwości, co jest rozwiązaniem skandalicznym i naruszającym zasady dobrych obyczajów w nauce.
- Powinno być prawo do własnego zdania i jego obrony.
- Bezwzględnie!
- Niejednokrotnie w swojej pracy naukowej spotkałem się z kompletnie chybionymi recenzjami.
- Tak choć nie wiem czy ktoś by się na to zdecydował przy istniejącym obecnie układzie
- Absolutnie tak!
- Jak najbardziej. Jestem za powrotem do kolokwium na nieco zmienionych zasadach. Niech nie będzie to sąd nad młodym człowiekiem, ale rzetelna ocena jego dojrzałości naukowej i merytorycznych podstaw jego tematyki badawczej.
- Jeżeli nie ma to to jest "sąd kapturowy", bardzo obecnie powszechny.
- Bez dwóch zdań. Każdy argument i zarzut warto przedyskutować.
- Dziwi to, że cały czas nie ma.
- Dyskusja naukowa zawsze prowadzi do wyjaśnienia trudnych zagadnień.
- Zdarzają się recenzje jawnie świadczące o braku merytorycznego przygotowania (lub kompetencji) recenzentów. Obecny system bardziej przypomina sądy inkwizycyjne, bez prawa do obrony, nawet w przypadkach oczywistych nadużyć.
- Prawo to powinno przysługiwać, chociaż skorzystanie z niego prawdopodobnie skończyłoby się dla habilitanta gorzej niż lepiej. Nie znam przypadku, gdzie raz podjęta decyzja lub recenzja uległaby zmianie. Ale to kwestia ryzyka habilitanta - prawo powinno mu przysługiwać.
- Bezwzględnie, recenzja nie jest wyrokiem, nawet recenzent może się mylić, a habilitant ma prawo wyprowadzić go z błędu.
- Zwłaszcza w przypadku, gdy dziedzina jest nowa / mało znana w Polsce
- W przypadku wątpliwości - powinien mieć możliwość obrony swoich argumentów.
- Oczywiście, bo to stwarza możliwości dyskusji. jeśli taka możliwość dana jest doktorantowi, tym bardziej powinna przysługiwać habilitantowi.
- Nie wiem czy polemiki, bo to za duże słowo, ale recenzent powinien mieć jasne wytyczne i nie pisać, że zdaniem recenzenta coś spełnia warunki albo nie spełnia, zdanie recenzenta - to nie jest ocena obiektywna.
- Recenzent to badacz taki, jak każdy inny i nie moze być ani anonimowy ani niedostępny. Może się mylić, bo np. nier dysponuje wystarczająca wiedzą, lub, co gorsza, nie dysponować stosownymi kwalifikacjami. Z takimi przypadkami zetknałem się w praktyce.
- Habilitant nie ma żadnej możliwości w obecnym systemie na polemikę, a jest to potrzebne. Najgorsze są przypadki gdy recenzent da pozytywną recenzję, a potem głosuje przeciw.
- to jest bardzo oczywiste, nie ma co uzasadniać, tylko skąd wziąć tylu recenzentówmądrych
- Myślę, że mogłoby to być wskazane w momentach spornych, w celu wyjaśnienia
- To oczywiste.
- Tak, np. w moim przypadku chciałabym mieć możliwość wytłumaczenia recenzentowi że w pewnych kwestiach się mylił.
- Każdy wydział a nawet każda Katedra ma swoją specyfikę i często dochodzi do nieporozumień - niektórzy specjalizują się w dziedzinie w której łatwiej publikować inny mogą mieć z tym problem.
- W każdej sferze życia, w tym, szczególnie w nauce nie można polegać na arbitralnych rozstrzygnięciach. Jest to podstawa systemu demokratycznego.
- tak, mógłby wyłuszczyć racje pominięte, niezrozumiane przez recenzenta
- tak było przy kolokwium habilitacyjnym, zawsze można było coś uzupełnić, wyjaśnić
- Nikt nie jest nieomylny.
- W tej chwili nawet wymienia się uwagii z recenzentami artykułów, doktorant też ma prawo odpowiedzi na recenzje to również habilitant powinien mieć prawo do obrony własnego dorobku.
- Jak w każdej poważnej dyskusji naukowej powinna istnieć swobodna wymiana argumentów, a recenzja powinna mieć charakter raczej peer-review niż opinii eksperckiej.
- Powinna być możliwość merytorycznej obrony swojej tezy
- tak, w razie wątpliwości powinien miec szansę przedstawienia swoich racji.
- Podstawą każdego procesu nadawania stopni i przyznawania grantów powinna być transparentność. Trudno sobie ją wyobrazić bez możliwości odpowiedzi na krytykę. Zaznaczam, że nie musi to (i nie powinno) oznaczać konieczność rezygnacji z anonimowości.
- Recenzent reprezentuje swój punkt widzenia - dyskusja z habilitantem może spowodować bardziej wnikliwą (sprawiedliwą) ocenę dorobku, jeśli recenzent nie uwzględnił np. specyfiki problematyki naukowej.
- Takie prawo polemiki z recenzentem posiada magister na obronie pracy, doktor na obronie doktoratu i oskarżony podczas rozprawy w sądzie. Trudno zrozumieć dlaczego elicie społeczeństwa odbierany jest głos obrony własnego zdania i możliwość dyskusji z wybitnymi specjalistami przed przyjęciem w poczet "wybitnych".
- Uważam to jednym z problemów w rozwoju nauki jest problem obecnej recenzja. Prace pomimo tej "recenzji" i tak nie są przez nikogo czytane, a nawet jeśli to zazwyczaj tekst pod względem składni i bez zrozumienia.
- tak, każda osoba oceniana powinna móc się ustosunkować do oceny - nie ma nieomylnych ludzi
- Bezwzględnie. pełna jawność procesu. Byłabym za tym, aby ujawnić też postępowania habilitacyjne wg tzw "starej ścieżki", i ponowną weryfikację poprawności recenzji i kolokwium habilitacyjnego.
- Jak najbardziej powinien mieć możliwość dyskusji i przedstawienia swoich racji na posiedzeniu komisji habilitacyjnej
- Tak, ponieważ to zwykle habilitant ma większą wiedzę i szersze spojrzenie na dany problem.
- Inaczej po co nazywać obronę obroną? Mam prawo po spędzeniu ok. 10 lat mojego życia w ciągłym poszukiwaniu i ciężkiej pracy umysłowej na obronę (w pięknej polemice naukowej), mojego naukowego punktu widzenia, mojego dorobku.
- Recenzent może być zwyczajnie złośliwy ze względu na wspomniane wcześniej znajomości.
- Tak, chociaż przedłuży to postępowanie habilitacyjne.
- Habilitant prowadząc innowacyjne badania lub wprowadzając w życie nawet najbardziej idiotyczny pomysł często ma większą wiedzę na dany temat niż recenzent, który utknął w badaniach i metodach prowadzonych kilkanaście lat temu.
- każde normalne prawo pozwala się bronić. Sądy kapturowe to feudalizm.
- Oczywiście. Recenzent nie może być wyrocznią, bo powierzone mu zadanie recenzji nie oznacza automatycznie, że jest nieomylny.
- Czasami recenzent zupełnie nie zna się na materii i habilitant powinien mieć możliwość polemiki - obnaży to brak kompetencji/właściwego przygotowania niektórych recenzentów
- nie zawsze recenzent zna tematykę jaką zajmuje się habilitant
- Jak najbardziej, ponieważ niejednokrotnie recenzenci są albo stronniczy w swoich recenzjach albo merytorycznie nieprzygotowani i piszą bzdury.
- Na tym polega nauka, aby się spierać i polemizować prezentując swoje racje i argumenty.
- Nie powinno być recenzentów. Suma punktów za uzyskane, publikacje, patenty, monografie itp. powinna dać obraz dorobku i 100% habilitację. W ten sposób uniknięto by powiązań i układów służbowo-towarzyskich i niemerytorycznych dyskusji. Krótko w tabeli suma punktów w danych kategoriach wynik (hab. lub jej brak).
- zdarzają się złośliwe negatywne recenzje na które habilitant powinien mieć możliwość publicznie odpowiedzieć na radzie wydziału.
- To nie wymaga uzasadnienia
- Recenzent nie zawsze posiada wiedzę by w pełni właściwie ocenić dorobek naukowy. Ucieka się zazwyczaj do punkacji czasopism, w jakiej grupie pracuje ubiegający się o habilitację
- Każdy powinien mieć prawo do obrony. Zwłaszcza w przypadku nieuzasadnionych zarzutów.
- Jeśli ma merytoryczne argumenty
- Powinien mieć prawo przedstawienia swoich racji.
- Wydaje się że mieści się to w ogólnie przyjętych zasadach naukowego dyskursu.
- Przebieg polemiki mógłby pokazać poziom naukowy i inteligencję habilitanta.
- Tak, dlatego należy przywrócić kolokwium habilitacyjne, gdzie taka polemika byłaby możliwa. Ponieważ ustawa 2.0 zniosła istnienie wydziałów i prawo nadawania stopni naukowych oddała senatowi (to horrendum), przeto kolokwium powinno odbywać się wobec komisji.
- Czasem recenzje mają charakter wyroku, a argumenty są niedorzeczne i krzywdzące.
- Często recenzent nie zna tak dobrze badanego obszaru, jak habilitant. Zdarza się to także na poziomie prac doktorskich. Recenzent może w zasadzie ocenić tylko, czy habilitant spełnia wymogi formalne do nadania tytułu.
- To myślę jest naturalne: jeżeli jakaś kwestia jest sporna lub recenzent ma odmienne na ten temat zdanie, to taka polemika dla recenzenta i habilitanta (oraz komisji) będzie uzupełnieniem tej kwestii w habilitacji.
- Z uwagi na charakter zdecydowanie tak.
- zawsze jest to zasada dobrej praktyki naukowej
- nie zawsze recenzent dostrzega istotę osiągnięcia lub kieruje się własnymi kryteriami, często niezrozumiałymi nawet dla pozostałych recenzentów
- To jest dla mnie oczywiste, jeżeli chcemy powrócić do normalnych zasad dyskusji naukowej, a nie osaądów arbitralnych.
- "każdy ma prawo do obrony", chociaż określenie "dyrektywne" jest zbyt "restrykcyjne"
- Pomijając fakt, że ktoś mógłby być stronniczy podczas wystawiania recenzji, recenzenci są tylko ludźmi i mogą się mylić.
- Polemika to esencja nauki.
- Odmówienie habilitantowi prawa do polemiki z recenzentem godzi w elementarne prawo do rozwoju nauki.
- Tak, ale tylko w kwestiach merytorycznych.
- To jest kluczowy element wolności naukowej.
- To jest konstytutywna wartość nauki - polemika. Tymczasem obecnie recenznet może ocenić właściwie dowolnie i nikt nie może się z tego wybronić.
- Ukróciłoby to nieetyczne praktyki tych recenzentów, którzy nie piszą recenzji rzetelnych. Odwołują się bowiem do argumentów pozamerytorycznych w swoich recenzjach, np. ukazując swój stosunek do danej osoby, a nie obiektywnie oceniając jej dorobek.
- W recenzjach często pojawiają się duże uproszczenia, wątpliwe zarzuty, nierozumienie materii przez recenzenta, a przez to wychodzi jego niekompetencja.
- Recenzent może nie mieć tak dużej wiedzy jak osoba, która nad danym tematem pracuje szczegółowo. Wiele zagadnień można ująć w różny sposób. Nawet terminologia możne być różnie rozumiana w zależności od doświadczenia naukowego. Recenzent powinien brać to pod uwagę, a osoba oceniana mieć możliwość bronienia swojego ujęcia tematu.
- na tym polega nauka, na krytycyzmie
- To oczywista oczywistość, że recenzje winne być udostępnione habilitantowi przed posiedzeniem komisji podejmującej decyzję o rekomendowaniu (bądź nie) nadania stopnia. Także komisja winna zwrócić się do habilitanta, aby (o ile zechce) przedstawił jej pisemne (dodatkowe) wyjaśnienia dotyczące wątpliwości podniesionych przez recenzentów. Te wyjaśnienia winne być udostępnione wszystkim członkom rady, która nadaje stopień doktora habilitowanego.
- Tak, powinna być możliwość odpowiedzi na recenzję, tak jak w postępowaniu doktorskim.
- Zdecydowanie tak. Skoro nawet osoba oskarżona o zabójstwo ma prawo się bronić, to dlaczego takiego prawa nie ma mieć habilitant. Zdarzają się niestety przypadki recenzji negatywnych, których autor nie kierował się względami merytorycznymi przy ich pisaniu. W obecnej sytuacji recenzent może wszystko a habilitant nic.
- Bardzo prosto krytykować anonimowo. Sądzę, że habilitant powinien mieć prawo zmierzyć się z argumentami.
- To mogłoby wyjaśnić niektóre wątpliwości.
- Tak, jednak nie podczas zapowiadanego kolokwium habilitacyjnego, gdyż - podobnie jak w przypadku obrony doktoratu - raczej trzeba ukorzyć się przed opinią recenzenta (nawet jeśli nie ma racji), a nie z nim dyskutować.
- Wydaje mi się to konieczne. Środowisko jest małe, recenzje nie zawsze rzetelne a nie zawsze możliwe jest wyłączenie recenzenta, nawet jeżeli stosunki między nim a habilitantem nie są poprawne.
- Jeśli ma do tego podstawy, czemu nie.
- Oczywiście, na tym polega zasada dawania dobrego feedbacku i ustosunkowanie się do niej. Inaczej feedback jest bezcelowy.
- Możliwość odpowiedzi na recenzje w czasie dawnego kolokwium była sprawdzianem zdolności do polemiki merytorycznej i umożliwiała dyskusję.
- Dobrze byłoby mieć możliwość odpowiedzi na pytania recenzentów, nie nazywałabym tego polemikom, tylko odpowiedziami na recenzje (jak przy obronie doktoratu)
- Skandalem reformy Kudryckiej (i Gowina) jest brak odpowiedzi na pytania i publicznej obrony recenzji. Niezbędnym minimum powinna być odpowiedź na recenzję negatywną i obowiązek dla komisji wezwania habilitanta aby się mógł bronić. Aktualny system pokazuje, że reforma Kudryckiej i Gowina zwiększa feudalizm relacji a nie zmniejsza.
- zawsze powinna być taka mozliwość
- Tak, ponieważ może się zdarzyć, że opinia jest krzywdząca, bądź po prostu recenzent czegoś nie zauważy.
- Cały system recenzji w Polsce źle działa. Recenzje mają charakter dopuszczamy albo nie dopuszczamy. W negatywnych recenzjach często podkreślony jest niedostateczny dorobek, ale mało jest informacji jak można byłoby to poprawić, habilitant powinien mieć prawo do dyskusji, oraz jasno wiedzieć co ew. go dyskwalifikuje do otrzymania promocji.
- Dlatego,,źe mogą być istotne rozbieżności w paradygmatach etc. Recenzent nazbyt często bez dyskusji, moźe dawać prymat swoim poglądom, dogmatycznei zamykając się przed nowymi spojrzeniami
- Bywa że recenzenci uważają, że "zjedli wszystkie rozumy" a recenzje są nie oparte wiedzą i zrozumieniem
- Oczywiście. Totalnych idiotyzmów w recenzjach naukowych nie brakuje.
- Oczywiście, taki jest bowiem jedyny sposób uczytelnienia reguł postępowania i co najważniejsze - rzeczywistej kontroli treści recenzji.
- Bywa, że recenzent czegoś "nie doczyta" i na tym buduje pewną tezę. Są też przypadki złośliwego, niezgodnego z etyką odnoszenia się do postaci kandydata.
- W moim przypadku jeden z recenzentów postawił mi niedorzeczne zarzuty. Uważam, że tylko dlatego, iż mogłem się do nich odnieść na kolokwium habilitacyjnym i wykazać, że nie ma racji, cała procedura zakończyła się pozytywnie.
- Tak jak ma prawo dyskutować z recenzjami do czasopism naukowych. Postęp w nauce opiera się między innymi o dyskusję naukową.
- Tak, recenzent też człowiek, może kogoś nie lubić i powiedzmy sobie szczerze, może być nieobiektywny.
- Polemika brzmi dość ostro i kojarzy się z otwartym sporem. Myślę jednak, że rozmowa na argumenty, możliwość przedstawienia swoich racji jest niezmiernie istotna i podmiotowa.
- Nie zawsze uwagi recenzenta są słuszne.
- Przecież ma takie prawo i może prowadzić polemikę. Warunkiem jest jednak poziom kultury polemik, który w ostatnich latach bardzo się obniżył
- Tak, ponieważ brak możliwości obrony czy wyjaśnienia stanowiska prowadzić może do błędnej oceny dorobku jak i osiągnięć.
- To konsekwencja (i warunek) jawności.
- Wydaje się to oczywiste.
- Niekiedy recenzje zawierają wierutne bzdury lub skróty myślowe. Niekiedy wyraźnie widać też, ze recenzent nie przeczytał dokładnie pracy lub nawet jej nie zrozumiał. W niektórych przypadkach duże znaczenie mają elementy światopoglądu recenzenta lub przywiązanie do określonych narzędzi badawczych i rozwiązań poznawczych. Brak możliwości polemiki zmusza do utrwalania i odtwarzania rozwiązań preferowanych przez recenzentów.
- jak najbardziej!!!!!!! na dziś wygląda to tak, że komisje są jak 'sądy kapturowe'
- Tak ponieważ wówczas okazałoby się, że recenzje są pozbawione merytorycznego odniesienia (pełne ogólników typu "słaba część teoretyczna" lub "uznaję krytyczne stanowisko uznanego w środowisku naukowym autorytetu itp.). )
- Polemika z recenzentem powinna być podstawowym prawem każdego naukowca - często najcenniejsze spostrzeżenia wyłaniają się właśnie z takich dyskusji. Nie rozumiem, dlaczego przy recenzji naukowe w czasopiśmie autor ma szansę ustosunkować się do zarzutów recenzenta, a w przypadku oceny dorobku już takiej szansy nie ma (zwłaszcza, że dorobek powinien w założeniu składać się właśnie z takich publikacji).
- wydaje mi się, że ma takie prawo.
- Dyskusja jest integralną częścią życia naukowego.
- jest to konieczne ,ze wzgledu na brak kompetencji recenzentow
- Zawsze powinno się mieć prawo do obrony swojego stanowiska i ustosunkowania się do zarzutów.
- Czytałam liczne recenzje z zarzutami wyssanymi z palca, które świadczyły o nieznajomości zagadnienia przez recenzentów.
- zwłaszcza przy negatywnych recenzjach
- Aczkolwiek kopanie się z koniem rzadko jest efektywne. Dla kopiącego.
- Często recenzje np. artykułów naukowych czy wniosków do NCN budzą wątpliwości a uwagi które się pojawiają pokazują, że recenzenci albo nie dokładnie czytali prace albo nie mają doświadczenia międzynarodowego, i krytykują coś co jest standardem w publikacjach lub badaniach międzynarodowych
- To jest moje nizbywalne prawo konstytucyjne do obrony w przypadku negatywnych opinii recenzenta.
- Recenzent nie musi mieć racji. Dyskusja pozwala precyzyjniej określić stanowiska i zbliża nas do prawdy
- Do podstawowych zasad nauki jest obowiązek tzw. korespondencji i falsyfikacji. Jak spełnić te warunki, gdy nie ma możliwości do uzupełniającego przedstawienia argumentów? Przecież habilitacja ma świadczyć o dostrzeżeniu czegoś nowego, co do tej pory było nieznane lub słabo doceniane. Słowo pisane nie zawsze jest w stanie oddać autorskie przemyślenia. Otwarta dyskusja może usunąć wiele niejasności rozumienia tematu.
- W przeciwnym wypadku niezrozumienie po stronie recenzentów staje się sine equa non
- Trafiają się recenzje skrajnie niekompetentne.
- sam mogłem się odnieść do recenzji mojej habilitacji
- W nauce dyskusja jest twórcza - pytanie, kto miałby rozstrzygnąć co do racji.
- Tak, z uwagi na dyskrecjonalny charakter recenzji i ograniczenia wiedzy recenzentów, niejednokrotnie widoczne w recenzjach.
- Oczywiście, każdy powinien mieć prawo do odniesienia się do treści recenzji, ale taka możliwość zdaje się istnieje jeśli habilitant zostanie zaproszony przez komisję na rozmowę. Pytanie na ile komisje dają taką szansę.
- Taka możliwość już istnieje. Przewodniczący komisji ma prawo, ale i powinien zapraszać habilitanta do udziału w posiedzeniu komisji, zwłaszcza w przypadku, gdy recenzje nie są jednoznaczne lub w przewadze negatywne.
- Uzasadnienie jest oczywiste.
- można wówczas obronić swoje tezy - być może Recenzentom przydałoby się inne spojrzenie?
- Tak, tak było w poprzednim systemie (kolokwium)
- Dobrze wpływa to na rozwój nauki
- A dlaczego nie?
- Ma takie prawo.I nie musi być ono "dyrektywne".
- Zdecydowanie tak. Nikt nie ma wiedzy, którą można byłoby określić jako "absolutną", z dyskusji mogą wynikać pożytki dla obydwu stron a końcowy wyniki postępowania może być bardziej wiarygodny.
- Ponieważ zarzuty recenzentów są czasem bezpodstawne i niemerytoryczne.
- Można się wtedy bronić przed nierzetelnymi opiniami nt. dorobku.
- Powinien mieć prawo do polemiki z recenzentem.
- Recenzent może inaczej patrzeć na problem czy zagadnienie. Czasem jedno zdanie dopowiedzenia wystarczyłoby, aby zmienił zdanie.
- Jest to forma obrony, do której każdy ma prawo. Można by wówczas odnieść się nie tylko do kwestii merytorycznych związanych z krytyką głównego osiągnięcia naukowego, ale również np. do małej liczby prowadzonych prac magisterskich czy licencjackich (przydział prac nie zawsze zależy od habilitanta).
- W zasadzie TAK, ale na jakim forum polemika ma się odbywać?
- tak uważam, ponieważ często recenzent jest z tzw. "łapanki" i tak naprawdę nie zna się albo zna tylko pośrednio na tematyce, wskazanej przez habilitanta jako osiągnięcie naukowe. Często niestety panowie profesorowie chcą napisać coś negatywnego na siłę
- Nie wiem co Państwo rozumiecie przez "dyrektywność" w tym względzie. Skoro podczas obrony doktoratu wolno polemizować, to i przy habilitacji. Wynika stąd, że jestem za colloquium habilitacyjnym we wszystkich dziedzinach nauk.
- A jak inaczej. Przeciez dysputa jest nieodlaczna cecha naukowego postepu. Jak mozna nie pozwolic na cos taiego. czy to jest Sad Najwyzszy? A rady naukowe uzurpuja sobie takie prawo, ktore im dano z MNiSW. A co robia rady firm prywatnych, kloca sie merytorycznie co da lepszy efekt ekonomiczny. Czyli kloca sie o prawde lepsza. Nauka tez ma sie klocic o prawde lepsza.
- Uważam, żwe habilitant powinien móc przedstawić swoje zdanie i obronić swój dorobek w przypadku surowej krytyki.
- To byłoby pożyteczne, ale wtedy, gdyby było publiczne - podczas kolokwium i pod warunkiem gdyby nie wszystkie recenzje były negatywne.
- Często recenzentem jest osoba, która nie zajmuje się daną dziedziną.
- Inaczej jest pole do nierzetelnych recenzji
- Nauka to dyskusja.
- Poprzednia formuła to umożliwiała.
- Sprawa jest oczywista.
- To nie może przybierać form sądu kapturowego i pozbawiać habilitanta obrony. To jakaś archaiczna forma w stalinowskim wydaniu w ferowaniu wyroków. Decyzja Komisji jest wyrokiem zawodowym, często prowadzącym do naukowej śmierci habilitanta i zniszczenia jego życia osobistego!
- Ale w bardzo ograniczonym zakresie. Łatwo może wyrwać się spod kontroli.
- Skoro chodzi o rozwój wiedzy, to dyskutujmy.
- habilitant moze miec inny punkt widzenia ,byc zwolennikiem innego paradygmatu naukowego , co nie oznacza blednego.
- Ponieważ polemika jest nieodłącznym elementem dyskursu naukowego ( niezależnie od tego, kim są uczestnicy tego dyskursu ).
- W przypadku, kiedy recenzje są abstrakcyjne powinna być możliwość publicznej polemiki.
- Umożliwiłoby to eliminację choćby najbardziej kuriozalnych zarzutów recenzenckich.
- Nie zawsze recenzent zna i szat badań habilitanta.
- Oczywiście. Mój recenzent pisał o rzeczach nie związanych z pracą, tak sobie pływał w obłokach na tematy pozamerytoryczne. A jak już coś tam napisał o książce, to nie pokrywało się z tym co było w książce, na stronach i w ogóle. Jakby recenzował nie moją książkę. Poza tym: recenzje wydawnicze bardzo dobre, dwie recenzje habilitacyjne super, a jedna "z czapy", osoba z komisji zamiast pisać o dorobku, pisała o tym, że "pomyliłem" punkty, bo czasopismo punktowane 4 lata wcześniej miało 9 punktów a nie 10 jak napisałem. To było żenujące. Ponadto jak może być obiektywny recenzent z habilitacją z geografii, oceniający pedagoga???
- Chyba uzasadnienie jest zbędne
- Sama nie miałam takiej możliwości, a jedna z recenzji była skrajnie nierzetelna i zawierała wręcz kłamstwa. Zgłaszałam to komisji. Uzyskałam odpowiedź, że recenzent ma zawsze rację i nie dyskutuje się z nim. Sytuacja bardzo negatywnie odbiła się na moim zdrowiu.
- Prawo do polemiki jest podstawowym założeniem swobody badawczej. Polemika mogła być mieć miejsce podczas a) posiedzenia komisji habilitacyjnej, b) przywróconego kolokwium habilitacyjnego, c) odbywać się pisemnie, jednak poprzez przewodniczącego komisji
- Tak. W końcu ma stać się samodzielny, a to oznacz również zdolność do obrony własnego zdania.
- Oczywiście. Zdarza się, że recenzentem jest osoba, której stanowisko jest krytykowane w rozprawie. Konieczna jest możliwość polemiki i odwołania.
- W tej chwili recenzje są upublicznione, a bywają napisane personalnie, bez jakiejkolwiek merytorycznej oceny dorobku.
- znam przypadki, że miał rację
- Recent może się mylić i zaklejać usta habilitantowi jest trochę nie w porządku
- A w jaki sposób ma się bronić, jeśli nie ma prawa głosu?
- Każdy powinien mieć prawo do obrony. W tej chwili procedura przypomina sąd kapturowy.
- Bywają recenzenci niekompetentni
- Te zadania, mniej lub bardziej skutecznie, pełni obecnie sekretarz (o ile oczywiście zna habilitanta, na tyle aby stać się jego rzecznikiem). Brak możliwości "obrony" własnego dorobku nie jest dobrym rozwiązaniem
- Tak. To ważne w nauce móc wyjaśnić, czemu wybrało się dane rozwiązanie.
- najlepszą formą byłaby polemika "na żywo", pełniąca funkcję elementu dyskusji nad habilitacją plus wykład rysujący perspektywę nowych, projektowanych przez habilitanta badań
- Brak możliwości przedyskutowania koncepcji i/lub zarzutów czy komentarzy jest bezzasadny. Habilitant powinien mieć możliwość wyjaśnienia kwestii spornych.
- ponieważ często recenzenci również pochodzą z kręgu towarzysko-rodzinnego dochodzi do patologicznych sytuacji w których recenzent na znacznie gorszy dorobek niż habilitant
- Ograniczy to sądy kapturowe i układy służbowo-towarzyskie.
- Demokracja w nauce.
- prawo do polemiki powinien mieć każdy oceniany
- Na moim kolokwium dwóch z czterech recenzentów rozmijało się z rzeczywistością, bardzo oględnie mówiąc.
- Powinien także mieć prawo do odwoływania się we wszystkich sprawach, w których podejmowane są decyzje dotyczące jego osoby i jego pracy. Kilkakrotnie jako Rada Wydziału zajmowaliśmy się odwołaniami osób z innych ośrodków.
- Tak, sądzę, że powinien mieć takie prawo. choć oczywiście nie on powinien decydować o tym, czy jego argumenty zostaną przyjęte.
- Wręcz obowiązek! W tej chwili mamy do czynienia z sądami kapturowymi. Nie wszystkie recenzje krytyczne są uzasadnione i habilitanci powinni mieć prawo do polemizowania z recenzentami. Umiejętność polemiki również świadczy o poziomie przygotowania i dojrzałości intelektualnej habilitanta.
- Polemika jest zawsze elementem ożywczym i każdy w teorii powinien mieć prawo obrony swojego dorobku
- Habilitant może być bardziej innowacyjny i lepiej znać temat
- Zakładając, że prowadzimy spór na argumenty, co w polskich realiach nie zawsze ma miejsce. Poza tym "uwłaszczenie" niektórych zespołów recezentów (członków CK zarazem) na postępowaniach habilitacyjnych wyposaża ich w nadmierne wpływy. Polemika z ich wydumanymi zarzutami mogłaby być dla kandydata trudnym doświadczeniem. Ale sama zasada jak najbardziej warta uwagi.
- Teraz jest cały czas tajemniczo. Sąd kapturowy.
- Myślę że tak - pomogłoby to w niektórych przypadkach podwyższyć poziom pisanych recenzji.
- Nie wiem dlaczego, ale moja obszerna odpowiedź została wycięta. Skrócę ją. Nie wyobrażam sobie nauki, w której istnieje dyrektywny zakaz polemiki. Pytanie dotyczy polemiki z recenzentem w postępowaniu o uzyskanie stopnia naukowego. Recenzent musi być w swojej ocenie autonomiczny i w pełni odpowiedzialny. W starym postępowaniu, podczas morderczego kolokwium - trwającego często wiele godzin, było miejsce na taką polemikę. Opłaconą jednak zdrowiem habilitanta. Dziś to Komisja waży zarzuty, a habilitant może odnieść się do nich w odwołaniu. Bardzo często w reakcji na tak wyrażoną polemikę rada popiera odwołanie.
- to jest oczywiste i nie powinno podlegać żadnej dyskusji; polemika naukowa jest zawsze inspirująca
- To oczywiste
- Oczywiście i należy przywrócić kolokwium habilitacyjne albo wyraźnie podnieść pensje - gdy będzie kilkanaście, kilkadziesiąt osób na stanowisko, konkurs będzie zastępował habilitację. Ale jak pokazują działania idiotów od zarządzania nauka wolą dać 10miliardów PLN naukowcom zachodnim niż włożyć te środki w naukę krajową, więc prędzej będzie przywrócone kolokwium i ludzie trzymani na pensjach mniejszych od stypendiów studenckich (w grantach ERC stawka stypendium dla studenta w grancie w Polsce wynosi 1400Euro miesięcznie). Przypominam ze po tkz podwyżkach w ramach tzw reformy minimalne płace profesorskie (a jak mówią dziekani 80-90% pracowników będzie na tych płacach minimalnych, będą mniejsze od stawki stypendium studenta w grantach europejskich (stypendium które i tak jest już zmniejszone dla polaków. Taka jest polityka idiotów od zarządzania nauką. Wszyscy z MNiSW, NCBiR, NCN i FNP won na zieloną trawkę i trzeba zacząć od początku tworzyć rozsądne rozwiązania.
- Czasami zachodzą nieporozumienia, są niedomówienia. Powinna być możliwość to wyjaśnić.
- Odpowiedź i polemika to nie to samo, dlatego przychylam się do prawa do tej ostatniej
- w sprawach naukowych nie ma absolutnych autorytetów, także w przypadku recenzentów
- Odpowiedzi na recenzje powinny być dopuszczalne i uwzględnione w procedurach przed posiedzeniem komisji. Niestety w przypadku postępowania toczącego się negatywnie może to być przyczyna wycofywania się z wszczętej już procedury.
- Często recenzenci nie wiedzą, o czym piszą. Niektóre recenzje reprezentują skandaliczny poziom.
- Tak, w postaci kolokwium habilitacyjnego.
- Oczekiwałby jednak raczej rozmowy niż dyrektywnego prawa. Formuła obrony moim zdaniem miała sens.
- Absolutnie tak. Dotychczas wszysttkie ustalenia mogły być poczynione pod stołem; postawione zarzuty, nawet nieprawdziwe przez recenzentów mają moc oddziałującą zaś habilitant nie miał w praktyce możliwości przedstawienia prawdziwej argumentacji. Przykłady takie znam osobiście i mogę wymienić konkretne nazwiska recenzentów, którzy posuneli się do stawiania rzarzutów nieprawdziwych.
- nauka wymaga dyskusji, ale przecież komisja habilitacyjna jest 7 osobowa, więc można wiarygodnie ustalić opinię o pracy habilitanta
- Często habilitant ma rację i większą wiedzę od Recenzenta i nie powinno być to przeszkodą w uzyskaniu stopnia naukowego.
- Powinna istnieć możliwość reakcji i uwzgędnienia w postępowaniu replik. Niekoniecznie w formie dyskusji podczas kolokwium, ale np. pisemnych replik, które powinna rozpatrywać komisja habilitacyjna.
- Tak, to się wydaje rozsądne.
- Recenzenci nieraz nie są osobami w pełni kompetentnymi z dziedziny prezentowanej przez habilitanta. Stad habilitant powinien mieć dyrektywne prawo do polemiki, tak jak to było kiedyś w czasie kolokwiów, czy jak jest w czasie obrony rozpraw doktorskich. Niekompetentna recenzja "poważanego recenzenta" może niesprawiedliwie przekreślić dorobek habilitanta .
- Uważam, że sposób prowadzenia polemiki może więcej powiedzieć o poziomie intelektualnym habilitanta aniżeli autoreferat i inne kryteria oceny.
- To podstawowa zasada, której brak w dotychczasowej procedurze. Powinna funkcjonować możliwość odpowiedzi recenzentom.
- Byłoby to prawo wpisujące się w dyskurs naukowy uznawany powszechnie w naukach humanistycznych.
- Tak jak w przypadku publikacji naukowej.
- Prawo do dyskusji i przedstawiania swoich racji (np z recenzentem) jest jednym z podstawowych dogmatów naukowych. Powinno być możliwe nie tylko w przypadku przewodów habilitacyjnych czy innych jak i np podczas oceny projektów.
- Jak najbardziej. Niech przykładem będzie recenzent zajmujący się badaniami podstawowymi a recenzowana praca wdrożeniowa. Również możliwe będzie uzasadnienie osiągnięć trudnych do parametryzacji.
- polemika to prawo naukowca
- Każdy powinien mieć prawo do obrony swoich dokonań
- Zawsze polemika powinna być możliwa. Recenzent jest tylko człowiekiem.
- w ograniczonym zakresie tak, stara się on przecież o uzyskanie stopnia, które wiąże się z samodzielnością naukową, powinien mieć więc możliwość bronienia swoich racji.
- Tak, jeżeli jest to konieczne i chce tego habilitant lub recenzent, także sytuacja - która może być na tyle skomplikowana i trudna, kontrowersyjna - że wymaga wyjaśnień, dyskusji, polemiki. Trzeba dać człowiekowi szansę na obronę swoich tez, na udowodnienie swojej słuszności i prawdy. Jeżeli nie będzie jeszcze gotowy do samodzielności naukowej, to polegnie.
- Jest to konieczne, bowiem znany mi jest wypadek, gdy recenzent, WBREW OCZYWISTYM FAKTOM, zarzucił habilitantowi plagiat - miało to zasadniczy wpływ na odrzucenie wniosku - i habilitant nie mógł w tej sprawie nic zrobić.
- Powinna być możliwość dyskusji z recenzentami.
- W naukach humanistycznych nie istnieją ostre kryteria oceniania. Jedna osoba może ocenić dorobek rewelacyjnie, a druga ten sam dorobek źle.
- Tak, byłaby to naturalna część dyskursu naukowego. W wielu miejscach, gdzie publikuje się recenzowane prace, ma miejsce dyskusja między recenzentami a starającymi się o publikację.
- Tak, w ograniczonym zakresie określonym w przepisach. Jednoczesnie przepisy powinny jasno zabronić habilitantowi wycofywania się z postepowania habilitacyjnego na dowolnym etapie.
- ale tylko gdy zostanie przywrócone kolokwium habilitacyjne, co uważam za konieczność.
- tak, przy mojej habilitacji niektóre komentarze recenzenta wynikały z niewiedzy. Niestety nie miałam prawa odnieść się do recenzji. Liczyłam, że podczas spotkania Komisji Habilitacyjnej inny recenzent znający się bardzo dobrze na tematyce wyjaśni niektóre zarzuty. Nie wiem, czy tak się stało, gdyż nie miałam prawa być na Komisji Habilitacyjnej. Ostatecznie, mimo kilku uwag, oceniono cały dorobek pozytywnie
- Zdecydowanie tak. Pozwala to na obronę swojego stanowiska badawczego, a jednocześnie może ukrócić recenzje negatywne z pobudek pozamerytorycznych.
- Recenzenci często nie stosują obiektywnych kryteriów i oceniają dorobek ze swojego punktu widzenia, zarzucając brak w dorobku elementów, które nie są wymagane w postępowaniu habilitacyjnym. Znam sytuację, gdzie recenzent zarzucił habilitantowi zbyt niską wartość IF pomimo, że habilitant miał ten wskaźnik na poziomie kilkukrotnie wyższym od samego recenzenta.
- W przypadku niemerytorycznych zarzutów uważam, że powinna istnieć taka możliwość.
- Widziałem rozmaite recenzje prac habilitacyjnych, i niektóre były zupełnie oderwane od rzeczywistości jednostki (np. recenzent twierdzący, że osoba, które nie odwiedza kraju, którym się zajmuje przynajmniej raz do roku nie powinna mieć habilitacji)
- "Stary" system obrony habilitacyjnej dawał taką możliwość, Podobnie jak w przypadku przewodu doktorskiego habilitant mógł odpowiedzieć na zarzuty. W aktualnej procedurze takiej możliwości nie ma, straciła ona całkowicie sens społecznej procedury rite-de passage.
- Jest to konieczne zwłaszcza w przypadku, kiedy recenzenci bardzo się różnią w ocenie pracy.
- TAk, ale tylko (!) w formie obrony publicznej. W nowej formie nie ma na to miejsca. Jest możliwosc zaproszenia habilitanta, ale wszyscy tego unikają.
- Ponieważ praca habilitacyjna powinna byc pracą scricte naukową więc równouprawniać recenzent i habilitanta.
- Habilitant powinien mieć możliwość odpowiedzi na recenzje, co według mnie tylko podnosi wartość habilitacji, bowiem pozwala wykazać się dojrzałościa naukowa podczas dyskusji argumentów.
- Recenzent nie jest osobą nieomylną i nie jest z góry powiedziane, że nie może czegoś przeoczyć oceniając dorobek habilitanta.
- Jest to jedyna szansa na obronę własnych poglądów. Szczególnie ważna w naukach społecznych i w humanistyce, gdzie światopogląd przekłada się na wybory teoretyczne, metodologiczne i odmienną ocenę badań.
- Sądzę, że jak w przypadku doktoratu, habilitant winien mieć prawo odpowiedzi na recenzje -- i te odpowiedzi powinny być brane pod uwagę przez komisję.
- możliwość odniesienia się do przedstawionego stanowiska z reguły służy zapewnieniu rzetelności procedury
- Czasami recenzenci bywają po prostu nieobiektywni, gdyż np. nie lubią szefa Habilitanta.
- NIe wiem, co to znaczy "dyrektywne".
- Tak, w przypadkach gdy recenzje są wyraźnie różne (przynajmniej jedna zdecydowanie pozytywna i przynajmniej jedna zdecydowanie negatywna).
- Bywają recenzje tendencyjne lub ignoranckie.
- Była by to prawdziwa obrona tez habilitanta.
- Spotkałem się z przypadkami niemerytorycznego (a nawet złośliwego) pisania recenzji, np. z powodów politycznych. Na szczęście jest to rzadkie.
- To jest podstawa akademickigo dyskursu oraz realizacja prawa do obrony swoich poglądów
- Każdy powinien mieć prawo do odpowiedzi na recenzję, a nawet powinno się tego wymagać. Umiejętności dyskusji z recenzentem także pokazuje przygotowanie roli samodzielnego pracownika naukowego.
- Jestem za tym, żeby procedury były jak najbardziej transparentne. Możliwości polemiki mogłyby być elementem takich działań.
- Doktorant w czasie obrony doktorskiej odpowiada na zarzuty i uwagi recenzenta, może przedstawić swoje stanowisko i podać uzasadnienie przyjętych rozwiązań itp. Habilitant nie ma takiej możliwości.
- Habilitant powinien sporządzać pisemne odpowiedzi na recenzje dostępne członkom komisji przed spotkaniem komisji habilitacyjnej.
- Myślę, że taka możliwość jest niepotrzebna. Ogólnie, trybunał może i powinien ocenić sam hablitanta.
- Recenzenci nie są nieomylni. Polemika z recenzentem jest przecież dopuszczalna przy publikowaniu prac w czasopismach naukowych. Jest niemal regułą, że przełomowe prace są przyjmowane do publikacji dopiero po odparciu zarzutów recenzentów.
- Ponieważ otwarta debata jest dobrym sposobem na wyjaśnienie polemiki naukowej.
- Recenzenci nie są nieomylni. Możliwość polemiki może być bardzo niewygodna dla recenzentów. Polemika powinna być również publikowana na stronach CK. Często recenzentami są osoby o dorobku niższym, niż kandydaci do habilitacji
- Tak może mieć prawo do merytorycznej opartej o argumenty dyskusji z recenzentem.
- osoby, które recenzowały moje dokumentu nie miały pojęcia o tym zagadnieniu, w recenzji zamieszczone są błędne uzasadnienia. Mogę je wskazać.
- To oczywiste
- Taka dyskusja powinna mieć miejsce, aby wyjaśniać wszelkie wątpliwości i nieścisłości
- Jest to podstawowe prawo do obrony swoich idei.
- Czasem obszary badań są tak specyficzne, ze nie zawsze udaje się znaleźć innego eksperta w danej dziedzinie.
- Absolutnie tak recenzenci często wypisują bzdury i nic im za to nie grozi.
- Tak, bo żyjemy w demokratycznym państwie.
- Uważam, że takie prawo jest ważne i dobrze wpłynie na proces habilitacyjny.
- Tak, ponieważ recenzentami są w naukach społecznych profesorowie, którzy nie czytają aktualnej literatury anglojęzycznej i nie bardzo wiedzą co piszą w swoich recenzjach. Recenzje w postępowaniach są merytorycznie słabe.
- W obowiązującej procedurze habilitacyjnej, habilitant jest bez jakiejkolwiek szansy polemiki z recenzentami czy innymi członkami komisji. Nie ma możliwości jakiejkolwiek obrony i uzasadnienia swojego stanowiska!! Jest to procedura, w której habilitant został uprzedmiotowiony!!
- Choć w świetle obecnych regulacji, recenzent musi wykazać się większą pracą i odwagą, by napisać negatywną recenzję.
- Wydaje mi się, że tak.
- Większość recenzentów nie ma pojęcia o tematyce habilitacji
- Tak, temu między innymi służyło kolokwium habilitacyjne przed poprzednią reformą.
- Polemika jest istotą nauki. Nie wiem czemu miałoby to nie dotyczyć postępowań awansowych.
- Tak, powinien
- Oczywiście, jak recenzent który ma mniejszy dorobek naukowy może oceniać kandydata z większym dorobkiem? Gdzie tu ma być jakoś naukowa?
- Ale to i tak zdanie recenzenta się liczy. Przecież to on jest "profesorem"
- Ponieważ znam przypadki złośliwych i nieadekwatnych recenzji. Ponieważ dyskusja jest sednem nauki w ogóle. Ponieważ już od średniowiecza na uniwersytecie się dyskutowało!
- Zdecydowanie tak, ponieważ na dzisiaj postępowanie habilitacyjne jest sądem kapturowym.
- Tak, uważam, że osoba starająca się o habilitację powinna móc trochę dyskutować z recenzentem. Takie dyskusje przyczyniają się do rozwoju.
- Zdecydowanie TAK.
- Powinien być obecny każdorazowo do dyspozycji komisji, zwłaszcza przy licznych krytycznych uwagach w recenzji.
- oczywiście, każdy ma prawo do wypowiedzi, nawet sąd daje możliwość wypowiedzenia się a co dopiero w sprawie, od której zależy dalsza kariera naukowa. recenzent nie jest alfa i omegą
- Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której habilitant będzie w danej dziedzinie osobą najbardziej wykształconą i obeznaną z najnowszymi wynikami, trendami, itp. podczas gdy recenzent może opierać się o nieaktualny stan wiedzy.
- Polemika pozwala obronić się przed niesłusznymi zarzutami, zwłaszcza w sytuacji niekorzystnej recenzji z powodów pozanaukowych ("nie podoba mi się tematyka, ja bym zbadał coś innego, inaczej").
- Ma szansę obronić swoje stanowisko.
- Absolutnie tak. Bezkarność i nietykalność Recenzentów prowadzi do totalnych patologii.
- Ocena habilitanta ma charakter subiektywny. Nauka rozwija się dzięki ścieraniu się poglądów naukowych
- recenzenci piszą bzdury, podawane do publicznej wiadomości, a habilitanta odpowiedzi nie są publikowane, co narusza art. 51 ust. 4 Konstytucji
- powinien mieć takie prawo w rzeczywistości, a nie w odwołaniach, bez konfrontacji
- Częśc recenzentów nie zapoznaje się z dorobkiem habilitanta, tylko powiela stereotypy na temat osrodka, z którego jest habilitant.
- Komunikacja przede wszystkim
- tak, bo wtedy albo się obroni, albo ukaże braki wiedzy
- Nie rozumiem sformułowania "dyrektywne prawo". Uważam, że polemika z recenzentem jest na miejscu i mogłaby być do tego przestrzeń.
- W obecnym systemie recenzentami habilitacji zostają często osoby całkowicie niekompetentne.
- Znane są mi przypadki niemerytorycznych recenzji, które zawierają wręcz obraźliwe przymiotniki pod adresem habilitanta.
- Tak, recenzje są bardzo subiektywne i w znanym mi przypadku niemerytoryczne.
- Na polemice opiera się nauka.
- Nie wiem co gorsze, coraz większa biurokracja czy uczelniane układy. Kto będzie oceniał dorobek naukowy habilitanta? Urzędnik? Gdzie autonomia Uczelni Wyższych?
- Pozwoli to na wyeliminowanie nierzetelnych recenzji.
- Jest to postawowe prawo badacza i naukowca - argumenty przeciw argumentom. Co więcej pozwala na poznanie sposobu podejmowania dyskursu naukowego i konceptualizowania problemu.
- chociaż nie wiem jak i kto to może zmienić.
- To nie jest peer review.
- Recenzent powinien byc neutralny i nie ulegajacy wplywom habilitanta
- jeśli już, to system powinien opierać się na obiektywnych kryteriach, rozszerzanie istniejącej procedury wydaje się być złym kierunkiem
- Recenzentów jest trzech. Mają kwalifikacje do oceny dorobku w reprezentowanej przez siebie dyscyplinie.
- Mysle, ze nie. Wydluzy to znacznie proces habilitacji.
- Otworzy to pole do niekończących się dyskusji. Recenzentów jest kilku plus członkowie komisji. Taka grupa powinna poradzić sobie sama.
- Całkowita likwidacja habilitacji rozwiązuje cały problem związany z nią.
- Jw.
- nie tak jak w wypadku recenzji artykułów decyzja negatywna recenzenta jest ostateczna a polemika bezcelowa
- Uważam, że to by generowało niepotrzebny stres po obu stronach. Uważam jednak, że w postępowaniu habilitacyjnym powinno być więcej recenzji (5) i TYLKO recenzenci powinni głosować w sprawie nadania stopnia. Jakim prawem ktoś, kto nie zna dorobku habilitanta lub nie jest w stanie go ocenić, ma decydować o nadaniu stopnia????
- powinny być kryteria oceny - jednakowe dla wszystkich
- To są autorytety
- Uważam, że ocena dorobku nie powinna zawierać polemiki co do wyrażanych poglądów ze strony recenzenta i tym samym nie ma miejsca dla polemiki ze strony habilitanta. Recenzja powinna oceniać dorobek, nie zaś poglądy. Pod warunkiem, że poglądy nie są niezgodne z prawem (np. naruszają art. 13 Konstytucji w zakresie promocji zakazanych ideologii).
- Jeżeli rzeczywiście są wybierani niezależni recenzenci a nie dzwoni się do Warszawy, żeby dobrać odpowiednia komisję.
- Powinien być proszony za każdym razem na rozmowę/spotkanie z Komisją Habilitacyjnym i w ramach oceny dorobku taka polemika mogłaby mieć miejsce.
- Co to znaczy "dyrektywne"? Postępowanie habilitacyjne jest postępowaniem administracyjnym i w k.p.a. wszystko jest. Polemika z czynnościami podejmowanymi w postępowaniu administracyjnym podobnie jak w sądowym nie może być dopuszczalna. Jeśli coś jest nie tak, jest droga odwoławcza do CK, dalej sądowa przez WSA/NSA.
- Takie prawo miał, gdy obowiązywało kolokwium. Dzisiaj to nie ma sensu.
- Nie widzę powodu do polemiki habilitanta z recenzentem. W jakim celu zmiany opinii recenzenta?
- Przynajmniej w naukach ścisłych taki warunek nie jest potrzebny
- Praca habilitacyjna i dorobek wystarczają do sformułowania miarodajne opinii.
- O ile jest właściwy merytorycznie dobór recenzentów
- Po co? Tylko desperaci lub przegrani z niego skorzystają
- Odpowiedz teoretyczna, bo w mojej dziedzinie nie znam przypadku odmowy nadania stopnia osobie o dobrym dorobku.
- Obecnie jest 3 recenzentów; do tego istnieje możliwość wezwania habilitanta na posiedzenie komisji. Co więcej, stopień nadaje Rada Wydziału, więc postępowanie jest weryfikowane. Nieuzasadniona krytyka może być odrzucona i wielokrotnie byłam tego światkiem.
- Nie, natomiast powinna być czytelna procedura odwoławcza nienarażająca habilitanta na ewentualne przykrości z powodu skorzystania z niej.
- Habilitant nie powinien znać recenzentów.
- Optowałbym za możliwością ustosunkowania się do recenzji - w sposób pisemny (do wiadomości wszystkich członków komisji) albo ustny (w ramach jakiejś formy "obrony").
- Myślę, że jednak krytykę recenzji trzeba przyjąć z pokorą, jeżeli jest ona oczywiście merytoryczna.
- Recenzent jest ekspertem i tak jest pojmowana jego rola.
- Ma przecież prawo się odwołać od decyzji.
- Wagę zarzutów wysuniętych przez recenzentów ocenia komisja (kiedyś także Rada Wydziału - gdzie te czasy!) i to wystarczy.
- To po co tylu recenzentów?
- czy naprawdę jest potrzebny zapis prawny by wejść w dyskusję z recenzentem? czy temu nie miało służyć zaproszenie habilitanta na posiedzenie komisji habilitacyjnej?
- myślę, że nie ma takiej potrzeby
- Rolą recenzenta jest przestawienie oceny dorobku i osiągnięcia naukowego. Powinno zakładać się, że jest on (ona) kompetentny do wydania oceny i nie uwikłany w żaden konflikt interesów. Jest 3 recenzentów więc, nawet w wypadku nierzetelnej oceny przez jednego z nich, ostateczna ocena powinna być prawidłowa. Poddawanie swojej pracy ocenie jest jednym z kluczowych elementów pracy naukowej. Trzeba się z tym pogodzić.
- Na tak postawione pytanie trudno jest odpowiedzieć. Powstaje bowiem pytanie, jakie znaczenie miałaby mieć taka polemika? Jest to sformalizowane postępowanie, a ocena recenzentów jest jednym z dowodów w tym postępowaniu. Problem m.zd. polega na tym, że rady jednostek głosują tajnie, więc nie zawsze wiadomo, dlaczego w podobnej sytuacji (np. niejednoznacznej opinii recenzentów o dorobku kandydata) w jednym postępowaniu głosowanie na radzie wydziału jest pozytywne a w innej - negatywne.
- Nie, ale powinna być możliwość powołania dodatkowych recenzentów, szczególnie przy dużej rozbieżności ocen.
- Raczej nie, bo recenzenci nie posiadają odpowiedniej wiedzy i wyglądałoby to na groteskę
- Polemika taka była by stratą czasu, najprawdopodobniej nie zmieniła by zdania większości profesorów a wymagała by zaangażowania znacznej ilości pracy.
- Uważam, że powinien mieć prawo poprosić o kolejnych recenzentów, którzy poprowadzą ewentualną polemikę z recenzentami, jeśli to będzie uzasadnione.
- Wystarczy dobrze funkcjonujący tryb odwoławczy.
- Nie wiem
- I co by to zmieniło? "Przyjmuję Pani argumentację, ale wystawiam negatywną recenzję". Ot, magiczna formuła.
- Nie mam zdania bo nie bardzo wiem czemu taka polemika miałaby służyć? Powtórnemu wyjaśnianiu co habilitant jako autor dzieła miał namyśli? Tego typu polemika była już możliwa kiedyś gdy habilitacje przypominały dzisiejsze obrony doktoratów.
- Nie wiem co to jest "dyrektywne prawo", ale uwazam, ze habilitant powinien miec prawo do merytorycznej polemiki.
- Tylko w przypadku sprzecznych lub negatywnych recenzji.
- W przypadku obiektywnej i rzetelnej oceny - Nie. Jednak, gdyby okazało się, że recenzja jest nierzetelna, takie prawo należałoby uwzględnić, umożliwiając tym samym możliwość dyskusji habilitanta z recenzentem.
- Zdecydowanie powinien mieć prawo polemiki, ale po obu stronach powinna być chęć szczerej merytorycznej dyskusji, wsłuchania się w racje drugiej strony i gotowość do przyznania racji. Niestety nie sądzę aby przy obecnym profilu mentalności regulacja taka miała sens.
- Uważam, że określony fragment recenzji powinien być publikowany w czasopismach naukowych i tam powinna się odbywać dalsza część dyskusji.
- Pytanie źle sformułowane. Jest zbyt ogólne. W jakich sprawach miałaby być ta polemika?
- dyrektywne prawo do polemiki? chyba nie całkiem rozumiem pytanie:( W dawnej procedurze z kolokwium habilitant mógł się ewentualnie odnieść do zarzutów recenzenta, ale nie zawsze było to mile widziane a często rodziła sie z tego polemika między recenzentami. W obecnym kształcie procedury habilitacyjnej na polemikę nie ma moim zdaniem miejsca i nie wprowadzałbym takiej możliwości.
- -
- Powinien mieć możliwość przedstawić argumenty za odrzuceniem recenzji i wnioskować o odrzucenie recenzji, która zawiera błędy rzeczowe.
- zależy na czym miałoby ono polegać.
- W zasadzie, mam zdanie: to jest zupełanie bez znaczenia. Jeśli ktoś ewidentnie spełnia wymogi, nie widzę absolutnie żadnej możliwości aby recenzent mógł je podważyć, zatem polemika jest zbędna.
- W obecnej formule procedury habilitacyjnej nie ma na to miejsca. Podczas kolokwium habilitacyjnego habilitant mógł podjąć dyskusję z recenzentem.
- "Publiczna" odpowiedź na recenzje uczyniłaby z habilitacji rodzaj obrony rozprawy doktorskiej, ale gdyby Komisja dostawała jako materiał do dyskusji pisemną odpowiedź habilitanta na zarzuty to bym nie protestował.
- Właściwa relacja między recenzentem i habilitantem zachodziła w "starym" systemie habilitowania, kiedy habilitant odpowiadał na pytania recenzenta/-ów/. Miał wtedy sposobność autentycznej polemiki z oponentami. W moim doświadczeniu ma tego liczne przykłady i dowody zasadności takich rozwiązań.
- co to znaczy dyrektywne?
- Pytanie zbyt ogólne ? w jakiej formie, na jakim etapie postępowania, itd.
- Nie rozumiem słowa dyrektywne.
- Z jednej strony takie rozwiązanie umożliwiłoby wyjaśnienie większości wątpliwości, z drugiej zaś - mogłoby znacznie wydłużyć postępowanie habilitacyjne.
- To trudna kwestia. Słaby habilitant będzie się też odwoływać, polemizować. To też do niczego nie doprowadzi.
- W naukach społecznych wprowadzono (niestety!) ponownie kolokwium. To może być okazja do dyskusji na ten temat. Niemniej recenzenci powinni tu mieć głos ostateczny
- To i tak nic nie da
- Co to jest "prawo dyrektywne"?
- Odpowiedź "raczej tak". Nie byłem ani w jednej ani w drugiej sytuacji, ale wydaje mi się, że opinia nieprzychylnego recenzenta może pogrążyć habilitanta, stąd jakaś możliwość polemiki byłaby wskazana. Z drugiej strony wyobrażam sobie również sytuację "zadufanego" habilitanta, który nie przyjmuje do wiadomości krytyki słabego osiągnięcia; więc powinien równocześnie powstać jakiś mechanizm ochronny przed impasem lub anarchizowaniem postępowania.
- Ja w ogóle mam wątpliwości co do potrzeby istnienia habilitacji jako procedury zewnętrznej.
- Nie sądzę, żeby to było kluczowym problemem: komisja składa się z kilku osób, które uzgadniają stanowisko i "odstające" recenzje są na tym etapie temperowane.
- Zakladajac, ze recenznent jest osoba rzetelna i ekspertem w danej dziedzinie, to polemika nie powinna byz dopuszczana. Moge sobie jednak wybrazic , ze moga byc rozne spojrzenia na problem, rozne szkoly, i w takich przypadkach powinno przyslugiwac prawo odwolania sie i mozliowsc rozszezrenia grona recenzujacych - nawet siegniecia po ekspertow zagarnicznych.
- uważam, że to jest zawsze kwestia umowy
- Sama jestem przed habilitacją i widzę recenzje szczególnie krzywdzące. Z drugiej strony, rozumiem argumenty przeciwników.
- Nie mam jednoznacznej odpowiedz TAK lub NIE. Formuła recenzji habilitacyjnych jest moim zdaniem zasadna, natomiast w przypadku negatywnych recenzji bhć moze, habilitant powinien mieć prawo do ustosunkowania sie do krytycznych elementów recenzji. Natomiast nie jestem za dyrektywny prawem do polemiki.
- W tym środowisku to pewnie niewiele zmieni, a może jedynie zaszkodzić. Wszelkie odowłania sa postrzegane jako bardzo ryzykowne.
- Nie rozumiem pytania.
- Co znaczy dyrektywne w tym przypadku?
- Co autorzy ankiety rozumieją przez "prawo dyrektywne"? Polemika z recenzentem nie ma sensu, bo sensu nie ma sama habilitacja.
8. Czy uważasz, że recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych powinni podlegać sankcjom dyscyplinarnym środowiska naukowego za napisanie nierzetelnej recenzji?
1073 GŁOSY 81,85% |
101 GŁOSÓW 7,7% |
137 GŁOSÓW 10,45% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- Tak.
- To by "zmieniło oblicze tej ziemi", ale to zależy od zmian politycznych...
- Tu nie ma co uzasadniać. To "oczywista oczywistość". Przecież chcemy żyć w państwie prawa!
- Absolutnie. Wiem jak potrafi być recenzja "naciągana".
- Tak, możliwe, że pozwoliłoby to oczyścić środowisko z nieuczciwych i nierzetelnych osób.
- Utrata dyplomów, które i tak są sfałszywane czy wyłudzone
- To ważna kwestia wpływające na rozwój naukowy choć praktycznie nie do udowodnienia
- Zdecydowanie tak.
- - tak przy czym mam świadomość, że nie jest to możliwe do realizacji, np. jakie miałyby być te sankcje? kto miałby oceniać rzetelność recenzji?
- Jak najbardziej
- Zdecydowanie tak. Złe wykonanie pracy, za którą płaci podatnik kosztuje społeczeństwo nie tylko pieniądze. Nierzetelne recenzje sprzyjają demoralizacji całego środowiska i stopniowo wykańczają uczelnie.
- uważam, że nierzetelne recenzje niszczą naukę
- Recenzent powinien mieć status biegłego. Ponadto powinni być pociągani do odpowiedzialności za przekroczenie terminów (czekałem ponad rok).
- recenzje powinny być jawne wraz z odpowiedziami i naprawdę dobrze wynagradzane - tak jak ekspertyzy, ale napisanie nierzetelnej recenzji powinno być wskazaniem do odsuwania osoby recenzenta od funkcji decyzyjnych i zmniejszaniem zapłaty za wykonaną recenzję
- tak, w postaci np. wstrzymania ocen przez kolejny okres.
- tak
- To powinno być normą!
- Oczywiście, tak samo jak każdy nierzetelny profesjonalista. Wystarczy, że CK stworzy czarną listę nierzetelnych recenzentów z koniecznością powołania recenzenta dodatkowego w przypadku stwierdzenia braku rzetelności.
- pytanie tylko co to jest nierzetelna recenzja ? Czy taka gdy recenzent nie wysilił się pisząc ją ?
- Ale wiem, że nie podlegają.
- Powinno coś takiego być, ale z uwagi że nie ma twardych granic kiedy dorobek może być uznany za znaczny wkład w dyscyplinę a kiedy nie, ciężko byłoby z weryfikacją, muszą pojawić się twarde granice poparte np. punktacją, liczbami publikacji itp.
- ZDECYDOWANIE tak, bo napisana "na kolanie" recenzja może przekreślić lata ciężkiej pracy.
- "Osobiście uważam, że raz wyzwolona wola stania się profesorem jest nie do zatrzymania. Jeśli Andrzej Zybertowicz uznał, że są powody, aby przyznać mu profesurę, to zapewne tak jest" - taki tekst powinien skutkować zakazem recenzowania jakichkolwiek prac naukowych
- Brak odpowiedzialności zdecydowanie zwiększa subiektywność i uznaniowość.
- Przy czym należy wyznaczyć poziom kryteriów, który jasno i jednakowo dla wszystkich w danym obszarze zdefiniuje wymagania. Wtedy nierzetelna opinia nie może być akceptowana i pozostawiona bez konsekwencji dla autora. W sytuacji, gdy kryteria są rozmyte i bardziej obiektywne, zdefiniowanie, co jest nierzetelną opinią jest trudniejsze.
- Tylko co to znaczy. Kto będzie oceniał rzetelność recenzji?
- Jak najbardziej, łącznie z karami więzienia i pozbawianiem stopni naukowych oraz stanowisk w przypadku udowwodnienia poświadczania nieprawdy
- Tak, bo skoro taka recenzja może komuś zrujnować karierę, to trzeba za nią wziąć odpowiedzialność.
- Oczywiście, choć nie wiedzę realnych możliwości wdrożenia takiego systemu.
- Tylko kto udowodni nierzetelną recenzję ?!
- Bezwzględnie!
- Skoro otrzymuje profity za wykonanie recenzji, powinien także liczyć się z konsekwencjami.
- Zdecydowanie tak. I recenzent nie powinien mieć dorobku mniejszego niz habilitant a w zdecydowanej większości wypadków tak jest
- Tak! Przyczyniłoby się to do rzetelniejszej oceny dorobku.
- Każdy, kto bierze za coś odpowiedzialność i pieniądze powinien podlegać kontroli. A im wyższe stanowisko, tym sankcje powinny być bardziej bolesne. Bo na taki proceder patrzą młodzi.
- Obecnie czują się bezkarnie, a napisać można wszystko.
- W przeciwnym razie nigdy nie doprowadzimy do rzetelności tego procesu.
- Recenzja często decyduje o życiu innego człowieka. Nieetyczne jest dopuszczanie do rozkwitu zjawisk patologicznych (protekcja, niekompetencja, zemsta na kierowniku innego ośrodka itp.), bez jakichkolwiek sankcji za takie działania.
- Zła recenzja wpływa na zdrowie i karierę habilitanta, rodzi konsekwencje finansowe także dla jego rodziny. Jeżeli rececnzent nie potrafi być obiektywny i uczciwy powinien odczuć konsekwencje swojego lekkomyślnego postepowania. Recenzent to istota nadprzyrodzona.
- Powiini rzetelnie wykonać swoją pracę i ponosić konsekwencje jeżeli zrobią to niezgodnie z przyjętymi zasadami.
- Oczywiście, bo czasem recenzja to zlepek słów, po prostu bełkot.
- Jest to zupełnie oczywiste! Istnieja sytuacje, w których powołuje sie stale tych samych recenzentów. Zdarza się też, że istnierje swoisty zapis na tych, którzy ,,odważyli'' sioę napisać rzetelną, ale negatywną rezenzję. Dotyka ich zawoalowany ostracyzm środowiska.
- dałoby to wreszcie kres układom i kontaktom
- proszę zestawić listę recenzentów z liczbą wykonanych recenzji pozytywnych i negatywnych - patrz częstotliwość wykonywanie recenzji - o doborze recenzentów nie decyduje maszyna losująca tylko układ człónek CK, najlepiej funkcyjny i kolega recenzent
- To oczywiste ale nierealne.
- Oczywiście, ja generalnie obserwuję, że recenzje są pisane od tego samego schematu. Zbyt ostre i zbyt łagodne traktowanie powinno być sankcjonowane. Recenzenci z grupy łagodnych pragną być tak postrzegani bo recenzje są płatne i nie chcą oni stracić dodatkowego dochodu.
- No to jest oczywiste. Ale z drugiej strony ciężko uzasadnić nierzetelność i pozamerytoryczne kryteria oceny.
- Jak najbardziej - jeśli wyłudzenie kredytu jest przestępstwem tutaj powinno być podobnie - zarówno w przypadku napisania pozytywnej recenzji, kiedy dorobek jest zdecydowanie za niski jak i w przypadku napisania negatywnej recenzji osobie która ma np. 200 pkt ponad wymagane minimum
- Tak powinni, ale ile osób otrzymałoby habilitację?
- tak, byłby to mechanizm mogący ukrócić nierzetelne praktyki
- Jestem za, chociaż nie wyobrażam sobie kto i w oparciu o jakie kryteria miałby to ocenić. Ten sam problem dotyczy recenzji grantów badawczych
- Znam przypadki zmiany zdania przez recenzenta w postępowaniu habilitacyjnym - recenzja była pozytywna, natomiast podczas posiedzenia komisji ten sam recenzent głosował przeciw nadaniu habilitantowi stopnia. Recenzent powinien być odpowiedzialny za swoją opinię.
- To jest oczywiste. Pytanie, jak w sposób jednoznaczny ocenić ową rzetelność.
- Znam przypadki wyrażania przez recenzentów opinii nie zgodnych z argumentami i dowodami przedstawionymi przez recenzenta, które zgłoszone zostały prokuraturze. W środowisku gdzie powstają takie patologiczne sytuacje powinny być piętnowane i z zastosowaniem kar za wykroczenia. Sady nie mogą wyręczać MNiSW, CK i władz uczelni w dbałości o rzetelność w nauce.
- Pytanie tylko w jakim zakresie. Najgorszym rozwiązaniem jest utajnienie nazwisk recenzentów przez co ich błędy i kłamstwa nie mogą zostać opublikowane i przypisane do konkretnych osób.
- tak jak najbardziej - jeżeli przyjmuje się jakiś obowiązek i pobiera za niego wynagrodzenie to ma zrobiony bardzo dobrze
- Stosujmy standardy światowe. Jesteśmy daleko w tyle w tym względzie.
- Zawsze napisanie nierzetelnej recenzji powinno być napiętnowane. Również powinny być napiętnowane zmiany stanowiska recenzenta bez uzasadnienia (np. recenzja pozytywna a na posiedzeniu komisji głosuje przeciw)
- Niewątpliwie, recenzenci muszą pamiętać, że ich decyzję wpływają bezpośrednie na życie każdego z habilitantów i odpowiedzialnie podchodzić do przygotowania recenzji. Niemniej jednak uważam, iż musi być możliwa naukowa dyskusja, a nie sankcje dyscyplinarne. Kto będzie oceniał poziom rzetelności recenzji?
- Powinny podlegać - pozostaje jednak pytanie, jak to można realizować? Np. recenzent przedstawia pozytywną ocenę (lecz nierzetelną, np. bazującą na układzie towarzyskim). Habilitant w tym przypadku nie jest zainteresowany zgłoszeniem takiego przypadku. W jaki sposób zatem zwalidować taką recenzję? Konieczne byłoby zatem recenzowanie recenzji.
- Znam pozytywne recenzje bezwartościowych habilitacji.
- To chyba naturalne. Akademik powinien odznaczać się przede wszystkim uczciwością.
- Znam przypadek, kiedy recenzja pracy habilitacyjnej została napisana w sposób zupełnie nie merytoryczny i zawierała zarzuty charakteru personalnego.
- Trzeba stworzyć mechanizmy samokontroli na każdym poziomie.
- Tak ale to nie jest możliwe
- wyznaczenie recenzenta to wyraz uznania naukowego i etycznego. Jeżeli recenzent jest nierzetelny w swej pracy....
- Czasami tendencyjność jest widziana "gołym okiem". Najczęściej to opinie kolesiów. Winien być jednak opracowany mechanizm kontroli recenzji.
- Ilość nierzetelnych recenzji jest duża.
- Szczególnie za nieuzasadnione uwagi krytyczne.
- Nie wiem jak często się zdarza taka nierzetelna recenzja, ale jeżeli ktoś się podejmuje przeprowadzenia recenzji, to powinna być ona rzetelna i obiektywna, w przeciwnym razie powinnien ponieść konsekwencje
- Z uwagi na charakter zdecydowanie tak.
- Zdecydowanie środowisko powinno piętnować nierzetelne recenzje.
- Oczywiście, jest to sprzeczne z podstawowymi zasadami kodeksu etycznego naukowca.
- raczej tak, chociaż nie bardzo rozumiem, na czym te sankcje dyscyplinarne miałyby polegać i kto oceniałby "rzetelność" recenzentów?!
- Uważam, że recenzenci powinni UDOWODNIĆ, że dane osiągnięcie dostarczyło/nie dostarczyło istotnej nowej wiedzy naukowej. Algorytmy powinny też wskazywać recenzentów, którzy mają wyższy niż średnia współczynnik recenzji pozytywnych lub negatywnych
- Jak najbardziej tak. Powinna istnieć chociaż furka, dzięki której kandydat miałby możliwość walki z recenzentem, który kierował się pozamerytorycznymi pobudkami. Możliwe, że wpłynęłoby to również na tych, którzy chcieliby wystawić pozytywną ocenę po znajomości.
- Uważam, że powinno być niezależne gremium, które dokonuje oceny recenzji, czy są one merytoryczne, czy też traktują o wszystkim tylko nie o tym, o czym powinny. W przeciwnym razie dajemy przyzwolenie na rozwój patologii w postaci prywatnych wendet na osobach, których np. nie lubimy.
- Recenzje powinny byc raczej tajne, bo trudno mowic o sankcjach. Kazdy recenzent, nawet nierzetelny, bedzie mogl stwierdzic, ze taka jest jego opinia.
- Zwłaszcza, gdy recenzja jest "koleżeńska" i napisana z uwagi na emocjonalny stosunek do osoby ocenianej, nie zaś z uwagi na jakość jej dorobku.
- To chyba jest oczywiste
- Absolutnie. Powinni także ponosić konsekwencje za nie dotrzymanie terminu.
- Jest sporo recenzji o negatywnym wydźwięku, ale kończących się wnioskiem pozytywnym. Wg mnie jest to postępowanie nieetyczne.
- Jak wyżej.
- Na tę chwilę recenzenci nie czują żadnej odpowiedzialności...
- Tak, ale należałoby powołać specjalną komisję w tej sprawie przy RDN.
- Uważam, że wpłynęłoby to na zwiększenie rzetelności recenzji.
- Biorąc pod uwagę praktyki części środowiska, wątpliwości budzi rzetelność oceny owej nierzetelności.
- natomiast nie bardzo wyobrażam sobie, jak można to przeprowadzić formalnie, raczej jedynie przez nagłośnienie sprawy nierzetelnej recenzji
- Każdy powinien podlegać ocenie, zwłaszcza w środowisku gdzie nadużycia się znaczące.
- Ocena powinna być obiektywna, a nie podyktowana innymi względami.
- Jw. Być może wtedy recenzje byłyby bardziej rzetelne i obiektywne.
- Oczywiście, myślę, że nie muszę tego uzasadniać.
- Pod warunkiem, że rzetelnie będą weryfikowane, to trudne, bo tu nie może być zewnętrznego audytu.
- Nierzetelne recenzje są skandalem i obniżają prestiż nauki, jak i jej jakość i wizerunek. Po takiej recenzji, dana osoba powinna zostać dożywotnia wykluczona z funkcji recenzenta.
- To chyba oczywiste, teraz nie mają żadnej odpowiedzialności.
- Generalnie tak., aczkolwiek przy pytaniu wypadałoby podać co to miałyby być za sankcje.
- Zdecydowanie tak.
- to oczywiste
- Recenzenci powinni odpowiadać za stronnicze/nierzetelne recenzje, to mogłoby wyeliminować kiepskich recenzentów
- Ale muszą wpierw być sprecyzowane szczegółowe wytyczne czym jest nierzetelna recenzja. Często czytając recenzje dwóch recenzentów ma się wrażenie, że dotyczą one całkiem innej pracy. Oczywiście swoboda oceny jest ważna, ale często wygląda to bardziej rozlazłość w recenzjach, bardziej niż skupianie się na ocenie dorobku dorzuca się swoje trzy grosze, typu dlaczego nie ma odniesień do takich czy siakich badań, które tylko w niewielkim stopniu mają coś wspólnego z ocenianą pracą.
- Recenzja zawsze powinna być rzetelna, merytoryczna i obiektywna.
- Bo to nieuczciwe i sprzeczne z prawem. Recenzent jest ekspertem. Eksperci w innych obszarach życia jako tacy w przypadku nierzetelności ponoszą konsekwencje. Powinno to dotyczyć także recenzentów.
- Znam recenzje napisane pod wpływem panujących układów. Kłamliwe recenzje.
- Zależy jakim. Chcemy mieć jakichś recenzentów, prawda? Bo z jednej strony powszechne są totalne idiotyzmy, a z drugiej strony nie chcemy mieć "haka" na rzetelnego naukowca, który napisze p. Czarneckiemu, członkowi partii aktualnie u władzy lub synowi "członka ważnej komisji", że nie jest jeszcze obiektywnie gotowy.
- zdecydowanie tak. Pisanie nierzetelnych recenzji nie jest rzadkością. Niektóre sytuacje są wręcz szokujące. Recenzenci ujawniają swoje ewidentne braki edukacyjne (niekompetencję w zakresie dziedziny, z zakresu której recenzują prace), recenzje podbudowane są także instrumentalnie (mają na celu zaszkodzenie osobie habilitanta - osobiście znam takie przykłady).
- Nie tylko z tego powodu, ale ze względu na postawę podczas całego postępowania, w tym nieterminowość sporządzania recenzji. Kandydat czeka i cierpi, nie mając żadnego wpływu na bieg wydarzeń. Kierownicy jednostek nie podeujmują żadnych działań, bo "nie wypada".
- Zdecydowanie. Uważam, że członkowie korporacji uczonych podobnie jak w przypadku każdej innej korporacji powinni mieć funkcjonalny system dyscyplinarny. Niestety, jak to w każdej korporacji, strasznie to kuleje. Naukowcy skompromitowani w aferze wokół habilitacji dra Rudka, nadal brylują w mediach (np. prof. Tadeusiewicz). Po takich akcjach, ja bym się ze wstydu zapadła/zapadł na zawsze pod ziemię.
- To chyba oczywiste.
- To chyba nie wymaga komentarza. Jest po prostu krzywdzące. Recenzja ma być merytoryczna, będąca przejawem wiedzy recenzenta, a nie jego ignorancji.
- Ale to nierealne bo niektórych "praw" się nie uda zmienić. Zresztą kto z grona recenzentów (pracowników samodzielnych) chciałby ograniczać swoje "swobody".
- to jednoznaczne, nie powinno być miejsca na kłamstwo w nauce
- Zbyt wiele jest recenzji "grzecznościowych"; zwłaszcza w postępowaniach na tytuł profesora.
- Niestety problem jest taki, że jest wielu dyżurnych recenzentów, którzy przedkładają układy i zawsze piszą pozytywne recenzje. Tacy mają wzięcie i są lubiani. Takim zwykle też pisze się wzajemnie pozytywne recenzje, w tym wniosków grantowych.
- Teoretycznie byłoby to dobre rozwiązanie, ale obawiam się, że w praktyce trudno byłoby je zrealizować.
- jak najbardziej tylko pytanie, kto ma to robić i na jakiej podstawie? Takie możliwe rozwiązanie może spowodować kolejną biurokratyczną ingerencję w system naukowy i kolejne możliwości manipulacji wynikających z istniejących koterii
- Przede wszystkim recenzenci nie powinni znać danych osobowych osoby, której oceniają dorobek naukowy.
- Ktoś, kogo nie stać na rzetelną recenzję nie powinien się jej podejmować.
- Problem tkwi jednak w określeniu kryteriów rzetelności
- Brak rzetelności w ocenie jest zarówno niemoralny, jak i nieprofesjonalny, a może mieć znaczący wpływ na rozwój zawodowy drugiej osoby.
- tak,odsuniecie od pisanie rcenzji np. na 10 lat
- A jakie to są sankcje ? Straszenie sankcjami przypomina czasy PZPR-u lub III Rzeszy. Trzeba tak stworzyć mechanizmy, żeby nie było potrzeb straszenia sankcjami.
- Tylko to może ukrócić proceder nieodpowiedzialnych recenzji.
- Oczywiście! Przypadki nierzetelnych recenzentów są mi znane bardzo dobrze.
- Tak, ale to teoria. Kto ma przeprowadzać dowód, że recenzja jest nierzetelna? Kto ma potem wprowadzać sankcje? Skoro nawet niektóre ewidentne naruszenia etyki naukowej, jak plagiaty, ciągną się latami i są przedmiotem wiecznych odwołań, postępowań i sporów, to taka regulacja pozostanie w dużym stopniu fikcyjna i sprowadzi się do personalnych wojenek w środowisku.
- Tylko co to są "sankcje dyscyplinarne środowiska naukowego" i jak zdefiniowac "nierzetelną" recenzję? To nieostre pojęcie, nierzetelna może być zarówno recenzja krytyczna, jak i chwaląca dorobek kandydata. Po to jest kilku recenzentów, żeby uniknąć stronniczości.
- Jeśli ktoś się podejmuje krytycznej recenzji to musi być tego pewien i poddać się sankcjom. Jeśli ktoś nie chce się poddawać sankcjom niech nie pisze krytycznych recenzji lub nie podchodzi do recenzowania. Wybór przed przystąpieniem do recenzji należy do recenzenta
- Tak powinni, jak i również powinny zostać ustalone przez MNiSW sankcje i powinna być jawna procedura odwoławcza od decyzji nierzetelnego recenzenta. Niemniej srodowisko naukowe samo sobie "nie zetnie głowy".
- To chyba nie wymaga uzsadnienia
- Bo są recenzenci, którzy ocenią wszystko. Sporo recenzji jest pobieżnych i niekompetentnych.
- Wymaga to oczywiście precyzyjnego określenia nierzetelności.
- Niektóre recenzje wydaja się być pisane bez zaznajomienia się z pracą i dorobkiem - byłem tego świadkiem podczas ostatniej komisji habilitacyjne, w której na tle kilku negatywnych lub bardzo słabo pozytywnych recenzji wyróżniała się opinia entuzjastyczne pozytywna (członek komisji pracował w tej samej instytucji, co habilitantka, a jego dorobek jest mierny).
- Nie powinno się dopuszczać do recenzji niekonluzywnych, opartych na towarzyskich interesach, pokazujących brak wiedzy recenzenta.
- Tak, pisanie nierzetelnych recenzji powinno być sankcjonowane. Wydawało się, że upublicznianie recenzji pozwoli na lepszą ich jakość, ale chyba nie koniecznie tak jest.
- Taka możliwość już istnieje i to od dawna. W jednostkach naukowych działają komisje etyki, do których można wnioskować o wszczęcie postępowania w przypadku stwierdzenia nierzetelności naukowej (w tym oczywiście też nierzetelnej recenzji).
- Uzasadnienie jest oczywiste.
- choć ciężko byłoby to udowodnić
- -
- Czasem bywają recenzje towarzyskie
- jw.
- To chyba oczywiste!
- Jeżeli nierzetelność zostanie udowodniona - nie ma innej możliwości. Powinny to być sankcje administracyjne lub wręcz karne (poświadczenie nieprawdy), a nie środowiskowe.
- Wyobrażam to sobie jako: odwołanie się od nierzetelnej recenzji i w przypadku udowodnienia tego faktu - zakaz recenzowania przez pewien okres dla nierzetelnego recenzenta.
- Jak najbardziej, gdyż oceniają kogoś nie mając własnego dorobku na poziomie osoby ocenianej, wydając jednocześnie negatywne oceny.
- Spowodowałoby to większą rzetelność i odpowiedzialność za wyrażane opinie na temat habilitanta.
- Jest to sensowna propozycja
- O ile rzetelność recenzji będzie oceniana przez niezależne autorytety w dziedzinie.
- O tak. Bezwzględnie. W przeciwnym wypadku tworzy się warstwa antyelity - kasty będącej ponad prawem.
- Znam przypadek nierzetelnej recenzji, która "złamała" czyjąś karierę naukową
- W przeszłości spotkałem się z nierzetelną recenzją i podważałem ją (z sukcesem) na spotkaniu Centralnej Komisji.
- ale, jak określić rzetelność recenzji? Kto będzie recenzował recenzje i czy będzie podlegał sankcjom za nierzetelną ocenę recenzji ...
- wielokrotnie takie mam wrażenie, że recenzje są nierzetelne!
- Pytanie z założeniem. A na czyj wniosek jakieś gremium głosowałoby za uznaniem recenzji za nierzetelną?
- To chyba nie wymaga uzasadnienia. Poza aspektem moralnym widzę w nierzetelnej recenzji, której sporządzenie jest opłacane z pieniędzy podatnika, rodzaj oszustwa podważającego zaufanie także do rzetelności recenzenta na polu naukowym.
- Czy sankcjom, to nie wiem. Znow chcemy kogos karac. Srodowisko zdrowe by sobie z tym poradzilo i zdrowe zasady by dawaly prawidlowe efekty. Po prostu powinna byc ocena recenzji jesli jest nierzetelna przez rzetelnego recenzenta albo podtrzymana jesli jego recenzkja jednak byla rzetelna. Z faktami nie da sie dyskutowac. A opiniami tak. Wystarczy to rozdzielic i juz jest wszystko jasne.
- To wydaje mi się oczywiste. Nierzetelność w pracy naukowej oraz dydaktycznej powinna być karana. Trudno mi natomiast powiedzieć jak.
- Tak, widziałam recenzję na jedną stronę, pozbawione argumentacji. Konkluzja była słuszna. Uczestniczyłam w przewodzie, w którym mimo rzetelnej, ale negatywnej recenzji, rada wydziału nadała tytuł za pracę niespełniającą wymagań. Pomógł były promotor.
- Może ukróciłoby to patologie.
- Uważam, że powinna podlegać sankcjom, choć mam wątpliwości czy istnieją "sankcje dyscyplinarne środowiska naukowego".
- Dotyczy to nie tylko recenzji habilitacyjnych ale również doktorskich. W wielu środowiskach występują naciski na napisanie tzw. recenzji uprzejmej. W tym zakresie nie spełnia swojej roli również CK ds. Stopni i Tytułów.
- Powinni ponosić odpowiedzialność dyscyplinarną i cywilną a może nawet karną w wielu przypadkach.
- Recenzent powinien po pierwsze mieć prawo odmowy bycia recenzentem, jeśli się nie zna. Za napisanie idiotycznej recenzji powinien mieć odebrane honorarium. No i w skrajnych wypadkach powinien mieć zawieszone prawo pisania recenzji.
- moze sie powstrzymaja od "kolezenskich" recenzji badz zaczna wnikliwie czytac prace i sumiennie je oceniac.
- Aby ukrócić zjawisko nierzetelnych recenzji.
- Jesli recenzja jest nierzetelna to tak, ale kto mialby stwierdzic taka nierzetelnosc? Superrecenzent? A kto recenzowalby superrecenzenta?
- Etyka to podstawa.
- Dalsza profesjonalizacja standardów jest niezbędna.
- Chimeryczność, obrażanie się, fochy i pisanie nie rzetelnej recenzji, ale takiej, aby kogoś poniżyć i upokorzyć, bo "śmiał" mieć inne zdanie w jakimś artykule, czy na konferencji był w opozycji do danej osoby. A już osoby np. wspomniane na "blogu" pewnego profesora w kontekście negatywnym, każdą następną recenzję piszą negatywną ze strachu.
- Tego wymaga rzetelność naukowa.
- Oczywiście. Niektóre recenzje budzą śmiech.
- Liczba recenzji, w których wychwalany jest mierny dorobek, znacznie narosła.
- Należałoby jasno zdefiniowac pojęcie nierzetelnej recenzji, jesli jest to ewidentnie nierzetelnosc merytoryczna to tak
- Skutek nierzetelnej recenzji może zaważyć na karierze zawodowej kolegi.
- Tak, jak najbardziej. Zwłaszcza gdy habilitant wykaże, że recenzja była nierzetelna.
- Co tutaj uzasadniać?
- Tak. Tylko kto to ma ocenić.
- Problemem są raczej niemerytoryczne recenzje, a także takie w których konkluzja (najczęściej pozytywna) jest podsumowaniem krytycznej (druzgocącej często) analizy dorobku habilitanta.
- Tylko wtedy, gdyby udowodniono im, że popełnili błędy "formalne" (np. nie przeczytali tekstów; nie wskazali istotnych braków w materiałach habilitanta).
- Za 'nierzetelne' i pozbawione treści merytorycznych lub znamionujące brak obeznania z tematyką ocenianego dorobku. W przypadku kierunków filologicznych często recenzentami są np. osoby nie znające języka, w którym jest dorobek. Recenzję przygotowują na podstawie autoreferatu.
- problematyczne jest oczywiście, kto miałby oceniać rzetelność i w jakim trybie, aby nie pojawiły się nadużycia i zagrożenie recenzentów sankcjami przy rzetelnych, ale negatywnych recenzjach
- Recenzja ma spełniać wymogi rzetelności i obiektywności oraz bezstronności. Powstaje tylko pytanie, kto miałby dokonać oceny tej recenzji, itp.
- Ograniczy to sądy kapturowe i układy służbowo-towarzyskie.
- Nie wiem, jak to przeprowadzić.
- Natomiast nie wiem, jaka instytucja mogła by wyrokować o tych sankcjach.
- teoretycznie tak, ale co by to dało...
- To chyba oczywiste. Nierzetelne recenzje to nie tylko naruszenie standardów etycznych, ale - chociażby - złamanie ślubowania akademickiego (o którym mało kto pamięta).
- Uznaję, że zasadniczy problem w polskiej nauce to kwestia nierzetelnych recenzji właśnie polegająca na oddzieleniu oceny osoby od oceny jakości jej pracy. Dodatkowo jakieś pokracznie rozumiane miłosierdzie na gruncie akademickim, jakiś rodzaj litości, bo "ktoś się napracował". Do dojrzałej polemiki wciąż nam wiele brakuje, więc jakiś rodzaj sankcji wytyczałby - niestety przez czynniki negatywne - pewien pożądany kierunek. Jednocześnie dlaczego nie wskazywać "dobrych praktyk" w przypadku recenzji dobrze napisanych?
- Tak, ale pod warunkiem wydłużenia okresu na przygotowanie recenzji oraz ograniczeniu sankcji do sytuacji skrajnej nierzetelności.
- Ale tylko w przypadkach skrajnej nierzetelności, niebudzącej najmniejszych wątpliwości.
- Recenzowanie jest opłacane w postępowaniu - jeżeli ktoś nie wywiązuje się z obowiązków za które bierze pieniądze lub wywiązuje niedokładnie t powinien podlegać sankcjom
- Sankcjom tak, ale niekoniecznie dyscyplinarnym sankcjom. W czasach, słusznie minionych, mieliśmy bardzo dobre i skuteczne narzędzie walki z nieetycznymi zachowaniami - ostracyzm. Nie trzeba było nikogo dyscyplinować, w środowisku - dobrze wiedzieliśmy, kto co sobą reprezentuje. Taki ktoś nie miał życia, musiał się sam wynosić. Obyczaj akademicki był wówczas silniejszy niż sankcje. Dziś uwierzyliśmy, że wszystkie zachowania muszą być precyzyjnie uregulowane i obłożone adekwatnymi sankcjami. To jest droga donikąd. Przerost formy nad treścią. Środowisko samo powinno "wypluwać" nierzetelnych, nieetycznych badaczy. Takie osoby są zarówno po stronie recenzentów jak i po stronie habilitantów.
- sankcje sankcjami, ale wystarczy więcej nie proponować takiego recenzenta albo dać jakiś okres pauzowania (aby nierzetelny recenzent miał czas na przemyślenie)
- Tak. Poza tym znane mi są przypadki nieprzestrzegania terminów i porzucania obowiązku recenzyjnego w ostatniej chwili, co uważam za niedopuszczalne. Powinny być za to sankcje.
- Tak, ale kto to zrobi? Ci najbardziej obrotowi ludzie z Centralnej Komisji? Ci, którzy przyjemnie kasują kilka razy w miesiącu (a może, jak są sprawni, to i kilkanaście) niezłe środki za przewodniczenie komisjom. Będą sobie nadawali pracy i narażali się środowisko? Przecież mogą nie być wybrani w następnych wyborach i znikną profity. Recenzowaliśmy magisteriaty przysłane z Kenii, kilka prac doktorskich z Indii ponieważ w tych krajach jest obowiązek recenzji zagranicznej - czyli jako kraj jesteśmy w tyle nawet za krajami afrykańskimi, no ale jeśli za naukę odpowiadają dyrektorzy gimnazjum, a Pan Pseudominister tyle mówiący w mediach o współpracy zagranicznej i chwalący się pobytem w Cambridge, we własnym ministerstwie nie dopuszcza aplikacji po angielsku to czego się spodziewać? Jeszcze raz powtarzam - wszyscy won z MNiSW, NCBiR, NCNu i FNP.
- Uzasadnieniem są recenzje pisane na kolanie, niemerytoryczne i przychylne w ramach znajomości i wzajemnych świadczeń
- Nierzetelnym nie daje się pracy do recenzowania
- Trudno powiedzieć, jak miano by ustalić kryteria rzetelności dla wszystkich możliwych rodzajów prac.
- Odpowiedzialność recenzenta obecnie jest niepoddana sankcjom oficjalnie (chociaż, ponieważ recenzje są jawne następuje ocena nieoficjalna - towarzyska). Problemem jest czy wizja sankcji nie zniechęci recenzentów do pisania recenzji nadmiernie pozytywnych.
- Oczywiście. Fakt, że to jest ocena ekspercka, od której zależy dalszy los innego naukowca - implikuje też odpowiedzialność.
- czytałem kilka recenzji nierzetelnych, wskazujących na to, że recenzent chyba nie czytał pracy habilitacyjnej... w niektórych recenzjach pojawia się też bardzo obraźliwy ton
- Za nierzetelne i za niedotrzymywanie terminów.
- Absolutnie tak. do tej pory takiej sankcji formalnej nie było, dlatego recenzent mógł napisać nieprawdę. Nie zgadzam się z określeniem recenzja nierzetelna, ponieważ to odnosi się do mniejszej dbałości merytorycznej; recenzenci, co podkreślę raz jeszcze, znam osobiście, podają informacje nieprawdziwe, niezgodne z przedstawioną dokumentacją.
- Często Recenzenci piszą recenzją na 'zamówienie', na kolanach, bez przygotowania merytorycznego. Powinni być wybierani w drodze losowania i kompetencji. Recenzenci powinni mieć dorobek i osiągnięcia naukowe, żeby mogli wyrażać opinię o habilitancie. Często bez swojego dorobku Recenzenci wykonują recenzję na zamówienie.
- Wyłącznie w skrajnych przypadkach.
- Oczywiście. Zresztą odpowiedzialność za napisanie nierzetelnej recenzji powinna obowiązywać wszędzie tam, gdzie od takiej recenzji zależą tak kluczowe sprawy, jak nadanie stopnia.
- Za dużo widziałem subiektywności, a nawet uprzedzeń recenzentów (np. światopoglądowych, środowiskowych etc.), co dotąd uchodzi im bezkarnie
- zdecydowanie tak. Znany przypadek dr Rudka i IBS Pan.
- Byłoby to narzędziem ograniczającym wpływ czynników pozamerytorycznych na ocenę.
- Tak, ale kto miałby ocenić recenzję jako nierzetelną? Kolejna komisja, której rzetelność prac trzeba byłoby ocenić?
- , ale zależy na podstawie jakich kryteriów określałoby się rzetelność recenzji?
- Osobnym problemem jest stwierdzenie tej nierzetelności.
- Tego chyba nie trzeba uzasadniać.
- Jak najbardziej, wszyscy powinni podlegać sankcjom w przypadku nierzetelnej pracy. Jednak trudno będzie wykazać nierzetelność, bo recenzja jest subiektywną oceną.
- Wszelka nierzetelność naukowa powinna podlegać sankcjom. Problem tylko ze zdefiniowaniem tej "nierzetelności" tak, aby uniknąć ryzyka karania za opinie.
- Oczywiście. Nie może być recenzja negatywna - bo mnie się tak wydaje i już - każda negatywna ocena musi być rzetelnie wytłumaczona i wyjaśniona. Zresztą, każda ocena musi/powinna być uzasadniona. Recenzent ma prawo do negatywnej oceny, ale trzeba ją merytorycznie uzasadnić. Nie może tak być, że recenzent pisze ocenę pozytywną, a potem na posiedzeniu komisji, pod czyimś wpływem, zmienia zdanie i głosuje za "nie", bez uzasadnienia i wyjaśnienia. To niedopuszczalne. Ocena, jaką wystawi - pozytywna czy negatywna - ma być za osiągnięcie naukowe, a nie z innych powodów. No chyba, że został wybrany "losowo" i "przypadkowo", ale wtedy uczciwy recenzent powinien odmówić, np. dlatego, że praca odbiega znacznie od jego wiedzy/dyscypliny itp., że są w tym zakresie inni eksperci i specjaliści. Dobry i rzetelny recenzent będzie umiał bronić swojej oceny do końca, jaka by ona nie była.
- Bezwzględnie tak i najlepszą karą winno być dożywotnie wykluczenie z grupy osób mogących prowadzić wszelkie seminaria, kierować pracami na dowolnym poziomie i oczywiście być recenzentami we wszalkich typach postępowań
- Liczne recenzje są niemerytoryczne i niestety, pozytywne bez względu na jakość habilitacji. Są recenzje negatywne w swojej treści z pozytywnym końcowym wnioskiem. Recenzent sam się rozgrzesza ze swoich negatywnych ocen.
- Jeżeli recenzja nie wynika tylko z przyczyn merytorycznych, jej autor powinien zostać za nierzetelna ocenę odpowiadać dyscyplinarnie.
- Tak, pod warunkiem, że jasno zdefiniujemy, co jest nierzetelną recenzją.
- Z jednej strony - tematyka habilitacji jest specjalistyczna i często ma bardzo wąski zakres, ale skoro recenzent podejmuje się recenzji i otrzymuje za nią wynagrodzenie, to powinien poświęcić czas na zapoznanie się z tematyką. Z drugiej strony - by nie były to sankcje, które zniechęcają do recenzji, bo profesorów w danej tematyce nie ma dużo, np. mogłaby to być kara nierecenzowania prac na pół roku itp.
- Wykluczyłoby to recenzje pisane na zasadzie ctrl+c i ctrl+v, a recenzenci mogliby się bardziej przyłożyć do weryfikacji dorobku.
- Zdecydowanie tak. Zarówno w przypadku nieprawdziwej negatywnej, jak i pozytywnej oceny.
- Jak w pytaniu 7.
- Wydaje mi się to trudne do wdrożenia, ale wydaje mi się, że powinna być jakaś metoda aby np. zminimalizować np. argumenty osobiste bądź niemerytoryczne w recenzjach.
- Od rzetelności recenzji zależy bardzo wiele, nie mogą być pisane w pośpiechu, bez dokładnej lektury pracy i znajomości jej tematu.
- bo zdarzają sie tacy, którzy ociągają się z napisaniem recenzji i robią błędy merytoryczne.
- Naruszenie zasady rzetelności deprecjonuje recenzenta i stwarza nieetyczny stan relacji recenzent - habilitant.
- Czytając recenzje habilitacji z dziedziny nauk medycznych można często odnieść wrażenie że są one napisane niedbale, lakonicznie i przez osoby, które nie są ekspertami w oceniane tematyce.
- Jest to moim zdaniem nieetyczne a jako takie powinno podlegać sankcjom.
- Jak najbardziej, nierzetelne recenzje zawsze (nie tylko w przypadku habilitacji) powinny być napiętnowane
- nierzetelna recenzja wiąże się z naruszeniem zasad etycznych
- Recenzenci piszą czasem tak nieobiektywne i nierzetelne recenzje, że powinno to być piętnowane.
- Jeśli recenzja jest w oczywisty sposób nierzetelna, a zetem krzywdząca dla habilitanta, taki przypadek jest dla mnie tożsamy z krzywoprzysięstwem w sądzie. Zasługuje na ukaranie.
- To oczywiste dla etyki akademickiej, ale wzmocnienie "dyscyplinarne" może pozwolić na wzmocnienie imperatywu rzetelności.
- Należy wyeliminować takie osoby.
- To by było przełomowe rozwiązanie!
- Szkody z tego powodu są duże.
- To oczywista przesłanka etyk zawodowej, jednakże przepisy nie przewidują możliwości złozenia takiego wniosku w procedurze habilitacyjnej
- Przejrzystość i etyka są bardzo słabymi stronami polskiego systemu w mojej opinii. Należałoby zastosować wszelkie środki aby ten stan rzeczy zmieniać i kierować w stronę międzynarodowych standardów.
- Napotykałem nieliczne przypadki recenzentów, którzy skomentowali w mojej obecności, w sposób poniżający i obrażliwy, habilitanta, którego recenzowali. Mam różnież swe wątpliwości co do rzetelnego i objektywnego zachowania wymienionwych oraz niektórych innych recenzentów. Nie wystarczająco rzadko recenzenci wlekają napisanie recenzji i nierzadko takie zachowanie zdarza się, kiedy recenzent może mieć jakiś osobisty powód do zlekania habilitanta. Myślę, że takie zachowania powinno być surowo karane. Chociaż teoretycznie recenzent ma wysłać recenzję w ciągu 6 tygodnii, taki okres nierzadko przedłuższa się. Myślę, że procedura karania takiego recenzenta powinna być zastosowana automatycznie i pilnowana przez Centralną Komisję. Myślę, że członkowie trybunał nie chcą nikogo karać ze względu na możliwe odwet recenzenta. W efekcie, to oznacza praktycznie brak terminu wysłania recenzji i olbrzymia krzywda habilitanta, którzy może być na końcu periodu zatrudnienia na stanowisko adiunkta.
- Tylko w niewątpliwych i drastycznych przypadkach. Zagrożenie sankcjami powinno iść w parze z prawem do odmówienia opracowania recenzji również z powodu subiektywnego poczucia braku kompetencji w konkretnych przypadkach. Zdarza się, że recenzent jest niewłaściwie dobrany, a mimo to nie odmawia recenzji z uwagi na obecne obligujące go przepisy.
- Recenzenci przede wszystkim powinni być wzajemnie anonimowi. Praktyki umawiania się recenzentów muszą zostać ukrócone i podlegać sankcjom karnym!
- Tak jak przy nierzetelnym wykonaniu każdej pracy.
- To jest już m.zd. możliwe już w obecnym stanie prawnym, problem polega jednak na tym, że trudno wykazać nierzetelność, skoro chodzi o oceny (a te są subiektywne).
- To oczywiste
- Może udałoby się przynajmniej częciowo uniknąć niesprawiedliwych ocen, lub przymykanie oka (ze względu na różne okoliczności) w przypadku niedostatecznego dorobku.
- Zdecydowanie! Przeglądając recenzje dostępne na CK łatwo znaleźć nieprofesjonalne recenzje lub zrobione niedbale. Na szczęście nie są anonimowe.
- Zdecydowanie!
- Zarówno recenzenci jak i ich recenzje powinny być jawne i poddane ocenie środowiska.
- Tak!!!
- W NCN źli recenzenci są wyrzucani, podobnie powinno być przy postępowaniach habilitacyjnych. Ci ludzie biorą za to pieniądze, więc nie widzę powodu dla którego mieliby nie być z tego rozliczani.
- Powinna być możliwa jakaś forma kontroli jakości tych recenzji.
- Dzięki temu można będzie się ustrzec przed wpływem czynników niemerytorycznych na recenzenta (zarówno przy pisaniu pozytywnej, jak i negatywnej recenzji).
- Tak. To się jednak nigdy nie stanie, ponieważ osoby, które miałyby identyfikować nierzetelne recenzje to ta sama grupa zawodowa, która nierzetelne recenzje pisze. Zresztą im więcej członek tej grupy pisze recenzji, tym mniej rzetelne one są. Niemniej fakt, że je pisze sugeruje, że ma duże znaczenie w swojej dyscyplinie a to oznacza, że najpewniej miałby również wpływ na postępowania dyscyplinarne.
- Znam wiele recenzji bardzo nierzetelnych, które stanowią podstawę do późniejszej decyzji jednostki nadającej tytuł. Rady Wydziału czy Instytutu nie zawsze rzetelnie analizują dokumentację habilitanta przed wydaniem "wyroku".
- Tak pisanie recenzji powinno wynikać ze znajomości dorobku, ale i osiągnięć dyscypliny.
- Nierzetelność w nauce to zło. Należy je eliminować.
- Tak, tylko (a) kto zdecyduje, że recenzja jest nierzetelna i (b) co to znaczy "sankcje dyscyplinarne"?
- Tak, szczególnie w sytuacjach kiedy recenzje są ustawiane
- W przypadku rażących nadużyć tak. Natomiast w przypadku podejrzeń o nierzetelność lub różnic stanowisk sankcja ta powinna mieć charakter merytorycznej polemiki prowadzonej w środowisku naukowym.
- Zdecydowanie.
- Kto ukarze kolegę? Jutro sam moze być ukarany.
- Powinni brać odpowiedzialność za swój werdykt.
- Oczywiście. Zniesie to problem konfliktu interesów i nierzetelności naukowej.
- Zwłaszcza, gdy ocena jest pozytywna a dorobek mizerny.
- Znany przypadek recenzenta, który w prywatnej korespondencji przyznał się do napisania negatywnej recenzji bez związku z poziomem dorobku kandydata nie przyniósł żadnych konsekwencji dla tej osoby.
- skoro ja ponoszę odpowiedzialność za "kiepską" pracę, to recenzent za "kiepską" niemerytoryczną recenzję również
- nie wymaga komentarza
- Mogłoby to zminimalizować pozytywne recenzje dorobku zawierającego błędy metodologiczne czy statystyczne.
- Tak, można by wtedy uniknąć sytuacji, kiedy recenzent pisze negatywną recenzję ponieważ nie lubi danego habilitanta.
- Na pewno za napisanie KŁAMLIWEJ recenzji.
- Zapewniłoby to większy obiektywizm
- żeby nie pisali niechlujnych bzdur
- przy faktycznie nierzetelnej recenzji
- Absolutnie tak! W końcu dostają za to wynagrodzenie!
- Ograniczyło by to nadużycia recenzentów.
- tak, bo obowiązuje uczciwość naukowa
- Do niedawna łudziłam się, ze tak to własnie wygląda :)
- Każda nierzetelność powinna być piętnowana.
- Znane są mi przypadki niemerytorycznych recenzji, które CK zdecydowanie nie powinna przyjmować!
- Pozwoli to wyeliminować nierzetelnych recenzentów
- Zbyt wiele nierzetelnych recenzji czytam na stronie CK.
- Wszystkim powinno zależeć na rzetelnych recenzjach, a nie nacechowanych prywatnymi animozjami. Podobnie powinno się postępować w ocenie grantów. Powinien być utajniony autor, a oceniany powinien być pomysł, natomiast jawny powinni być recenzenci, gdyż bardzo często spotykamy się z recenzjami nierzetelnymi i świadczącymi o braku znajomości zagadnienia. Przez takie recenzji przepadają bardzo dobre wnioski, a recenzenci nie ponoszą konsekwencji.
- - chociaż na pewno nie środowiska naukowego bo rączka rączkę myje.
- Kto to ma stwierdzić i na jakiej podstawie. Od tego jest Komisja.
- lepszym rozwiązaniem są obiektywne kryteria, niż opinie recenzentów (które w zależności od pozycji "promotora" i powiązań w środowisku mogą być odpowiednio sporządzone )
- Są rozpoznawalni w środowisku jako ci, którzy są nierzetelni.
- Wystarczy, że są jawne.
- Recenzje powinny byc pisane rzetelnie. Natomiast nie jestem zwolennikiem karania.
- Rzetelna ocena doktoranta, habilitanta czy kandydata do tytułu profesorskiego to coś, co musi być wkomponowane w postawę właściwego recenzenta. Uważam, że wystarczy odtajnić wszystkie recenzje, a także trafniej (staranniej) dobierać recenzentów niepowiązanych w jakikolwiek sposób z ocenianymi osobami.
- Ale powinni w sposób odpowiedzialny wykonywać recenzję.
- A jak ustalić, że recenzja jest nierzetelna? Na podstawie skargi i plotek rozsiewanych przez niezadowolonych? Oczywiście, jeśli wyjdzie na jaw, że recenzja była pisana "na zamówienie", recenzent powinien oddać pieniądze, które dostał jako honorarium z budżetu państwa, czyli z naszych podatków. Ale po to recenzentów jest trzech oraz są jeszcze członkowie komisji... jeśli jeden recenzent ma zdanie całkowicie odmienne od pozostałych recenzentów i członków komisji, powinien bardzo szczegółowo rzecz wyjaśnić podczas spotkania komisji.
- przecież musimy założyć, ze ktoś jest uczciwy - czyli zewnętrzny recenzent jest bezstronny bo tak się go wybiera.
- Nie, bo co to znaczy nierzetelna recenzja? Kto by o tym rozstrzygał i i kto by nakładał takie sankcje, kolejne dwie komisje? Czy pracownicy naukowi nie mają już nic innego do roboty jak tylko kontrolować siebie nawzajem przy okazji takich sformalizowanych procesów jaki jest np. postępowanie habilitacyjne. Już to czynimy przy okazji recenzowania publikacji, na konferencjach, itp. Czy potrzeba nam jeszcze włóczyć się po sądach jak ktoś uzna za nierzetelne określenie jego recenzji jako nierzetelnej?
- Nie, ponieważ udowodnienie nierzetelności recenzji byłoby niezwykle trudne. Recenzja jest opinią, a ciężko karać kogoś za to, że ma np. opinie inna niż większość.
- Nie spotkałam się z taką sytuacją. Wprowadzenie takich sankcji zniechęci do recenzowania dorobków habilitantów. Sądzenie recenzenta to przesada. Należy zaufać Radzie Wydziału i Centralnej Komisji.
- po to jest więcej niż 1 recenzent a Rada Wydziału podejmuje decyzję żeby wyeliminować takie przypadki
- Kto miałby oceniać rzetelnośc recenzji? To by doprowadziło do kolejnego absurdu.
- Nie będzie wtedy recenzentów. Habilitant powinien mieć prawo nie zgadzać się z recenzentem i mieć możliwość udowodnienia swojej racji.
- Nie powinno być recenzentów
- Jednak nierzetelna recenzja powinna być publicznie przedyskutowana np. na radzie wydziału/ radzie naukowej
- Pisanie recenzji to bardzo trudne zadanie, czasem granica, czy można habilitację puścić, czy nie, jest cienka. Wprowadzenie sankcji byłoby przyczyną kolejnych nadużyć, bo po pierwsze wszyscy baliby się napisać recenzję negatywną, by nie być oskarżonym o nierzetelność, a jeśliby ktoś się taką napisać odważył, to dałoby w ręce obrońcom osoby "pokrzywdzonej" bardzo niebezpieczne narzędzie. Recenzje są przecież jawne, więc środowisko naukowe i tak może je ocenić. Ponadto uważam, że powinno być więcej, niż 3 recenzentów. Wtedy niebezpieczeństwo utrącenia habilitacji z powodu układów pozamerytorycznych jest mniejsze, bo trudno sobie wyobrazić, że dobierze się np. aż 5 nierzetelnych recenzentów, który skaptują wrogowie habilitanta. Należy zlikwidować bezsensowną, dekoracyjną funkcję "członka komisji habilitacyjnej" i wprowadzić co najmniej 5 recenzentów.
- Ale uważam, że nierzetelne recenzje nie powinny mieć wpływu na postępowanie habilitacyjne.
- Zakładam rzetelność w nauce
- Myślę ze każdy jest odpowiedzialny za swoją wykonywana pracę (recenzje). Jeżeli jest w stanie ocenić dorobek habilitanta (znając go z wielu konferencji czy pracy w rożnych zespołach w reprezentowanej dziedzinie), to powinien się ustosunkować do zrealizowanej pracy. Zaś, jeżeli nie jest pewny swoich kompetencji w danym temacie pracy (a jeszcze uzna za bardziej kompetentną osobę w rozpatrywanym temacie będzie inną godność) to w określonym czasie powinien zrezygnować z recenzowania.
- Pojęcie "nierzetelnej" recenzji jest dyskusyjne. Recenzenci w tym przypadku zostaną obarczeni presją sankcji dyscyplinarnych co może skutkować niechęcią do podejmowania tego rodzaju pracy. Uważam że nierzetelny recenzent nie zostanie powołany w kolejnych postępowaniach i sam wystawi sobie negatywną opinię.
- na tym polega wolność oceny
- Nierzetelne recenzje winne być zwalczane polemikami, jedynie.
- To była by forma zastraszania. W krótkim okresie czasu powstała by tendencja do pisania wyłącznie pozytywnych recenzji. Pojęcie nierzetelności można różnie interpretować.
- Robią to nieodpłatnie. Powinna być jednak możliwość odwołania i polemiki.
- Nie jestem za sankcjami - ale w jakiś sposób można by próbować "zawstydzić" takie osoby. Jak odróżnić nierzetelność od innego zdania?
- Przestrzegania etyki w nauce nie da się wprowadzić metodami karnymi. Właśnie otwarte dyskusje mogłyby zapobiec nierzetelnym recenzjom.
- sankcje dyscyplinarne to przesada, wystarczy odsunięcie takich osób od recenzowania
- Kto oceni, czy recenzja jest nierzetelna? Habilitant, który dostał negatywną recenzję? Grozi to stworzeniem systemu, w którym recenzent będzie się bał wyrażać własne zdanie.
- Dyscyplinarne sankcje dla recenzenta? Nie. Widziałbym tylko taką możliwość, jak odrzucenie recenzji, przeprosiny i zakończenie kariery osoby nierzetelnej jako recenzenta, jeśli jedna recenzja zostanie odrzucona. Recenzent miałby prawo do odwołania się od wniosku o odrzucenie recenzji. Sęk w tym, że habilitacja nie jest w nauce potrzebna. Jaki odsetek laureatów Nagrody Nobla ma habilitację?
- Nie, bo nie wiadomo kto miałby oceniać rzetelność/nierzetelność. Tak jak wiele rzeczy w nauce także ta oparta jest na założeniu dobrej woli recenzenta.
- Absolutnie nie, to jest recenzja recenzenta, jest ona jawna, jesli recenzent napisze głupoty to jego sprawa i każdy może to sam ocenić.
- A kto miałby oceniać, czy recenzja jest rzetelna?
- Nie wyobrażam sobie jak miałoby to być wykonane. Poza tym, rzetelność recenzji jest często kwestią subiektywną.
- Powinni podlegać sankcjom społecznym oraz ocenie Centralnej Komisji w efekcie której nie byliby wyznaczani na recenzentów przez określony czas.
- Kotórz miałby to oceniać? Przecież recenzje są dyskutowane na posiedzeniu komisji, a potem jeszcze raz na posiedzeniu Rady Wydziału. Argumenty nierzetelnej recenzji są odrzucane w trakcie dyskusji, a nierzetelny recenzent wcześniej czy później nie jest proszony o recenzje.
- Potwierdzenie nieprawdy powinno mieć konsekwencje karne a nie dyscyplinarne.
- Sankcją jest opinia w środowisku. Nie powinno to być regulowane prawnie.
- A kto by oceniał rzetelność recenzji? Superrecenzent? Ocena dorobku habilitacyjnego to duży wysiłek dla recenzenta. W mojej dziedzinie szanujemy recenzentów i widzimy w nich ekspertów, a oni szanują kandydatów. Takie sankcje nie są potrzebne.
- Byłbym ostrożny ze stosowaniem sankcji dyscyplinarnych w środowisku naukowym. Kto miałby decydować o tym, czy recenzja jest rzetelna, czy nie?
- Kto miałby oceniać, czy recenzja jest nierzetelna? W każdym przewodzie jest kilka recenzji i komisja, która ostatecznie recenzje przyjmuje. Należy założyć dobra wolę i kompetencje piszących, a tym osobom, co do ktoprych ma sie wątpliwości, nie powierzać recenzowania.
- to jest bardzo subiektywne, czyli mogloby sie zdarzyc niesluszne oskarzenie o nierzytelna recenzje jesli osoba jest nielubiana przez wladze uczelni
- Absolutnie nie, w takim wypadku bowiem recenzent bałby się napisać, co myśli, liczą się z represjami.
- A kto miałby oceniać, czy recenzja jest rzetelna czy nie? Kolega kolegę?
- A kto o tym będzie decydował?
- Dyscyplinarnym nie. Natomiast sankcjom środowiskomym. Nie powinno się ich więcej powoływać na recenzentów itd.
- Jest to nierealne. Kto miałby rozstrzygać o rzetelności recenzji ???? Habilitant? Koledzy recenzenta? Centralna Komisja ds. Stopni Naukowych? Poziom etyki zawodowej recenzentów powinien być uznawany za wystarczająco wysoki, aby ich recenzje były traktowane jak wyroki sądów: czyli niepodważalne. Tu widzę rolę Centralnej Komisji ds. Stopni Naukowych, która powinna przygłądać się recenzjom. Dość łatwo zorientować się, które recenzje sa pisane "po koleżeńsku", czy wręcz wskazują na brak odpowiednich kompetencji recenzenta, a które rzetelnie odnoszą się do dorobku kandydata. Ponieważ dorobek kandydata ocenia co najmniej trzech recenzentów, te recenzje w tej grupie, które odbiegają od dwóch pozostałych powinny budzić podejrzenie nierzetelności. Centralna Komisja decyduje zatem, czy takiemu nierzetelnemu recenzentowi zlecać kolejne recenzje. Nadużyć uczciwości i tak się nigdy nie wyeliminuje... Nie wykluczam, że trzy recenzje mogą być napisane "po koleżeńsku"...
- Penalizacja może skutkować upowszechnianiu się niechęci do pisania opinii negatywnych. W moim środowisku recenzenci przygotowujący powierzchowne bądź niemerytoryczne opinie ryzykują ostracyzm co najmniej części środowiska.
- Gdyby recenzję sprowadzić jedynie do obiektywnych "mierzalnych" wskaźników wówczas mógłby ją napisać komputer. Jeżeli pisze ją człowiek zawsze będzie subiektywna a tym samym dyskusyjna. Karanie recenzenta za wypowiedzenie własnego zdania, choćbyśmy się z nim diametralnie nie zgadzali, wydaje się nieetyczne.
- Nalezy wyznaczac receznentow o najwyzszym standarcie naukowym. Nierzetelni powinni byc eleminowani z tego grona w drodze nauiralnej. To jest opdowiedzialnosc tez przewodniczacego po zasiegnieciu opinii czlonkow komisji, ktory powinien moc prosic recenzneta o uzupelnienie recenzji, jesli jest ona niepelna lub wykazuje braki merytoryczne. Po to wlasnie jest powolywana komisja.
- uważam, że w takim przypadku odpowiednia komisja powinna niezwykle starannie zbadać przyczyny takiego stanu rzeczy ze szczególnym uwzględnieniem tzw. czynników ludzkich
- A kto miałby oceniać rzetelność lub nierzetelność?
- Bardzo trudno byłoby jednoznacznie wykazać, że recenzja jest nierzetelna.
- Kto zadecyduje, czy recenzja jest nierzetelna? Jak zagwarantować, że druga instancja jest bardziej kompetentna i uczciwa?
- Dlatego jest kilku recenzentów, by Komisja mogła zważyć ich oceny.
- jawność recenzji wystarcza, aby autorzy nierzetelnych recenzji byli znani w środowisku jako tacy ...
- Jak można wyznaczyć kryteria nierzetelnej recenzji? Można w ten sposób wylać dziecko z kąpielą
- Stricte dyscyplinarnym - nie. W przypadku skutecznego odwołania albo recenzji nierzetelnej na plus warto określić czas niepowierzania recenzji danej osobie (np. 3 - 5 lat).
- co to znaczy "nierzetelna recenzja"? Słaba ocena dobrej pracy czy dobra ocena słabej pracy? Czy recenzenci postępowania habilitacyjnego są potrzebni skoro publikacje zostały już ocenione przez recenzentów wydawnictw naukowych?
- Rzetelność recenzji powinna być weryfikowana przez członków komisji habilitacyjnej i przewodniczącego komisji. W przypadku zaistnienia takich sytuacji osoba recenzenta nie powinna być więcej powoływana na taką funkcję. Natomiast sankcje dyscyplinarne mogą być w praktyce trudne do wprowadzenia.
- Zapewne powinni, jednak kto decydowałby o tym, czy recenzja jest rzetelna? I jakie byłyby kryteria tej nierzetelności?
- Sieć układów jest tak mocna, że trudno wymagać odpowiedzialność tylko od jednej osoby, często są to grupy nacisków
- A kto by sprawdzał rzetelność? Kolejny recenzent? A kto jego recenzje sprawdzi? itd. Jest 3 recenzentów i to gwarantuje sprawiedliwą ocenę.
- Kto miałby weryfikować nierzetelność. Utopia.
- Ciężko powiedzieć. Jest bardzo cienka granica pomiędzy złą interpretacją a celowym czynem.
- Trudno nazwać recenzję nierzetelną, skoro kryteria są nieprecyzyjne. Dla jednego osiągnięcia są przekonujące, dla innego te same osiągnięcia - mierne.
- A jak ustalić że recenzja nierzetelna? Można ustalić, że recenzent nie ma odpowiedniej kwalifikacji, lecz za to karać dyscyplinarnie?
- Jw.
- Powinien istnieć jakiś sposób oceny rzetelności recenzji, ale sankcje dyscyplinarne to zbyt wiele. Nie można zniechęcać recenzetów do wystawiania krytycznych ocen tam, gdzie to konieczne.
- Wcześniej należałoby ustalić, kto decyduje o nierzetelności recenzji.
- Pytanie zasadnicze... kto miałby oceniać rzetelność recenzji?
- Jakaś odpowiedzialność powinna być, jednak sankcje dyscyplinarne mogą być również wykorzystywane jako rodzaj nacisku na recenzentów, którzy nie chcą ulec naciskom środowiska aby napisać pozytywną recenzję. Może być trudno wykazać, czy zarzuty recenzenta są zasadne czy nie. W nauce często scierają się różne koncepcje i nie zawsze jest łatwo rozstrzygnąć kto ma rację.
- trudno powiedzieć nie wiedząc na czym te sankcje by polegały
- Pytanie jest bez sensu - jak ocenić czy recenzja jest rzetelna? Jak napisałem powyżej system punktowy pozwoliłby na unikanie - są recenzje w czasopismach i to powinno wystarczyć.
- Co to znaczy nierzetelna recenzja?
- Również recenzenci mogliby się w takiej sytuacji obawiać innych osób, które mogłyby się kierować pobudkami nienaukowymi.
- To zależy na czym miałyby polegać te sankcje. Nierzetelne recenzje nie powinny być w ogóle przyjęte przez przewodniczącego (co oznaczać powinno też odmowę zapłaty)
- Pytanie ma charakter zbyt ogólnikowy. Co oznacza nierzetelna recenzja? nieterminowa? stronnicza?
- Nierzetelna recenzja może być efektem słabego merytorycznie recenzenta.
- CK starannie dobiera recenzentów, więc dlaczego mają oni podlegać sankcjom dyscyplinarnym
- Za dużo wątpliwości
- Kto będzie oceniać rzetelność recenzji. Może należy staranniej dobierać recenzentów
- Kto będzie decydował czy recenzja jest nierzetelna? Jedyne sensowne rozwiązanie to usunięcie z listy recenzentów osób, które przygotują nierzetelne recenzje (jeśli tylko będziemy mieli kryterium takiej oceny)
- Przedtem należałoby sformułować kryteria rzetelnej recenzji. Zdarza się ponadto, że tzw. nierzetelna recenzja wynika z braku kompetencji recenzenta lub jego odmiennych poglądów w danej kwestii. Tu możliwość polemiki (jak w przypadku dawnego kolokwium habilitacyjnego) rozwiązałaby problem.
- Nierzetelność to pojęcie pojemne, łatwo byłoby wtedy walić po głowie recenzenta nastawionego krytycznie do dorobku habilitanta. Wiadomo, że zadowolony nie będzie się skarżył, a niezadowolony jest gotowy na wszystko.
- Jakie gremium miałoby oceniać stopień nierzetelności? Według jakich kryteriów?
- Należałoby wpierw dowieść komuś złej woli. Dopiero wtedy. (Nierzetelność ma różne oblicza a standardy ocen jakościowych to nie taśma krawiecka.)
- Kto miałby stwierdzać nierzetelność i określać jej stopień?
- Raczej tak, ale boje sie nadużywania tego.
- Kto, na czyj wniosek i w jakim trybie miałby oceniać nierzetelność oceniającego?
- Zależy z czego wynika nierzetelniść. Jeśli z braku kompetencji, źle dobranego składu komisji -to chyba nie recenzenta wina. Nie miżna jednoznacznie wskazać.
- W takim razie powinno: 1) mieć rozszeżone przeciw ze strony habilitanta i 2) wprowadzić superrecenzentów (anonimowych) do niezależnej oceny
- W przypadku odwołania rozpatrzonego pozytywnie dla habilitanta - recenzent np. przez 5 lat nie powinien być powoływany na recenzenta. Warto też poddawać (np. losowo) weryfikacji opinie pozytywne, gdzie czasem konkluzja niekoniecznie wynika z opisu dorobku. W opcjach odpowiedzi brak "do pewnego stopnia"
- To zależy od tego, co rozumie się przez nierzetelną recenzję. Obawiam się, że wprowadzenie takiego zapisu doprowadzi do ciągania autorów merytorycnzych lecz negatywnych recenzji po sądach,
- co oznacza nierzetelność recenzji? jak ją oceniać czy wartościować? kto miałby to oceniać? recenzenci powinni być dobierani losowo (poprzez losowanie) w obrębie dyscypliny, powinni również legitymować się lepszym dorobkiem (np. wskaźnikami bibliometrycznymi) niż habilitant
- Zawsze? Czasem? To znowu źle postawione pytanie. Zresztą są już dokumenty określające zasady etyki pracy naukowej, trzeba je tylko stosować.
- Zależy, jakie to miałyby być sankcje i kto by o nich miał decydować.
- Każde nierzetelne wywiązywanie się z obowiązków powinno być piętnowane, a zwłaszcza takie, w wyniku, którego szkodzi się innym ludziom dokonując nierzetelnej oceny ich dorobku. Niestety nie ma mechanizmu, który pozwalałby karać za nierzetelne recenzje działające na korzyść habilitanta (a ze szkodą dla nauki i środowiska naukowego), a tych jest zdecydowana większość. Obawiam się jednak, że wprowadzenie sankcji za nierzetelne recenzje sprzyjałyby kunktatorskim postawom sprzyjającym nierzetelnym recenzjom pozytywnym (bo te nie byłyby karane), po to, by nie narażać się na zarzut nierzetelności.
- Trudno rzetelnie zdefiniować nierzetelna recenzję.
- Nie jestem za sankcjami w nauce
- Tego typu sankcje mogą stać się bronią obosieczną i służyć nękaniu recenzentów przygotowujących krytyczne recenzje
- Recenzja powinna być obiektywna i rzetelna, lecz w jaki sposób ocenić "rzetelność"?
- takie sankcje powinny funkcjonować ale są trudne do zastosowania - przy zastosowaniu wymagałyby wyraźnych dowodów na pozamerytoryczny charakter recenzji
- jeżeli recenzja jest niekompetentna to TAK. Jednak jeśli opinia recenzenta jest negatywna to nie musi być nierzetelna
- Recenzent bierze odpowiedzialność za recenzję, a Ci recenzenci, którzy niczym się nie przejmują, nie przejmą się też sankcjami. Najlepiej nie powoływać na recenzenta osoby, która nie jest rzetelna, bo to wiadomo na pewno od dawna.
- Trudno taką, sprawę udowodnić. Kto będzie decydował?
- powinni byc napietnowani, niedopuszczani do kolejnych przewodow, etc, trudno powiedziec, jak dalekie mialyby byc te sankcje
- Co do zasady zgoda, ale jaki postać miałaby kara? Pozbawienie wynagrodzenia? Kto ustalałby nierzetelność recenzji?
- Być może, chętniej jednak widziałbym wypracowywanie mechanizmów środowiskowych dyskusji nad jakością recenzji, w tym recenzji w postępowaniach habilitacyjnych.
- co to znaczy "nierzetelna" recenzja? według kogo nierzetelna?
- Nie wiem co Autor/Autorka ankiety ma na myśli pisząc o "sankcjach dyscyplinarnych środowiska naukowego" -- postępowanie dyscyplinarne jest postępowaniem przeprowadzanym w świetle prawa pracy i prawa karnego, a zatem środowisko jako takie nie ma tu nic do rzeczy. Dopóki rzetelność recenzji nie jest zdefiniowana wedle jasnych kryteriów, których złamanie stanowi wykroczenie w świetle prawa pracy lub prawa karnego -- żadne postępowanie dyscyplinarne nie wchodzi w rachubę.
- Wprowadzenie takiej sankcji prawnej będzie kontrproduktywne. Poza absolutnie wyjątkowymi przypadkami, nikt nie odważy się stwierdzić, że recenzja jest nierzetelna. Wprowadzenie sankcji dyscyplinarnej będzie w praktyce mobilizowało recenzentów do pisania grzecznościowych recenzji z pozytywną konkluzją.
- sądzę, że istnieją sankcje etyczne, środowiskowe. Nie wiem, jak miałyby działać komisje dyscyplinarne.
- To zależy od tego jak miałaby wyglądać procedura takiego postępowania. Jeśli miałaby być to musiałaby ona mieć bardzo jasne i mierzalne/ obiektywne kryteria oceny nierzetelnego recenzenta.
- Nie wiem, na czym miałaby polegać nierzetelność recenzji - i jak zdefiniować różnicę zdań na temat poszczególnych elementów recenzji - kiedy dane osiągnięcie można różnie ocenić, a kiedy jest ono ewidentnie nierzetelne? To chyba sprzeczne z definicją oceny eksperckiej, w której ufamy, że eksperci wydają opinię na podstawie swojego unikalnego doświadczenia i wiedzy. Oraz - o jakie przykładowe sankcje chodzi?
- Habilitację należy znieść. Czy da się sformułować miarodajne kryteria rzetelnej recenzji? Czy da się zagwarantować, aby jakiekolwiek kryteria nie były naginane?
- W przypadku rażącego naruszenia kodeksu etyki
- To trudne zagadnienie- kto ma oceniać rzetelność recenzentów? Inni recenzenci i osoby niezwiązane z habilitantem i recenzentami? Zakłada się uczciwość naukową recenzentów.
9. Czy uważasz, że habilitant powinien mieć prawo do uczestniczenia we wszystkich czynnościach w postępowaniu habilitacyjnym (np. posiedzenia komisji habilitacyjnej, głosowania rady wydziału itd.) oraz do wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego?
837 GŁOSÓW 63,84% |
317 GŁOSÓW 24,18% |
157 GŁOSÓW 11,98% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- W sytuacji, która ma teraz miejsce (zresztą zawsze miała), czyli nierzetelność (oszustwa) rad wydziałów, komisji, recenzentów (co nie znaczy, że wszyscy oszukuja!!!) zdecydowanie trzeba trzymac "rękę na pulsie".
- Tak
- Nawet powinien sam napisac autorecenzję.
- uzasadnienie jest zbedne. raczej zastanawiajacy jest brak uzasadnienia aktualnego stanu
- Może to by nieco czytelników proces
- - częściowo nie - np nie powinien być obecny przy głosowaniach nad "sobą". kwestią inną czy form przyjęta hab jest dobra - powinno to być postępowanie administracyjne na podstawie udostępnionych informacji. jeśli wnioskujący spełnia ""dane kryteria"" otrzymuje hab lub nie. (tutaj "dane kryteria" powinno oznaczać warunki ilościowe określone w ustawie, co wykluczyłoby uznaniowość)
- Zdecydowanie tak. Habilitacja to ocena dorobku naukowego, a nie sąd kapturowy. Niech decydenci w postępowaniach habilitacyjnych wezmą w końcu odpowiedzialność za swoje zachowania i decyzje, a nie kreują się na kastę nietykalnych i wszechmocnych.
- Tak, niech mu mają odwagę powiedzieć w twarz swoje brednie.
- powinien mieć prawo odpowiedzi na ewentualne zarzuty, ewentualnie powinien mieć prawo do wyznaczenia swego przedstawiciela - ale to wymaga rozstrzygnięć prawno-organizacyjnych
- Prawidłowość postępowania i rzetelność.
- przejrzystość procesu tego wymaga
- tak. powinien.
- Do posiedzeń- niekoniecznie. Do dokumentacji, protokołów posiedzeń- tak.
- W praktyce i tak habilitant ma już wgląd w większość tych dokumentów i powinien go mieć.
- Tak
- Tak - podobnie jak w każdym innym postępowaniu administracyjnym. Pozwala to też na reagowanie na ewentualne nieprawidłowości na poszczególnych etapach postępowania.
- Tak. dale to możliwość monitorowania procedury i ewentulanego zaskarżenia nieprawidłowości
- Jest osobą bezpośrednio zainteresowaną i dlatego powinien mieć szansę obrony swojego dorobku oraz odpowiedzi na stawiane zarzuty.
- To jest oczywiste w normalnym państwie.
- Tak, jeśli chodzi o wgląd, udział w posiedzeniach - niekoniecznie.
- Powinien mieć wgląd w dokumentację. Nie koniecznie uczestniczyć w posiedzeniach komisji.
- W posiedzeniach nie powinien uczestniczyć, ale powinien mieć wgląd we wszystkie dokumenty.
- Tak, dlaczego nie. Niech w ten sposób habilitant potwierdzi swoje kompetencje. Recenzent niech ma świadomość konieczności rzetelnej oceny a w przypadku wykonania recenzji w sposób niepoprawny, liczy się z dyskusją na forum komisji.
- Patrz punkt 7.
- Powinien i powinien również mieć prawo do obrony swojego dorobku. Dla mnie jest to warunek sine qua non!
- Tam nic niema do ukrycia. Nie powinno być.
- Tak, ale poza prawem głosu, to jasne!
- tylko w posiedzeniu gdzie jest przyjęcie i przedstawianie recenzji
- Tak myślę, ze byłoby to rozwiązanie, które daje możliwość ew. obrony swoich racji (np. przy recenzjach niedostatecznie przychylnych), poza tym daje również możliwość polemiki.
- To oczywiste.
- Posiedzenie komisji habilitacyjnej powinno mieć formę otwartego seminarium naukowego, na którym habilitant prezentowałby swoje osiągnięcie i uczestniczył w dyskusji. Dałoby to komisji (składającej się z co najmniej kilkunastu specjalistów) możliwość oceny argumentacji i ogólnie "performance" habilitanta a jemu samemu - polemikę i obronę swoich tez.
- Niekoniecznie do posiedzenia rady wydziału. Ale powinień mieć możliwość zaoznania się z dokumentami
- Transparentność powinna przyświecać każdemu etapowi postępowania.
- Jawność postępowania sprzyja obiektywizmowi ocen dorobku naukowego.
- Oczywiście, habilitant powinien mieć prawo do uczestniczenia we wszystkich czynnościach w postępowaniu habilitacyjnym (np. posiedzenia komisji habilitacyjnej, głosowania rady wydziału itd.) oraz do wgląd we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego, aby nadzorować rzetelność pracy organów jakie go oceniają.
- Dlaczego nie. Najlepiej również do rozmów zakulisowych z założonych podsłuchów.
- Jak najbardziej z wyjątkiem głosowania rady wydziału.
- Transparentność i jawność postępowania na każdym etapie.
- Tak, bo ta procedura musi być wysoko profesjonalna, przejrzysta i dawać habilitantom prawo na własną obronę.
- Żądamy transparentności od polityków, to dlaczego tu nie mamy tego żądać?
- Tak, szczególnie w przypadku negatywnej oceny. Ma wtedy możliwość poprawy w przyszłości.
- Powinien uczestniczyć, ale nie we wszystkich (np. nie w głosowaniach). Powinien mieć również wgląd w dokumenty.
- Postępowanie powinno być jawne, a odpowiedzialność za wytworzone dokumenty imienna.
- To wydaje się oczywiste, że zainteresowany powinien mieć prawo wglądu we wszystkie dokumenty i brać udział we spotkaniach jego dotyczących
- Wgląd w dokumenty - tak, natomiast posiedzenie komisji habilitacyjnej powinno odbywać się bez udziału habilitanta (jeżeli nie zostanie zaproszony na część posiedzenia).
- ale tylko wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego
- Czynne uczestnictwo habilitanta zminimalizowałoby wpływ czynników pozamerytorycznych. Transparentność postępowania byłaby szansą na trafne formułowania zastrzeżeń w odwołaniach. Posiedzenia komisji winny być nagrywane, jak w sporcie VAR, czy rozprawy w sądzie.
- Każdy powinien mieć prawo do obrony swoich racji, szczególnie w przypadku bezzasadnych ataków na habilitanta. Oczywiście nie powinien mieć prawa do głosowania np. nad powołaniem komisji czy też nadaniem stopnia.
- Ja jestem za pełną otwartością wszystkich postępowań.
- proces byłby bardziej przejrzysty
- W dużej mierze jest to decyzja uznaniowa - wgląd w dokumenty oraz udział w posiedzeniach powinien być jawny i publiczny, nie tylko dla habilitanta.
- W innym wypadku nie może podejmować polemiki (naukowej!) z recenzentami i ocenami komisji.
- Jest to postępowanie administracyjne i jak każde inne tego typu powinno być do wglądu habilitanta.
- Jest to podstawowe prawo habilitanta, zaraz obok prawa do rzetelnej recenzji!
- Jako strona postępowania powinien mieć wgląd do wszelkich czynności.
- To oczywiste jak to, że nauczyciel w szkole pokazuje uczniowi sprawdzian po jego ocenieniu.
- Habilitant ma prawo do tego wszystkiego za wyjątkiem posiedzenia komisji. To postępowanie administracyjne i obowiązuje tu KPA. Jeśli jednostka naukowa nie przestrzega KPA, należy zwrócić się do sadu administracyjnego.
- Jawność jest jednym z najistotniejszych czynników wpływających na rzetelność postępowania habilitacyjnego.
- transparentność jest podstawą prawidłowego przebiegu postępowania.
- Jest to konieczne, umożliwia habilitantowi podjęcie obrony.
- Będzie większa przejrzystość procedury.
- Oczywiście, przecież transparentność to podstawa.
- To nie sąd kapturowy, więc zasada jawności jest pożądana.
- Tylko dostęp do dokumentów, plus możliwość odpowiedzi na recenzje, ale nie obecność na całym posiedzeniu.
- To chyba oczywiste, przecież to procedura publiczna. Elementarne zasady życia publicznego tego wymagają. Dostęp do dokumentów to kwestia regulowana prawnie, dlaczego mielibyśmy łamać zasadę dostępu do informacji publicznej w przypadku habilitacji
- Jawność dokumentów jak najbardziej. Co do udziału w głosowaniach już niekoniecznie.
- Chociaż można mieć wątpliwości. Z jednej strony głosowania mają być tajne co zapewnia może większość bezstronność, z drugiej strony gdy ktoś z pobudek sympatii/antypatii głosuje to również ma to wątpliwości. Jak wiele aktów, decyzji powinna być jasna, gdyż to zapewnia rzetelność pracy recenzentów/komisji.
- Transparentność przede wszystkim. Z jedną uwagą - być może, jak przy obronie doktoratu, może być przewidziana wąska dyskusja niejawna, do której jest wgląd via protokół.
- powinna być zachowana pełna jawność i konfrontacyjność procedury
- Tylko do wglądu w dokumenty, albo raczej - do doręczania ich z urzędu. Ja do dziś nie znam protokołu z posiedzenia komisji. Natomiast uczestnictwo w pracach moim zdaniem jest zbędne, prowokowałoby do włączania kandydata w niepotrzebny dyskurs.
- Skoro jest tego typu ankieta, to znaczy że jest ona odpowiedzią na pewne niepokojące sygnały i ma na celu zdiagnozować problem. Jeżeli są wątpliwości, to tak, habilitant powinien mieć takie prawo.
- Prawo ale nie obowiązek. Prawo do polemiki z krzywdzącymi go opiniami lub prostowania na bieżąco pomyłek.
- Habilitant to nie jest kot w worku i powinien być obecny we wszystkich możliwych stadiach postępowania.
- Przejrzystość postępowania powinna być oczywistym standardem.
- Zapewni to transparentność postępowania habilitacyjnego
- Transparentność procesu jest warunkiem jego obiektywności. Utajnianie prac w jakimkolwiek obszarze, szczególnie w odniesieniu do habilitanta jest tworzeniem sądów kapturowych, które zaocznie decydują o losie.
- Teoretycznie zwiększyłoby to transparentność, ale znowu w praktyce, w niektórych wypadkach rodziłoby pytanie o status habilitanta w czasie spotkań tych gremiów.
- i tak, i nie - jeżeli dyskutujemy o obecnym systemie to habilitant powinien mieć prawo uczestniczenia w obradach komisji (możliwość polemiki z recenzentami i członkami komisji), ale nie na etapie głosowania; to samo w kontekście posiedzenia rady wydziału
- Istotna jest transparentność.
- tak,poniewaz dopilnuje obiegu wlasciwych dokumentow
- To jest oczywiste.
- To powinno być oczywiste!
- Posiedzenie kom. hab. - NIE, pozostałe - TAK.
- Wydawało mi się, że już ma, przynajmniej w dużym stopniu.
- Zdecydowanie tak, choć niekoniecznie bezpośrednio tzn. wgląd do protokołów jest chyba wystarczający.
- Tak, bo nie wiadomo dlaczego ma to być tajemnica. Wgląd w całe postępowanie wymusi wyższą jakość całej procedury, wykluczy pozamerytoryczne wpływy. Poza tym wszyscy uczestnicy są pracownikami publicznymi, opłacanymi z publicznych pieniędzy, więc wszystko powinno być transparentne i publicznie dostępne - nie tylko dla osoby zainteresowanej ale dla całego społeczeństwa (dziennikarzy, innych doktorów itd.)
- Tak, ale w przypadku posiedzenia Komisji powinna być również część bez udziału habilitanta.
- Jestem za jawnością pełną.
- Błędnie sformułowane pytanie. Tu są dwa odrębne pytania: (1) powinien mieć prawo do uczestniczenia we wszystkich czynnościach w postępowaniu habilitacyjnym, (2) wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego. Na nie może być inna odpowiedź
- Zaznaczam "tak", ale zdaję sobie sprawę, że powinno to być prawo zachowujące hierarchię naukową, aby nie dopuścić do pieniactwa. Określenie dobrej procedury wcale nie jest tak oczywiste, aby można było jednoznacznie dać odpowiedź na to pytanie.
- trzeba dbać o przejrzystość
- Znowu jest problem z odpowiedzią: "tak" daje na to, co po "oraz", czyli habilitant powinien mieć prawo do wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego, natomiast nie powinien uczestniczyć w "czynnościach" (to brzmi jak język służb!".
- Tak, uważam, że środowisku akademickiemu przydałaby się transparentność.
- Nie wiem na ile we wszystkich postępowaniach, ale zdecydowanie powinien mieć prawo do wglądu do dokumentów i takie prawo chyba jest zapewnione, recenzje i protokół z posiedzenia komisji nie są utajniane.
- W tej chwili jest możliwość uczestniczenia w w/w czynnościach. Uważam, że powinno to być także możliwe na wniosek habilitanta. Ważne jest jednak, by odbywało się to w taki sposób, by nie zakłócało możliwości nieskrępowanej wypowiedzi recenzentów.
- jawność to chyba nic strasznego - chyba że ma się coś do ukrycia przed takim habilitantem?
- -
- tylko dokumenty
- Habilitant powinen miec wgląd do recenzji i opinii, nie czekac, ąz sekretarka udzieli informacji (za zgodą dziekana)
- transparencja zawsze jest dobra
- Jawność!
- Częściowo, z pewnymi zastrzeżeniami. Moim zadaniem wszystkie dokumenty powinny być dostępne dla habilitanta, w posiedzeniach komisji przygotowujących proces habilitacyjny raczej nie powinien być obecny, ale powinna być możliwość zaproszenia habilitanta na takie posiedzenie przez komisję w celu uzyskania wyjaśnień. Ponadto należy przywrócić kolokwium habilitacyjne i stworzyć możliwość dyskusji z habilitantem. Końcowy wniosek komisja powinna podejmować bez obecności habilitanta po wyrażeniu krótkiej (np. jedno-dwuzdaniowej) opinii przez członków komisji.
- Powinien mieć prawo do wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego.
- j.w. Postępowanie powinno być jawne, a "strona" aktywnie w nim uczestniczyć.
- Wg zasady "nic o nas bez nas". To elementarne prawo obywatelskie.
- Jestem zwolennikiem akademickiej otwartości.
- Postępowanie administracyjne jest jawne dla strony.
- Tu jest chec dopuszczenia do procedury. OK. Pytanie jakie bedzie mial prawa realne w obronie swoich racji i jakie one moga miec wplyw na dalsze postepowanie. Dac cos po to zeby dac a i tak nie bedzie mial wpywu na tok np. glosowania, bo zostanie uznany jeszcze bardziej nieukladnym, bo sie nie zgadza, kloci wrecz z tymi ktorzy przeciez wiedza lepiej bo sa wyzsi ranga. Takie jest mniemanie tego swiata naukowego kazdy o sobie. Wiec pytanie jest takie. Czy w ogole cos takiego jak hab mozna skwantyfikowac i nauczyc ludzi byc uczciwymi w nauce. Utopia
- Powinien mieć takie prawo. Recenzent musi także zdawać sobie sprawę, że osoba oceniana może się bronić, albo przesdtawić swoją interpretację tego, co podlegało ocenie.
- Służyłoby to przejrzystości postępowania i zapobiegałoby nadużyciom oraz niemerytorycznym decyzjom w toku postępowania.
- A nie ma wglądu? To chyba podpada pod informację publiczną?
- Powinien uczestniczyć w całym przebiegu prowadzonej procedury.
- obecnosc habilitanta powstrzyma sklonnosc do sadow pozamerytorycznych.
- Aby być zorientowanym w stanie swojego postępowania habilitacyjnego
- Jawność procedury powinna być gwarantem jakości.
- Tak. Bo to jest często być albo nie być danej osoby, a dzieją się cuda podczas głosowania
- Zasadniczo takie prawo powinno przysługiwać habilitantowi. Są jednak od tego pewne niewielkie wyjątki: nie jestem przekonany, żeby o potrzebie dostępu habilitanta do nieoficjalnych (wstępnych) protokołów z posiedzenia komisji. Natomiast protokół po zatwierdzeniu musi być dostępny dla habilitanta.
- Wszysko poninno być przezroczysto, bez kolesiowstwa
- Jak najbardziej zasada pełnej jawności powinna być preferowana.
- Ograniczy to sądy kapturowe i układy służbowo-towarzyskie.
- bo niby czemu nie?
- Poza częścią posiedzenia Komisji Habilitacyjnej, podczas którego członkowie Komisji powinni mięć możność wyrażania w sposób nieskrępowany swoich opinii podczas dyskusji, habilitant powinien mieć prawo dostępu do wszystkich dokumentów wytworzonych podczas przewodu habilitacyjnego. Sądzę, że w obecnej procedurze brakuje czegoś na kształt dawnego kolokwium habilitacyjnego.
- Transparentność eliminowałaby niemerytoryczne argumenty.
- sprawa jest oczywista a nie jakiś sąd kapturowy; i nie chodzi o prawo, ale wręcz obowiązkowe uczestnictwo
- Choć istnieje dobry zwyczaj, że zainteresowany wychodzi podczas głosowania, którego go dotyczy
- Może nie wszystkie, ale uważam, że na przykład powinien być na Radzie Wydziału, kiedy głosuje się w jego sprawie.
- Prawo - tak, obowiązek - raczej nie.
- Transparentność jest bardzo istotna.
- Przewód habilitacyjny to nie sąd kapturowy i dlatego powinien być w pełni jawny, przejrzysty i dostępny
- Oczywiście. przecież to postępowanie jest wszczynane na wniosek i w sprawie habilitanta.
- Tak, z zachowaniem jednak części niejawnej (tak jak to było dawniej).
- Procedura powinna być maksymalnie transparentna i bronić raczej habilitanta niż komisji...
- Uważam, że powinien mieć wgląd, co gwarantuje transsparentność i może habilitant namacalnie przekonać się gdzie zrobił błąd itd, jakie są merytoryczne niedostatki jego pracy;
- Habilitant powinien uczestniczyć w posiedzeniach komisji, powinna być z nim prowadzona dyskusja naukowa, merytoryczna, a nie sąd kapturowy.
- zdecydowanie tak.
- Do wglądu w dokumenty na pewno tak, jeśli idzie o posiedzenie uważam że nie.
- Jeśli toczy się postępowanie w mojej sprawie, analogicznie do sądownictwa, habilitant powinien mieć możliwość wglądu we wszystkie dokumenty (akta).
- Nie widzę żadnych powodów, aby jakiekolwiek elementy postępowania habilitacyjnego utajniać wobec zainteresowanego uzyskaniem stopnia.
- Uważam, że tak, to byłoby uczciwe. To jego los się waży i jego praca jest oceniana przez innych. Powinien mieć do tego prawo.
- Bezwzględnie tak, bowiem znam sytuacje, gdy Komisja (wraz z Przewodniczącym!) nie umiała ze zrozumieniem przeczytać akt habilitanta, myliła m-sca zatrudnienia, zarzucała plagiat tam, gdzie go nie było, itp.
- Powinien mieć prawo do uczestniczenia w posiedzeniu habilitacyjnym i mieć wgląd w dokumenty (nie wiem czy we wszystkie)..
- Postepowanie powinno być jawne, ponieważ nie można tworzyć sądu kapturowego.
- Uzasadnienie jak w pyt. 7
- Zdecydowanie tak, uważam, że obecna procedura habilitacyjna jest niedobra.
- Powinien miec wgląd do dokumentacji, ktora jego dotyczy, ale nie powinien uczestniczyc we wszystkich posiedzeniach, chyba że w tym ostatnim mógłby to robic obowiązkowo, a komisja nie oszczedzałaby na czasie.
- Gwarantuje to przejrzystość całego procesu, a ponadto umożliwia wykazanie się dojrzałościa naukowa przez habilitanta (argumentacja swoich tez).
- Na wniosek habilitanta powinno dopuścić się jego udział w posiedzeniu komisji - ale nie powinno być to jego obowiązkiem.
- Oprócz głosowania RW
- Prawo do uczestniczenia -- tak, prawo głosu -- nie. Prawo do wglądu w dokumenty -- bezwzględnie tak, i o ile mi wiadomo takie prawo habilitant posiada już dziś.
- przemawiają za tym względy słuszności oraz transparentności życia społecznego, a także interes publiczny
- To jasno wynika z przepisów kpa a ponadto jest oczywiste, jako prawo do informacji oraz uczestnictwa w postępowaniu
- Powinien być traktowany podmiotowi a nie instrumentalnie a tak jest w obecnej formule.
- Ponownie - transparencja.
- do wglądu w dokumenty tak. Habilitant zna recenzje i ocenę dorobku, a także sprawozdanie.
- Jeśli cała procedura jest jawna, istnieje większa gwarancja, że ??będzie uczciwa.
- cznności nie, dokumenty tak
- Komentarz zbędny.
- Po pierwsze, już obecnie habilitant ma prawo wglądu do dokumentów postępowania, bo jest to postępowanie administracyjne i zgodnie z przepisami kodeksu postępowania administracyjnego habilitant ma prawo jako strona do zapoznania się z dokumentami w jego sprawie. Po drugie, jesli habilitant miałby brać udział w posiedzeniu rady wydziału, na której podejmuje się decyzję o nadaniu mu stopnia, to należałoby także zapewnić udział w nim recenzentów i pozostałych członków komisji. Wracalibyśmy zatem do kolokwium habilitacyjnego, które zostało wykluczone. Obecne postępowanie ma charakter inkwizycyjny, a rada wydziału może nawet nie mieć możliwości poznania kandydata. Kandydat może zostac zaproszony na posiedzenie komisji habilitacyjnej, ale nie na posiedzenie rady wydziału, aby móc przedstawić swoją ocenę. Dlatego uważam, że generalnie należałoby zapewnić np. radzie wydziału (wg. nowej ustawy np. senatowi uczelni) prawo zaproszenia kandydaa i wysłuchania go (umożliwic zadawnie mu pytań).
- Bo istnieją za duże układy powiązania kolesiostwo
- Zdecydowanie
- Im bardziej przejrzysta procedura tym mniej miejsca na spekulacje.
- W moim postępowaniu były dwie recenzje pozytywne jedną niekonkluzywna. Komisja podjęła decyzję na nie ;) na podstawie własnych opinii po pobierznym zapoznaniem się z dorobkiem.
- Tak, bo żyjemy w demokratycznym państwie.
- Tak. Choć mam wrażenie, że to kompletna strata czasu.
- Taka możliwość przyczyniłaby się do upodmiotowienia Habilitanta!
- Wydaje mi się, że habilitacja to nie powinien być "sąd kapturowy".
- Dokumenty takie powinny być dostępne publicznie.
- Tak, powinien
- Wydaje mi się, że habilitant ma prawo uczestniczyć w posiedzeniu komisji. W większości jednostek ma też prawo uczestniczyć w posiedzeniach Rad - nie są one tajne.
- Zdecydowanie.
- W końcu to jego postępowanie.
- Obecna procedura ma charakter ubecki.
- Postępowanie powinno być w pełni jawne dla habilitanta
- Prawo tak, ale nie konieczność. Możliwość znalezienia błędów/nieścisłości.
- Habilitant powinien mieć prawo wglądu we wszystkie dokumenty na jego temat. Nie uważam natomiast, że powinien uczestniczyć we wszystkich obradach.
- Absolutnie tak, jeśli chodzi o wgląd do wszystkich dokumentów. Tak, jeśli chodzi o uczestniczenie w obradach Komisji i Rady Wydziału.
- Moim zdaniem transparentność zapewnia większy obiektywizm postępowania
- sam fakt, że takie pytanie w ankiecie się pojawia świadczy o to, w jakich totalnych instytucjach żyjemy
- to powinno być normalnym prawem, między innymi do obrony
- Przecież to jego dotyczy!! To tak jakby lekarz miał przeprowadzić operacje nie znając pacjenta!
- Absolutnie tak! W końcu postępowanie to dotyczy jego osoby i na każdym etapie powinien mieć prawo do ewentualnych wyjaśnień.
- Trudno mi to nawet uzasadniać. Powinnam mieć dostęp do wszystkich komisji i dokumentów, które stanowią o moich zawodowym życiu.
- Habilitant nie powinien jednak uczestniczyć w głosowaniu dary wydziału.
- Nie ma przeciwwskazań, by postępowanie było w 100% transparentne.
- Powinien mieć prawo wglądu do dokumentów. Uczestnictwo w pracach Komisji = strata czasu
- W razie czego można się obronić lub próbować się obronić. Jednak to prawo powinno być zmienione ba na dziś dzień działa na niekorzyść ludzi.
- To byłoby wbrew prawu.
- Może nie wszystkie - musi być jakaś prywatność, ale procedura powinna być maksymalnie transparentna.
- recenzenci mają prawo wypowiadać się bez udziału habilitanta, część dokumentów np recenzje tak a inne w tym czynności już nie
- Nie, habilitant nie powinien być obecny we wszystkich czynnościach ale powinien mieć prawo zaprezentowania swojego dorobku przed komisja habilitacyjną.
- nie tędy droga - zamiast naprawiać niewydolny system, lepiej wzorować się na tych krajach, gdzie on działa - zróbmy jak w krajach, które mają wysoko rozwinięte szkolnictwo wyższe i badania naukowe
- Ma prawo do zapoznania się z recenzjami i może wnosić o tajność głosowania. Większe upełnomocnienie będzie zwiększać liczbę przerwanych procedur.
- Znów odpowiedź nie oddaje mojej opinii, ale tylko taki jest wybór. Uważam, że habilitant powinien mieć prawo wglądu we wszystkie dokumenty, powinien mieć prawo do dyskusji merytorycznej z komisją, w tym z recenzentami, ale nie powinien być obecny przy ocenie dorobku przez komisje.
- Habilitant, jak każda strona postępowania administracyjnego, ma prawo wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego. Natomiast powinien brać udział w posiedzeniu komisji habilitacyjnej, odpowiedzieć na recenzje oraz pytania członków komisji. Nie ma natomiast powodu, aby brał udział w posiedzeniu Rady/Senatu podczas nadawania stopnia.
- Tylko w niektórych czynnościach. Trudno wyobrazić sobie rzetelną dyskusję nad dorobkiem kandydata w jego obecności. Byłoby to dobrą okazją do formułowania pustych peanów lub przemilczania niedoskonałości kandydata.
- Nie zawsze to co na papierze ma przełożenie na to co ludzie myślą lub mówią. Wgląd w dokumentację niewiele zmieni.
- Nie wszystko powinno odbywać się w obecności habilitanta, lecz wgląd powinien mieć w całą dokumentację.
- Do wglądu w dokumenty tak, ale uczestnictwo w posiedzeniu komisji to już za dużo.
- Na czym miałoby polegać takie uczestnictwo, na obserwacji głosowań niejawnych na radzie wydziału (rad wydziału przecież już ma nie być), na obserwacji dyskusji i głosowań jawnych na komisji? Wgląd w część dokumentacji już ma, nie jestem pewien czy także do protokołu komisji?
- Ograniczy to swobodę dyskusji komisji.
- Nie jest to potrzebne. Wystarczyłaby możliwość polemiki z recenzentami.
- nie
- I tak jest na bieżąco informowany o tym co się dzieje. To by oznaczało właściwie powrót do kolokwium habilitacyjnego.
- Wgląd do dokumentów tak, pozostałe nie. Może zaistnieć przypadek, że nad jego habilitacją dyskutują koledzy z pracy a to zawsze powstrzymuje negatywne wypowiedzi.
- Jw.
- Ja nie miałam wglądu w dokumentację i w zasadzie wygląda na to że prawo uczestniczenia we wszystkich etapach może się zemścić na całej administracji (w zależności od przypadku może przybrać nawet formę prześladowania, nie wszyscy umieją pogodzić się z przegraną)
- to koncepcja dość zadziwiająca
- Powinien mieć prawo wglądu do dokumentów, jednak komisja jest komisją i powinna obradować we własnym gronie (podobnie Rada Wydziału)
- Uważam że niektóre dyskusje mogą być prowadzone poza osobą zainteresowaną, ale należy przedstawić takiej osobie stanowisko np rady wydziału i pozwolić odpowiedzieć na ewentualne zarzuty
- Habilitant ma dostęp do odpowiednich dokumentów, np. recenzji oraz uchwał komisji habilitacyjnej i rady naukowej/wydziału.
- W kwestiach spornych - tak. Jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości co do postępowania, to ważne jest konsultowania poszczególnych czynności z habilitantem. Ale tylko w przypadkach szczególnych.
- Tzn. powinien mieć prawo wglądu w dokumentację jak dotychczas (recenzje, uchwały), jednak zdecydowanie nie powinien uczestniczyć w posiedzeniu komisji habilitacyjnej.
- To może przekładać wybory.
- Habilitant powinien mieć zapewniony taki system oceny swojego dorobku, aby być spokojnym o awans i nikogo z oceniających swoją osobą oraz pochodzeniem nie stresować.
- Habilitacja powinna być nadawana z urzędu po przedstawieniu sumarycznej liczby punktów a konkretne osiągnięcia naukowe i dydaktyczne.
- Powinien mieć prawo do wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego ale nie powinien uczestniczyć w posiedzeniach komisji chyba, że zostanie na nie zaproszone co niekiedy jest praktykowane.
- Bo to ogranicza swobodę wypowiedzi
- Posiedzenia powinny być bez udziału habilitanta, w przeciwnym przypadku mógłby wpływać na wynik obrad. Natomiast do pewnych dokumentów (np. recenzji) powinien mieć dostęp i możliwość ustosunkowania się do nich.
- Habilitant ma wgląd w prawie wszystkie dokumenty, bo są one jawne i wywieszane na stronie CK. Uważam, że w trakcie posiedzenia komisji powinno być kolokwium, czyli rozmowa z habilitantem. Natomiast nemo iudex in causa sua. Po co ma być obecny przy głosowaniu? Dotychczas dobre obyczaje akademickie nakazywały, by w trakcie wszelkich głosowań nad własną osobą opuszczać salę.
- Nie, ale mógłby mieć wgląd w dokumenty.
- Nie zgadzam sie
- odpowiedź na pierwszą część pytania NIE a na drugą TAK (to co mam zaznaczyć "nie mam zdania?!)
- Wgląd tak, uczestnictwo - nie.
- Trudno rozmawiać o sylwetce habilitanta w jego obecności więc uważam że w posiedzeniu komisji nie powinien on uczestniczyć.
- Uważam, że głosowania nie powinny być jawne. Członkowie rady wydziału, również podlegają naciskom ze strony otoczenia i głosowanie niejawne ma im pomóc w wyrażeniu opinii zgodnej z ich nieskrępowanym przekonaniem. Odnośnie wglądu we wszystkie dokumenty, trudno mi się wypowiadać, ponieważ nie znam ich dokładnej treści.
- Nie musi być we wszystkich sytuacjach
- Jest przecież protokół.
- Do wglądu w dokumenty pewnie tak, ale zdecydowanie nie powinien uczestniczyć we wszystkich postępowaniach.
- Obecność lub nieobecność habilitanta mogłaby być odbierana w sposób wadliwy.
- Obecność habilitanta może przeszkadzać w szczerej i obiektywnej dyskusji.
- Nie do uczestnictwa w pracach komisji, w pozostałych okolicznościach - tak.
- Habilitant powinien uczestniczyć w spotkaniu z Komisją Habilitacyjnym ale nie w jej obradach czy głosowaniach nad swoim postępowaniem. Powinien mieć możliwość zapoznania się z dokumentacją, ale poza protokołem Komisji jest ona jawna i publikowana na stronach internetowych CK i Wydziału, który prowadzi postępowania i jest to słuszne w mojej opinii.
- To jest postępowanie administracyjne i podlega k.p.a. które dość dobrze reguluje sprawy postępowania administracyjnego. Problem w tym, że habilitanci nie znają swoich praw, a komisje nie znają k.p.a. Prawo jest tu dobre, ale jego stosowanie kuleje. Jak zwykle w Polsce.
- Ustawodawca określił nowe wymagania, więc trzymajmy się tego...nawet jeśli są idiotyczne to zmienianie ich na jakieś negocjacji z habilitantem i wprowadzanie go do gry z recenzentami, wydaje się bardzo ryzykowne, nie mówiąc już, że całkowicie niepotrzebne
- System obecnie stosowany uważam za właściwy. W przypadku wątpliwości lub pytań powinna istnieć możliwość wyjaśnienia wątpliwości w bezpośrednim kontakcie.
- Obecność mogłaby hamować swobodę wypowiedzi i decyzji.
- Komisje i inne ciała powinny mieć "komfort" procedowania autonomicznego; obecność jest rodzajem presji!
- Ponieważ ma prawo wycofania wniosku na każdym etapie. W ten sposób procedury, gdzie wniosek będzie negatywnie rozpatrywany, mogą nigdy się nie kończyć. A wniosek wszak można ponawiać.
- Udział w posiedzeniach i głosowaniach - nie, wgląd w dokumenty - tak.
- nie ma potrzeby aby uczestniczył w posiedzeniu komisji czy głosowaniu rady wydziału - obecność habilitanta mogłaby mieć wpływ na zachowanie członków
- Nie, z jednym wyjątkiem: powinien mieć wgląd w dokumenty.
- Do niektórych tak ? tam gdzie się dyskutuje kwestie merytoryczne, czyli np. część posiedzenia komisji np., do innych nie ? tam gdzie się głosuje (druga część posiedzenia komisji). Zwyczajowo głosowania i dyskusje o nich w sprawach personalnych odbywają się bez udziału samych zainteresowanych i nie ma powodu tego zmieniać akurat w tym postępowaniu. Możliwość wglądu w dokumenty wydaje mi się natomiast oczywista.
- wystarczy znać wynik poszczególnych posiedzeń. Przy obecności habilitanta postępowania byłyby jeszcze grzeczniejsze i jeszcze mniej rzetelne.
- Nie ma takiej potrzeby aby w technicznych posiedzeniach brał udział habilitant czy też swoją obecnośćią wpływał na głosowania.
- Nie jest to potrzebne. I nawet zwyczajowo nie stosuje się takich zasad.
- Nie we wszystkich czynnościach - Komisja powinna mieć prawo do narady niejawnej, bez udziału habilitanta. Podobnie Rada Wydziału ma prawo dyskutować bez obecności habilitanta.
- Habilitacja powinna zostać zniesiona. Szkoda czasu habilitanta i tych wszystkich ludzi zaangażowanych w czasochłonny proces, który do nauki niczego dobrego nie wnosi. Polska nauka po roku 1989 to kilka lat umierającej nadziei, a z perspektywy roku 2019 - 30 absolutnie zmarnowanych lat.
- Rzetelna ocena wymaga swobody wypowiedzi nie ograniczonej obecnością habilitanta.
- Byłoby to zaprzeczeniem samej idei recenzji i byłoby sprzeczne z niezależnością wyrażania opinii w nauce i z zasadami demokracji (głosowanie we własnej sprawie?).
- Habilitacja dla mnie to postępowanie administracyjne, awans naukowy, nie ma znaczenia czy habilitant bedzie czy nie brał udział we wszystkich czynnosciach. Inną sprawa jest inofrmowanie regularne habilitanta o statusie postepowania, no. terminie wpłyniecia recenzji, terminie posiedzenie Komisji. Czekanie na zakończenie postępowania powyżej 10 miesięcy bez jasnych informacji na jakim etapie jest postępowanie nie jest przyjemne.
- Do wglądu w dokumenty oczywiście tak, ale nie do uczestnictwa w posiedzeniu komisji habilitacyjnej, głosowaniu rady wydziału
- W mojej ocenie może to wywołać niepotrzebną presję na recenzentach oraz niepotrzebną polemikę.
- W obecnym stanie prawnym habilitant ma prawo wglądu w dokumentację jako strona postępowania administracyjnego. Uczestnictwo w poszczególnych czynnościach wymienionych w pytaniu nie jest konieczne. Gdyby uznać, że jest potrzebne należałoby przywrócić obowiązek kolokwium oraz wykładu.
- niektórzy wiedząc, że recenzja jest negatywna, robili awantury i usiłowali wpłynąć na zmianę recenzji.
- O ile wgląd w dokumenty (recenzje, wnioski Komisji etc) jest sprawą naturalną o tyle udział w dyskusji o całości dorobku, wadach i zaletach kandydata nie powinien być skrępowany jego obecnością.
- Uważam, że dobra praktyką jest zapraszanie habilitanta na posiedzenie komisji habilitacyjnej. W głosowaniu rady wydziału nie powinien uczestniczyć, zwłaszcza, że jest ono tajne.
- Uważam, że nie powinien, ale powinien przejść kolokwium.
- Powinien mieć prawo uczestnictwa w części posiedzenia komisji habilitacyjnej - na swoją prośbę, by odpowiedzieć na recenzje lub na wezwanie komisji. W pozostałych - nie.
- Habilitant ma prawo "do wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego" a ciało kolegialne przed ostateczną oceną (głosowaniem) powinno mieć czas na swobodną ocenę bez udziału ocenianego. Ostatecznie istnieje protokół, który jest dostępny dla habilitanta. Można ostatecznie rozważyć zaskarżalność decyzji kolegium oceniającego.
- Natomiast uważam, że usuwanie recenzji po jakimś czasie ze strony CK to jest nieporozumienie. Recenzent piszący głupią recenzję powinien wiedzieć, że zostanie ona na stałe na jakiejś stronie, a habilitant wstawi ją na fejsa i będzie czekał zbierał lajki.
- NIE i to moim zdaniem nawet nie wymaga uzasadnienia.
- Wgląd w dokumenty ma. uczestnictwo w posiedzeniu byłoby niezręczne
- Obecnosc habilitanta wywieralaby nacisk i ograniczala swobode wypowiedzi. Nie kazdy umie krytykowac w twarz, niezaleznie od zasadnosci krytyki.
- Debata komisji w obecności habilitanta byłaby nierzetelna, członkowie komisji byliby skrępowani.
- Wgląd w dokumenty tak, obecność na komisjach niekoniecznie.
- Członkowie Komisji powinni być całkowicie wolni od jakichkolwiek nacisków.
- Nie w czasie głosowania, bo dotyczy spraw osobowych.
- Dokumenty powinny być upublicznione, ale habilitant nie powinien uczestniczyć w obradach i zabierać głosu.
- Srodowisko jest na ogół zbyt male. Zbytnia otwartosc niszczyłaby powiązania międzyludzkie
- Wgląd w dokumenty - tak. Posiedzenia komisji - nie.
- Komisja powinna mieć swobodę działania; może zaprosić na posiedzenie habilitanta, ale nie musi.
- Jednak powinno być obligatoryjne spotkanie habilitanta z komisją.
- Uważam, że tak jak jest jest dobrze.
- wgląd w dokumenty - tak - obecność na posiedzeniu - zdecydowanie nie, bo powoduje to jednak pewne skrępowanie w dyskusji; można zastosować analogię do sytuacji, gdy członek rady wydziału opuszcza posiedzenie rady, gdy dyskusja dotyczy jego osoby (np. awansu, zatrudnienia, wniosku o nagrodę).
- Habilitant powinien mieć dostęp do protokołu komisji i rady wydziału, ale uczestniczyć w nich nie powinien.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Dokumenty do wglądu tak, ale po zakończeniu procedury. Nie powinien uczestniczyć w pracach komisji, żeby nie wywierać nacisku. Komisja musi mieć komfort pracy bez "patrzenia na ręce".
- Co do dokumentów TAK, ale co do posiedzeń: nie.
- Absolutnie nie, wówczas nie byłoby mowy o obiektywności. Jednak na pewno warto byłoby rzetelnie i merytorycznie wybierać komisję habilitacyjną
- Nie, ponieważ krępowałoby to dyskusję komisji.
- Do większość, ale nie do wszystkich, nie powinien np. uczestniczyć w głosowaniu nad swoim wnioskiem.
- Posiedzenia komisji NIE Dokumentacja TAK
- To nie jest takie proste jak brzmi w tym pytaniu. Regułą jest, że habilitant zorientowawszy się, że napłynęły negatywne recenzje (a zwykle skądś się tego dowiaduje) wycofuje wniosek. Dzięki czemu może go za chwilę złożyć ponownie w tej lub innej jednostce. Uważam więc, że habilitant powinien mieć wgląd w dokumentację ale po zamknięciu kolejnych etapów. Nie powinien znać nazwisk recenzentów dopóki nie dostanie tekstu recenzji. Niestety habilitanci posuwają się do nacisków, zastraszania, zniesławiania recenzentów, których podejrzewają o brak przychylności.
- I tak i nie. Powinien być zapraszany na część posiedzeń i powinien mieć prawo ustosunkowania się do recenzji a także powinien być zobowiązany do udzielania wyjaśnień członkom Komisji, powinien także wygłosić wykład przed Radą Wydziału i odbyć normalną, merytoryczną dyskusję po wykładzie a także powinein mieć szansę na merytoryczną dyskusję z Komisją, ale Komisja i Rada Wydziału musi także mieć możliwość nieskrępowanej dyskusji bez obecności habilitanta. Ale łatwiej jest podnieść pensje i zastąpić habilitację udziałem w konkursie na zatrudnienie (ale musi być co najmniej kilkanaście osób na miejsce, w przeciwnym razie konkurs powinien być anulowany).
- Możliwość wglądu w recenzje nie jest problemem w sytuacji postępowań pozytywnych. Natomiast wiedza o recenzji negatywnej skłania zbyt wielu kandydatów do wycofywania się z wszczętej już procedury.
- Do wglądu w dokumenty ma prawo - wynika to z KPA. Gorzej jest z jego egzekwowaniem. W posiedzeniu komisji habilitacyjnej nie powinien mieć prawa udziału. To jest normalne, że panel dyskuskutuje w różnych sytuacjach bez udziału ocenianego (np. w NCN). Posiedzenia Rad Wydziałów powinny w całości być dostępne dla wszystkich zainteresowanych.
- Nie we wszystkich etapach, bo to może ograniczyć swobodę wyrażania opinii (np. członków rady wydziału).
- Do wglądu w dokumenty - tak. Natomiast nie widzę uzasadnienia dla pełnego uczestnictwa we wszystkich etapach postępowania habilitacyjnego.
- Z pewnością nie we wszystkich czynnościach (np. w posiedzeniu komisji), bo ograniczałoby to swobodę dyskusji recenzentów i członków komisji. Powinien jednak mieć wgląd we wszystkie dokumenty.
- Nie ma takiej potrzeby,habilitant ma wgląd do tego co trzeba
- prawo do wglądu do dokumentów jest oczywiste
- wglad we wszystkie dokumenty - tak, obrady komisji i glosowanie - nie
- We wszystkich postępowaniach związanych z nadawaniem stopnia, już od licencjatu, następuje moment, gdy komisja naradza się bez obecności kandydata. Dlaczego habilitacja miałaby być pod tym względem wyjątkowa?
- Habilitant ma ostatecznie wglad do wszystkich dokumentow po zakonczeniu postepowania. Jego uczestnictwo w trakcie postepowania powodowaloby niemoznosc swobodengo wyrazania opinii w trakcie posiedzenia komisji. Jesli komisja ma watpliowsci, to jest obecnie mozliwosc zaproszenia habilitanta i zadania mu pytan, odpowiedz na ktorte moze byc wazna dla podjecia wlasciwej decyzji. uwazam, ze tak powinno pozostac.
- Uczestnictwo habilitanta w posiedzeniu komisji habilitacyjnej mogłoby wpływać na swobodę głosowania jej członków.
- cóż... jestem "ścisłowcem", a słowo-klucz to dla mnie "wszystkich"
- Emocje są duże, więc raczej habilitant nie powinien bezpośrednio uczestniczyć w dyskusji oceniającej jego dorobek. Natomiast powinien mieć wgląd w dokumenty i minutki z różnych spotkań dotyczących jego sprawy.
- tylko te, w których mógłby odpowiedzieć na zarzuty recenzentów np. po otrzymaniu recenzji napisać pisemne ustosunkowanie się do recenzji, które zostaną odczytane na Komisji Habilitacyjnej
- Tylko w niektórych; powinien uczestniczyć w toku przewodu i mieć wgląd w dokunenty. Natomiast napewno nie na głosowaniach.
- Zdecydowanie NIE, nawet na posiedzeniach rad naukowych, w punkcie dotyczącej danej osoby, osoba ta, o ile jest na sali, opuszcza posiedzenie aby dać mozliwosc swobodnej wypowiedz innychczlonkow ciała decydującego
- Habilitant ma obecnie prawo wglądu do wszystkich wytworzonych dokumentów i tak powinno być. Prawa uczestniczenia we wszystkich czynnościach nie powinien mieć. Nikt nie powinien być sędzią we własnej sprawie.
- Pytanie, a tym samym odpowiedź nie są jednoznaczne. Niektóre części postępowania winny być z udziałem kandydata - na poziomie komisji. W razie wątpliwości, rada wydziału/naukowa powinna mieć możliwość skonfrontowania przewodniczacego komisji z kandydatem.
- Tylko do wglądu do dokumentów
- Nie sprzyjałoby to rzetelności postępowania, poprzez tworzenie niepotrzebnej presji.
- Uważam, że habilitant powinien mieć prawo do polemiki z recenzentami w formie uznanej przez komisję (np.w postaci pisemnych odpowiedzi na krytykę) oraz do wglądu we wszystkie dokumenty, natomiast nie powinien uczestniczyć w posiedzeniach komisji i rady wydziału podczas głosowań.
- Poddawanie swojej pracy ocenie jest jednym z kluczowych elementów pracy naukowej. Tylko na zamkniętym posiedzeniu istnieje możliwość swobodnej wymiany opinii, stąd uważam że jest ono nieodzowne. Zamknięta narada komisji jest standardem przy przyznawaniu stopni/awansach w lepszych naukowo od Polski krajach.
- Uważam, że powinny być minimalne obiektywne kryteria, które każdy habilitant bezwzględnie musi spełniać.
- Samo jego uczestnictwo niczego by nie zmieniało, nadanie mu np. prawa wypowiedzi w takim momencie byłoby polem do nadużyć
- Powinien mieć swobodny wgląd w pełną dokumentację.
- Nie, gdyż obecność habliltanta może negatywnie (stronniczo) wpływać na pracę komisji.
- Przecież ma takie prawo.
- Nie we wszystkich czynnościach. W przypadku wątpliwości, czy niekorzystnych recenzji powinien mieć prawo obronić swój pogląd.
- Opinia komisji nie powinna być odbierana personalnie
- We wszystkich z wyjątkiem przynajmniej części posiedzenia komisji habilitacyjnej. Tylka ta część postępowania powinna przebiegać bez udziału habilitanta, aby zapewnić pełny obiektywizm i swobodę wypowiedzi członków komisji. Protokół powinien być ujawniany na prośbę habilitanta po zakończeniu postępowania.
- Znowu nie ma prostej odpowiedzi. Powinien mieć wgląd do dokumentów, natomiast nie widzę powodu, by uczestniczył w posiedzeniu komisji czy rady wydziału.
- Uczestniczenie nie jest konieczne, ale prawo wglądu do dokumentów jest dobrym pomysłem.
- I co by to zmieniło. I tak ostateczne głosowanie jest tajne. Można dowolnie kilkoma telefonami zmanipulować wynik, a przy okazji uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzialności.
- Uczestnictwo habilitanta w czynnościach nie jest potrzebne i niczemu nie służy. Natomiast dokumentacja powinna być mu udostępniania po zakończeniu postępowania, na jego wniosek. Prawo do wglądu do akt ma nawet oskarżony w procesie karnym, dlaczego habilitant miałby go nie mieć? Jedynym uzasadnieniem braku dostępu do dokumentacji jest ochrona układów.
- Nie wiem, czy habilitant po tej całej orce z przygotowaniem np. aytoreferatu ma ochotę przezywać to na nowo, to są jakieś tortury chyba.
- Na pewno powinien mieć wgląd do dokumentów wytworzonych podczas postępowania - w końcu dotyczą jego osoby. Do posiedzeń komisji i uczestnictwa w głosowaniu rady wydziału wydaje mi się, że raczej nie
- Powinien miec prawo wgladu we wszystkie dokumenty.
- Uważam, że nie powinien brać udziału w posiedzeniach komisji habilitacyjnej. To mogłoby wpływać negatywnie na wyniki takich posiedzeń, ale powinien mieć prawo do dyskusji po zapoznaniu się z protokołem z posiedzenia, a jego/jej uwagi czy zapytania powinny być rozważane przez członków komisji.
- Jeżeli ma życzenie to tak
- Nie orientuję się czy obecnie ma, jeśli nie to oczywiście że tak. Sam niedawno napisałem negatywną recenzję i poprosiliśmy habilitantkę na posiedzenie komisji, aby dokładnie wyjaśnić swój punkt widzenia i poznać zdanie habilitantki.
- Wgląd do dokumentów oczywiście. Udział we wszystkich posiedzeniach i czynnościach niekoniecznie. Odwołując się do praktyki prawnej, składy sędziowskie obradują na posiedzeniach zamkniętych ustalając wynik rozprawy.
- dokumenty tak, udział w komisji hab. -nie
- Uważam, że przywrócenie kolokwium habilitacyjnego jest nieporozumieniem. Decydować będą inne kryteria, niż rzetelna ocena dorobku habilitanta. Habilitant powinien być wzywany przed komisję tylko w przypadku wątpliwości komisji co do oceny dorobku habilitanta
- Prawo do uczestniczenia we wszystkich czynnościach - niekoniecznie, prawo do wglądu w dokumenty - jak najbardziej. Przysłuchiwanie się dyskusji komisji habilitacyjnej mogłoby tę dyskusję zaburzać - stąd nie, natomiast dokumenty dotyczą habilitanta i dlatego powinien mieć on w nie wgląd.
- Pytanie błędnie sformułowane. Dostęp do dokumentacji tak, zresztą gwarantuje to kpa.
- dostęp do dokumentów tak, ale bez uczestnictwa w pracach komisji
- niekoniecznie, do wszystkich dokumentów jest wgląd
- Nie wiem, choć jeśli postępowanie jest prowadzone w prawdzie, zgodnie z regułami, to transparentność jest tylko potwierdzeniem wartości samej w sobie, obserwator nie jest tylko pionkiem w grze.
- Nie wiem czy we wszystkich, jeśli będzie miał możliwość odpowiedzi na zarzuty recenzenta
- proceduralne sprawy powinny być w tle, merytorycznie jak bardziej
- Wgląd do dokumentów tak, udział w komisjach nie.
- Powinien mieć prawo do wglądu w dokumenty. Na pierwszą część pytań odpowiedź brzmi: nie.
- Samo postępowanie habilitacyjne w warunkach zdeprawowanej wspólnoty będzie zdeprawowane.
- Nie widzę sensu uczestniczenia w posiedzeniu komisji - po pewnym czasie zamieniłoby się ono w kolokwium habilitacyjne. Na posiedzeniu rady - po co? Jakie miałyby być ramy dyskusji? Sama obecność podczas głosowania? Habilitant ma wgląd w dokumenty: zarówno recenzje, jak i uzasadnienie decyzji komisji, które jest wyciągiem z protokołu posiedzenia i opinii członków komisji, a także protokół z posiedzenia Rady Wydziału są dla habilitanta dostępne (chociaż nie mam pewności co do ostatniego).
- Uważam, że w obecnej procedurze habilitant ma wgląd we wszystkie istotne dokumenty dotyczące postępowania habilitacyjnego.
- Uważam, że Habilitant ma prawo uczestniczyć w pewnych czynnościach natomiast głosowanie jest częścią, w której obecność Habilitanta jest zbędna.
- Uczestniczenia biernie czy czynnie? Za wglądem w dokumenty jestem, ale co do obecności mam mieszane uczucia (przedłużanie procesu, gdy habilitacja nie ma podstaw i skrępowanie dyskusji, itp.).
- Za wiele pytań naraz, nie da się odpowiedzieć TAK ani NIE.
- Obecnie (czy raczej wkrótce) mamy sytuację inną niż do końca września 2019 r. Ale byłem zwolennikiem zapraszania na spotkanie z komisja PO jej posiedzeniu i podjęciu decyzji. W dokumentację chyba każdy ma wgląd na stronie www CK (nie wiem, jak to będzie teraz wyglądało).
- W dokumenty ma wgląd.
- A do jakich dokumentów habilitant nie ma teraz dostępu? Problemem jest raczej to, że procedury odwoławcze w przypadku żenujących recenzji i wpływu animozji towarzyskich na wynik głosowania są nieefektywne.
- myślę, że nie jest to konieczne
- Trudno mi się do tego ustosunkować. Myślę, że habilitant nie powinien uczestniczyć w samym posiedzeniu komisji, ale być może powinien mieć dostęp do dokumentów.
- Do uczestnictwa w czynnościach nie, ale do wglądu w protokoły posiedzeń i inne dokumenty wytworzone podczas postępowania już tak.
- Posiedzenie komisji powinno zawierać część tajną, w której habilitant nie bierze udziału, jak miałby wyglądać udział w RW, czy habilitant miałby prawo głosu? Dostęp do dokumentów powinien być zapewniony na wszystkich etapach postępowania.
- Trudno powiedzieć, ale na pewno powinien mieć prawo do obrony.
- Powinien mieć prawo obrony (np. w formie odwołania) w razie negatywnej konkluzji, natomiast nie powinien brać udziału, tzn. próbować bezpośrednio wpływać, na decyzje w swojej sprawie.
- Uważam, że habilitant mógłby mieć wgląd do recenzji jego pracy.
- Uważam, że habilitant powinien mieć wgląd we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego, ale nie powinien uczestniczyć we wszystkich czynnościach (gdyż w moim mniemaniu może to mieć jakiś wpływ np. na członków komisji).
- To są dwa różne pytania. Dlaczego mam udzielić na nie jednej i takiej samej odpowiedzi?
- Habilitację należy znieść i skończyć z quasi-feudalną kastowością w polskiej akademii.
- Przy założeniu rzetelności postępowania nie powinno to być konieczne.
- Wgląd w dokumenty tak.
- nie wiem, może w spornych sprawach powinien być obecny. Dostaje przecież recenzje.
- Habilitant powinien mieć możliwość odniesienia się do uwag recenzentów i komisji. Nie powinien być obecny podczas głosowania rady wydziału, ale powinien mieć możliwość wypowiedzieć sie/odpowiedzieć na uwagi przed głosowaniem. Powinien mieć możliwość wglądu w dokumentację.
- Wgląd do dokumentów jest potrzebny
- Ponownie niewłaściwie sprecyzowane pytanie! Zbyt mało możliwych odpowiedzi! Habilitant nie musi uczestniczyć we wszystkich czynnościach w postępowaniu habilitacyjnym, ale powinien mieć możliwość odpowiedzi na recenzje i taka odpowiedź powinna zostać dołączona do dokumentacji postępowania habilitacyjnego.
10. Czy uważasz, że stopień doktora habilitowanego powinien być całkowicie zniesiony?
498 GŁOSÓW 37,99% |
646 GŁOSÓW 49,28% |
167 GŁOSÓW 12,74% |
TAK
pokaż odpowiedzi |
NIE
pokaż odpowiedzi |
NIE MAM ZDANIA
pokaż odpowiedzi |
- Tego wymaga zasada dostosowania się nauki polskiej do nauki światowej, w tym i europejskiej - bo chyba jesteśmy członkami UE?
- Po pierwsze zdobycie habilitacji często rozleniwia naukowców (wzrasta pensja i pojawiają się przywileje, a osiągnięć nie widać). Po drugie najprostsza droga do habilitacji to podczepienie się pod odpowiedniego promotora doktoratu. Po uzyskaniu doktoratu współpraca doktora i jego promotora nie ulega specjalnej zmianie aż do habilitacji - samodzielność to często fikcja.
- Utrzymywanie stopnia doktora habilitowanego pogrąża polską naukę, tworzy koterie "świętych krów", marginalizuje zdolnych naukowców (poprzez np. mobbing), którzy mogliby poprawić jej jakość.
- W krajach wysoko ucywilizowanych habilitacja nie jest nikomu potrzebna, a nauka może wieść prym. Przykładem są Stany Zjednoczone.
- Tak, ale wymagania ustawowe powinny być przeniesione do doktoratu
- Dobry doktorat wystarcza do prowadzenia samodzielnych prac badawczych
- Nie mamy nic do stracenia. Polska nauka leży na dnie i nic nie wskazuje, że szybko się z niego podniesie. Oczywiście zniesieni habilitacji to pewne ryzyko, ale z drugiej strony - czym my ryzykujemy? Zamiast habilitacji - rzetelne ocenianie dorobku naukowego, prac dla przemysłu, pracy ze studentami.
- - powinien być po prostu awans zawodowy, oczywiście jak zrealizowany pozostaje pytaniem otwartym. wydaje się, że powinno to być związane z całkowitą "przebudową" aktualnego systemu: począwszy od finansowania nauki
- Tak, powinien być całkowicie zniesiony. Sam stopień jest neutralny, ale patologie wokół jego uzyskiwania narosły takie, że "ideał sięgnął bruku". Obecnie habilitacja nie wnosi do nauki nic pozytywnego. Za to skutki negatywne wynikające z tolerowania patologii i, pośrednio, z utrzymywania tego stopnia po prostu zabijają uczelnie.
- Habilitacja w żaden sposób nie jest gwarancją poziomu naukowego, czy innowacyjności badań.
- Jesteśmy pod tym względem ewenementem w skali świata. Habilitacja zabija faktyczną kreatywność związaną z wdrażaniem rozwiązań do gospodarki, a to powinno być podstawowym celem każdego badacza.
- tak, albo przynajmniej powinien być czasowy. Skoro to ma być element promowania najlepszych to warto aby taki stopień ukazywał rzeczywiste osiągnięcia, a nie osiągnięcia sprzed lat. Po otrzymaniu stopnia często działalność naukowa ulega ograniczeniu...
- nie ma on większego uzasadnienia merytorycznego obecnie
- Hab jako twór uznaniowy, zależny od układów, znajomości, itp. jest nieetyczny i często hamuje rozwój naukowy (no bo trzeba się dostosować 'pod' ewentualną radę, itp.
- Stopień doktora habilitowanego powinien być zniesiony co najmniej 10 lat temu. We współczesnym świecie niezwykle trudno jest pracować indywidualnie nad poważnymi problemami badawczymi. Faktyczny rozwój nauki w Posoce powinien być oparty o zespoły badawcze.
- Nie jest potrzebny, jest to kolejny element obciążający naukę papierologią, ktoś policzył ile pieniędzy jest marnowane na przygotowanie, ocenianie, elementy towarzyszące wnioskom do habilitacji? Zamiast marnowanego czasu na przygotowanie wniosku habilitacyjnego (z obserwacji widzę że jest to bite 6 miesięcy) naukowiec przeprowadziłby badania i napisałby 2-3 publikacje w czasopismach międzynarodowych. W tym momencie jest tracony jego czas, pieniądze ministerstwa, tylko dla tytułu który na arenie międzynarodowej nie ma żadnej wartości, nie pozwala na lepszej jakości współpracę międzynarodową, nie umożliwia startu w prestiżowych grantach. Tylko dorobek publikacyjny powinien być wyznacznikiem dojrzałości naukowej, a nie nic nie znaczący tytuł, który cofając się 20-30 lat wstecz, był często nadawany za monografię i zeszyty naukowe w macierzystej uczelni.
- Powinien liczyć się dorobek naukowy i działalność na pozostałych polach zawodowych, a nie tytuły. Obecny system powoduje, że po zdobyciu habilitacji a najpóźniej profesury można "osiąść" na laurach, bo nie ma już motywacji.
- niech system będzie ukształtowany na wzór krajów rozwiniętych
- To tylko "wyścig szczurów". Celem jest nie wynik badania a stopień naukowy
- Jest to niepotrzebny element biurokracji i stresu. Badania naukowe powinny być bardziej swobodne, tylko wtedy mamy szanse na "dociekanie prawdy", poszukiwanie rozwiązań. Punktoza, parametryzacja, gonitwa za cytowaniami nie sprzyja temu co nazywa się "ciekawością naukową".
- Na uczelni są osoby, które rzetelnie pracują, bardzo dużo publikują oraz realizują wiele projektów badawczych, w tym także o charakterze wdrożeniowym. Osoby te powinny otrzymywać automatycznie tytuły profesorskie.
- Jeśli ma to tak wyglądać, to lepiej dać sobie z tym spokój.
- Aktualnie jest to wylęgarnia wielu osób nie mających żadnych predyspozycji oraz intuicji naulowej, a także tworzenie mafii naukowej, mającej na celu głównie przejmowanie środków finansowych.
- w obecnym systemie przyznawania punktów stopień ten sprowadza się przede wszystkim do "punktozy. Ludzie dopisuję siebie do art. których nie pisali, cytują siebie nawzajem aby mieć wyższe indeksy itp.
- Aktualny system ewaluacji dyscyplin naukowych wymusza wewnętrzną (w obrębie instytutu/uczelni) ewaluację pracowników naukowych i w krótkim okresie pozostaną jedynie publikujący, więc sama niewiele wnosząca w tym wypadku habilitacja nie jest potrzebna. Przy okazji wyczyszczona zostanie duża grupa osób, które po osiągnięciu habilitacji zapomniały że są pracownikami naukowymi i uważały się za nietykalne.
- Jesteśmy w UE, a zatem powinniśmy mieć taką samą "strukturę".
- Jet to niespotykany już na zachodzie archaizm
- Zdecydowanie tak. Tak jak jest w większości krajów na Świecie
- Tak, pod warunkiem podniesienia poziomu prac doktorskich. Powinny liczyć się tylko publikacje w renomowanych czasopismach z niekwestionowanym wiodącym udziałem kandydata. Jako niedobrą postrzegam praktykę stosowaną przez niektóre czasopisma z tzw. równego udziału (np. typu wieloosobowe pierwsze autorstwo).
- Wszystkie kraje wyprzedzające nas w rozwoju naukowym i społecznym już zniosły habilitacje. Więc uznano, ze są one niepotrzebne. My trzymamy się starych, nieaktualnych już zasad. I dlatego nasz gospodarka nie jest nowoczesna. Bez współpracy z nauką gospodarka nie będzie nowoczesna. A naukowcy nie chcą współpracować, bo robią nikomu niepotrzebne habilitacje.
- Nic nie daje, jest stratą czasu i pieniędzy podatników.
- Kilkakrotnie mieliśmy spotkania w sprawach publikowania w bardzo dobrych czasopismach naukowych z osobami, z takich krajów jak: USA, GB czy też Niemcy i każda z tych osób nas się pytała a co to za twór ta habilitacja, po co to? W jakim celu? Nikt nie był wstanie odpowiedzieć. Skoro, mówiąc kolokwialnie "na zachodzie" radzą sobie bez takich tytułów to dlaczego my nie mamy sobie poradzić? Czasami mam wrażenie, że jest to jeden z wielu tworów aby wymusić na ludziach rozwój naukowy. A jeśli ktoś się do tego obszaru w ogóle nie nadaje a pracuje w takim środowisku to nic go do tego nie zmusi. Owszem będzie robił, będzie sprawiał wrażenie, że się stara, ale podświadomie nie będzie wierzył w to, że w ogóle kiedykolwiek do tego dojdzie, że osiągnie ten stopień. Bo wiedzy na zrobienie doktoratu mu starczyło, ale na zrobienie habilitacji czy profesury już nie. Wtedy najczęściej dochodzi do naciągania osiągnięć.
- W ocecnej formie proces jest nie do przejścia dla człowieka, szczególnie takiego, który ma rodzinę, chce zachować zdrowie i ma jedno źródło utrzyn=mania na uczelni. Ci, którzy robią habilitację, albo, mają szczęście , że robia ją u siebie na uczelni i maja grono przychylnych ludzi wokół siebie, albo oszukują, albo płacą za to wysoką cenę i to dosłownie.
- Sprawność i skuteczność działań naukowych można sprawdzać poprzez efektywność publikacyjną, liczbę cytowań i "rozpoznawalność" badań naukowych w środowisku międzynarodowym, jak również skuteczność w pozyskiwaniu środków na badania naukowe. Proces habilitacji nie tylko zatrzymuje naturalny cykl pracy, ale wprowadza niepotrzebnie stres. Skoro każda praca publikowana w czasopismach z listy A podlega procesowi recenzji, to powtórne recenzowanie dorobku traci sens. Ważniejsze są procedury wewnętrzne uczelni, które oceniają dorobek pracownika.
- Nie jest potrzebny, skoro np. zlikwidowano minimum kadrowe. Teoretycznie aktywność naukowca powinna decydować o jego zatrudnieniu. W praktyce, bez względu na stopnie, pracują osoby nieaktywne.
- tytuł ten nie obowiązuje na większości uczelni europejskich
- Tak, jeżeli ktoś pracuje i wnosi do dyscypliny to powinien ubiegać się o tytuł profesora.
- Tak, ale pod warunkiem, że zniknie również tytuł profesora, który ma ewidentnie pozanaukowy charakter.
- Głównym problemem polskiej nauki jest bezkrytyczne przypisanie stopniom i tytułom nieomylności i autorytatywności, uniemożliwiając tym samym merytoryczną dyskusję, polemikę czy po prostu wymianę zdań. Zaprzestanie mechanizmu odgórnego potwierdzania nieomylności pozwoli wreszcie na normalność i rozwój nauki.
- oczywiście, że tak. Prawie na całym świecie funkcjonuje taki system. Zwłaszcza w obliczy nowej ustawy, wydaje sie to uzasadnione. Chcemy do czołówki światowej, a ciągle nam daleko...
- Jak najprędzej zniesiony. Habilitowani po 5 latach powinni być automatycznie przenoszeni do grupy profesorów po wypromowaniu 3 doktorów. To powinien być jedyny warunek. Wystarczający. Na dzień dzisiejszy środowisko prof "zwyczajnych" "dr hc multi" robi co może, aby utrudnić awans młodszym kolegom (może dlatego, że są od nich słabsi? Kolejne pokolenie zawsze jest bystrzejsze - stąd rozwój cywilizacji.)
- Nie widzę żadnych znaczących zysków z jego istnienia. Nie widzę różnic pomiędzy jakością badań naukowych prowadzonych przez osoby po habilitacji i przed nią, których nie dałoby się uzasadnić dostępnością większych środków.
- Rozwój innowacji to droga w innym kierunku niż działalność publikacyjna brana pod uwagę podczas oceny okresowej pracownika i parametryzacji uczelni. Innowacje powstają w wyniku realizowanych prac badawczych własnych lub sformalizowanych - projektowych. Sama usłyszałam że jeśli projekt (opracowania innowacyjnej technologii) jest dla ciebie ważniejszy to habilitacji nie zrobisz. Mój proces habilitacyjny trwa 5 rok, bo projekt był dla mnie ważniejszy, a jego sukces nie jest przesłanką uznania dorobku.
- Tak ale uważam TAK tylko dlatego, że nie posiadam tego stopnia w przeciwnym wypadku zaznaczył bym NIE.
- nie bardzo wiem co ma zmienić w życiu naukowca - nagle stanie się samodzielny? znam osoby które ledwo przechodziły ocenę pracownika ale stopień dostały
- Tylko dorobek naukowy i autorytet mają kluczowe znaczenie.
- Jest reliktem przeszłości, większość krajów doskonale sobie radzi bez niego.
- Byłaby to sytuacja zbliżona do krajów Europy Zachodniej
- Stopień ten stracił znaczenie w obliczu licznych patologii, które miałem możliwość obserwować w ostatnich latach. Z uwagi na ścisły kontakt z przemysłem lotniczym mogę powiedzieć, że wielu znanych mi osobiście profesorów i dr hab. nie dorównuje poziomem merytorycznym zwyczajnym inżynierom-specjalistom. Nadanie stopnia dr hab. nauk technicznych powinno być uzależnione od OBOWIĄZKOWEGO dwu-trzyletniego stażu przemysłowego i realnych wdrożeń/projektów zrealizowanych w tym czasie i zweryfikowanych praktycznie.
- To jest największy bloker rozwoju polskiej nauki.
- awanse związane z pracą naukową powinny byc oparte na dorobku naukowym ocenianym w jednostce macierzystej.
- jedynym miarodajnym miernikiem pracy naukowej są wydawane artykuły.
- Tak, przynajmniej w takiej formie. Obecnie stopień ten uzyskuje się na podstawie punktów, wskaźników, liczby publikacji a nie rzeczywistej wartości dorobku i rzeczywistego wkładu w rozwój danej dyscypliny. Ponadto skupienie się na uzyskaniu stopnia dr hab. przeszkadza w pracach w zespołach badawczych lub tworzeniu własnego zespołu (w dużej mierze dorobek musi być samodzielny). W efekcie tworzy się duże grupy samodzielnych pracowników naukowych, bez własnych zespołów, z własną tematyką badawczą.
- Ponieważ postępowanie habilitacyjne nie wnosi nic twórczego a przygotowanie dokumentów zajmuje około roku, ponad roku. Można w tym czasie badać i publikować.Poza tym, postępowanie habilitacyjne to koszt ponad 20 tys. zł. Za koszty postępowania płaci podmiot zatrudniający, ale kandydat podpisuje lojalkę w które jest napisane że jeśli nie uzyska stopnia dr hab. jest zobowiązany do zwrotu tych pieniędzy! To jeden kopniak w tylną cześć ciała. Jeśli nie ma habilitacji traci też pracę, a to drugi kopniak! Koszty postępiania to jest sedno habilitacji proszę sobie przemnożyć około 20-25 tys za postępowania x około 1000 habilitacji tj. do zarobienia około 20-25 mln złotych. I o zarobienie tych pieniędzy idzie, a nie chodzi o habilitacje!
- Tak, jest to relikt przeszłości. Bat i straszak na naukowca (bo będzie zwolniony - patrz statut uczelni, ustawa) i narzędzie samozadowolenia dla pewnej grupy.
- Utrzymywanie stopnia doktora habilitowanego jest efektem walki "starej kadry" o "rząd dusz" nad młodszymi a także sprzyja niedopuszczaniu młodego pokolenia do rozwiazywania problemów naukowych metodami, których starsi już nie "jarzą".
- Może wystarczyłoby gromadzenie dorobku do profesury? Habilitacja jest dodatkowym stresem, chociaż oczywiście nie każdy jest w stanie tą habilitację zrobić.
- Ja straciłem, walcząc z habilitacją, dwa lata pracy naukowej. Widać to w moich publikacjach.
- Uważam że dążenie do zrobienia habilitacji blokuje rozwój naukowy, a nie wspiera.
- Powinno nastąpić to już dawno temu.
- Ocena pracy naukowej mogłaby być oparta na wymiernych wskaźnikach (IF, etc.) - i łatwiej byłoby wtedy porównywać osiągnięcia.
- Powinniśmy być rozliczani tylko za jakość badań naukowych, obecnie konieczna jest "produkcja" dużej ilości publikacji, aby uzyskać odpowiednio wysoką ilość punktów potrzebną do uzyskania habilitacji. Ta "punktoza" sprawia, że liczy się ilość publikacji, co nie do końca może być podparte jakością badań.
- Stopień ten nie przekłada się na osiągnięcia badawcze , wsparcie udzielane w pozyskiwaniu grantów młodszym pracownikom itp.
- W obecnej sytuacji samo postępowanie habilitacyjne jest na tyle nierzetelne, skorumpowane, że nie widzę sensu w dalszym utrzymywaniu tego stopnia.
- Ważniejsza jest regularna i efektywna praca naukowa lub naukowo-badawcza niż jednokrotne spełnienie nieścisłych kryteriów habilitacyjnych wiążące się z olbrzymimi nakładami finansowymi i organizacyjnymi niewspółmiernymi do korzyści.
- najczęściej jest to napisanie kolejnego wypracowania domowego, z wyczuciem nastrojów i fobii wśród możliwych recenzentów.
- Tak, z założeniem podniesienia rangi naukowej i innowacyjności doktoratu. Ponadto ze względów oszczędności finansowych (koszty postępowań) a dodatkowo malejących dotacji MNiSW na badania statutowe i działalność uczelni wyższych
- Mnożenie stopni naukowych sprzyja tworzeniu powiązań i układów służbowo-towarzyskich. Ma to duże znaczenie w dziedzinie nauk humanistycznych. Jest przeszkodą w porównaniu z uczelniami z większością krajów, z którymi konkurujemy w rankingu uczelni).
- Instytucja archaiczna, do zniesienia.
- Habilitacja jest niepotrzebnym stopniem naukowym. Dobrze, moim zdaniem uzasadniono to w następującym artykule: http://pauza.krakow.pl/400_2_2017.pdf
- Również trudno jednoznacznie stwierdzić. Z jednej strony jest to nobilitacja i nagroda za dotychczasowe dokonania (oczywiście jeśli chodzi o niepatologiczne nadania dr hab.). Z drugiej strony jest to śmierć dla nowych dokonań naukowych, po hab. ludzie wydają ew. książki, ale żadnych ciekawych badań już nie prowadzą (w wielu przypadkach). Poza tym ważne jest umiędzynarodowienie wielu państwach nie ma habilitacji, i zasadniczo habilitacje nie ocenia dorobku naukowego. Myślę, więc że nie jest konieczna, gdyż więcej z habilitacją jest polityki (uczelnianej) niż nauki.
- Tak, w obecnej formie, wymyślonej przez kilku urzędasów z miniestestrwa, których narracji całe środowisko grzecznie się poddało, habilitacja nie ma sensu. Jest karykaturą dawnego stopnia i parodią naukowego awansu.
- Umiejętność prowadzenia badań naukowych poświadcza doktorat. Nie widzę potrzeby dalszego udowadniania tego faktu, skoro o dojrzałości naukowca świadczy jego droga naukowa - nie tylko dorobek naukowy, ale jego zadowolenie z objętej drogi, gotowość do przekazywania doświadczeń i wiedzy młodszym kolegom.
- Odnoszę wrażenie, że habilitacja służy do "odsiania ziarna od plew". Rozwiązaniem są "kontrakty profesorskie". Jeżeli Uczelnia/Wydział/Katedra potrzebuje pracownika to ogłasza konkurs i wybiera najlepszego. Najlepsi maja kontrakty a pozostali tylko dr przed nazwiskiem. Habilitacja to przestarzałe narzędzie.
- porównując osoby, które mają takie stopnie, istnieje między nimi tak duża dysproporcja dorobku, pracy, zasad itp., Zniesienie go byłoby korzystne
- Stopien dokt. hab. nie spełnia żadnej istotnej funkcji.
- Jestem zwolenniczką modelu anglosaskiego, gdzie nie ma habilitacji i o kolejnych stopniach kariery decyduje dorobek i konkursy.
- Jest tylko dodatkowym elementem, który wydłuża czas usamodzielniania się pracownika naukowego i podejmowania przez niego interesujących go tematów. Perspektywa oceny prowadzi do konserwatyzmu myślowego i oportunizmu. Wydłużanie czasu osiągnięcia samodzielności naukowej prowadzi do sytuacji kiedy możliwość prowadzenia oryginalnych, samodzielnych badań przypada na okres życia, kiedy kreatywność i gotowość do podejmowania nowych wyzwań jest już obniżona. Habilitacja służyła też utrzymywaniu adiunktów w zależności od profesorów (szefów katedr, zakładów itp.), bowiem w końcu o powodzeniu procesu habilitacyjnego decydowała rada wydziału na której profesorowie byli stale obecni, a habilitant - nie. Znam przypadki (także z własnej jednostki) gdzie profesorowie utrudniali swoim podwładnym przeprowadzenie procesu habilitacyjnego by uniemożliwić choćby częściowe usamodzielnienie się pracowników.
- Przy masowości doktoratów, to jedyna gwarancja uzyskania kwalifikacji na "mistrza" w rozumieniu liczącego się w środowisku autorytetu naukowego, o uznanym dorobku, który tworzy własną "szkołę".
- w żaden sposób, przy polskiej mentalności, nie wpływa na poprawę jakości uprawiania nauki; zbyt często jest to robienia kolejnego stopnia, gdyż tego wymagają przepisy
- Należy zlikwidować rozwiązania wokół których wytworzyła się patologia.
- 1. Wywodzi się z pruskiej tradycji (uczony mógł po jej uzyskaniu przebywać na dworze królewskim ale bez swojej małżonki). 2. W II Rzeczpospolitej tylko na UJ na Wydziale Prawa stanowił coś w rodzaju "dodatkowego egzaminu" dla zainteresowanych. 3. W PRL stał się narzędziem kontroli środowiska naukowego, czego kontynuację obserwujemy dziś w jak największej ciągłości.
- Ze względu na wszystkie powyższe pytania i wątpliwości z tym związane uważam, że stopień doktora habilitowanego zdecydowanie powinien być zniesiony. Jest to sztuczny twór, który w założeniu ma oddzielać "uprzywilejowanych" od reszty, a z punktu widzenia poziomu naukowego o niczym nie przesądza. Pracownicy powinni podlegać ocenie pracowniczej na podstawie jasnych kryteriów dobranych do jednostek w których pracują i uwzględniających ich specyfikę oraz od stanowiska zatrudnienia. Absurdem jest to, że tak samo oceniani są adiunkci, profesorowie, adiunkci z habilitacją. Skoro mają inne pensa, inne obowiązki, inne wynagrodzenie to oczywiście powinni podlegać innym wymogom oceny. Tak samo rewelacyjnym naukowcem i szefem grupy może być adiunkt jak beznadziejnym pracownikiem profesor. Tytuł i stopień naukowy nic do tego nie mają
- W dzisiejszym systemie brak jest przejrzystego i uczciwego procesu habilitacyjnego.
- Tak, w obecnym kształcie habilitacja utrwala system "feudalny" i utrudnia prowadzenie badań naukowych. Zamiast prowadzić np. długofalowe badania traci sie czas na spełnienie wymogów habilitacyjnych.
- Tak, bo habilitacja przypada na najbardziej twórczy i kreatywny okres naukowca i "zabija" jego produktywność naukową. Mianowicie skupia się on na tzw. cyklu publikacji jednotematycznych zamiast rozwijać innowacyjne i twórcze badania w zespołach interdyscyplinarnych.
- Przy jednoczesnym zaostrzeniu kryteriów nadawania stopnia doktora (np. obowiązek publikacji w czasopismach z listy A/JCR)
- Tak, jako obowiązek. Natomiast w przypadku powiązania awansu związanego ze stopniem z uposażeniem mógłby być kryterium zaszeregowania pracownika w tabeli wynagrodzeń,
- Nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia.
- Stopień MOŻE zostać zniesiony pod warunkiem, że zaistnieją powszechne, czytelne i rzetelne procedury doktorskie oraz kadrowe (zatrudnienia i awanse). To w nich kryje się problem, a nie samej habilitacji, która w tej chwili i tak już wiele straciła na znaczeniu.
- bo to generownie "świętych krów" którym po habilitacji niewiele się chce wnosić do innowacyjności
- - relikt przeszłości, podczas wyjazdów na uczelnie zagraniczne - niezrozumiały
- Stopnie nadawane centralnie powinny być zniesione. Dużo bardziej efektywny jest system, w którym poszczególne wydziały czy instytuty dbają o to, aby zatrudniać jak najlepszych ludzi na stanowisku prof. uczelni czy prof. PAN. Oczywiście wtedy ranga takiego profesora uczelni będzie zależała od uczelni.
- Ta ankieta byłaby niepotrzebna, a ja być może mógłbym już kupić polski samochód, no, może chociaż telefon komórkowy?
- Zdecydowanie tak. Rodzi on tylko patologie i nie jest żadną obiektywną miarą czy podsumowaniem dorobku naukowego. Obecne przepisy prawa są bardzo niekorzystne dla młodych kobiet, które czując presję czasu, muszą wybierać między wychowaniem dzieci, a karierą naukową.
- Uważam, że habilitacja to zwykła formalność, ktoś kto jest dobrym naukowcem robi habilitację niejako przypadkiem (z boku), ona sią po prostu dzieje bo mamy osiągniecie. Proponowałabym po skończeniu doktoratu... rotację profesorską (15 lat na osiągnięcie tytułu profesora) to wystarczy by zmotywować środowisko do działania.
- Nie widzę żadnego powodu, dlaczego taki stopień miałby zostać utrzymany. Dawne zaszłości, które prowadzą do budowy klasy próżniaczej.
- Uczony powinien być weryfikowany na bieżąco (okresowo), a nie raz w życiu przed habilitacją. Po habilitacji wiele osób nie robi nic, bo nie musi.
- Doktor będący na uwięzi ustosunkowanych starszych kolegów, od których zależeć będzie jego byt we wspólnocie badawczej, nie dojrzeje intelektualnie, etycznie, kompetencyjnie. Strawi mnóstwo czasu w gwarantującym mu sukces sługusowaniu protektorom.
- Nie zniesiony, ale zastąpiony: uważam, że wysokość wynagrodzeń powinna być uzależniona od JAKOŚCI pracy naukowej. Podczas ewaluacji okresowej powinno się wręcz ustalić ilościowy limit na proponowany do oceny dorobek. Obecnie monografie habilitacyjne, a nawet serie artykułów, zbyt często są pisane na szybko i na siłę i wydawane są w lokalnych wydawnictwach naukowych. Habilitacja premiuje przede wszystkim ilość, a nie jakość, gdyż dwa artykuły na najwyższym poziomie nie wystarczą za dokonanie habilitacyjne, natomiast mierna monografia albo seria miernych artykułów już często jest uznawana za wystarczającą.
- Jest uzasadnienie w kazdym pytaniu od nr 1 do 9
- W naukach matematyczno-przyrodniczych i technicznych jest calkowicie niepotrzebny Opoznia rozwoj naukowy. Przegrywamy z zachodem.
- W krajach cywilizowanych (zachód) wystarcza samo Ph.D. (doktorat). O tym, kto kim jest, świadczy dorobek naukowy oraz publikacje w wysokopunktowanych czasopismach z IF z list JCR. Dlaczego my, mimo habilitacji i profesur nie mamy noblistów, a USA tylko i wyłącznie ze stopniem doktora mają takie sukcesy naukowe?! Odpowiedź jest prosta nie stopnie i tytuły a praca własna oraz finansowanie badań gwarantują osiągnięcia naukowe!!! PS Tytuł naukowy w Polsce jest tylko jeden: profesor. W ankiecie jest w tym obszarze błąd:D
- Profesura powinna być na uczelni, czy awans zawodowy, tak jak jest u nauczycieli, a tak za "podszepnięciem" innych, nagle recenzenci są "jednomyślni" w negatywnej ocenie. Zbyt wiele złego się tu dzieje. "Kasta" będących u władzy "leśnych dziadków" decyduje o życiu, zdrowiu innych osób, nie kierując się obiektywizmem
- jest to wymóg tylko w krajach niemieckojęzycznych
- habilitacja utrudnia osobom zdolnym pracę naukową (muszą oderwać się od pracy naukowej żeby napisać :"gniota" na stopień i tracą czas). Natomiast habilitacja ułatwia miernotom wejście do grupy samodzielnych - szczególnie w ostatnich latach kiedy rola CK została sprowadzona do minimum tysiące osób napisało słabiutkie prace i teraz mamy zalew dr hab. bez naukowego przygotowania i bez dorobku. W niektórych środowiskach ludzie wstydzą się przyznać że są de hab. - lepiej brzmi doktor albo profesor (od biedy jeszcze szanuje się stare habilitacje sprzed 20 lat - nowe na ogół nie mają żadnej wartości w oczach środowiska)
- Jest to niezrozumiałe w kontekście krajów anglosaskich, które należą do wiodących naukowo.
- Oceniany powinien być wkład w rozwój nauki, na przykład regularne publikowanie za granicą czy udział w konferencjach, a nie tytuł uzyskany na podstawie archaicznych wymogów nadany przez jakieś ciała, które nigdzie na świecie nie są respektowane Na uczelniach nadal stosuje się kryteria oceny, które sprowadzają się do przymusu uzyskania habilitacji; jednym z nich jest także udział w komisjach, który nie ma wiele wspólnego z rozwojem światowej nauki
- Tak, to jest sedno. Bo w przypadku nauk technicznych osoba, która przeszła stopień dr i dr habilitowany, jest już mało przydatna dla gospodarki. Kiedy trzeba podjąć innowacyjny projekt rozwojowy w gospodarce, to utalentowani "zwykli" inżynierowie z przemysłu dają sobie z tym radę a spośród doktorów habilitowanych niezwykle trudno znaleźć kogoś, co potrafi ....Dlatego w kontaktach z zagranicznym przemysłem zazwyczaj ukrywałem fakt posiadania czegoś więcej niż dr
- W większości krajów świata nie ma habilitacji. Warto być może zaostrzyć nieco kryteria przyznawania doktoratów.
- Stanowisko profesora powinno zależeć od dorobku dra, zwłaszcza w ostatnich latach. Często występują przy habilitacji w Polsce patologie w spomniane wcześniej. Najgorszą jest to, że często mierne osoby ale z habilitacją oceniają nierzetelnie osoby dużo lepsze od siebie.
- Wcześniej jednak należy podnieść wymagania stawiane przy realizacji i nadawaniu naukowego stopnia doktora.
- W obecnej formule, kiedy habilitacja jest w zasadzie procedurą administracyjną, nie widzę uzasadnienia dla jej utrzymywania.
- nie widzę żadnego dobrego powodu dla jego utrzymania
- tak, jeżeli nadawanie takiego stopnia ma wyglądać tak jak obecnie, czyli "z łapanki", lub w układzie towarzysko-rodzinnym albo dlatego że komuś kończy się okres zatrudnienia na etacie adiunkta to lepiej ten stopień znieść
- Obniżenie rangi wszystkich stopni naukowych i nadawanie ich wszystkim tym, którzy zechcą nie ma żadnego sensu - tworzy tylko kolejną kastę.
- W momencie, w którym system oceny pracownika (związany z kategoryzacją i finansowanie jednostki) nastawiony jest na najlepsze publikacje stopień dr hab. może zostać zniesiony.
- nie służy niczemu; osoby chcące uprawiać naukę nie powinny być do tego zmuszane a środowisko dzielone na lepszych i gorszych - tych bez i tych 'z' - z obserwacji wynika, że ten bez przewyższa niejednokrotnie osobę posiadającą stopień
- Długo byłem zwolennikiem utrzymania habilitacji, ale ostatnie lata spowodowały, że zmieniłem zdanie. Habilitacja daje nierzetelnie ocenionym habilitantom (na ich korzyść) fałszywe poczucie wyższości nad kolegami bez habilitacji oraz uprawnienia wynikające z posiadania stopnia nieadekwatne do ich rzeczywistych umiejętności. Z powodu ciągle wysokiego odsetka nierzetelnych procedur habilitacyjnych, habilitacja nie działa jako sito odsiewające złych badaczy. Zniesienie habilitacji nie wyruguje leni i nieudaczników z nauki, ale nie będzie ich więcej niż dzisiaj, a przynajmniej tyle więcej, żeby opłacało się utrzymywać procedurę habilitacyjną. Natomiast wielką stratą dla nauki jest zmuszanie młodych naukowców do zajmowania się problemami bezpiecznymi i zapewniającymi habilitację zamiast zachęcania do samodzielnych poszukiwań, które nie zawsze muszą kończyć się habilitacyjnymi wynikami.
- Nie wystepuje w innych częściach swiata.
- w większości krajów habilitacja nie istnieje, tytuł doktora, a potem stopień profesora są wystarczające
- Uznaję ten stopień (posiadając go zarazem) za niepotrzebny. Wzmacnia nadmiernie hierarchię akademicką poprzez posiadanie stopnia a nie przez kompetencje naukowe, doświadczenie, wiedzę i osiągnięcia. Zmusza to "pudrowania" dorobku pod kątem stopnia, zamiast skupiać się na sensownej pracy.
- Sztucznie ogranicza rozwój nauki. Często habilitowany jest "lepszy" tylko dlatego, że jest "hab"
- W obecnej formie raczej tak. Powinno się doceniać kreatywność i innowacyjność
- przy obecnych przepisach - tak
- Habilitacja jest ostatnia faza egzystencji w nauce bo po jej uzyskaniu trzyma się dr habilitowanego tylko dla pkt. Jest to marnotrawienie zasobów finansowych.
- Niestety często osoby bez habilitacji więcej współpracują z praktyka, są bardziej innowacyjne w swojej pracy, są lepszymi dydaktykami. Tylko nie maja wystarczająco dużo samozaparcia do kolekcjonawania punktów. W mojej dziedzinie prace praktyczne, związane z rozwojem polskiej gospodarki nie są miłe widziane w międzynarodowych czasopismach bo są zbyt lokalne.
- W obecnym systemie - nie ma sensu.
- System w Polsce jest opóźniony w stosunku do europejskiego, gdzie habilitacja już od dawna nie obowiązuje. Osoby z dorobkiem naukowym, a jest ich sporo, nie powinny mieć problemu z uzyskiwaniem profesury, a także nagród i innych form dodatkowego finansowania, aby dalej się rozwijać. A tak niestety nie jest. Bywa, że dla doktorów brakuje pieniędzy nawet na wyjazd konferencyjny. Mimo, że pieniądze na Wydziale są, ale otrzyma je np. profesor, a nie doktor i to jeszcze, stosunkowo, młoda kobieta.
- Stopień ten blokuje rozwój naukowy na arenie międzynarodowej; w obszarze badań humanistycznych naukowcy czekają na zakończenie procedury habilitacyjnej i dopiero po tem "ruszają" ze swoimi ideami w świat; wiąże się to z 10 letnim zastojem; w kontaktach międzynarodowych zachodnich jest to stopień niepotrzebny; inaczej sprawa wygląda w kontaktach z krajami poskomunistycznymi, gdzie przywwiązuje się dalej wagę do tego stopnia; w tym też względzie może to być narzedzie planowanego zastoju lub regresu narodowej humanistyki względem np. humanistyki rosyjskiej. O jakości pracy badawczej powinien decydować dorobek oraz jakość artykułów publikowanych w czasopismach z IF.
- wartość naukowca powinna być oceniana na podstawie jego pracy badawczej i osiągnięć, a nie testów czy egzaminów. Poza tym na świecie nie ma czegoś takiego jak dr hab.
- Tak, bo takie są standardy w wielu krajach, gdzie nie można zarzucić niskiego poziomu nauki, bo co roku mają noblistów...
- Stwarza tylko bariery i powoduje powstanie patologii.
- Jest to w moim przekonaniu anachronizm. W wielu krajach stopień taki nie funkcjonuje, a rozwój naukowy tych krajów jest dużo większy niż w Polsce.
- można rozliczać osoby na podstawie publikacji i grantów
- aktualny przebieg uwłacza człowieczeństwu
- Zwracam uwagę na zaburzenie struktury decyzyjnej już na poziomie katedry. Istnieje obecnie wiele jednostek, w których szef kieruje strukturą złożona z kilkunastu pracowników samodzielnych i jednego doktoranta.
- To jednostka powinna dbać o poziom prowadzonych w niej doktoratów i sama określać, na podstawie jej wewnętrznych kryteriów kto do prowadzenia doktoratów się nadaje.
- Zdecydowanie tak! Nauce potrzebni są ludzie mądrzy, obdarzeni pasją i wyobraźnią a nie ludzie utytułowani. Konieczność uzyskiwania stopni naukowych sprawia, że aktywność młodych pracowników nauki zostaje skierowana na "ślepy" tor, wiodący jedynie do tzw "kariery naukowej" sprowadzającej się do kilku literek przed nazwiskiem, tor z którego później bardzo ciężko zawrócić.
- tak. Moim zdaniem habilitacja nie jest potrzebna, wystarczą oceny pracownicze co 4 lata, na których pracownik składa dokumentację dorobku, ma wytyczne, co powinien na rok - na cztery lata wykonać (u nas na Wydziale: jest określone jakie artykuły za ile punktów trzeba opublikować)
- Tak, ale pod warunkiem zaostrzenia kryteriów merytorycznych przy nadawaniu stopnia naukowego doktora oraz wypracowania sensownych kryteriów oceny dorobku naukowego przy awansach na stanowiska profesorskie. Postępowania habilitacyjne są okupione stratą czasu nie tylko habilitanta, ale również członków komisji i rad wydziałów. Nie bez znaczenia są również koszty postępowań.
- pod warunkiem zwiększenia wymagań wobec doktoratów i zrównania ich z PhD
- Pokrzywdzone są często osoby, które nie są w "układach" . Mając dużą wiedzę merytoryczną są kierowane w Katedrach do wielu zadań np. dydaktycznych (corocznie nowe moduły), a to z czasem eliminuje te osoby z możliwości habilitowania, gdyż nie miały czasu na badania naukowe.
- Dążenie do uzyskania hab. pochłania zbyt wiele czasu i energii, którą ludzie nauki powinni kierować w stronę prawdy, badań, odkryć i wynalazków! Nasze Państwo na tym traci, tracą rodziny naukowców, tracimy my wszyscy.
- Tak, opowiadam się za systemem anglosaskim, z najwyższym stopniem doktora. Stanowisko zatrudnienia powinno pozostawać w gestii uczelnii.
- Pracownik powinien być oceniany za systematyczną pracę i cały dorobek. Dotychczasowe różne kryteria dla różnych grup (w zależności od terminu obrony doktoratu) są dalece niesprawiedliwe. Część pracowników z dużym dorobkiem zwalnia się po 8 latach, ponieważ nie wyyrobili się z habilitacją. Inni z kolei mają znikomy dorobek i są na uczelni 16 lat i dłużej. Skrócenie czasu na habilitację po 2006 roku uderzyło w szczególności w kobiety. Aktualny model późnego macierzyństwa często nakłada się z okresem wymaganej habilitacji. Jeżeli chce się rzetelnie wykonywać bieżącą pracę naukowo-dydaktyczną i godzić ją z macierzyństwem wykonanie dużego projektu i napisanie książki w tak krótkim okresie jest często niemożliwe. Zresztą jak pokazują statystyki, średni okres na zrobienie habilitacji to 15 lat.
- To tytuł pośredni, bez większych implikacji na uczelni.
- Jest to tylko pretekst chronienia interesów osób posiadających habilitację .
- Osiągnięcia (publikacje, projekty, granty) są ważniejsze i świadczą niepodważalnie o jakości i wartości pracy naukowej. Habilitacja stanowi często raczej barierę niż motywację do rozwoju naukowego.
- Tak. W mojej pracy naukowej habilitacja nie ma żadnego związku z jakością prowadzonych badań oraz liczbą publikacji. Publikuję, ponieważ prowadzę badania. Wolałbym publikować znacznie więcej artykułów naukowych, niekoniecznie w formie powiązanego ze sobą ciągu, a nie pracować nad monografią, która jest po pierwsze niecytowalna, a po drugie kto kupi książkę za 60/100 pln będącą habilitacją pisaną dla innych naukowców. W tym roku składam wniosek habilitacyjny. I nawet jeśli uzyskam stopień będę za zniesieniem habilitacji. Dlaczego? Nie widzę sensu w utrzymywaniu instytucjonalnej fikcji związanej z postępowaniami awansowymi. Zaufajmy uczelniom, jeśli będą chciały mieć kategorię A+ lub A, to niech zatrudnią świetnych doktorów. Habilitacja wymaga jednak od takich uczelni zatrudniania dr hab. Niekoniecznie ma to sens.
- Jeżeli badacz pracuje naukowo, to będzie to robić niezależnie od posiadanych tytułów. Natomiast poraża liczba osób z tytułami, których działalność naukowa była i jest mizerna, a stopnie naukowe uzyskują w "magiczny" sposób!
- Zdecydowanie tak. W Polsce nastąpiła deawulacja tytyłów naukowych, nie jest problem znaleźć profesora zwyczajnego z bardzo niskim dorobkiem naukowym czy wskaźnikami parametrycznymi jak indeks Hirsha.
- W tej formie i tak jest to w wielu przypadkach farsa.
- Ponieważ z jednej strony polska nauka udaje, że chce się dopasować do nauki anglosaskiej, a z drugiej, wbrew tej logice, obstaje przy austriackim systemie stopni naukowych. Ponieważ system ten przy polskiej mentalności służy tylko do wyznaczenia porządku dziobania. Ponieważ jest szkodliwy dla tworzenia zespołów naukowych. Ponieważ za dużo ludzkiej energii przeznacza się na potwierdzenie pozycji w stadzie, zamiast na rozwiązywanie palących problemów ludzkości.
- Zdecydowanie tak, ponieważ osoby, które takie postępowanie przeszły pozytywnie pod względem naukowym są często gorsze od tych co tego stopnia nie mają.
- Obecnie habilitacja rodzi patologie w środowisku naukowym, nie podnosi jakości badań, wręcz je obniża. Obecnie wytworzyło się "produkowanie" habilitacji, wyniki do habilitacji publikowane są w mało prestiżowych czasopismach, a same badania są przesiewowe.
- 1. Habilitacja to najbardziej bezsensowny okres w karierze naukowej. Zamiast po prostu prowadzić badania i publikować - w zależności od splotu czynników, takich jak osobiste zainteresowania i możliwości w zakresie kontaktów badawczych i finansowania, a także możliwości i preferencje danej jednostki naukowej - adiunkci zajmują się kalkulowaniem, co i jak przedstawić jako osiągnięcie habilitacyjne, a co jako dodatkowy dorobek. Jest to strata czasu i energii. 2. Habilitacja to fundament systemu quasi-feudalnego/kastowego i to w różnych wymiarach: od zarobków, poprzez pompowanie prestiżu, po uprawnienia np. w przewodach doktorskich. Najgorsze są jednak różnice zarobków i pensum. A przecież jedna godzina dydaktyczna magistra, doktora i doktora habilitowanego (również profesora) to dokładnie ta sama godzina pracy, nierzadko rzetelniej wykonywanej przez magistrów lub doktorów niż przez tych wyżej w hierarchii. Habilitacja to przemoc symboliczna w służbie wyzysku.
- Kwestię tę należy widzieć w kontekście dużej hierarchizacji polskiego środowiska naukowego, która jest podstawową przeszkodą dla wzrostu poziomu polskiej nauki.
- Jest archaizmem, który podtrzymuje nieefektywną hierarchiczność w jednostkach naukowych.
- Jeśli to stopień byłby jedynym warunkiem dalszego zatrudnienia - tak, powinien być zniesiony.
- Stopień subiektywizmu, patologii i niesprawiedliwości w jego nadawaniu jest tak duży, że lepiej ten stopień całkowicie znieść.
- nie ma sensu
- w wielu krajach nie ma tego stopnia i jest tam nauka na bardzo wysokim poziomie.
- W wielu krajach tak jest - liczy się dorobek a nie stopień - znam osoby z tytułem profesorskim dające wydzialowi 30 pkt rocznie maksymalnie a w tym damy czasie doktorka przyniesi ich ponad 200!!
- Obecna sytuacja powoduje tylko ogólną panikę i niezdrową rywalizację. Wystarczy (w przypadku wliczenia do N) w nowej ustawie obowiązek publikowania.
- Absolutnie powinien pozostać z wymogiem napisania książki. To dyscyplinuje i pomaga uporządkować wiedzę habilitanta
- Stopień ten nie musi przyczyniać się do podniesienia poziomu badań oraz uzyskiwania lepszych wyników naukowych.
- Nie funkcjonuje niemal nigdzie na zachodzie, a u nas warunki i wymogi uzyskania habilitacji na różnych uczelniach, a nawet wydziałach w ramach jednej uczelni różnią się tak dalece, że nie jest to miarodajny wyznacznik etapu kariery.
- Zdecydowanie nie! Doktorat to praca analityczna, habilitacja syntetyczne. Razem tworzą dopiero kompletnego badacza.
- Zniesienie oznaczałoby upadek nauki.
- Doktoraty obecnie są na bardzo niskim poziomie często.
- Ten stopień jest mimo wszystko potrzebny.
- Nie obowiązkowy
- Zniesienie stopnia doktora habilitowanego z pewnością doprowadzi do degradacji środowiska naukowego w naszym kraju.
- poziom doktoratów w Polsce jest niski i habilitacja stanowi kolejny filtr i przymus aktywności naukowej. Dopiero po podniesieniu jakości można myśleć o zniesieniu habilitacji
- Spędziłam 20 lat żyjąc więcej niż skromnie, bo mówiono mi, że po habilitacji będę mieć dobre życie. Teraz uczelnie prywatne zbudowane na drugich etatach kadry z uczelni prywatnych (nie moich!) walczą o kasę i o "równouprawnienie". PO TO stworzono uczelnie państwowe, że są finansowane przez państwo. A uczelnie prywatne generują zyski dla prywatnych właścicieli. Moim zdaniem, lobbing i łapówki dla różnych wpływowych osób spowodowały, że zrównano uczelnie prywatne i państwowe. To może sprywatyzujmy administrację i w ogóle, niech rząd będzie też sprywatyzowany. Ludzie. Uczelnie państwowe są apolityczne, są prorządowe. Czy wyście oszaleli, żeby prywatne uczelnie realizujące Bóg wie czyje interesy traktować tak jak państwowe? Kto i ile dostał w łapę, który minister i jego rodzina robią chałtury na tych prywatnych uczelniach, że udajemy, że to jest ok? Habilitacja przeszkadza ministrowi, który nigdy jej nie zrobił i jest właścicielem prywatnej uczelni? Ja zrobiłam i mi nie przeszkadza.
- Uważam, że stopień doktora habilitowanego powinien być utrzymany gdyż procedura habilitacyjna jest rzetelną weryfikacją osiągnięć naukowych kandydata na tzw. samodzielnego pracownika nauki. Taki pracownik będzie pełnił odpowiedzialne funkcje organizacyjne na uczelni oraz będzie promotorem prac doktorskich dlatego weryfikacja jego dorobku naukowego, projektowego/wdrożeniowego, dydaktycznego i organizacyjnego przez komisje habilitacyjną jest tak ważna,
- To kolejny krok w karierze. Wymagający i dający satysfakcję.
- W mojej opinii stopień dr hab. jest nadal potrzebny, ale należy określić jasne i precyzyjne kryteria wymagań minimalnych
- Dla wielu osób habilitacja jest czynnikiem mobilizującym do intensyfikacji badań naukowych i usamodzielnienia się w sensie naukowym. Nie powinna być ona obowiązkowa dla pozostania na uczelni, ale dla uzyskania awansu już tak.
- Najpierw trzeba zadbać o znaczące zwiększenie poziomu naukowego doktoratów, potem można myśleć o likwidacji stopnia dra hab.
- Jest to potwierdzenie aktywności naukowej i bariera przed nadawaniem tytułu profesora przypadkowym osobom.
- Zdecydowanie nie. Dla mnie byla to dodatkowa motywacja. Jednak procedura nie powinna byc zbyt czasochlonna (pisanie monografii).
- nie, powinien byc, ale powinny też byc jasne kryteria
- Zmian wymaga jedynie procedura. Ocena habilitanta powinna mieć charakter urzędowy, na podstawie przejrzystych wymogów, z ograniczonym udziałem lub bez udziału recenzenta.
- Mobilizuje do aktywności naukowej.
- Trudno rozdzielić na uczelniach osoby o mniejszym dorobku i tym znaczącym.
- Absolutnie NIE. Młodzi doktorzy (w większości) absolutnie nie nadają się do samodzielnej pracy naukowej. Jest to dla mnie oczywiste.
- Przy współczesnym spauperyzowanym doktoracie, który "robić" należy w ciągu 4 lat i który w większości przypadków jest bezmyślnym wytworem działań promotora, który myśli, pisze i znajduje rozwiązania (a doktorant ma po prostu wykonywać jego polecenia), habilitacja jest koniecznością, aby odfiltrować ludzi niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania naukowego. Ale pod warunkiem stworzenia atmosfery promującej ludzi pracujących samodzielnie i piętnującej wykonywania habilitacji pod tytułem "doktorat 2" (vide supra) oraz pod warunkiem przywrócenia konieczności przedstawienia wykładów habilitacyjnych i umożliwienia wykonywania prac habilitacyjnych interdyscyplinarnych (np prace z pogranicza chemii, biologii, medycyny i fizyki lub pedagogiki, psychologii, neurobiologii i psychiatrii). W obecnym stanie prawnym, nie jest to ani łatwe, ani oczywiste. I to należy zmienić.
- Zdecydowanie nie. Stopień dr hab przy wyraźnie zdefiniowanych (mam na myśli konkretny sumaryczny IF, uwzględnienie udziału procentowego autora w publikacjach (co uważam za bardzo ważne), h, liczba projektów ze statusem "kierownik", czas staży zagranicznych itd.) i spełnianych kryteriach wyraża (powinien wyrażać) ilość i jakość osiągnięć. Porządna habilitacja powinna być wyraźnie doceniona i powinna być warunkiem dalszego rozwoju naukowego.
- powinien być utrzymany, w okolicach habilitacji pracownicy się uaktywniają. Bez habilitacji nauka polska polegnie. zrozumienie problemu najwcześniej za 10 lat
- Na razie, zobaczymy jakie bedą efekty reformy.
- Habilitacja powoduje, że pracownik naukowy jest zmuszony do dalszej intensywnej pracy i nie spoczywa na laurach.
- Jest to taki sam awans jak w korporacjach i stanowi dowód rozwoju człowieka.
- Najlepiej znieść wszystkie stopnie naukowe i zawodowe, a po co nam doktorzy, mgr, inż. lic. Autorzy tej ankiety sami ocenią kto to naukowiec, a kto nie, widać, że wiedzą lepiej. Najważniejsze zmienić, a dlaczego? i czy czasem nie na gorsze? to już mało istotne.
- Zlikwidowanie tego stopnia przyczyni się zwiększenia puli " domorosłych profesorów" z nie zawsze douczonych doktorów.
- Poziom doktoratów bywa często bardzo niski, a praca nad nimi - niesamodzielna.
- w warunkach polskich z brakiem mobilności pracowników habilitacja jest kluczowym warunkiem weryfikacji pracowników
- W naszym kraju miekibyśmy za chwilę armię profesorów, którzy nigdy nie powinni uzyskać stopnia doktora
- Niezależnie od nazwy (definicji) warto zachować możliwość uzyskania formalnego potwierdzenia poziomu rozwoju naukowego oczekiwanego od samodzielnego pracownika nauki.
- Absolutnie nie, gdyz spowoduje to znaczna degradacje kwalifikacji naukowych. Umiejetmnosc samodzielnego prowadzenia badan naukowych, ktorej atestem jest habilitacja, jest niezbedna m. in. do nadzorowania prac doktorskich.
- To ważny krok w karierze naukowej, szczególnie dziś w Polsce, kiedy jakość doktoratów i habilitacji spada. Uważam natomiast, że należy podnieść poprzeczkę w wymaganiach niezbędnych do uzyskania stopnia dr habilitowanego.
- Powinien być dobrowolny
- Te osoby, które widzą sens życia w tworzeniu nauki i realizacji badań naukowych, które tworzą swoją szkolę naukową, mają prawo do dalszych awansów. Nie musi być wymagana od wszystkich.
- W Polsce stopień doktora habilitowanego pełni rolę "wyższego" stopnia doktora. Często do uzyskania stopnia doktora nie jest konieczne wykonanie badań na wysokim poziomie. Habilitacja powinna podnosić ten poziom (moim zdaniem do poziomu światowego).
- Habilitacja jest stopniem naukowym, który wskazuje na pewien poziom samodzielności pracownika naukowo-badawczego. Jest potrzebna, ale przy zachowaniu prawidłowych postępowań w czasie przewodu habilitacyjnego.
- Uzyskanie stopnia profesora obecnie na niektórych uczelniach graniczy z cudem. W niektórych dziedzinach szczytem możliwości jest publikacja za 20 pkt i 1 IF. Habilitacja jest jednak awansem.
- Jest to stopień naukowy, który jest pewnym etapem w karierze naukowej i wymusza rozwój naukowca.
- Habilitacja jest potrzebna, bo mamy bardzo niski poziom doktoratów
- Zniesienie habilitacji może sprzyjać nadużyciom bądź niejasnemu i stronniczemu nadawaniu profesury uczelnianej. Samą profesurę uczelnianą możliwą dziś bez habilitacji, uważam za kuriozum... W odniesienia do osób, które dziś mogą uzyskać ten status (tj. status profesora uczelnianego) bez uprzedniego uzyskania habilitacji, powinno być używane określenie "profesora dydaktycznego / profesora dydaktyki", a nie to samo, które używane jest w przypadku osób z habilitacją (prof. uczelni)...
- Nie, ponieważ wytworzymy kadrę wiecznych doktorów-adiunktów-oportunistów
- Powinien pozostać lecz wymaga gruntownej zmiany kryteriów oceny.
- Po zniesieniu stopnia doktora hab. w niektórych dziedzinach nauki (na humanistyce czy teologii) zaczną działać układy/powiązania i naciski polityczne
- Bo w nauce powinna być hierarchia. Muszą być autorytety. To nie jest sport gdzie można zmierzyć i porównać wyniki
- Uważam, że habilitacja jest obecnie jedyną możliwością wykazania się przez habilitanta umiejętnością samodzielnej pracy naukowej.
- Jestem zdecydowaną zwolenniczką nie tylko utrzymania habilitacji, ale podniesienia jej znaczenia. Po pierwsze przez podniesienie wymagań i zróżnicowanie ich w zależności od dziedziny nauk. W humanistyce niezbędne jest autorstwo monografii. Po drugie przez ograniczenie uprawnień adiunktów. Przy obecnym niżu demograficznym i braku studentów niedopuszczalne jest, by adiunkci bez habilitacji prowadzili seminaria magisterskie i licencjackie oraz wykłady i egzaminy. Po trzecie należy przywrócić nominację dla samodzielnych pracowników naukowych uprawniającą ich do wykonywania zawodu do 70 r. ż.
- Niby dlaczego?
- Zniesienie zaburzy hierarchie.
- Naukowiec, czy dr inż. spełniając swoje zainteresowania powinien mieć możliwość satysfakcji swojej pracy poprzez zdobywanie wyższych stopni. To go może napędzać (ale większą wartością będzie: ze może przyczynić się do kształtowaniu młodej kadry - następców,którzy będą ciągnąc tą zapoczątkowaną/kontynuowaną wiedzę teoretyczną i praktyczną) w pracy z różnymi zespołami.
- Jeżeli punktem odniesienia jest sytem europejski to powinien być utrzymany. Charakter stopnia powinien ściadczyć o doskonałości naukowej, a nie jedynie o samodzielności. Rozprawa habilitacyjna (lub dorobek) powinien mięć charakter opus magnum.
- Zdecydowanie nie, gdyż jest to jednak pewien rodzaj kontroli nad właściwą drogą rozwoju naukowego. Jeśli ktoś osiąga dobre wyniki, nie powinien mieć problemu z habilitacją. Uważam też, że stworzona w nowej Ustawie możliwość awansu doktora na stanowisko profesora uczelni będzie źródłem wielu nadużyć.
- Dzisiaj jest on w naukach humanistycznych nadal stopniem naukowym gwarantujacym wysoką jakośc prowadzonych przez habilitantów badań.
- Zniesienie dr hab. spowoduje, że niewiele czynników będzie mobilizowało do samorozwoju i podnoszenia jakości nauki polskiej.
- Stopień ten nalezy utrzymać, ale powinny być wypracowane alternatywne ścieżki kariery akademickiej.
- Stopień doktora to jedynie wskazówka, że jego posiadacz jest zdolny do prowadzenia badań naukowych, a więc winien być nadawany w bardzo szerokim zakresie. Stopień doktora habilitowanego to potwierdzenie, że jego posiadacz nabył umiejętności prowadzenia badań naukowych na dobrym poziomie.
- A co państwo oferują w zamian? W jaki sposób awansować na uczelni? Skoro sugerują Państwo wszechogarniające koterie i układy, to czy zniesienie stopnia coś pomoże. W zarządzie Fundacji mają Państwo osoby, których dorobek słusznie odrzucili recenzenci (chodzi o jedną z Pań z mojej dyscypliny). Warto przyjrzeć się krytycznie sobie, a nie szukać winnych wokół.
- Dopóki nie ma "mocnych" doktoratów, to habilitacja jest obiektywnym stopniem i przepustką do samodzielności w naszym kraju.
- Jeżeli wprowadzić zmiany to taki 'rozdział' w karierze pracownika naukowego mógłby mieć spory potencjał. Póki do Doktort Habilitowany to tak naprawdę zawieszenie w próżni.
- Jestem zwolennikiem progu pomiędzy doktoratem a profesurą.
- Procedura powinna być naprawiona i poprawiona ale nie zniesiona. Nie jesteśmy USA czy UK, powinniśmy reformować nasz system a nie neokolonialnie kopiować system zza ocenu, nie mając ani tych samych finansów, mając inne warunki dmeograficzne, geograficzne, językowe, organizacyjne etc.
- Powinna być jakaś metoda weryfikacji osiągnięć naukowca przed profesurą
- Z perspektywy czasu, uważam że jest to potrzebny etap w karierze naukowej.
- W sytuacji nowej ustawy, znoszącej obowiązek habilitacji, przy żenująco niskim poziomie wielu doktoratów - habilitacja powinna zostać, jako dobrowolny wybór ścieżki kariery
- Uzyskanie tego stopnia łączy się z istotnym wysiłkiem kandydata; niezależnie od jego sytuacji wyjściowej jest to dla niego sytuacja silnie motywacyjna, jej zniesienie musiało by łączyć się z wprowadzeniem innych bardzo przejrzystych i obiektywnych kryteriów - jednak w mojej ocenie powodowałoby to swego rodzaju "rozdrobnienie" - prowadzące do tego, że ów kandydat nie koncentrowałby się w ogóle (albo znacznie mniej) na uzyskaniu stosownych osiągnięć, które jako całość (osiągnięć merytorycznych) pozwalałby poddać go weryfikacji pod kątem samodzielności naukowej. W mojej ocenie im bardziej przejrzysta i jawna procedura, im więcej jej uczestników tym lepszy (bardziej obiektywny) rezultat. Habilitacja powoduje też uzyskanie niezależności naukowej, jej brak w niektórych przypadkach powodowałby uzależnienie kariery naukowej w jeszcze większym stopniu od przełożonych, którzy mieliby znacznie większe możliwości dyskryminowania pracowników, umożliwiając podejmowanie określonych zadań.
- Przygotowanie monografii zmusza do znacznego wysiłku intelektualnego i jest cezurą dla samego kandydata, czy jest w stanie podołać pracy w nauce.
- To nie ma wielkiego znaczenia. Jakaś forma "habilitacji" (prawa do reprodukcji doktorów) jest potrzebna. Jaką formę przybierze, jest sprawą drugorzędną. Polskie rozwiązania mają wady i zalety. Tak jak wyżej pisałam/pisałem, problemem jest stosowanie prawa i źle rozumiana korporacyjna solidarność uczonych.
- Habilitacja ma charakter motywujący do pracy naukowej i konieczności wytworzenia odpowiedniego dorobku.
- Stopień dr hab. nie powinien być zniesiony, ponieważ to jest selekcja merytoryczna doktorów nauk. Ci ostatni są często przypadkowi i różnej jakości.
- Daleko nam jeszcze do poziomu światowego i stałych ocen dorobku pracowników nauki
- Bo w ten sposób, w naszej rzeczywistości, kariery naukowe będę zależeć od układów. Jednostki niepokorne będą tępione, a pokorni, nawet mierni, będą robić kariery.
- Napisałam "nie" lecz zgodziłabym się gdyby temu zniesieniu towarzyszyły inne zmiany - np. nie masz grantu - nie ma dla ciebie miejsca na uczelni.
- Jest to ważny szczebel w rozwoju zawodowym.
- absolutnie nie, jest to bardzo potrzebny stopień kariery
- Bo go mam.
- Niestety, w warunkach polskich gdzie doktoraty są bardzo słabe nie. W wielu innych krajach doktorat na wysokim poziomie zastępuje potrzebę habilitacji, ale nie w Polsce.
- Powinien być utrzymany jako instrument różnicujący poziomy naukowego zaangażowania, w tym awanse zawodowe
- Nasz system zatrudnienia na uczelniach nie jest przygotowany do "odpuszczenia" tej poprzeczki, która jest jak do tej pory dobrym sprawdzianem samodzielności myślenia.
- Jest to istotne sito (niestety grube i dziurawe) oddzielające miernoty od przyzwoitych badaczy.
- Istnienie tego stopnia stanowi pewną istotną dodatkową barierę przed możliwościami robienia kariery środowiskowej dzięki względom pozamerytorycznym.
- Doktoraty są za słabe, by stanowić o całym życiu naukowym
- Przy zalewie liczby doktorów i łatwości zdobycia tytułu dra, raczje nie, choć doktorzy z dużym dorobkiem powinni być tak samo traktowani jak dr hab.
- Niech sobie będzie.
- Wobec poziomu doktoratów uzyskiwanych w ramach "III-etapu kształcenia" oraz sposobu realizowania badań (zwykle niski stopień samodzielności) - jest to konieczne.
- Zdecydowanie nie, zwłaszcza gdy studia doktoranckie są studiami trzeciego stopnia i często młodzi doktorzy nie są w stanie prowadzić samodzielnie badań
- Zdecydowanie nie; ten pseudonowoczesny pomysł ułatwiłby ewentualne manipulacje przy awansach naukowych. Mógłby także osłąbić motywację do prowadzenia badań naukowych.
- W naszym kraju habilitacja umacnia tytuł doktora.
- Stopień doktora habilitowanego jest ważnym elementem kariery naukowej i wysokiego poziomu kadry akademickiej w danej jednostce dydaktycznej. Problematyczne tylko wydaje się to, że nie ma jasno określonych kryteriów uzyskania tego stopnia. Również znikoma ilość finansów na badania naukowe powoduje, że pisanie publikacji naukowych w renomowanych czasopismach jest naprawdę problematyczne, a zatem uzyskanie tego stopnia również.
- Funkcjonuje jako etap w rozwoju naukowym ponad dewaluujący się stopień doktora.
- Zniesienie spowodowałoby masowy napływ na stanowiska kierownicze i decyzyjne osób, które uzyskały doktorat w sposób przeczny z ideami nauki - a to jest od pewnego czasu w Polsce bardzo łatwe i coraz łatwiejsze.
- Nie może dobrze funkcjonować system, który podlega permanentnej reformie.
- W obecnym czasie jeszcze nie, jednak w przyszłości, w której funkcjonowanie szkolnictwa wyższego będzie upodabniać się do wzorców zachodnich już tak.
- Istnienie tego stopnia awansu zapewnia podnoszenie poziomu życia naukowego
- Powinien zostać, ale jako osiągnięcie nieobligatoryjne
- Habilitacja jest jednym z etapów w karierze naukowej i wymaga dużego wysiłku i pracy twórczej. Poza tym mobilizuje i jest nagrodą za wkład w rozwój dyscypliny. Przeskok od doktora do profesora byłby zbyt duży. Praca ta zawsze jest z korzyścią dla nauki. Należałoby jedynie znieść restrykcje czasowe i być może popracować nad kryteriami, ale powinna zostać jako wstęp do profesury.
- Nie należy dążyć do takiego spłąszczania struktury związanej z uzyskiwaniem tytułów naukowych, bowiem w żadnym razie nie miałoby to wpływu na podniesienie poziomu doktoratów ani osiągnięć naukowych przedstawianych w staraniach o tytuł naukowy profesora. Działałoby wprost przeciwnie, obniżając ów poziom.
- powinien zostać, ale nie na takich zasadach. To nie są postępowania habilitacyjne, tylko szopka!
- Byłoby to przeciwskuteczne, zwiększyłoby arbitralność procedur awansowych powstałych siłą rzeczy w miejsce zlikwidowanej habilitacji. Byłoby więcej łowienia ryb w mętnej wodzie mimo deklarowanego oficjalnie postępu. Nie instytucja habilitacji jest problemem, tylko niektórzy ludzie. Habilitacja lub jej funkcjonalny ekwiwalent istnieje w wielu krajach; zapatrzenie na model anglosaski w polskich warunkach może łatwo zdegenerować się w sui generis kult cargo.
- Wymagania stawiane kandydatom do stopnia dr hab są w ,mojej dyscyplinie, odmienne od tych stawianych doktorantom. Habilitant ma się wykazać zdolnością do syntetycznego spojrzenia na badany problem a nie tylko umiejętnościami analitycznymi. Ponadto w jego dorobku powinien być widoczny udział w międzynarodowym życiu naukowym, co nie jest warunkiem sine qua non w postępowaniu doktorskim.
- Absolutnie nie powinien być zniesiony. Powinno się jednak stawiać habilitantom wysokie wymagania, a habilitacja powinna być wynikiem porządnych badań, a nie samych "rozmyślań". Także artykuły składające się na dorobek powinny być rzetelnie oceniane, a nie tylko liczone. Tytuł nie powinien wynikać z potrzeb wydziału ani małej uczelni, która walczy o prawo nadawania tytułów doktora.
- Jest to pewien szczebel awansu, więc w polskich warunkach perspektywa awansu mogłaby być trudna do przewidzenia.
- Stopień dr hab. nie powinien być zniesiony, lecz powinien wynikać z całokształtu działalności kandydata oraz z precyzyjnie określonych procedur nie wymyślonych przez urzędników.
- Sądzę , że nie, gdyż należy rozgraniczać osoby ze stopniem doktora mające dorobek przekraczający często dorobek profesora od doktora nie posiadającego żadnych osiągnięć naukowych. Warunkiem jest jednak uzdrowienie systemu awansu naukowego, posiadającego cechy ogromnej patologii z przyzwoleniem resoru szkolnictwa wyższego i gremiów naukowych.
- Wręcz przeciwnie, kryteria powinny zostać zaostrzone. W ostatnich (po zniesieniu wymogu monografii, kolokwium i wykładu habilitacyjnego) niektóre habilitacje spadły do poziomu doktoratów.
- niski poziom doktoratow
- Jest potrzebny jako potwierdzenie kwalifikacji do promowania doktoratów, nie musi się nazywać habilitacją.
- A co by to mialo dac? Idac tym tropem nalezaloby zniesc doktoraty (odmowy i nierzetelne recenzje tez sie zdarzaja) i stopnie mgr i licencjata.
- W polskim systemie nauki stopień doktora habilitowanego wydaje się koniecznym szczeblem kariery naukowej.
- dr habilitowany to profesor
- Przy słabych doktoratach jest nieodzowny kolejny próg.
- Jest konieczny i należy go utrzymać, przynajmniej w naukach humanistycznych.
- Moim zdaniem to ważny stopień w awansie zawodowym. Natomiast absolutnie konieczne jest zniesienie ram czasowych. Wystarczy deklaracja i wykazywanie się corocznie dorobkiem, postępem prac. Jeśli osoba nie jest w stanie wykazać, ze coś robi, wypada z gry, czyli zostaje starszym wykładowcą.
- Uważam, że jest potrzebny. Powinien być wyznacznikiem kompetencji do kierowania grupą badawczą.
- Stopień doktora habilitowanego powinien nabrać większego znaczenia jako prestiżowy, zaznaczający miejsce naukowca w danej dyscyplinie.
- Absolutnie nie powinien zostać zniesiony.
- w t.zw. Konstytucji dla Nauki znacznie lepiej wychodi życze nicnierobów. Po kilka latach poziom i liczba badań może drastycznie spaść. Byle doktór po bicju brudnej piany zostanie mianowany prof. dydaktycznym ale wszędzie będzie mianował się PROFESOREM
- Jest to postępowanie mobilizujące, skłaniające do podejmowania innowacyjnych badań i oryginalnych poszukiwań badawczych, jego zniesienie przyczyniłoby się do rozwoju nieprzejrzystych kryteriów oceny i zastąpienia zasług naukowych spolegliwością i towarzyskimi układami.
- Aktualna ustawa należycie reguluje ten problem. Należy sądzić, że obecnie dysertacje habilitacyjne będą przygotowywały osoby, którym praca naukowa sprawia przyjemność i mają ku niej należyte predyspozycje.
- Habilitacja jest formą osiągnięcia naukowego (pomijając patologiczne przypadki).
- Będę na tak, gdy powstaną mechanizmy pozwalające rozpoznać aktywniejszych naukowo doktorów.
- Nie. Uważam, że habilitacja mobilizuje do wysiłku naukowego, pozwala się uniezależnić od widzimisię przełożonych.
- Tutaj znowu trudno jest o jednoznaczną odpowiedź. Chyba jednak nie, ponieważ habilitacja mimo wszystko jest motorem rozwoju naukowego dla wielu osób.
- Jest to kolejny etap, który zmierza do podniesienia stopnia rozwoju naukowego.
- Brak motywacji do pracy na uczelni.
- Zmusza do pracy, stawia wyższe wymagania w stosunku do zbyt łatwego do osiagnięcia stopnia doktora.
- Mógłby być zniesiony, gdyby podnieść wymagania wobec doktoratów (i przestrzegać ich).
- W naukach humanistycznych na pewno nie.
- Doktoraty się ewaluują - stają się efektem kolejnego, trzeciego etapu edukacji ("szkółki"). Jakiś stopień pośredni pomiędzy ukończeniem edukacji, a profesurą powinien być.
- Uważam, że osoba mająca dorobek naukowy nie ma problemu ze zrobieniem habilitacji. Jest (był) to ważny rytuał przejścia i sposób ułatwiający awans osób z dorobkiem.
- Powinien za to wiązać się: albo z automatycznym zatrudnieniem na stanowisku prof. uczelnianego, albo - jak w szeregu państw - stanowiskiem i tytulaturą "docenta". Negatywne konotacje tego ostatniego to już historia.
- Absolutnie nie, ponieważ: 1. ponieważ jest to najlepsze kryterium oceniające wartość naukową uczonego; 2. Ponieważ konieczność napisania książki habilitacyjnej wymusi na kandydacie pracę nad doskonaleniem swojego przygotowania naukowego; na napisaniu dobrej habilitacji jest się bardziej dojrzałym badaczem; 3. ponieważ napisanie dobrej pracy habilitacyjnej przyczyni się do postępu w nauce.
- Kiedyś uważałam, że powinien być zniesiony, ale zmieniłam zdanie. Bardzo wysoko oceniam habilitacje robione obecnie w moim otoczeniu. Dawniej miały one trochę asekurancki charakter. Były mało innowacyjne. Należało się nie wychylać, trzymać się mainstreamu. Obecnie nacisk na oryginalność, innowacyjność, wniesienie poważnego wkładu do nauki jest duży. Jednocześnie w ostatnich latach poszła lawina doktoratów. Liczba jednostek posiadających uprawnienia do doktoryzowania jest ogromna. Kontrole wartości naukowej doktoratów pokazują, że w wielu jednostkach ich jakość jest niska. Doktoraty zdewaluowały się w ostatnich latach. Jednocześnie dodam, że sama jestem bardzo dumna z wypromowanych przez siebie doktorów i przygotowanych przez nich dysertacji.
- W dyscyplinach humanistycznych to nadal ważne i celowe
- Jeśłi miałaby zostać zniesiona habilitacja, wymagałoby to zmian w sposobie rozliczania pracowników z pracy naukowej oraz w zasadach zatrudnienia. Uważam, że powinno być powszechnie dostępne stanowisko pracownika naukowego, a nie tylko naukowo-dydaktycznego.
- Dokąd nie będą wyrażnie podniesione wynagrodzenia a praca atrakcyjna do tego stopnia aby conajmniej kilkanaście osób startowało w konkursach habilitacja powinna być zachowana i powinno być przywrócone kolokwium habilitacyjne (ponieważ obecnie Rady wydziału i Rady Naukowe są zmuszane do głosowań nie mając szansy podyskutować z kandydatami, co jest moim zdaniem wątpliwe moralnie i po prostu głupawe. Ale gdy będzie mnóstwo osób na stanowisko nie będzie potrzeby habilitacji ponieważ konkursy będą bardziej restrykcyjne niż habilitacja.
- ZDECYDOWANIE NIE!!!! Zniesienie obowiązku habilitacji może się wręcz przyczynić do zwiększenia nieprawidłowości. Bardzo niedobrze się stało, że obecna Ustawa 2.0 nie nakłada obowiązku habilitacyjnego. Daje do pole manewru dla Uczelni, które mogą nadawać stanowiska profesorów dla doktorów. To z kolei przyczyni się do powstawania "kolesiostwa" i przyznawania profesury Uczelnianej "poprzez znajomości", bez rzetelnej i wnikliwej oceny, jaką gwarantuje niezależne postępowanie habilitacyjne.
- Uzasadnieniem jest przywiązanie do tradycji, bo system amerykański, bez habilitacji, także wydaje się bardzo dobry, ale tam jednak pracuje się inaczej
- Jest konieczny, aby przesiać przeciętność. Powinno się przywrócić wykład (wybór z trzech propozycji).
- Nadal jest to kryterium oceny pracownika. Stopień doktora obecnie jest kryterium niewystarczającym.
- Na pewno nie przy takiej masowości doktoratów jaką teraz mamy. Proszę jednak wziąć pod uwagę obecne starania do zabetonowania drogi do profesury i traktowania osób (adiunktów) z habilitacją jako dalej kategorię młodszych kolegów, których można dociążyć wszystkim.
- Stopień dr habilitowanego powinien być dla wyróżniających się naukowców, posiadających osiągnięcia naukowe. Ale nie powinno się od niego egzekwować habilitacji skoro nie wyraża takiej woli, powinien być rozliczany za dorobek, osiągnięcia naukowe.
- W obecnym momencie rozwoju życia naukowego w Polsce - nie, przede wszystkim dlatego, że poziom doktoratów nie jest w Polsce dostatecznie wysoki w porównaniu do doktoratów powstających na zachodzie w tych krajach, które nie mają obowiązku habilitacji.
- Nie, ale chciałbym, aby kryteria do jego zdobycia były bardziej czytelne i oparte głównie o badania i osiągnięcie w po postaci ich publikacji. Pamiętam długą listę dodatkowych kryteriów, które powinien kandydat spełniać, co daje zawsze możliwość sformułowania zarzutu, że tego a tego kryterium nie spełnia.
- Byłoby to uzasadnione, gdyby znacząco podniesiono poprzeczkę na etapie realizacji doktoratów. Poziom niektórych prac doktorskich jest niski i nie wyobrażam sobie, aby cenzus doktoratu w przyszłości był w naszym kraju wystarczający do ubiegania się o status samodzielnego pracownika nauki. Taki wariant zresztą przewiduje Ustawa - 2.0; moje wątpliwości budzi jak można zmierzyć wartość dorobku dydaktycznego, aby był on wystarczający do ubiegania się doktora o stanowisko profesora uczelni. Czy napisane dwa lub trzy skrypty w jednym roku do ćwiczeń laboratoryjnych już mogą być podstawa takiego awansu? Ponieważ jest to decyzja uznaniowa, bez stawianych kryteriów - to daje ogromne możliwości do nadużyć w tym obszarze. Na etapie postepowania w habilitacji wymagany jest dorobek potwierdzony w skali międzynarodowej o czym informują wskaźniki bibliometryczne ( publikacje na liście tzw. filadelfijskiej, liczba cytowań, wskaźnik Hirscha). Ten dorobek uwierzytelnia wkład Kandydata do nauki.
- uważam, że bardzo dobrze stymuluje rozwój naukowy, chociaż może nie do końca jest dobrze zorganizowany
- Powinna pozostać pewnego rodzaju forma kolejnych szczebli kariery. Zmuszanie kogoś kto chce pracować w nauce do jej realizacji (poprzednia ustawa) jest raczej mechanizmem tworzenia sztucznych tworów.
- polskie uniwersytety musza do tego 'dorosnac', to musi byc stopniowa zmiana
- Habilitacja jest swoistym certyfikatem poziomu naukowca.
- Habilitacja jest wymiernym poświadczeniem uzyskania określonych kompetencji i samodzielności naukowej.
- Nie. Uważam, że nie powinien być zniesiony - to kolejna ocena siebie jako naukowca i wybranej przez siebie drogi życiowej. Wręcz przeciwnie, uważam, że ci, którzy wybierają drogę naukową powinni pokazać w pewnym momencie, że zasługują na samodzielność i odważnie poddać się uczciwej ocenie eksperckiej. Zdaję sobie sprawę, że są w środowisku genialni doktorzy - i bardzo dobrze - dlatego dla nich pokazanie, udowodnienie, że są wybitni nie będzie trudne, bo oni już są wybitni. Inni, natomiast muszą wykazać, że pracując kilka/kilkanaście lat są już zdolni do naukowej samodzielności, do prowadzenia badawczego młodych kandydatów, do zdobywania kolejnych osiągnięć, do dyskusji merytorycznej w środowisku, itp. W przeciwnym razie wytworzy się w środowisku naukowym "popularyzowanie" wiedzy, a nie rzetelne uprawianie nauki.
- W obecnej sytuacji, jaka panuje w nauce w Polsce, gdy nie mamy systemu tzw. post-doc'ów, mimo różnych wad tego systemu, jest to jakaś selekcja osób, które nie powinny wchodzić do kręgu badaczy
- Proces przygotowania stopnia dr hab jest okresem mobilizującym, pozytywnie wpływającym na rozwój pracownika naukowego.
- Praca nad habilitacja wymaga samodyscypliny, wysiłku fizycznego, organizacyjnego i intelektualnego. Dlatego stopień dr habilitowanego powinien być utrzymany, ponieważ daje możliwość dalszego rozwoju intelektualnego.
- Przy aktualnej tendencji obniżania poprzeczki dla doktoratu, utrzymanie habilitacji może mieć jednak wpływ na kształtowanie się kadry naukowej w Polsce. Zlikwidowanie habilitacji ma sens tylko o tyle, o ile podniesie się wymogi dla doktoratu.
- Nie, ale nie powinno być przesadnych restrykcji czasowych w dojściu do tego stopnia. 8 letni termin był wyniszczający, ustawodawcy nie wzięli pod uwagę, że proces wydawniczy może trwać do 3 lat, a zazwyczaj trwa ok. 2, szczególnie w przypadku bardziej prestiżowych wydawnictw. Spychało to naukę polską do słabszych wydawnictw, których renoma czasami była wątpliwa. Poza tym oznaczało to, że na badania i napisanie książki było ok. 5 lat, ale naprawdę w pierwszym roku pracy trudno jest konkretnie zacząć pracę w tym kierunku. 4 lata na napisanie książki wyniszcza, szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę, że często trzeba też pełnić funkcje administracyjne, a do tego dochodzą kwestie np. zdrowotne czy rodzinne.
- nie
- nauki humanistyczne to nauki kumulatywne,wymagają czasu, dojrzewania, komunikacji wewnątrzśrodowiskowej w danym temacie. Dlateg dla nauk humanistycznych habilitacja jest absolutnie konieczna, żeby można było sprawdzic samodzielnosc naukową habilitowanego. W naukach przyrodniczych i medycznych habilitacja powinna byc całkiem zniesiona, bo tam chodzi o aktualne badania, odkrycia, tempo realizacji. Nie rozumiem, dlaczego do tej pory nie dokonuje sie takiego rozróżnienia.
- Moje doświadczenie uczy, że efekt uzyskania stopnia doktora habiliowanego jest w przważającej liczbie wypadków zdecydowanie pozytywny.
- Stopień doktora habilitowanego jest istotny w naukach humanistycznych, jest dobrym punktem odniesienia i nie powinien być w imię westernizacji nauki likwidowany.
- Habilitacja jest postępowaniem stwierdzającym dojrzałość naukowa badacza. Sama analiza parametrów scjentometrycznych nie wystarczy do miarodajne oceny naukowca.
- Jakiś kolejny próg, po doktoracie, powinien istnieć, aby mobilizować doktorów do dalszego rozwoju. Ale na pewno nie powinien wyglądać tak, jak obecna habilitacja.
- W warunkach polskich zdecydowanie nie
- HABILITACJA POWINNA POZOSTAĆ
- W obecnej sytuacji, kiedy studia doktoranckie to studia trzeciego stopnia trwające 4 do 5 lat po ukończeniu magisterium, różnica doświadczenia i dorobku między doktorem nauk a doktorem habilitowanym jest kolosalna. Jeżeli praca nad doktoratem mogłaby trwać 15 lat, wówczas habilitacja byłaby niepotrzebna, bowiem po kolejnych piętnastu latach dzisiejsza habilitacja byłaby profesurą.
- Zdecydowanie NIE. Ten stopień mobilizuje do pracy. Jego zniesienie obniży poziom nauki w Polsce.
- Habilitacja jest ważnym etapem rozwoju naukowego młodej kadry!
- Zdecydowanie nie. To wprowadziłoby całkowitą uznaniowość w awansach naukowych. Natomiast warunki uzyskania habilitacji powinny być zaostrzone, bo obecnie są one zbyt łagodne, co obniża rangę habilitacji.
- Potrzebny jest stopień motywacyjny, który jednak winien rzetelnie i faktycznie różnicowac pracowników naukowych. Osoba, która nie jest w stanie zrobić habilitacji, powinna wyjść z nauki i rozwijać karierę gdzie indziej. Nie możemy tworzyć systemu doskonałości, złożonego z faktycznych ekspertów, jeśli pozwalamy na uczestnictwo osobom z podważalnymi, przestarzałymi albo nierzetelnie uzyskanymi kwalifikacjami. Wydłużenie okresu między doktoratem a profesurą nie będzie sprzyjać dynamice karier naukowych, która musi być wysoka na pierwszym już etapie.
- To byłaby katastrofa. Nowa ustawa już ogranicza drastycznie znaczenie habilitacji. Doprowadzi to do stagnacji naukowej bardzo wielu doktorów.
- Trzeba ustalić jakąs metodę oceny poziomu naukowego pracownika naukowego i stopnia zdolności. Myślę, że habilitacja to metoda nie do końca perfekcyjna, ale niezbędna, do wykonania tego celu.
- Ponieważ w naszym kraju tak wiele bezwartościowych rozpraw jest uznawanych za doktoraty, habilitacja daje szansę na uzyskanie lepszego naukowca w akademii.
- Przy coraz niższym poziomie merytorycznym doktoratów musi być jakaś bariera przed dopuszczeniem "dyletantów" do pracy na stanowisku samodzielnego pracownika naukowego.
- Niestety poziom doktoratów jest zróżnicowany. Obecnie nie gwarantuje on, że osoba, która uzyskała stopien doktora, ma wystarczające doświadczenie i wiedzę do promowania innych osób czy oceny doktoratów. To wymaga jednak większego doświadczenia, którego nie sposób uzyskać po czterech latach studiów doktoranckich (także w przyszłej szkole doktorskiej).
- Nie.
- Absolutnie nie! Zrównanie doktora z doktorem habilitowanym jest degradacją najbardziej pracowitych naukowców i wyróżnieniem tych, którzy naukowo nie robią nic od lat! W ostatnich latach obroniło się bardzo wielu doktorantów, których poziom badań był niezwykle niski. Wiele prac nawet licencjackich miało wyższy poziom. Wynikało to z wymogu wykazania do postępowania profesorskiego obronionych doktorantów.
- Nie w obecnej sytuacji ścieżki zawodowej i finansowania zarówno badań jak i poziomu wynagrodzeń. Tak, jeśli inne parametry wpływałyby na możliwość prowadzenia samodzielnych badań, niezależność doktorów oraz poziom wynagrodzenia odpowiedni do kwalifikacji a nie zależny od stopnia/tytułu.
- W środowisku naukowym w Polsce zniesienie stopnia doktora habilitowanego niestety spowoduje tylko przesunięcie uzyskania jako-takiej samodzielności do momentu uzyskania tytułu profesora
- Stopeiń ten wymaga regularnego wykonywania swojej pracy, jest gratyfikacją za lata pracy, jakimś elementem zwieńczenia pewnego etapu kariery. Ponadto uważam, że zniesienie habilitacji spowoduje, że znacząco spadnie poziom uprawiania nauki. Tzw. 'kombinatorzy" szybko wynajdą lukę i sposoby obejścia systemu i będziemy mieć tabuny dr bez dorobku, osiągnięć,
- Uważam że powinien być nieobowiązkowy i wyraźnie ukierunkowany na osoby które chca tworzyć własne zespoły badawcze
- Absolutnie. Musi zostać jako przesiew dla środowiska naukowego. Wielu przypadkowych doktorów nie jest już w stanie zrobić haba
- Musi być zróżnicowanie co do oceny osiągnięć naukowych i wynikających z tego uprawnień.
- Nie, ale powinien on być dobrowolny i nieograniczony czasowo.
- Poprawiona powinna być procedura i rzetelność oceny dorobku!
- Realizowane doktoraty mają przeciętny lub niski poziom naukowy. Habilitacja, momo swych mankamentów, daje możliwość weryfikacji poziomu naukowego.
- Nic nie wniesie likwidacja tego stopnia acwrecz uważam ze obniży poziom badań naukowych. Sprowadza się do badaniu bez pierwiastka naukowego i odpowiedzi na pytania dlaczego! A one są kluczowe!
- powinien być stopniem elitarnym, a nie obowiązkowym!!!
- Habilitacja jest mobilizująca. Ponadto nauka wymaga hierarchii właśnie naukowej, a nie tylko administracyjnej. Habilitacja powinna pozostać, warto wrócić do kolokwium habilitacyjnego i 4 recenzji. Warto by większą wagę przywiązywać do jakości merytorycznej dorobku habilitanta (jakość publikacji, nie miejsce publikowania, wartość monografii będącej podstawą wniosku habilitacyjnego) i znieść habilitacje z tzw. całokształtu. Działalność organizacyjna powinna być brana pod uwagę w bardzo niewielkim stopniu. Bardzo krzywdzące jest spłaszczenie wynagrodzeń adiunktów i profesorów.
- Taki sam sens miałoby zniesienie stopni w wojsku. Habilitacja mobilizuje naukowo. Fatalne jest zniesienie wymogu czasowego uzyskania habilitacji dla adiunktów, brak finansowej zachęty do starań o nią, zniesienie kolokwium habilitacyjnego. Tak chyba ma być taniej, a nie jakościowo lepiej.
- Jest ważnym etapem rozwoju naukowego. Jego uzyskanie powinno skutkować uzyskaniem stanowiska profesora szkoły wyższej.
- Stopień dr hab. powinien zostać utrzymany, jednak powinny zostać wprowadzone pewne regulacje - podstawą postępowania (osiągnięciem naukowym) powinna być autorska monografia lub jednoautorski cykl publikacji. Uznanie jako osiągnięcie publikacji wieloautorskich, w których Habilitant nie jest głównym autorem nie powinno mieć miejsca, gdyż w takich pracach główna myśl naukowa należy do innych osób.
- W sytuacji tworzenia się zespołów badawczych, prowadzenie własnych badań jest istotnym elementem kształcenia i nabywania kompetencji badacza.
- Absolutnie nie, ale powinno się jakoś doceniać osoby, które się wyróżniają.
- obecnie trudno jeszcze ocenić, czy zniesienie habilitacji może wpływać pozytywnie na podwyższenie kwalifikacji naukowców, habilitacja powinna być pozostawiona jako alternatywne rozwiązanie, a inne drogi awansu powinny zawierać wyraźnie sformułowane kryteria ekwiwalentności (dorobek, osiągnięcia,...)
- Wtedy uczelnie się ucieszą. Bo do końca życia wiele osób będzie pracowało na stanowisku adiunkta. A jakie oszczędności.
- Możliwe, ale co w zamian? Obecnie traktowany jest jako "dopuszczenie do kasty", a przecież nie po to powstał. Problemem nie jest istnienie habilitacji, ale wynaturzenie systemu jej przyznawania (i relacji w polskiej nauce ogółem).
- Myślę, że powinien być zniesiony, przy jednoczesnym zwiększeniu oczekiwań wobec doktoratów, które czasem bywają gorsze niż prace magisterskie...
- Nie wiem, może powonieniem wskazać NIE bo skoro ja musiałem to dlaczego teraz ktoś ma mieć łatwiej (inaczej)?
- to zależy od rozwiązań systemowych, w obecnej sytuacji nie, ale w idealnym świecie tak.
- Niemniej jednak nie powinno to funkcjonować tak jak obecnie. Powinny być podane wymierne kryteria typu minimalny sumaryczny IF, indeks H, kierowanie projektami, staż zagraniczny itp.
- Może nie być stopnia, ale powinna odbywać się weryfikacja osiągnięć naukowych wg. jednakowych zasad dla całego środowiska, a nie tylko wewnętrznych kryteriów pracodawcy.
- przy zmianie trybu rozwoju zawodowego mógłby być zniesiony
- Nie wiem, coś jednak powinno być podstawą awansu
- na pewno nie powinien być obligatoryjny dla każdego pracownika naukowego
- Trudno mi w tej chwili to ocenić.
- W naszych warunkach habilitacja podnosi stan wiedzy habilitanta. Rozróżnienia w zakresie profesury i jej odległość czasowa są problemem.
- Jeśli wymagania jakie należy spełnić aby otrzymać stopień dr habilitowanego zostaną jasno określone to nadawanie takiego stopnia ma sens. W obecnej sytuacji, gdy nie są dokładnie znane wymagania, przechodzą wnioski często skrajnie różne.
- Zależy od konstrukcji systemu. Jeśli prosta likwidacja z zostawieniem całej reszty - ewidentnie nie. Doktorat dzisiaj zrobi każdy. Skłaniam się ku systemowi z licencjatem opartym na egzaminie i projekcie grupowym, magisterce za pojedynczą publikację wydaną jako punktowany artykuł, ambitniejszym doktoratem (wąski cykl opisanych publikacji impactfactorowych/monografii) i kontraktowej profesurze z horyzontem kadencji rektora dla circa 20% doktorów.
- Habilitacja jest ważnym elementem kariery naukowej rozwijanej w sposób sformalizowany biurokratycznie. Rodzi się jednak pytanie, czy nie lepiej zastąpić ją modelem anglosaskim. Wówczas warunkiem zatrudnienia byłby cyklicznie oceniany dorobek, a nie tytuł naukowy, po uzyskaniu którego można już niczego nie robić.
- nie mam zdania
- ponieważ ten stopień przyznaje się prawie każdemu, kto się zgłosi, w rzeczywistości posiadanie tego stopnia nie stwierdza żadnych szczególnych kwalifikacji. Nie jestem za zniesieniem tego stopnia, ale za zaostrzeniem kryteriów formalnych jego przyznawania.
- Z jednej strony byłoby to dobrym krokiem, ale wymagałoby to dużych zmian w systemie ewaluacji pracowników oraz możliwości zatrudniania na czas określony. W tej chwili zwolnienie pracownika naukowego jest bardzo trudne i czasami ciągnie się latami. Krótkie umowy, podobnie jak w innych krajach, pozwoliłyby na prowadzenie rozsądnej polityki kadrowej. Zniesienie habilitacji przy jednoczesnym wymogu zatrudniania na czas nieokreślony prowadzi polską naukę w kierunku przepaści.
- Tak, jeśli zatrudnienie na uczelni będzie zależało od pracy i dorobku naukowca (aktywność powinna obowiązywać wszystkich niezależnie od stopnia naukowego i wieku), a tytuł doktora będzie wystarczający do prowadzenia grup badawczych. Nie, jeśli ma powrócić sytuacja z lat 90-tych XX wieku, gdy można było poprzestać na tytule doktora i na tym zakończyć swoją aktywność naukową.
- nie mam opinii na ten temat.
- nie wiem
- Jesli miałby być zniesiony to tylko wtedy jesli bardzo znacznie podniesiony by był poziom doktoratów. Poza tym uważam, że na uczelni nie wszyscy powinni obowiązkowo zdobywać wszystkie możliwe stopnie w karierze.
- Ponieważ mam stopień dr hab. a napisaniu pracy poświęciłam wiele czasu i wysiłku, uważam, że to osiągnięcie jednak znaczy więcej niż obrona doktoratu. Z drugiej strony, wiąże się z niebywałym stressem i wpływem czynników pozamerytorycznych, więc chyba powinna być zniesiona. Nie ma jednak pewności, że wówczas obrona doktoratu nie zacznie podlegać działaniu podobnych mechanizmów.
- W przyszłości powinien być zniesiony, aktualnie jest jednak w obliczu deprecjacji doktoratu pewną przepustką do nauki
- Nie wykluczam zniesienia tego stopnia, ale powinno to zostać połączone z pewną szerszą zmianą zasad, np. w przypadku zatrudnienia na czas nieokreślony
- Stopień może być utrzymany pod warunkiem pełnej przejrzystości i wymuszenia przestrzegania standardów etycznych. Część postępowań odbywa się rzetelnie, w przypadku części z nich trzeba zastosować określenie "szarlataneria". Jeszcze jedna uwaga: Państwa mail o ankiecie trafił u mnie do uczelnianej skrzynki "spam".
- osoby z habilitacja beda opowiadac sie za pozostawieniem tego stopnia (gdyz szkoda im poniesionego wysilku), a osoby bez habilitacje - za zniesieniem (gdyz po co ponosic dodatkowy wysilek i stres)
- Nie da się odpowiedzieć na to pytanie bez znajomości pozostałych zmian systemu szkolnictwa wyższego. Nie mam problemu ze zniesieniem habilitacji, jeśli w sensowny sposób będą zreformowane inne instytucje nauki. Np. sensownie będzie działać profesura nadawana przez konkretne uczelnie.
- Paradoksalnie zniesienie tego stopnia może przyczynić się do wzrostu liczy nadużyć w środowisku
- Mamy większe problemy, niż istnienie bądź nieistnienie tego stopnia. Nie jest on ani kulą u nogi polskiej nauki, ani gwarantem jej jakości.
- Przy obecnej strukturze nauki i jej finansowaniu w Polsce chyba powinien pozostac. Ale biorac przyklad z dobrze prosperujacych naukowo krajow, to jest absolutnie zbedne. Tylko naukowe osiagniecia powinny byc wyznacznikiem pozycji naukowej, a wiec na wyzsze stanowiska powinny byc przeprowadzane rzetelne prawdziwie otarte konkursy (uszczegolowianie wymagan ogranicza liczbe kandydtaow mogacych starac sie o pozycje - np. prowadzenie wskazanych zajec dydaktycznych, albo znajomosc bardzo konkretnej wybranej metody). Z gory wiec wiadomo, dla kogo otwarty jest konkurs.
- ale raczej nie w najbliższej przyszłości, a dalsza przyszłość jest trudna do przewidzenia
- Im więcej stopni, tym lepiej, ale może bardziej właściwe byłoby, aby o nich decydowały poszczególne jednostki, a nie ogólnokrajowy proces.
- Jeśli zniesiony to czym zastąpiony? Oczywiście mam na myśli tytuł ogólnopolski, a nie uczelniany.
- Bez względu na to, czy pozostanie formalny stopień, awans na profesora powinien odbywać się po niezależnej, zewnętrznej ocenie dorobku kandydata.
- Z jednej strony to zależy jak będzie wyglądała struktura Uczelni po ostatecznym wdrożeniu nowej ustawy - jaki będzie zakres praw i obowiązków poszczególnych grup naukowców w świetle nowych, powstających obecnie statutów. Jeśli chodzi o sam aspekt naukowy, pomijając zupełnie kwestie organizacyjne, każdy pracownik naukowy podlega ocenie okresowej - Władze Jednostki śledzą więc na bieżąco jego dokonania, co moim zdaniem zapobiega "stagnacji" czyniąc habilitację - z naukowego punktu widzenia - zbędną.
- to zależy - przede wszystkim od zasad dotyczących procedury jego uzyskania
- Są bardzo samodzielni doktorzy i niezbyt samodzielni doktorzy habilitowani. Habilitacja będzie zbyteczna jeśli na uczelniach powstanie jasny system premiowania pracy naukowej (większe efekty = większy wpływ na pracę jednostki + większe wynagrodzenie). Ponadto w przypadku zniesienia habilitacji konieczne będzie wyłonienie mechanizmu umożliwiającego "samodzielnym" doktorem prowokatorstwo doktorantów.
- Powinna istnieć jakaś procedura oceny dorobku oraz zasad awansu naukowego i nie musi to posiadać formy postepowania habilitacyjnego
- Najgorsze są szybko wprowadzane zmiany i częsta zmiana zasad uzyskiwania kolejnych stopni i tytułów.
- Uważam, że procedura powinna być bardziej podobna do uzyskania tzw. tenure na amerykańskich uniwersytetach. Takie rozwiązanie jednocześnie zmniejszyłoby koszty samego postępowania, dawałoby możliwość weryfikacji dorobku pracownika, a jednocześnie pozwoliłoby pracownikowi naukowemu spokojnie pracować, niezależnie od nacisków (czy to uczelni, czy to władzy państwowej). Częściowo widzę takie myślenie w nowej ustawie (rezygnacja z tzw. punktozy na rzecz mocnego, ale może mniej licznego dorobku naukowego wymaga pochwały!).
- Nie wiem. Z jednej strony uważam, że nie jest potrzebny. Ważne są badania oraz jakościowa prowadzona dydaktyka. Stopień nie zmienia tego. A z drugiej strony wyraźnie pokazuje też naukowy rozwój.
- System dwóch stopni naukowych maja swoje wady i zalety. Nie chce mi się ich ważyć i tematu zgłębiać.
- Tak, pod warunkiem zapewnienia działania innych mechanizmów. Nie, jeśli te mechanizmy nie będą zapewnielone.
- Powinno być kolokwium. Prawo prowadzenia postępowań habilitacyjnych powinny mieć tylko te jednostki w której profesorowievprowadza badania naukowe w zespołach badawczych
- Zależy od podejścia- jeśli nie będzie ograniczonego czasu,a ocena będzie prowadzona na podstawie dorobku, nie widzę konieczności zniesienia stopnia dr hab., jednak nacisk na zrobienie habilitacji w stosunkowo krótkim czasie pod rygorem utraty pracy powoduje, że nie można angażować się w dydaktykę i działania dla przemysłu,bo to "strata czasu". W najgorszej sytuacji są kobiety, gdyż ewentualne zwolnienie w ciąży i urlop macierzyński zmniejszają ich możliwości. Odsetek kobiet w nauce posiadających dwoje i więcej dzieci jest