Krótka refleksja o wygenerowanych przez środowisko naukowe problemach i próbach ich przezwyciężania. Jako autor publikacji diagnozującej stan nauki polskiej i wskazującej niektóre przyczyny środowiskowe i instytucjonalne (Czy wzmocnienie pozycji polskiej nauki jest realne?, FA, nr 4/2023, s. 28-31) zapoznałem się z kilkoma sprawozdaniami z ostatniej ewaluacji (2017-2021) i interesującymi artykułami polemicznymi, które w różny sposób i z różnego poziomu (prof. uczelni, rektor, przewodniczący Komisji Ewaluacji Nauki, przewodnicząca Uniwersyteckiej Komisji Nauki przy KRUP i sam Redaktor Naczelny we wprowadzeniu do tematu) dotykają bieżących i utrwalonych/nawarstwionych problemów polskiej nauki.
Odniosłem wrażenie, że większość tych działań ma charakter doraźny, bez głębszej refleksji, i niestety nie rokuje to dobrze na przyszłość. Zgodna opinia jest taka, chociaż tego nie zapisano jednoznacznie, że PKE, a następnie jednoosobowo Minister Edukacji i Nauki, przesadzili w bardzo korzystnej ocenie dokonań w obszarze ewaluowanych dyscyplin naukowych (podano liczbę 1145 dyscyplin zgłoszonych do ewaluacji, natomiast brak jest informacji o liczbie dyscyplin jednoimiennych). Trochę ze zdziwieniem, ale i pewną satysfakcją doszedłem do wniosku, że wyniki ewaluacji mają jednak pewne związki, chociaż nie takie jakie należałoby oczekiwać, może nawet hipotetyczne, z pozycją nauki polskiej wykazaną w ostatniej edycji rankingu TOP2%. Chciałbym podzielić się z osobami odwiedzającymi stronę Fundacji SWP kilkoma przemyśleniami, nawet w formie kluczowych wniosków:
- Bardzo „mocne” dyscypliny naukowe, takie jak informatyka stosowana, inżynieria chemiczna, inżynieria mechaniczna, czy inżynieria materiałowa, których przedstawiciele są licznie reprezentowani w w/w rankingu nie znalazły należytego uznania w oczach PKE. Czy to przypadek, czy tylko brak odpowiednich kryteriów oceny, a może jednak brak wiedzy? Z kolei przewodniczący PKE był łaskaw wspomnieć, że uwzględniano „pozycję międzynarodową” ewaluowanych dyscyplin. Jeśli tak, to w jaki sposób? A więc związki decyzji ewaluacyjnych z poziomem międzynarodowym brane były pod uwagę, czy to jest tylko deklaracja? Można łatwo dostrzec, że wręcz faworyzuje się nauki humanistyczne i teologiczne, które w tym światowym challenge’ u nie przynoszą nam rozgłosu. Ubolewa, m.in. nad tym rektor Politechniki Wrocławskiej prof. A. Wójs. Tylko, czy można przejść nad tym problemem zakładając ad hoc, że ważniejsza od rywalizacji jest współpraca. Chyba nie o to chodzi. Polskie uczelnie, nawet te z podium rankingu TOP2% (Mechanik, nr 5-6/2023), tj. PW, AGH i PWr wyraźnie odstają pod względem ujętej w nim liczby pracowników naukowych.
-
Ciekawe i ważne jest spostrzeżenie wspomnianego rektora PWr co do preferencji dyscyplin naukowych, które są stosunkowo „silne” w Polsce i na drugim biegunie skandaliczne (w 100% nieetyczne) manewrowanie (żonglowanie) dyscyplinami w procesie ewaluacji (np. wpychanie inżynierii materiałowej do chemii stosowanej), aby zataić przed studentami rzeczywisty poziom naukowy kadry dydaktycznej. Ostatnio dostałem z USA kopię pisma z uczelni do studenta starającego się o przyjęcie na studia (przesłano je już po wstępnym złożeniu oferty) z wyczerpującą informacją o miejscu tej uczelni w rankingu dyscyplin. Czy w Polsce nie można tego wprowadzić? Ja osobiście przez cały okres prawie 50-letniej pracy naukowej (celowo nie używam słowa „kariery” naukowej) zawsze byłem na stanowisku, że dobra dydaktyka jest nierozłączna z dobrą pracą naukową. Jeśli tak opiniuje rektor czołowej uczelni technicznej w Polsce, znający (tak twierdzi w wywiadzie) realia nauki światowej, to coś jest na rzeczy. Nota bene jestem absolwentem tej uczelni i znam dość dobrze poziom naukowy PWr w dyscyplinie inżynieria mechaniczna.
-
Nawiązując do modelu „kompletnej” uczelni, rozumiem, że chodzi o integrację kilku dziedzin nauki, nasuwają się wątpliwości nie tyle co do celowości skumulowania takiego potencjału naukowego (o tym później), ale towarzyszącemu takiemu rozwiązaniu rozproszenie środków finansowych i wątpliwości odnośnie zapewnienia wysokiego poziomu naukowego. Czy nie lepiej rozwijać współpracę, a nie rywalizować (takie rozwiązanie bez względu na intencję twórców prowadzi do ostrej rywalizacji nie tylko z uczelniami podobnego typu, ale innymi w danym ośrodku akademickim)? W samym Wrocławiu jest kilka dobrych uniwersytetów i co na ten pomysł odpowiedzą inni rektorzy. Na zachodzie wypożycza się np. urządzenia do badań, możliwe są zlecenia, a nie za wszelką cenę robi się zakupy nie myśląc o ich wykorzystaniu. Problem nie jest nowy i chyba w zamyśle miał być rozwiązany przez tworzenie uczelni badawczych, czy sieci uczelni badawczych (podobnie jak instytutów badawczych). Znam dobrze uczelnię techniczną, która jest „obudowana” (określenie rektora PWr) dyscyplinami zupełnie nietechnicznymi i wiem jakie przynosi to skutki.
Oddzielnym problemem jest przyznawanie niektórym pobocznym dyscyplinom najwyższych kategorii co upoważnia do prowadzenia postępowań habilitacyjnych (zazwyczaj dla swoich pracowników). Nie mogłem początkowo uwierzyć, że po ostatniej ewaluacji liczba jednostek z uprawnieniami habilitacyjnymi wzrosła trzykrotnie! Fakt ten nie koresponduje zupełnie z poziomem naukowym osób po habilitacji, co dobitne potwierdzają analizy indeksu h dla osób kandydujących obecnie do RDN (patrz artykuł na stronie FSWP). Na wspomnianej uczelni technicznej (nie wymieniam celowo z nazwy) w wyniku obecnej ewaluacji ekonomia dostała kategorię A. Co na to uniwersytety ekonomiczne i klasyczne uniwersytety z wydziałami ekonomii? W rezultacie brak jest współpracy, ale jest rywalizacja, bez względu na poziom naukowy i do tego sprowadza się cały wysiłek w formie okresowej ewaluacji. Jako osoba, która aktywnie uczestniczyła w nauce światowej, m.in. jako członek rzeczywisty Międzynarodowej Akademii Inżynierii Produkcji (CIRP Fellow), nie tylko jako odwiedzający różne instytucje naukowe w świecie, mogę autentycznie stwierdzić, że o dobrą współpracę na poziomie światowym jest bardzo trudno. Nawiązując jeszcze do wypowiedzi rektora PWr należy potwierdzić, że także o szacunek dla sukcesu (lepiej o uznanie osiągnięć naukowych) w Polsce jest nadal trudno. Politechnika Wrocławska, jako jedna z polskich uczelni, zamieściła na stronie Internetowej pismo z gratulacjami dla wszystkich pracowników, którzy znaleźli się w bieżącej edycji rankingu TOP2%, zachowując przy tym miejsca zajęte w rankingu TOP2%.
4. Skład nowej PKE podobnie jak i urzędującej RDN pokazuje, że w większości nie składa się z osób o uznanym autorytecie w świecie. To jest droga donikąd. Bez zrozumienia istoty funkcjonowania nowoczesnej nauki (światowej?) nie może być mowy o merytorycznej ocenie (okresowym przeglądzie) dokonań naukowych. Przykładem może być „dopychanie” przez Ministra Edukacji i Nauki dodatkowych dyscyplin do najwyższych kategorii (pisze o tym Pani prof. I. Święcicka w artykule pt. Wszyscy wygraliśmy. Wszyscy przegraliśmy), co skutkuje w lawinowym wzroście jednostek uprawnionych do habilitowania (vide wspomniany trzykrotny wzrost jednostek z uprawnieniami habilitacyjnymi). Mamy już wysyp tzw. profesorów uczelnianych, teraz ta łatwa ścieżka awansu zostanie zintensyfikowana nawet potrójnie. A na poziom habilitacji narzekań jest co niemiara. Tak to można wyrazić, jak w tytule tego artykułu, ale czy naprawdę nie ma tu „wygranych”? Kontynuację tego szkodliwego dla polskiej nauki trendu można bez trudu dostrzec przeglądając zamieszczone „osiągniecia” naukowego kandydatów do przeszłej RDN -patrz Wartość dorobku naukowego kandydatów do RDN - nauki humanistyczne i społeczne
-
Ostatni problem, który ciąży od chwili wprowadzenia do systemu tzw. Konstytucji dla Nauki 2.0 dotyczy sposobu zdobywania i następnie przedstawiania osiągnięć do ewaluacji przez PKE. O Panu J. Gowinie prawie już zapomniano a problemy narastają. O możliwych manipulacjach pisze były już przewodniczący PKE prof. B. Skoczeń, wspomina też rektor PWr. To nie zmieni obrazu potencjału polskiej nauki i tworzenia warunków do nieuzasadnionej rywalizacji. Pierwsza reakcja to plotka, kto jest lepszy, a nie co wnosi do nauki dana dyscyplina. Twierdzenie pana przewodniczącego jest na wyrost (cytuję powtórnie: pozycja międzynarodowa (bez dodania naukowa) ma też kluczowe znaczenie w ocenie do kategorii A+). Tylko jakie kryteria przyjęto i kto je ustalał? Czy to są w stanie zrobić osoby bez należytego rozeznania w nauce światowej (międzynarodowej to chyba za mało bo to może być różnie rozumiane).
-
To, że problem nierzetelności w publikowaniu istnieje nie ma wątpliwości. Przeraża już skala i metody, a bulwersuje bezkarność. Mówią o tym zarówno osoby wysoko postawione w hierarchii naukowej, m.in. obecny przewodniczący RDN, ale dla mnie ważniejsze są słowa dr. hab. M.J. Nowaka z ZUT. Obnaża wszystkie złe strony tej działalności pseudonaukowej i podaje skutki funkcjonowania tzw. spółdzielni autorskich (lepiej i dokładniej grup wzajemnego dopisywania się do publikacji), które są już plagą w polskiej nauce. Jako koronny argument za takim nieetycznym działaniem stawia się rzekome zdolności do współpracy naukowej na wyższym szczeblu. Tylko dlaczego nie podaje się rzeczywistych udziałów autorskich, a tylko operuje się enigmatycznymi deklaracjami w formie „swobodnych” oświadczeń o roli w powstawaniu publikacji. Do czego to wszystko prowadzi pisze, używając kontekstu archeologicznego, Pan Redaktor M. Wroński w artykule pt. Plagiatowe wykopalisko. Śmiem twierdzić, że nie jest to odosobniony przypadek, ale wręcz wzorcowy instruktaż. Problem w tym, że jednym się udaje, innym nie. Zależy to od poziomu bierności danego środowiska i reakcji władz. Pan Redaktor M. Wroński przytoczył wcześniej podobny przypadek z jednej uczelni w Lublinie. Zwykle, osoby, które dopuszczają się nadużyć i nadmiarowo publikują są hołubieni przez władze i sowicie nagradzani z państwowej kasy (sic!). Proste, bo przynoszą cenne punkty do ewaluacji. Jeśli się uda, to nawet możliwa jest szybka profesura, nawet po 2-3 latach po habilitacji. Czy nie warto więc spróbować? Później trzeba się odciąć od takich osób, ale z tym władze nie mają problemu. Tak przynajmniej wynika z publikowanych dokumentów.
Na zakończenie moich wywodów przytaczam opinię pracownika naukowego, który przez długi czas pracował w Kanadzie. Według tej relacji jedną z przyczyn stosunkowo małej cytowalności polskich naukowców oraz większego udziału autorów z niskim indeksem Hirscha (artykuł na ten temat został opublikowany w FA 7/2023) jest znikomy udział sztucznej inteligencji (AI) w pracy badawczej i naukowej. Drugą z przyczyn można upatrywać w licznych ograniczeniach biurokratycznych i odwrocie od recenzji eksperckich, na rzecz porównywania punktów w różnych kategoriach, czyli wszechobecnej punktozy oraz skostnienia systemu (piszą o tym z dużym ładunkiem emocji w tym samym numerze FA profesorowie z PO i PW). Przytoczę ich apel, trochę nawiązujący do katastrofy Titanica, cytuję: zanim wielki okręt Nauka Polska osiądzie na mieliźnie gigantycznej inflacji światowych publikacji, jest szansa na zminimalizowanie skutków masowego rozwoju nauki, technologii i globalizacji. Ale najpierw na tym okręcie trzeba się znaleźć i brać udział w jego sterowaniu. Z udziałem ok. 0,5% szanse na sterowanie szalupą są już minimalne. Kiedy to nastąpi, niech zadecydują sami polscy naukowcy. Znamienne jest ubolewanie Pani prof. I. Święcickiej, cytuję: zakończona ewaluacja nie pozwala na rzeczywistą ocenę poziomu naukowego dyscyplin w poszczególnych uczelniach, ale może to nastąpi w następnych ewaluacjach? Pytam po co wnikać w szczegóły, jeśli krajobraz jest bez cieni. A na koniec puenta oparta na powszechnej opinii w środowisku akademickim:
Im większa umiejętność obracania się w tym środowisku parametrycznym, tym większy naukowiec.
Prof. dr hab. inż. Wit Grzesik, emerytowany nauczyciel akademicki