Już od kilku dekad gospodarki najbardziej rozwiniętych krajów świata napędzane są innowacjami o rosnącej wartości dodanej, które pomnażają ich dochody narodowe, czyli majętności. W Polsce już od kilku dekad mówi się o takiej gospodarce opartej na wiedzy ale prawdziwych i dochodowych innowacji ciągle tu nie ma (albo zdecydowanie za mało), bo jakby zapomina się, że w takiej gospodarce wiedzy dominującą rolę odgrywają przejrzyste ramy prawne, a tych też za mało albo i brak.
Warto jeszcze na wstępie przypomnieć (nawet kolejny raz…), że w tych krajach rozwiniętych na badania naukowe związane z gospodarką czyli stosowane, rozwojowe i wdrożeniowe w dziedzinach ścisłych, przyrodniczych i inżynierskich, przeznacza się około 80 % wszystkich nakładów na naukę i do takich badań pomnażających dochód narodowy, a nie (tylko) wykorzystujących go, ogranicza się tekst poniżej.
Fałszywa komercjalizacja
Mamy tu braki nie tylko w rozumieniu definicji prawnych różnych rodzajów badań, ale i braki w rozumieniu ich funkcji w odniesieniu do potrzeb gospodarki i rynku, co ma odbicie choćby w tutejszym błędnym nazewnictwie legislacyjnym[1]), swobodnie mieszającym zakresy pojęć.
Dla przykładu w nowelizacji ustawy „o zasadach finansowania nauki…” z 15.01 2015 r. istniało pojęcie „badania stosowane” (w Art. 2. pkt 3, to - „prace badawcze podejmowane w celu zdobycia nowej wiedzy, zorientowane przede wszystkim na zastosowanie w praktyce”), i w tym ta „nowa wiedza” to była prawda, ale „przede wszystkim na zastosowanie w praktyce”, to już nieprawda, bo do praktyki jeszcze daleko (nawet nie wiadomo jakiej) , a już szczególnie przemysłowej.
W tejże nowelizacji z 2015 r. pojawiło się też hasło „badania przemysłowe” (Art. 2. pkt 3 c) jako – „badania mające na celu zdobycie nowej wiedzy oraz umiejętności w celu opracowywania nowych produktów, procesów i usług lub wprowadzania znaczących ulepszeń do istniejących produktów, procesów i usług”.
Punkt 4. Artykułu 2. opisywał obszernie prace rozwojowe (choć bez udziału badań rozwojowych), które: „…są działalnością obejmującą nabywanie, łączenie, kształtowanie i wykorzystywanie dostępnej aktualnie wiedzy i umiejętności, w tym w zakresie narzędzi informatycznych lub oprogramowania, do planowania produkcji oraz projektowania i tworzenia zmienionych, ulepszonych lub nowych produktów, procesów lub usług, z wyłączeniem działalności obejmującej rutynowe i okresowe zmiany wprowadzane do nich, nawet jeżeli takie zmiany mają charakter ulepszeń”, co w miarę dobrze opisywało ten rodzaj prac do etapu opracowania prototypu (4 ab) ale niestety w żadnym dalszym punkcie nie pojawiły się tam prace wdrożeniowe. A do faktycznej komercjalizacji (czyli rynkowej sprzedaży produktu) ciągle jeszcze bardzo daleko …
Za to w nowej (i obowiązującej do dzisiaj) ustawie „prawo o szkolnictwie wyższym i nauce” z dnia 20 lipca 2018 r., poprzednio definiowane „badania przemysłowe” awansowały do rangi „badań aplikacyjnych” (Art. 4.2.2). Spójrzmy na to: „badania aplikacyjne rozumiane jako prace mające na celu zdobycie nowej wiedzy oraz umiejętności, nastawione na opracowywanie nowych produktów, procesów lub usług lub wprowadzanie do nich znaczących ulepszeń”, co jest osobliwym anty-eufemizmem, bo zastępuje uprzednio używany polski zwrot „badania stosowane”, tyle, że prawdziwe badania stosowane to zupełnie co innego, bo z zasady są one dalekie od „opracowywania nowych produktów, procesów lub usług” i dalekie od produkcji…
Do tego Artykuł 4.3 tej aktualnej ustawy z 20 lipca 2018 r. (mimo następujących później aż 30 nowelizacji…), głoszący, że: „Prace rozwojowe są działalnością obejmującą nabywanie, łączenie, kształtowanie i wykorzystywanie dostępnej aktualnie wiedzy i umiejętności z dziedziny nauki, technologii i działalności gospodarczej oraz innej wiedzy i umiejętności do planowania produkcji oraz tworzenia i projektowania nowych, zmienionych lub ulepszonych produktów, procesów i usług praktycznie jest kopią Art. 2 pkt. 4 nowelizacji ustawy z 2015 r. wskazanego powyżej z tym, że tu kopista(ści) nawet nie pokusił(li) się o wzmiankowanie prototypowania, co jest ważną cechą prac rozwojowych, ani też nic nowego nie dowiadujemy się o pracach/badaniach wdrożeniowych, które powinny być kolejnym etapem procesu innowacyjnego.
Zatem gdy ktoś w tym kraju zabierający glos w XXI wieku na podstawie takich niespójnych praw oficjalnie twierdzi, że „badania aplikacyjne kończą się komercjalizacją” to znaczy, że ani te prawa ani ten mówca nie mają jasności co do organizacji i mechanizmów przepływu wiedzy i funduszy w innowacyjnym cyklu ewolucyjnym:
badania stosowane => badania/prace rozwojowe => badania/prace wdrożeniowe => komercjalizacja (dystrybucja i sprzedaż) rynkowa
Jeżeli przez komercjalizację nie chce się rozumieć sprzedaży wyniku cyklu badań w postaci produktu na rynku, to można łatwo wyobrazić sobie taki wariant, że w pewnym instytucie jakiejś uczelni prowadzi się takie „badania aplikacyjne” zgodne ze wskazanymi powyżej mętnymi definicjami. Wyniki badań w postaci tłustego raportu kupuje firma, której prezes akurat teraz robi doktorat u dyrektora tego instytutu.... Firma wpuszcza wydatek w koszty, podatnik płaci, choć innowacji na rynku nie widzi. Profesorowi przybywa kolejny doktorat, za co zostaje mianowany belwederskim i podatnik płaci mu już do końca życia, choć nic z tego nie ma…
Badania stosowane i pomysły
W krajach rozwiniętych do etapu „gospodarki opartej na wiedzy” już od wielu dekad istnieje ogromny nacisk na rozwój badań stosowanych, choć w wielu innych krajach (w tym w Polsce) ich rola nie jest rozumiana - są niedowartościowane, niedoszacowane i wręcz niedorozwinięte.
Dla odróżnienia od polskich niejasnych definicji ustawowych (co może wynikać z nieścisłości tłumaczeń z „tych obcych języków” i przysłowiowego już pośpiechu przy kompletowaniu dokumentacji „na wczoraj”) warto może wprowadzić pojęcia działające tam, gdzie działają dobrze. Więc: badania stosowane to przeniesienie wiedzy z nauk podstawowych do otoczenia fizycznego lub przyrodniczego, i jej zastosowanie w celu zmiany konkretnego zjawiska, wliczając w to jego zahamowanie albo przeciwnie - szczególny rozwój w zamierzonym kierunku.
Skąd tak wielkie zainteresowanie tymi badaniami, tam gdzie ono istnieje? …
Bo w badaniach stosowanych, także z racji ich multidyscyplinarnego charakteru, najczęściej powstają POMYSŁY na nowe rozwiązanie problemu lub zaspokojenie nowej potrzeby.
Same pomysły często są mgliste – nie mają jeszcze wiele wspólnego z rynkiem i początkowo mogą niewiele pojęć konkretyzować. To może być zmiana właściwości znanego materiału, całkiem nowy materiał, zarys ulepszonego lub nowego produktu, usługi czy zmiany technologicznej, albo koncepcja nowej technologii dla otrzymania ulepszonego albo całkiem nowego produktu.
Na tym etapie to wszystko pozostaje w sferze zamierzeń i jeszcze jest dalekie od realizacji w postaci produkcji czy jeszcze później ostatecznej komercjalizacji. Ale pomysłom trzeba dać się urodzić, bo bez pomysłu w ogóle nie ma INNOWACJI, a z kolei ten termin opisuje proces dwustopniowy, który oprócz pomysłu musi zawierać jeszcze jakąś koncepcję SPOSOBU WDROŻENIA.
Czyli (za prof. T.A. Brzustowskim[2]):
INNOWACJA = POMYSŁ na zaspokojenie potrzeby + SPOSÓB NA WDROŻENIE pomysłu
choć sam ten wstępnie proponowany sposób też może być jeszcze mglisty. Po to są następne etapy prac i badań rozwojowych, by te pomysły i te sposoby zweryfikować i dopracować gdy dobrze rokują, ale trzeba mieć KIEDY I ZA CO...
Choćby poznanie specyficznych właściwości materiałów w badaniach stosowanych zajmuje czas i kosztuje sporo pieniędzy. Wystarczy dla przykładu wskazać miliony cykli obciążeń w badaniach zmęczeniowych przy użyciu kosztownej aparatury i powiedzmy, że to tylko przy stałych amplitudach. A przecież na części samochodu w którym jedziemy, czy na samolot którym lecimy, działają zmienne amplitudy obciążeń, a mimo to chcemy dojechać czy dolecieć bezpiecznie… Dlatego dostosowanie do konkretnych wymogów produktów i potrzeb konsumentów w dalszym etapie badań i prac rozwojowych może zająć jeszcze więcej czasu i jeszcze więcej kosztować.
Naprawa prawa
Badania i prace wdrożeniowe są w Polsce zupełnie zaniedbane w sensie prawnym i finansowym, a to całkiem odmienna dziedzina od poprzednich, wymagająca odmiennej ekspertyzy, organizacji i funduszy. Produkt dobrze opracowany i nawet już wdrożony do produkcji ciągle nie przynosi dochodu, choć podnosi koszty tak długo, dopóki nie zostanie sprzedany na rynku. Żeby uniknąć działań pozorowanych (łącznie z tzw. kreatywną księgowością) przez komercjalizację innowacji należy rozumieć wyłącznie wprowadzenie innowacyjnego produktu (dobra lub usługi) do sprzedaży rynkowej. Tej prawdziwej komercjalizacji (jak dobrze pójdzie) dokonuje tylko przedsiębiorca po wdrożeniu wielkoskalowej produkcji, po dogłębnych badaniach rynkowych i dopracowaniu logistyki w konkretnych kanałach dystrybucyjnych. To znowu inne pieniądze i zupełnie odmienni fachowcy, a nic o tym nie wiadomo w polskim prawodawstwie, nie wspominając instrumentów finansowych wsparcia procesu przez regulatora rynku, co często też jest niezbędne.
Do marnotrawnych absurdów legislacyjnych tego kraju można zaliczyć fakt istnienia takiej oto niewytłumaczalnej luki prawnej: wydaje się dużą część funduszy na badania podstawowe, które nic nie dają rynkowi ani podatnikowi. NCN i tak dobrze sprawuje swój mandat w tym bałaganie polityczno-prawnym. Dalej, błędnie definiuje się najważniejsze dzisiaj badania stosowane, miesza się badania rozwojowe z wdrożeniowymi a te ostatnie praktycznie pomija się, choć są najpoważniejszą kategorię kosztową. Ale za to nadrzędna instytucja powołana do zarządzania pracami rozwojowymi (jak głosi sama nazwa – NCBiR), domaga się od wykonawców grantów także cudu (czy sofizmatu) komercjalizacji, choć to przeskok kilku etapów ewolucji innowacji, do tego kilku rzędów wielkości kosztów, i to bez wskazania źródeł finansowania w tej skali. Stąd luka i możliwe działania pozorowane.
Żeby było weselej, Urząd Skarbowy nakazuje szybko przewidzieć zysk z tej ciągle (i tylko) potencjalnej komercjalizacji (jakby zawsze miała się udać…) i natychmiast płacić podatki od zysku z wdrożenia i sprzedaży innowacji wynikającej z takich badań i prac. Dlatego mamy, co mamy - czyli nic nie mamy - ani badań ani wdrożeń, dużo pozoracji, marnotrawstwa finansów i wysiłku ludzkiego. Dlatego tak mało tu na półkach Obi, Juli czy Castoramy udanych komercjalizacji produktowych innowacji krajowych, a już szczególnie tych akademickich, które w świecie rozwiniętym stanowią prawie połowę wszystkich innowacji ...
To ciągle aktualna część opublikowanego wcześniej w tym roku obszerniejszego artykułu: Krzysztof J. Konsztowicz: Nauki polskiej droga do… Castoramy? – Studio Opinii
Dr hab. inż. Krzysztof J. Konsztowicz, prof. ATH (emer.)
Bibliografia
Krzysztof J. Konsztowicz: Nauki polskiej droga do… Castoramy? – Studio Opinii, 02, 2024
Krzysztof J. Konsztowicz, „Rola badań stosowanych w rozwoju innowacji produktowych”, Mechanik, R 97 [5-6] 60-63 (2024)
Krzysztof J. Konsztowicz: Prawo KTT w nauce RP i nie tylko… – Studio Opinii 08, 2024
Gospodarka nie-wiedzy Krzysztof Jan Konsztowicz. Ebook - Księgarnia ekonomiczna Onepress.pl, 05, 2020
[1] Na przykład miesza się badania stosowane z przemysłowymi, a kolejne wersje tego niejasnego prawa wprowadziły rozmycie odpowiedzialności za przyznawanie i umarzanie funduszy (pieniędzy podatnika). A już tam, gdzie mówi się o „jednostkach naukowych …prowadzących działania związane z komercjalizacją ich wyników”, to wręcz trąci absurdem, bo jednostki naukowe zupełnie nie są od tego...
[2] Tomasz Antoni Brzustowski (04.04.1937-19.07.2020 ), urodzony w Warszawie kanadyjski inżynier mechaniki lotniczej, profesor komercjalizacji innowacji (Univ. of Ottawa), doktor hc 14 uniwersytetów, były prezydent Rady Badań Przyrodniczych i Inżynierskich Kanady (NSERC). Wybitny pracownik służby cywilnej Kanady, który przyczynił się walnie do skutecznej transformacji tego kraju do etapu gospodarki opartej na wiedzy
A kto układał tę Ustawę? No nie inżynierowie, tylko prawnicy.
sciencewatch.pl/.../...
Wystarczy kliknąć na ten link aby się zorientować jak duże są rozbieżności w kluczowych dziedzinach i dyscyplinach naukowych w świecie i Polsce.
Skład Rady Legislacyjnej VIII kadencji (1998–2002)
prof. Andrzej Zoll – przewodniczący do 19 lipca 2000,
prof. Andrzej Szajkowski – przewodniczący od 20 lipca 2000,
prof. Krzysztof Pietrzykowski – wiceprzewodniczący
członkowie: prof. Andrzej Bierć, prof. Stanisław Biernat, prof. Władysław Czapliński, prof. Lech Garlicki, prof. Marian Kępiński, prof. Aleksander Lichorowicz, prof. Ryszard Mastalski, prof. Stanisław Piątek, Aleksander Proksa, prof. Michał Seweryński, prof. Renata Szafarz, prof. Stanisław Waltoś, prof. Zbigniew Witkowski, prof. Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz i prof. Mirosław Wyrzykowski
Sami profesorowie. W innych latach tak samo.
Reformę można zrobić BEZ PRZEPROWADZENIA JAKICHKOLWIEK BADAŃ. Wystarczy poobserwować rzeczywistość, która nas otacza, i starać się zauważyć "co idzie w ruinę", "co urąga godności ludzkiej", "co jest niezgodne z zasadami etycznego postępowania i moralności" itd. Wtedy wnioski narzucą się same.
Tak zrobił Marcin Luter. Swoją reformę wykoncypował bez badań naukowych i tym samym bez żadnych nakładów finansowych na nie (bo badań naukowych nie potrzebował).
Do władzy państwowej miałbym apel: nie schlebiajcie "fałszywym prorokom".
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.