Jeżeli jesteśmy na naszym Uniwersytecie" - o kulisach postępowania habilitacyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego

W maju 2020 r. do Fundacji Science Watch Polska zgłosiła się habilitantka w sprawie nieprawidłowości dotyczących jej postępowania habilitacyjnego prowadzonego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Uchwała Komisji habilitacyjnej w jej postępowaniu była praktycznie jednomyślna (6 głosów na „tak”, 1 głos na „nie”).

Komisja habilitacyjna nie podzieliła odosobnionego zdania recenzentki z Uniwersytetu Śląskiego, a nawet zgłosiła do protokołu uwagi co do jej rzetelności. Co zatem przy takiej uchwale w Komisji mogło pójść nie tak? Okazuje się, że jeśli nie jesteś na "swoim Uniwersytecie", bo Twoja uczelnia akurat nie ma prawa do nadawania habilitacji, to wydarzyć może się dosłownie wszystko...

Habilitantka wniosek o wszczęcie postępowania habilitacyjnego złożyła dnia 13-tego sierpnia 2018 roku. "Po tym, co mnie spotkało, chyba stanę się przesądna" - mówi.

Problemy zaczęły się już przy recenzjach. Pierwsza recenzja, jednoznacznie pozytywna, sporządzona została w terminie. Druga wpłynęła już z dwumiesięcznym opóźnieniem i  była częściowo negatywna (co do monografii). Poza tym recenzja ta budzi wątpliwości, pod względem rzetelności. W recenzji pominięto współpracę międzynarodową habilitantki, nie oceniono jej działalności eksperckiej i dorobku dydaktycznego oraz organizacyjnego (a był znaczny). Zaświadczono też, że habilitantka tylko "kilkukrotnie wygłosiła referaty" na konferencjach, podczas gdy tych referatów było 17, w tym 8 na konferencjach międzynarodowych. Pominięto też jej grant z NCN-u, zapewne jako nieistotny. W recenzji czytamy, że habilitantka oparła swoje rozważania na "czterech czy pięciu pozycjach", i że praca nie jest należycie udokumentowana, a nawet, że "ponad połowa pracy jest przepisana". Tyle tylko, że te pomawiające zarzuty nie zostały w żaden sposób skonkretyzowane ani rozwinięte. Nie wiemy skąd i w którym miejscu miało nastąpić rzekome przepisanie pracy. Tu trzeba wspomnieć, że w monografii habilitacyjnej znajduje się 395 pozycji bibliograficznych i ponad 100 orzeczeń sądowych, co znalazło odzwierciedlenie w 890 przypisach. Docenili to pozostali recenzenci.

Nieprawdziwa treść umów z recenzentami i prawie rok opóźnienia

W marcu 2019 r., czyli po 7-miu miesiącach od złożenia wniosku, habilitantka w dalszym ciągu miała tylko dwie recenzje: jedną pozytywną i jedną negatywną. I tu zaczyna się jej nerwowe oczekiwanie na opinię trzeciego recenzenta... Od jego recenzji wiele zależy.... Profesor jednak się nie spieszy. Recenzję przedkłada dopiero po 10-ciu miesiącach. Na szczęście dla habilitantki ta recenzja też jest jednoznacznie pozytywna.

Skąd takie opóźnienia w sporządzaniu recenzji? Czy takie działania w postępowaniu habilitacyjnym są dopuszczalne? Po zbadaniu sprawy okazuje się, że umowy z recenzentami podpisywane były stosownie do terminu oddania recenzji.  W pierwszej recenzji termin oddania dzieła ustalono na luty 2019 r., w drugiej termin przypada już w kwietniu 2019 r., a w przypadku trzeciej - tej sporządzonej z 10-cio miesięcznym opóźnieniem - termin oddania dzieła ustalono na styczeń 2020 r., czyli już po posiedzeniu Komisji habilitacyjnej i po uchwale o odmowie nadania stopnia. Przepisy prawa wskazują, że recenzent ma 6 tygodni na przygotowanie recenzji. Tym samym nie tylko zignorowano termin ustawowy, ale też wytyczne dotyczące zawierania umów z recenzentami wynikające z dokumentu pt. „Dobre praktyki w procedurach recenzyjnych w nauce”, i zalecenia Centralnej Komisji. Trzeba podkreślić, że postępowanie finansowane jest ze środków publicznych, które powinny być wydatkowane celowo, racjonalnie i terminowo. W Dobrych praktykach  czytamy:

"Umowy o przygotowanie recenzji powinny być w wysokim stopniu uprawdopodabniać ich rzetelność i terminowość, a recenzje niezgodne z umową nie powinny być przyjmowane. Niezbędne jest zawieranie stosownych umów z recenzentami. (...) Ze względu na interesy osób bezpośrednio zainteresowanych, a zwłaszcza autorów recenzowanych prac albo wniosków grantowych, umowa o wykonanie recenzji powinna restrykcyjnie traktować przekroczenia terminu wykonania recenzji. Naganne jest bowiem blokowanie procedury recenzyjnej z powodu biernego oczekiwania na opóźniające się dostarczenie recenzji [pokreślenie własne]" (str.5-6).

Komisja habilitacyjna zbiera się dopiero po roku od jej powołania, ale na szczęście dla habilitantki 6 osób nie ma żadnych wątpliwości w kwestii spełniania przez kandydatkę kryteriów co do nadania jej stopnia doktora habilitowanego. Wydawało się, że w tej sytuacji decyzja Rady to jedynie formalność.

Posiedzenie Rady Naukowej  Instytutu Nauk Prawnych UŚ

W grudniu 2019 r., a zatem 16 miesięcy od złożenia wniosku, habilitantka zostaje zaproszona na posiedzenie Rady Naukowej, celem złożenia Radzie tradycyjnych podziękowań za nadanie jej stopnia. Siedząc pod drzwiami sali Rady Naukowej słyszy cały jego przebieg. W jego trakcie, jak mówi: "Wysłałam SMS do męża, że przepadnę". Okazuje się bowiem, że Dyrektor Instytutu Nauk Prawnych UŚ, wbrew obowiązkowi, nie zaprosił na posiedzenie recenzentów zewnętrznych. Głównym biegłym w sprawie staje się recenzentka z własnego Wydziału, autorka negatywnej recenzji, która uczestniczy w posiedzeniu Rady Instytutu.

W odwołaniu habilitantki czytamy, że: "w protokole z posiedzenia Rady Instytutu wypowiedzi dwóch recenzentów co do pozytywnej opinii zajmują tylko 14 akapitów, podczas gdy wypowiedzi autorki negatywnej recenzji zajmują aż 75 akapitów". Jak wynika z tego protokołu,  niektórzy jej członkowie nie wiedzą nawet z jakiej dziedziny jest praca habilitantki, choć wskazuje na to już jej tytuł. Czy można w tej sytuacji w ogóle mówić o obiektywizmie i bezstronności? Jak zauważył Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w wyroku z dnia 29 listopada 2016 r. (II SA/Wa 379/16, LEX nr 2337019), szczególnie ważne jest ustalenie, czy przystępując do głosowania członkowie Rady mieli pełny obraz przebiegu postępowania przed Komisją Habilitacyjną, której opinia ma istotny wpływ na wynik głosowania.

Dlaczego zatem Dyrektor Instytutu nie zaprasza pozostałych recenzentów i oddaje głos tylko autorce negatywnej recenzji? Odpowiedź chyba znajdujemy w protokole:

"nie chodzi mi o to, że ja mam rację a oni nie ale jeżeli jesteśmy na naszym Uniwersytecie i to my będziemy decydować wydawało mi się, że dobrze żeby wzięli to Państwo pod uwagę" [pokreślenie własne].

Członkowie Rady bardziej niż dorobkiem habilitantki interesują się dorobkiem pozostałych recenzentów i członków Komisji, żeby następnie dojść do wniosku, że tak naprawdę jedynym specjalistą jest koleżanka z ich Uniwersytetu. I tylko jej opinia ma znaczenie. Praca innych członków Komisji Habilitacyjnej  nie zasługuje na uwzględnienie.

Ale to dopiero początek... Recenzentka już na początku posiedzenia, powołując się na autorytet i wpływy członka Centralnej Komisji, żąda usunięcia i nieprzekazywania do Centralnej Komisji niewygodnego dla niej załącznika, który zawiera uwagi co do rzetelności jej recenzji. W protokole czytamy:

"Niezależnie od tego jak potoczy się dyskusja chciałabym prosić o usunięcie z dokumentacji, nieprzesyłanie tego do Centralnej Komisji (...)Nie czytałam tego, ale prosiłabym o niedołączanie do akt sprawy bo jest to jakiś dziwny precedens. Rozmawiałam w tej sprawie z prof. P., który zalecił abym zwróciła się z tym do Rady Instytutu" [podkreślenia własne].

Siedząca pod drzwiami habilitantka przeciera oczy ze zdumienia. Tymczasem wniosek taki nie budzi żadnych wątpliwości co do bezstronności recenzentki, choć ostatecznie po krótkiej naradzie Rada uznaje, że jednak nie należy usuwać dokumentów z akt sprawy administracyjnej. Załącznik - choć nigdy nierozpoznany - zostaje w aktach sprawy. Z przepisów prawa i orzecznictwa sądów administracyjnych wynika wyraźnie, że recenzentem nie może być osoba, w stosunku do której zachodzą uzasadnione wątpliwości co do jej bezstronności. W sytuacji ujawnienia się okoliczności mogących budzić uzasadnione wątpliwości co do bezstronności powołanego już recenzenta, biegły podlega wyłączeniu na zasadach i w trybie określonym w art. 24 k.p.a. (Wyrok WSA w Warszawie z dnia 21 czerwca 2018 r., II SA/Wa 1462/17, LEX nr 2739244). "Ale skoro jesteśmy na naszym Uniwersytecie..."

Nie znam się na kognitywistyce, ale habilitantka "nie ma uprawnień"

Jak wynika z protokołu z posiedzenia Rady Instytutu, nie rozpatrzono na niej wnikliwie i zgodnie z prawdą materiału dowodowego. Padło sporo wątpliwych naukowo wypowiedzi, ale to nadaje się na osobny artykuł...Tu wystarczy tylko podać, że główny biegły w sprawie -  autorka negatywnej recenzji - wprost i aż dwa razy przyznaje, że nie zna się na temacie pracy obejmującym kognitywistykę. W protokole czytamy:

"Nie uważam, że na wszystkim się znam, np. nie znam się na kognitywistyce".

W innym miejscu recenzentka stwierdza:

 "zakładam, że my jako prawnicy nie do końca się znamy na kognitywistce i w zawiązku z tym pewne rzeczy, które są w tej książce musieliśmy przyjąć, uwierzyć Pani. Myślę, że jeżeli coś jest związane z neurobiologią nie jest takie łatwe do ogarnięcia".

Dodać trzeba, że już po wniesieniu przez habilitantkę odwołania, w którym pojawił się zarzut naruszenia zasad etyki poprzez przyjęcie obowiązków recenzenta, choć wykraczają one poza zakres naukowego doświadczenia i kompetencji osoby sporządzającej opinie (pkt. 3.4.1. Kodeksu Etyki pracownika naukowego), recenzentka podkreśla, że jej ocena dotyczyła jednak prawa i prawa autorskiego. Habilitantka nie jest jedynym prawnikiem, który sięga do kognitywistyki, a dorobek tej nauki stanowi zasadniczy element prowadzonych w pracy badań. Czy zatem recenzent może podjąć się oceny pracy, kiedy wprost przyznaje, że na istotnych jej wątkach się po prostu nie zna? Czy może ją wnikliwie i obiektywnie ocenić?

Ponadto recenzentka uważa, że habilitantka nie ma odpowiedniego wykształcenia akademickiego do prowadzenia badań interdyscyplinarnych. Twierdzi też, że habilitantka po prostu "nie ma uprawnień"… To co dziwi w tej sprawie, to fakt, że nikogo z profesorów nie razi, iż takie sformułowania mogą naruszać konstytucyjnie gwarantowaną wolność prowadzenia badań naukowych (art.73 Konstytucji). W protokole czytamy:

"Ja zupełnie przypadkowo znalazłam artykuł w Tygodniku Powszechnym gdzie okazuje się, że kognitywistyka to nie jest jednolita nauka, też ewoluuje. To co Pani nam tutaj przedstawiła to są jakieś poglądy, które już w tej chwili zostały obalone przez naukowców. Ona oparła tę pracę na tym jak mózg reaguje, a w tej chwili kognitywiści dochodzą do wniosku, że nie można badać samego mózgu bo na te reakcje wpływają także relacje i otoczenie, czyli trochę więcej niż ona tutaj pokazała. Dla mnie to był dodatkowy argument, że nie możne pisać, bo nie ma uprawnienia".

Co kryje nagranie z posiedzenia Rady Instytutu?

Z nagrania posiedzenia, które udostępniono habilitantce, dowiadujemy się, że habilitantka nie może prowadzić badań interdyscyplinarnych także dlatego, że recenzentkę "wkurzają" dziennikarze. Tyle, że ta (i nie tylko ta) wypowiedź nie znalazła się już w protokole.

Ja jestem jak najbardziej za interdyscyplinarnością. No ale wiecie Państwo, jeżeli zaczynamy posługiwać się. Nie wiem czy Państwo się spotkali, ale mnie tak trochę wkurza jak widzę, że dziennikarz zaczyna poruszać się w rozprawie dotyczącej jakiś dziennikarstwa i on zaczyna wypowiadać się na kwestie prawne. Na temat kwestii prawnych. No trochę nie ma uprawnienia. Zatem w drugą stronę to też tak idzie [transkrypcja nagrania].

Co ciekawe, recenzentka sama pisze książki interdyscyplinarne i na ich podstawie wszczęła postępowanie o nadanie jej tytułu profesora nauk prawnych. Fundacja dysponuje pełną dokumentacją tego postępowania.

Ale co wolno na swoim Uniwersytecie... Chciałaby się powiedzieć

Ostatecznie Rada odmawia nadania habilitantce stopnia. Uchwałę habilitantka otrzymuje dopiero po dwóch miesiącach od posiedzenia Rady Instytutu i po licznych pismach w tej sprawie. Ku jej zdumieniu, w uzasadnieniu nie ma ani jednego zdania pozytywnego, co do jej osiągnięć czy dorobku - choć dorobek uznała przecież cała Komisja, w tym nawet autorka negatywnej recenzji. Uzasadnienie uchwały o odmowie nadania stopnia zawiera tylko odosobnione twierdzenia jednego członka Komisji. Jednoznacznie pozytywne oceny pozostałych członków zostały pominięte. Ograniczono się jedynie do stwierdzenia, że:

"W trakcie obrad Komisji habilitacyjnej pozostali recenzenci oraz członkowie Komisji wyrazili pozytywną opinię o przedstawionej monografii i o pozostałym dorobku Habilitantki".

Za to z uchwały dowiemy się m.in., że praca habilitantki jest:

"powierzchowna, niedopracowana, nie jest wystarczająco udokumentowana, sprawia wrażenie niedokończonej, jest napisana językiem trudnym, niezrozumiałym, może prowadzić do wyciągnięcia negatywnych wniosków".

Czytamy też, że:

"przedstawiono przebieg obrad Komisji, w tym wypowiedzi wszystkich recenzentów oraz członków Komisji", choć podczas posiedzenia zupełnie pominięto wypowiedzi dwóch członków Komisji, w tym Przewodniczącej. Czy dlatego, że nie pokrywały się z twierdzeniami koleżanki recenzentki?

Zapomniane osiągnięcia habilitantki

Nie jest zadaniem Fundacji rozstrzyganie czy habilitantce należy się stopień doktora habilitowanego, ale z pewnością warto przywołać jej osiągnięcia. Habilitantka jest laureatką dwóch konkursów NCN, w ciągu 7 lat od doktoratu opublikowała 4 książki, w tym 2 monografie, 45 artykułów, w tym kilkanaście w periodykach o uznanej renomie, wygłosiła 17 referatów na konferencjach naukowych oraz brała udział w 7-miu programach badawczych, w tym w 2-ch o zasięgu międzynarodowym.

Z pewnością jednak należy postawić pytanie, dlaczego Rada, która w sprzeczności z treścią uchwały Komisji Habilitacyjnej odmawia jej nadania stopnia nie uzasadniła przynajmniej w sposób szczegółowy, merytoryczny i wyczerpujący swojego stanowiska? Z uchwały nie wynika, dlaczego wzięto pod uwagę tylko zdanie jednego członka Komisji, a pozostałym odmówiono wiarygodności. Czy profesorowie prawa, w tym administratywiści, autorzy uznanych komentarzy naprawdę nie znają zasad uzasadniania decyzji administracyjnych, czy tylko ich nie stosują, bo "jesteśmy na naszym Uniwersytecie"?

Odwołanie

Jest koniec lutego 2020 r. Mija 19 miesięcy od złożenia wniosku o wszczęcie postępowania habilitacyjnego. Habilitantka wnosi odwołanie. Rada pochyla się nad odwołaniem i pojawiają się wątpliwości, czy na pewno właściwie rozpoznano materiał dowodowy, czy właściwie wydano uchwałę. Okazuje się, że profesorowie prawa nie przeprowadzili właściwie głosowania. W protokole z posiedzenia Rady Naukowej Instytutu, można przeczytać wypowiedź Członka Rady, który jest także członkiem Centralnej Komisji:

„Wpłynęło odwołanie i Rada w ramach autokontroli uwzględnia je z przyczyn formalnych, wyraźnie napisać, że uznajemy, że popełniliśmy błąd, że była tylko jedna uchwała, a nie dwie jak powinno być, czyli dochodzi do reasumpcji głosowania i w tej chwili jeszcze raz Rada głosuje merytorycznie nad wnioskiem" [pokreślenie własne].

Czytamy też:

„Dziekan wskazał, iż sugerował Panu Dyrektorowi przesunięcie sprawy na kolejne posiedzenie, jeżeli Rada nie jest gotowa do podjęcia takiej uchwały. To pozwoli uniknąć narażenia się na reakcje Centralnej Komisji i aby ta pochylała się nad sprawą merytorycznie, a nie wytykała błędy procesowe.

Rada uznaje błąd, ale przenosi głosowanie na kolejne posiedzenie. Wybucha pandemia, i kolejne posiedzenie ma miejsce dopiero w kwietniu 2020 r. Mija 21 miesięcy od złożenia wniosku. Tym razem Dyrektor Instytutu odczytuje w całości dwie pozytywne recenzje, ale odstępuje od odczytania recenzji negatywnej. Czy dlatego, że te recenzje różnią się nie tylko objętością, ale i wnikliwością w ocenie dorobku habilitantki, a także co do stwierdzeń, które dają się sprawdzić w kategoriach prawda/fałsz? Czy równoległe odczytanie wszystkich recenzji mogłoby odsłonić pewne niewygodne dla recenzentki kwestie? Dyrektor Instytutu twierdzi:

"że w jego ocenie recenzentka nie wpływała na przebieg posiedzenia. Zaprezentowała swoje stanowisko, które podtrzymała, bo ono było już wyrażone w recenzji (...) nie przypominam sobie takiej sytuacji, że były to twierdzenia niezgodne ze stanem faktycznym. Były to wyrażone w recenzji Pani Profesor informacje".

Sprawą prawdziwości oświadczeń recenzentki zajmuje się prokuratura i sąd. Zostawmy ją zatem do rozstrzygnięcia właściwym organom. Skomentować można jedynie, że z dokumentów sprawy wynika, iż recenzentka nakłaniała do usunięcia dokumentacji i zdominowała przebieg posiedzenia Rady, wykorzystując fakt, że nie dopełniono obowiązku zaproszenia pozostałych recenzentów. Nie jest wykluczone, że gdyby wzięli w nim udział, zareagowaliby na argumenty obecnej recenzentki.

Co może jeszcze pójść nie tak?

Skoro jednak Rada Naukowa w wyniku odwołania przyznaje wyraźnie, że popełniła błąd, to co jeszcze może pójść nie tak? Okazuje się, że profesorowie prawa bez uchylenia uchwały wcześniejszej wydają kolejną uchwałę o odmowie nadania stopnia doktora habilitowanego. I tym sposobem habilitantka ma aż dwie uchwały o odmowie nadania stopnia. Która jest ważna? Od której ma wnieść odwołanie? Czy habilitant ma prawo do dwóch odwołań? Dlaczego w jednej sprawie wydano aż dwie uchwały?  Druga uchwała jest po pierwszej, ale zawiera błąd w nazwisku. Ktoś powie, że to czepianie się, ale może ze względu na błąd w nazwisku druga uchwała nie dotyczy już habilitantki?

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że kolejny raz autorytety prawnicze popełniają błędy przy głosowaniu uchwały. Najpierw głosują uchwałę o nadaniu stopnia, ale ta nie uzyskuje bezwzględnej większości. Zatem tym razem profesorowie prawa głosują już uchwałę o odmowie nadania stopnia. Tyle, że ta też nie uzyskuje bezwzględnej większości... Zatem zamiast powtórzyć głosowanie co do nadania stopnia, uczeni w prawie głosują już tylko uchwałę o odmowie nadania stopnia. Głosują aż trzy razy. Jeden z profesorów, członek Centralnej Komisji, po kolejnej próbie przegłosowania uchwały o odmowie nadania stopnia nawołuje o rozsądne głosowanie. W protokole z kwietnia czytamy:

"apeluję ponownie o zrozumienie głosowania co do treści uchwały. Cały czas jest rozbieżność, nie ma dwóch jednakowych głosowań. Jeżeli ktoś w pierwszym głosowaniu był za przyznaniem stopnia, to w drugim głosowaniu powinien głosować przeciwko. Proszę o rozsądne głosowanie"

Wreszcie po trzecim głosowaniu jeden głos pozwala uzyskać wymaganą bezwzględną większość i wydać uchwałę o odmowie nadania stopnia zgodną z odosobnionym wnioskiem recenzentki z własnego wydziału. Jak twierdzi habilitantka, "jestem chyba pierwszym w Polsce habilitantem, w przypadku którego wydano aż dwie uchwały o odmowie nadania stopnia doktora habilitowanego. Dwie po wadliwym głosowaniu, dwie sprzeczne z uchwałą Komisji habilitacyjnej, dwie wydane z rażącym naruszeniem prawa".

W sprawie aż dwa razy interweniuje Rzecznik Praw Obywatelskich. W piśmie do Przewodniczącego Centralnej Komisji RPO podnosi, że wydano aż dwie uchwały, że dwa razy głosowania były wadliwe, że nie można wydawać dwóch decyzji w jednej sprawie, i że uzasadnienie decyzji zawiera tylko odosobnione poglądy jednego członka Komisji. A wszystko się dzieje na Wydziale Prawa, który odpowiada za kształcenie przyszłych pokoleń prawników.

Czy może być jeszcze gorzej? Okazuje się, że może...

Kiedy habilitantka podejmuje działania prawne i składa m.in. wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciwko recenzentce, już na drugi dzień po zawiadomieniu  złożonym do Rektora Uniwersytet Śląskiego, Dziekan WPIA staje na Senacie i szczegółowo relacjonuje pisma i skargi, które złożyła "rozczarowana habilitantka". W nagraniu internetowym z posiedzenia Senatu przedstawiając habilitantkę z imienia i nazwiska (dane osobowe?), Dziekan pomija obiektywne przyczyny jej rozczarowania, takie jak np. praktycznie jednomyślna uchwała Komisji Habilitacyjnej i liczne błędy proceduralne. Jak wynika z udostępnionego nagrania posiedzenia Senatu, na końcu stwierdza:

"No jeżeli byśmy teraz pozwolili na jakiekolwiek działania tego typu - no drodzy państwo - to w mojej ocenie resztki demokratycznego państwa chyba by już legły zupełnie w gruzach. Zatem nie dajmy się wciągnąć właśnie w tego typu działania".

Fundacja podjęła działania celem sprawdzenia, czy nie doszło do naruszenia Kodeksu Etyki i zasad prowadzenia postępowania dyscyplinarnego. Komisja ds. Etyki w Nauce dnia 15 czerwca rozpatrzyła pismo Fundacji w tej sprawie i zwróciła uwagę na pkt. 5 ppkt 2 Kodeksu Etyki Pracownika Naukowego (wyd.2), zgodnie z którym:

„Ważnym warunkiem utrzymania najwyższych standardów w tych sprawach jest ścisła poufność postępowania wyjaśniającego i ograniczenie kręgu osób poinformowanych o tym postępowaniu, a także właściwe zabezpieczenie dokumentacji, w celu ochrony osób zaangażowanych w postępowanie, pod warunkiem, że nie szkodzi to postępowaniu albo zdrowiu i bezpieczeństwu oraz dobru uczestników postępowania. Niezbędne ujawnienie informacji osobom trzecim powinno odbywać się pod warunkiem zobowiązania tych osób do zachowania poufności, chyba że są one już do tego zobowiązane z racji pełnionej funkcji. Postępowanie wyjaśniające powinno kończyć się poufnym raportem, zawierającym ustalenia i zalecenia w sprawie dalszego postępowania”.

Habilitantka w napięciu oczekuje na dalszy rozwój wydarzeń. Co złego w tym wszczętym 13-stego postępowaniu może się jeszcze wydarzyć?

to tylko zarys nieprawidłowości...c.d.n.

Link do zdjęcia:

https://commons.wikimedia.org/wiki/File:U%C5%9A_rektorat_deptak.jpg/CC BY-SA

dr Monika Mularska-Kucharek
Wiceprezes Fundacji
Science Watch Polska
email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

"